Seksualna Cukrzyca – mężczyźni autocenzurują swój dobrostan ze strachu

Cukrzyca seksualna

Rian Stone:Czy temat rozwodów w manosferze jest przesadzony?” Mała korekta z mojej strony. Jak widzicie, nawiązanie do manosfery z 20 grudnia 2011 r. To blisko do mojej tezy o roku 2012, ale nie jest ona w 100 proc. trafna, więc pewnie powinienem się poprawić na rok 2011. Owszem, artykuł w Mother Jones jest z 2012 r. z lutego, jeśli dobrze pamiętam. To mniej więcej ten sam okres, kiedy stworzono pojęcie manosfery jako operację psychologiczną mająca na celu dyskredytację mężczyzn, piętnując nas kolektywnie niczym jakichś j*banych komunistów.

Mamy tutaj odnośnik do niejakiej Susan Walsh. Tego wprawdzie nie wiem, ale to sprawdzę, ale czy chodzi tu o tę Susan Walsh, którą mam na myśli? “Urodzona w 1960 r., zaginęła w 1996 r.” To ta sama osoba? Czy chodzi o żonę Matta Walsha? Ktoś coś? Jego umieściłem na początku. Grim Reaper w komentarzu na temat frywolnych rozwodów, To już pewnie znacie, że faceci są faktem zaskoczeni, a kobiety planują rozwód już z wyprzedzeniem.

Jak kobiecy imperatyw „po prostu się wydarza” – Dalrock

Susan odpisuje, że albo pokaże twarde dowody, albo niech zamilknie. A co byś powiedziała, że kobieta pierwsza zjada posiłek, by później móc przygotować stół i obsługiwać mężczyznę? Irracjonalny gniew to jedyna odpowiedź, dlatego dyskutowanie o tych rzeczach z kobietami nie ma sensu. Oto druga część. Jeśli czytaliście „Practical Female Psychology (Psychologia kobiet w praktyce)”, wydaną w 2008 r, jeśli się nie mylę, to zauważycie, że Dalrock wspomina o tym samym.

[Kobiece] Manipulacje: Poradnik dla początkujących – Rian Stone

Mianowicie proces “beta-izacji” mężczyzny, o którym wcześniej mówiłem, choć ubiera to w inne słowa, i to właśnie uwielbiam w Czerwonej Pigułce, gdy pojawiają się zbieżne dowody. Taka mała dygresja.

Możecie zobaczyć, “nacisk na zaangażowanie w związek”, “dostają to, czego chciały”, “oziębłość seksualna”, “poszukiwanie nowego partnera”, “zdradzanie”, “gniew i żywienie urazów”, “potrzeba czasu dla siebie”, “obwinianie partnera za swoje zachowanie” i w końcu “rozstanie”.

Otóż to, to jest zbliżone mocno do etapów procesu “beta-izacji”. Zamiast “naciskania do zaangażowania w związek” należy uzupełnić o etap wcześniejszy, czyli testowanie mężczyzn pod względem atrakcyjności [gówno testy], dalej mamy “naciska na zaangażowanie”, w celu otwarcia faceta i otrzymania walidacji, później etap “dostaje, czego chciała” to nic innego jak wpędzanie faceta w fazę [ciężkiej] pracy.

Kolejne etapy to w zasadzie jeden etap, etap ewolucyjnie wykształconej samolubności, czyli utrata zainteresowania seksem, odpychanie partnera, nic nigdy jej nie satysfakcjonuje itd., a dalsze fazy to etap samo determinacji, na którym to etapie zabiegają o zabezpieczenie sobie nowego partnera. I to właśnie lubię.

Przykład facetów, jak Dalrock, który nie czytuje Davida Clare czy Franco, ma to gdzieś, niemniej z kompletnie innej perspektywy, analizując statystyki zmiany wzorców małżeńskich na przestrzeni czasu i w jaki sposób chrześcijanie sobie z tym radzą czy czytając innych blogerów, dochodzą do tych samych wniosków, jak autorzy David Clare i Franco.

To każe się zastanowić, że coś jest na rzeczy. Może brakuje im wyrafinowania [precyzyjnego sformułowania], być może kiedyś okaże się, że Dalrock się mylił, niektóre rzeczy mu umykają, że Clare także nie wszystko wychwytuje, ale ogólnie mówiąc, ich analizy są mniej lub bardziej trafne. Wraz z ewolucją i szlifowaniem tej metodologii być może pojawi się kolejna osoba, która będzie do czegoś się odwoływać.

To właśnie kocham – faceci wymieniają się notatkami. Gdy faceci wymieniają się notatkami, pojawiają się zbieżne dowody, a gdy mamy konwergencję [zbieżność] dowodów, to częściej niż rzadziej okazuje się, że te odkrycia są trafne w określonym zakresie i problem nie leży w tym, czy są słuszne czy niesłuszne, ale że potrzeba dalszego doskonalenia metody.

Dlatego też nie cierpię tego całego gównianego lansu ala Godziny Mocy w Klubie dla Białych [White Club Power Hour], a to dlatego, że żerują na wysiłku włożonego w cały ten proces i pożerają uwagę i cenny czas mężczyznom na sporządzanie owych notatek. Mogę z tego miejsca wam przyznać, że społeczność Czerwono Pigułkowa nie stworzyła niczego pożytecznego od roku 2017. Nie dlatego, że nie zostało nic nowego do odkrycia, ale dlatego, że każdy jest zbyt zajęty pajacowaniem ma Instagramie. Ale wracając do meritum.

“Kobiety zaczęły sporadycznie odpowiadać stosując swoistą kontr manipulację. Idea była taka, że gdy staną się oziębłe i zaczną traktować mężów podle, to on sam odejdzie lub poprosi o rozwód. Faktycznie czasami tak się dzieje, co zbiega się z faktem, dlaczego statystyki rozwodów mogą być mylące. Znaczna część z tych 30 proc. rozwodów, inicjowanych przez mężczyzn są skutkiem celowych działań kobiet wmanewrowujących mężów w inicjowanie procesu rozwodowego”.

Jeśli to brzmi znajomo – a powinno – ponieważ, jak sądzę było to w 2014 r., kiedy Rollo opublikował artykuł pt “Please, Breakup with Me!(Proszę zerwij ze mną)”, a na forum Married Red Pill artykuł z 2016 r. “Time to Kill the Puppy? (Zabijanie psiaka)”. To ta sama sprawa.

“70 proc. rozwodów inicjowanych jest przez kobiety”. Dokładnie, a pozostała 30 proc. to faceci w związkach z suk*mi. Mężczyzna nie porzuca kobiety chyba, że ta da mu poważny ku temu powód. Jesteśmy w tym aspekcie zacięcie lojalni, wręcz lojalni do granic głupoty.

Rzecz warta do przemyślenia.

“Czy frywolny rozwód to przeszacowane zjawisko?”

Każdy rozwód ma frywolny charakter. Gdzieś tu jeszcze chyba wzmianka o tym, że ‘kobieta jest niezadowolona’, nie pamiętam, gdzie to było. To było tak dawno. …ona zdradza, mąż składa o rozwód… …po pięciu latach… Tu jest przykład obrazujący to zjawisko. Gdzie jest ten fragment, którego szukam? Tu jest fragment nawiązujący do naszego wątku, gdzie autor pisze, że “wyniki są zgodne z hipotezą, że wnoszenie o rozwód jest dyktowane samolubnym interesem osoby inicjującej sprawę o rozwód, w czasie składania wniosku.”

To był pomysł Dalrocka właśnie, że takie zachowanie jest kierowa samolubnym interesem osoby wnoszącej o rozwód. Patrząc z perspektywy grup wiekowych, w czyim to jest interesie?

Gdy wrócić to wykresu Rollo odnośnie wartości seksualnej na rynku matrymonialnym, gdzie w przypadku kobiet szczyt przypada na wiek dwudziestu paru lat, po czym dramatycznie spada w wieku około trzydziestu lat, co kolokwialnie nazywa się “ścianą“, natomiast w przypadku mężczyzn ta wartość osiąga maksimum w wieku 35 lat, po czym powoli spada.

Dajmy na to, gdyby rozwody brano w młodszym wieku, byłyby one bardziej na korzyść kobiet, innymi słowy, nawet gdyby kobiety nie inicjowały rozwodów, zachęcałyby mężów do tego zachowując się jak ostatnie suki.

W przypadku rozwodów w późniejszym wieku, wtedy byłyby one korzystniejsze dla mężczyzn, stąd to mężczyzna częściej by wnosił o rozwód, czy przynajmniej bardziej by na nim skorzystał.

Dalej pisze, że na pewnych etapach życia jedna strona odnosi większe korzyści z rozwodu, niż druga, zatem przyjrzyjmy się bliżej.

Pokazuje wykres statystyki rozwodów w Walii i Anglii z podziałem na wiek kobiety oraz analogiczny wykres dla mężczyzn, również z podziałem na wiek. Nie ma możliwości umieścić tego na jednym wykresie, ponieważ mężczyźni i kobiety nie biorą ślubu w tym samym wieku, nie zawsze oboje maję te 18 lat.

Wskaźnik rozwodów na 1000 zamężnych kobiet według wieku. Anglia i Walia, 2009

Trzeba dokonać tu podziału na płeć, co rzadko się robi i fakt, że on się pofatygował, zasługuje na pochwałę. Zatem gdy spojrzeć na wykres rozwodów, widać, że największa liczba przypada na kohortę poniżej 30. roku życia.

Rozwody na 1000 zamężnych kobiet według wieku. Stany Zjednoczone, 2009

Rozwody na 1000 zamężnych kobiet według wieku. Stany Zjednoczone, 2009

Kojarzycie fazę olśnienia [epifanii] postulowaną przez Rollo? Gdzie kobiety w wieku pomiędzy 25 a 30 nagle czują parcie na dziecko, a w wieku 28-32 doznają fazy olśnienia [epifanii]. Widzicie to? Tu jest czas zabawy, po czym zostawiają męża w fazie parcia na dziecko, by poszukać sobie faceta, z którym mogą się ustatkować.

Oś czasu hipergamii - Rollo Tomassi

W przypadku Stanów Zjednoczonych wygląda to podobnie. Mężczyźni rozwodziliby się najchętniej w wieku 35 lat. Gdyby było tak, że mężczyźni zostawiają żony, to rozwodziliby się w tym właśnie wieku. Co się okazuje jednak? Jest dokładnie odwrotnie.

Mężczyźni ofiarują swoim wybrankom swój szczytowy okres płodności.

“Oddałam ci moje najlepsze lata!” Znacie to narzekanie? “Oddałam mu najlepsze lata życia, a on mnie zostawił”. Okazuje się, że to faceci oddają swoje najlepsze lata. “Oddałem ci droga pani moje najlepsze lata. Proszę tylko, byś nie była su*ą”. Kobiety na to: “Przemyślę to i zobaczymy”. Gdy mówię o tych sprawach, nie chcę by… To chyba już wszystko.

Może zdejmę to z ekranu i zostaniemy tylko wy i ja. Nie potrzebujemy żadnych statystyk zaśmiecających nam wizję. Tylko wy i ja. W cztery oczy. jak facet z facetem, mano-a-mano, mase e menos, comme ci comme ça.

Wniosek z tego taki, to “rama”. To jest fundamentalnie ważna koncepcja, bo nie da się jej w prosty sposób sprzedać marketingowo. Nie da się z tego wyprowadzić wniosku, że powinieneś ogolić jajca, kupić fajną wodę kolońską i ważyć swoje działania, wprost odwołując się do tej koncepcji. Ale zasadniczo, jeśli jesteś jednym z tych facetów, którzy wolą by życie się im przytrafiało, raczej niż wybrać życie w zgodzie ze swoim najlepiej pojętym interesem, te trendy są istotne, gdyż pokazują, co najprawdopodobniej cię spotka.

Jeśli masz to gdzieś, że nie musisz być w tym dobry, nie potrzebujesz ramy, umieć prowadzić gry, wyglądać dobrze czy żyć w obfitości. Wystarczy mi, że jestem lojalnym mężem z dobrą pracą i mam dobrą żonę, a reszta niech się dzieje co chce, to wiedz, że to cię właśnie czeka.

I to z rosnącym prawdopodobieństwem. Być może tak się nie stanie, nic nigdy nie jest w 100 proc. pewne, ale i tak nie rozumiem – masz tylko jedno życie, po co tak ryzykować? Chyba że z lenistwa, rozumiecie, co mam na myśli? Tak prosta sprawa jak siłownia czy branie losu w swoje ręce jest lekarstwem na 80 proc. tych rzeczy. 80 procent! Dlatego zawsze skupiam się na siłowni, na prawidłowym odżywianiu, na swojej ramie, na wyznaczaniu sobie granic. Takie granice i ukryte kontrakty to duża sprawa. Dlaczego?

Ponieważ 80 proc. z tego wynika z ukrytych kontraktów faceta, które gdy nie zostają spełnione, generując poczucie żalu, nieposiadania ramy kończy tym, że jego kobieta skacze mu po głowie, choć tak naprawdę same tego nie chcą!

W tym cały dowcip – kobiety wcale nie chcą zamieniać się we wredne s*ki. Nie ma na świecie kobiety, która nie rzuciłaby wszystkiego w swoim życiu, by być z topowym w jej oczach facetem który będzie jej gorliwie lojalny aż do samej śmierci. Ani jedna. Nie ważne jaka jesteś, możesz być najbardziej sukowatą suczą kiedykolwiek, Grażyna 2.0, kimkolwiek, ale żadna kobieta nie zrezygnuje z tego pragnienia. Jesteśmy tylko ludźmi. Cała reszta to próba radzenia sobie [copium]. Kiedy ona zachowuje się jak sucz, kiedy zrzędzi, kiedy chce zrobić skok w bok, itp., gdzieś głęboko w jej wnętrzu tkwi coś wbudowanego w jej konstytucje psychiczną, co tylko szkodzi, choć kiedyś było pomocne.

W ten sposób gładko przechodzimy do pojęcia “seksualnej cukrzycy”. Co będzie kolejny punktem naszej dyskusji. Nie wiem, coś jeszcze? Błogosławić tego faceta z fryzurą czeskiego piłkarza. Niezłe ciacho. Co ja to miałem…? A tak, seksualna cukrzyca. Wcześniej już omawiałem tę koncepcję, opisałem ją w książce też, nie pamiętam czy w “Fucc Files”, czy “Frame”. Czy to źle, gdy już nie pamiętasz co w swoich książkach napisałeś? Wszystkie tego typu szczegóły? Pewnie dlatego to wszystko spisałem, żeby nie musieć pamiętać.

Seksualna cukrzyca to nic innego jak zjawisko, kiedy wcześniejszy instynkt niegdyś spełniający ważną funkcję w naszym życiu już jej nie spełnia, na zasadzie “przystosuj się lub zgiń”.

Cukrzyca jest doskonałym tego przykładem. W okresie paleolitu, kiedy żyliśmy jeszcze w jaskiniach czy byliśmy człekokształtnymi, nie ważne, życie było ciężkie. Kalorie nie były łatwe do pozyskania, wszystko dookoła chciało cię pożreć, stąd jeśli spalisz za dużo energii, to możesz zginąć. Stąd ewolucyjnie wykształciliśmy sobie pewne nawyki.

Pierwszy z nich to pociąg do słodkiego. Wynika to z tego, że cukry proste to świetne źródło energii. Energia pozwalała nam polować, czyli zabijać inne zwierzęta i żywić się ich mięsem, budować domostwa, spółkować z żonami itd., w uproszczeniu darmowe kalorie, więc darmowa energia. Stąd ludzie stali się bardziej uzależnieni od cukru i prostych cukrów, gdyż przeżywały te osobniki, które gustowały w bananach w przeciwieństwie to tych, które ich nie znosiły, ponieważ ci zginęli z braku kalorii.

Moc całkowita (P) jest sumą mocy jałowej (P0), mocy roboczej (Pr) oraz mocy swobodnej(Ps) – P = P0 + Pr + Ps

Ten mechanizm sprawdzał się świetnie do około 1850 roku, kiedy nastąpiła rewolucja przemysłowa. Co się wydarzyło wtedy? Wtedy oddzieliliśmy pracę fizyczną od produktywności. Okazało się, że nasza zdolność pozyskiwania kalorii i zdolność do ich spalania już dłużej nie były ze sobą spójne, w harmonii. Teraz jedna baryłka ropy zastąpi energetycznie 20 tys. roboczogodzin pojedynczego człowieka, a które pochłonęłyby ogromną ilość cukru. Co się więc dzieje?

Kto lub co zniszczyło małżeństwo?

Technologia rozwija się z roku na rok, ale nasze ewolucyjnie wykształcone strategie przetrwania wymagają wieków z perspektywy ewolucji. Zatem znacznie szybciej możemy pozyskać kalorie w zestawieniu z ilością kalorii, które musimy spalić.

Co dalej więc? Spożywamy zbyt dużo cukrów, na które nie jesteśmy biologicznie gotowi. Co się dzieje? Hamuje się wydzielanie insuliny, chorujesz na cukrzycę i umierasz. To jest prosta metoda by to rozumieć. Cukier, kiedyś instrument przetrwania, teraz nas zabija.

Podobnie rzecz się ma w przypadku naszych strategii seksualnych, stąd określenie seksualna cukrzyca.

To wszystko się świetnie sprawdzało wśród plemion paleolitycznych tutaj, tam i wszędzie indziej. To wszystko świetnie się sprawdzało, w epoce społeczeństw agrarnych, kiedy każdy był rolnikiem, kiedy żyliśmy w wioskach, gdzie potrzeba było mnogiego potomstwa i to wcześnie, bo wszyscy byli znudzeni i nic poza seksem nie oferowało rozrywki, i dzieci były potrzebne do pracy na roli. Obecnie jednak żyjemy w epoce, gdzie żadna z tych rzeczy nie ma znaczenia. Produktywność i praca fizyczna kompletnie się odseparowały.

Co robi najsilniejszy człowiek świata? Jest wikidajłą w barze lub ładuje towar na ciężarówki. A taki zniewieściały słabeusz, sojarz unikający konfliktów, co on robi? Prowadzi firmę przynoszącą miliardowe dochody. Produktywność i praca fizyczna nie są tożsame.

Co to za sobą pociąga? Kobiety też mogą pracować. Potrafią dobrze i wydajnie pracować, nawet jeśli nie do końca wydajnie, ale sęk w tym, że udajemy, że tak jest i mi to wystarcza.

Możemy dyskutować, czy wydajnie czy nie, ale darujcie sobie te wasze mizoginistyczne wywody w duchu White Club Power Hour. Ja mam to gdzieś. Teraz kobiety są u sterów. Kobieta zarabia na siebie, kobieta nie potrzebuje już, by ją utrzymywać, ponieważ sama jest w stanie zarobić na chleb. Kobieta nie musi znosić znoju ciężkiej pracy, bo mają zmywarki i cieple posadki w korporacjach.

Ale teraz gdy mają to wszystko, to czego pragnie kobieta? Chcę życia w imię idei “alfa szmaci, beta płaci”, chcę faceta topowego pod względem genów, wyżej ode mnie w hierarchii społecznej, który posiada wszelkie pożądane atrybuty fizyczne i materialne. A co z cechami zapewniającymi utrzymanie? Sama sobie mogę utrzymanie zapewnić.

Kobieca praca w korporacji to wibrator w zastępstwie beta-bankomatu – trzyma go w szafce, czasem wyjmie, by zaspokoić chwilową potrzebę. Co jest dla facetów kłopotem, bo teraz grozi nam seksualna cukrzyca.

Nadal nam się wydaje, że żyjemy w XIX w. gdzie zdrowy, pracujący na roli umięśniony facet, ciężko pracujący, odstraszający niedźwiedzie, broniący i żywiący swoją rodzinę to to, czego pragną kobiety. Niektóre owszem, ale to w ogóle nie pełni już jakiejkolwiek użytecznej roli, raczej jest to styl życia noszony niczym ciuchy luksusowej marki.

Gdy tylko przyjrzeć się samozwańczym tradycyjnym konserwatystom wracającym do korzeni… Jak nazywała się ta laska od feminizmu czwartej fali? To trochę taki feminizm, ale w wersji jestem gospodynią domową, robię wypieki i oporządzam dom. Jak wolisz. Nie mogę doczekać się feminizmu piątej fali . Jezu! Kobieta w zasadzie nie potrzebuje już mężczyzny.

Jeśli chce być gospodynią domową, to nie z konieczności, gdzie ktoś musi na tarce ciuchy wyprać, ktoś musi wychować i uczyć dzieci w domu, ktoś musi posiłek przygotować, gdy ty tyrasz w polu. To jest nic innego jak wybór stylu życia. Obecnie taka gospodyni domowa to to samo, co futrzaki [furries]. Wybór stylu życia.

To jest dobro luksusowe które możemy uskuteczniać, bo nas stać. Kobietę stać na zostanie w domu i nierobienie niczego, jeśli uważa że jest na tyle gorąca [seksowna], że znajdzie faceta, który na nią będzie pracować. Ale wcale tego nie potrzebuje. To nie ma nic wspólnego z atrakcyjnością, ot zwykły wybór stylu życia.

Może i tak, nie wiem, chodzi o zasadę. Gdy już wiemy to wszystko to tylko wybory stylistyczne, ale znów, podobnych rzeczy jest mnóstwo, które kiedyś były absolutnie niezbędne, teraz przekształciły się w rytuały, w style życia czy sposoby sygnalizowania społecznego.

Teoria sygnalizowania społecznego i w kontekście Czerwonej Pigułki, z jakich nauk on czerpie, to psychologia ewolucyjna, teoria doboru partnerów i teoria sygnalizowania społecznego, która jest niedostatecznie w tej trójcy doceniania.

Ok, co z seksualną cukrzycą? Oznacza to, że musisz skupić się na atrakcyjności fizycznej, na aspekcie “alfa szmaci” i niekoniecznie kompletnie zarzucić aspekt dostarczania zasobów, bo ten instynkt wciąż jest żywy, ale jest potrzebny w znacznie mniej rozwiniętym stopniu we współczesnym społeczeństwie, niż wam się wydaje.

Znajdzie się paru takich, którzy powiedzą, że gdy nadejdą zombie, nie dopadną, faceta który potrafi uprawiać role i pędzić bimber. Może. Ale od setek lat ludzie wyczekują nieuchronnej apokalipsy, organizując całe swoje życie wokół niej, ale póki co ani jeden z nich nie miał racji co do nadciągającej apokalipsy.

Ale co kto woli albo lubi. “Tradycjonalizm jest trendi, kobiety idą za modą, tak robią zawsze”. Tradycjonalizm to tylko stylu życiowy. Tradycjonalizm to obecnie wybór stylu życia Skąd to zjawisko? Bogate chłopaki z San Francisco umawiają się że stworzą nową modę i kupują sobie farmę. Gdzie tam oni są tradycyjnymi konserwatystami. Są tak samo tradycyjnymi konserwatystami jak spór o Pepsi i Colę. “Pepsi jest oryginalna” nie, to “Cola jest oryginalna”… Nic poza tym. Co z tego wynika?

Co wynika z tej seksualnej cukrzycy? To, że trzeba umieć rozumieć trendy. Gdy ktoś ci coś mówi, nie patrz na treść, ale nastawienie rozmówcy. Kobiety uwielbiają być uległe”. “Kobiety uwielbiają być tradycyjne”. Może i tak.

Ale pamiętacie przykład harcerek przedstawiony przez Dalrocka? Kiedy chłopcy robili wszystko dla nich, to zachowywały się bardzo pasywnie, kiedy dominował kobiecy paradygmat, kiedy one uzyskiwały więcej z owego rachunku równości. Ale kiedy tylko w grę wchodzi faktyczna równość, czy wręcz nie daje boże odwzajemnianie się, wtedy dziewczyny pokazują pazury.

Taka mama zostająca w domu brzmi jak świetny pomysł, ale okazuje się, że bycie taką gospodynią wiąże się z czymś jeszcze. Wtedy nie było testów ciążowych, więc umawiano się na randki z dziewicami. “Nie nie, wolę sprawdzić teren, wybawić się, a potem dopiero być kurą domową”. No dobra.

“A może dla mnie posprzątasz i ugotujesz?” “Nie, wolę siedzieć na tablecie. Wynajmij służącą” Wiecie ilu jest facetów z taką żoną w domu, bo ich stać, którzy wynajmują jej służącą, by ułatwić im życie?

To jest k*rwa chore! Wciąż nie mogę uwierzyć. Tak, Stardew Valley to super gra, ale to nie znaczy, że chciałbym mieć to na żywo. Zrobiłem dokładnie odwrotnie – mieszkałem na farmie, ale przeniosłem się do miasta i nie zamierzam wracać. Wiecie jaka to ciężka praca? Jak dokuczliwy jest reumatyzm? Nigdy nie wrócę na ranczo. Nigdy! Do tego właśnie zmierzam.

Żadne z tych rzeczy nie wynikają życia codziennego jako konieczności, to tylko wybory.

A kobiety uwielbiają równouprawnienie, gdy służy ono ich interesom i stają się emocjonalne, gdy nie zaspokaja ich interesów. Jeśli chcesz taką tradycyjną żonę, proszę bardzo, oto mały eksperyment dla ciebie byś sprawdził, czy mam rację czy ściemniam.

Kto wie, może jestem naciągaczem, cisnę hejterów, bo zarabiają więcej ode mnie i wszystko, co wypisują o mnie na Twitterze to prawda.

Gdy znajdziesz sobie taką mamusię gospodynię domową, gdzieś w polu kukurydzy z wywalonym du*skiem, jak to większość tradycyjnych kobiet… Instagramy na polu kukurydzy, jak jakieś boginie w słomianych kapeluszach. Zauważ, że kiedy ty będziesz wypełniał swoje tradycyjne, konserwatywne zobowiązania, to będą to uwielbiać, ale zacznij tylko egzekwować oczekiwania co do jej części obowiązków w paradygmacie tradycyjno-konserwatywnym i zobaczysz, jaką dostaniesz odpowiedź.

Jeśli trafiłeś na dobrą dziewczynę [jak Aly], “moja gospodyni, zrób mi k*rwa coś do jedzenia”, będzie lojalna, wszystko to, czego oczekujesz od tradycyjnego małżeństwa, a kiedy zacznie się stawiać uświadomisz sobie, że faktycznie nie jest twoją sojuszniczką, lecz z kimś kto ubrał się w piórka tradycjonalistki. Czyny prawdę ci powiedzą.

Zobacz na: Cnota jako konieczność – Jordan Peterson

 

Seksualna Cukrzyca – Rian Stone

https://rumble.com/v52i6tq-cukrzyca.html