Cnota jako konieczność – Jordan Peterson

Cnota jako konieczność - Jordan Peterson

O żywotnej potrzebie wolności słowa – prof. Jordan Peterson
Wywiad z Yeonmi Park, uciekinierką z Korei Północnej. Tyrania, niewolnictwo i Uniwersytet Kolumbia

Ten wykład nosi tytuł „Cnota jako konieczność”. A powód, dla którego nadałem mu taki tytuł, jest taki, że cnota, etyka, moralność nie jest dziedziną nauki, jest sposobem bycia, na którym opierają się wszystkie dziedziny nauki.

Wstęp Do Nauki Prawa I Moralności – Leon Petrażycki
Jak nauka osadzona jest w religii – Jonathan Pageau

Jest to również sposób bycia, na którym opiera się wszystko co robisz w swoim życiu, sposób, w jaki rozumiesz siebie lub nie rozumiesz, sposób, w jaki rozumiesz innych ludzi lub w jaki ich nie rozumiesz, a co więcej, rola jaką odgrywasz w swoim życiu, w świecie. Na przykład, jedną z rzeczy, których się nauczyłem będąc psychologiem klinicznym – spędziłem tysiące godzin pomagając ludziom w rozwiązywaniu trudnych problemów – jest to, że brak cnoty sprawia, że ludzie chorują. Nie twierdzę, że moim klientom brakowało cnoty. Przypuszczam, że niektórym z nich tak, a niektórym nie, ale do tego stopnia, że są osadzeni w sieci relacji, w których cnota jest zasadniczo nieobecna. Są torturowani i dręczeni i nie są w stanie znaleźć stabilnego podłoża. I to nie jest problem biologiczny, chociaż biologicznie słabi ludzie mogą zostać bardziej zranieni przez brak cnoty.

Wiele z tego, co robi się w prawdziwych relacjach z ludźmi, a przynajmniej do pewnego stopnia relacje kliniczne powinny być prawdziwe, polega na zapewnieniu forum, na którym ludzie mówią prawdę. A to jest trudne, bo ludzie nie szczególnie lubią mówić prawdy. Prawda jest trudna. Jest trudna z wielu różnych powodów. Kiedy po raz pierwszy pomyślałem o tym wykładzie, miałem dla niego nieco inny tytuł. Tytuł ten brzmiał: „Cnota jako konieczność egzystencjalna”. Jest on trochę filozoficzny, więc go zmieniłem. Ale był ku temu powód, ponieważ pojęcie cnoty oznacza bycie prawym. A egzystencjalizm jest nauką o byciu prawym. Uważam, że nie można naprawdę zrozumieć, co składa się na cnotę, dopóki nie zmoduluje lub nie zmodyfikuje się swojego pojęcia tego, co stanowi byt. Jest to trudne do zrobienia.

Współcześni ludzie są zasadniczo materialistyczni i jest w tym pewien pożytek. Jesteśmy mistrzami materialnej transformacji. A fakt, że jesteśmy materialistami w naszych naukowych filozofiach, uczynił nas niezwykle potężnymi, być może zbyt potężnymi jak na naszą moralność. Niezwykle potężnymi z technologicznego punktu widzenia. Ale przesłoniło nam to pewne rzeczy. Myślę, że jedną z rzeczy, które nam to przesłoniło, jest natura naszej własnej istoty, ponieważ zakładamy, że podstawowe elementy składowe rzeczywistości są materialne.

Nie zauważamy, że podstawowe elementy składowe naszej własnej rzeczywistości nie są materialne. Są emocjonalne, są motywacyjne, są snami, są wizjami, są relacjami z innymi ludźmi, są świadome, są zależne od świadomości i samoświadomości. I nie mamy absolutnie żadnego materialistycznego wytłumaczenia ani dla świadomości, ani dla samoświadomości.

I nie zajmujemy się – cóż, z materialistycznego punktu widzenia – cechami bytu. A każdy wie, że te cechy istnieją. Dla większości ludzi nie ma nic bardziej realnego niż ich własny ból, tak? Ból przewyższa racjonalne argumenty w tym sensie, że nie można się z niego wykłócić. On po prostu tam jest. A materialiści nie. Jest bardzo niewielka liczba osób, które są skłonne uznać, że ich ból jest jedynie epifenomenem jakiegoś bardziej podstawowego procesu materialnego.

Ból jest czymś fundamentalnym i świadomość jest czymś fundamentalnym. I uważam, że jeśli tego nie zrozumiecie, nie będziecie mogli w prawidłowy sposób myśleć o cnocie. Mógłbym więc zacząć dyskusję o cnocie od dyskusji o bycie. Jak wygląda ludzka istota? Cóż, buddyści mówią, że życie jest cierpieniem. To pierwsze, podstawowe buddyjskie twierdzenie.

I przypuszczam, że współczesna osoba miałaby tendencję do myślenia o tym jako o bardzo pesymistycznym twierdzeniu. Jednak zauważyłem, że kiedy podzieliłem się tą informacją z moimi studentami, kiedy zrozumieli co to znaczy, to w rzeczywistości odczuwają ulgę, ponieważ ludzie biegają dookoła szaleńczo cierpiąc i wszyscy oni, wewnątrz swojej małej skorupki, myślą: “Cóż, musi być ze mną coś nie tak, ponieważ jestem tutaj i cierpię i nie powinno tak być”.

Cóż, wtedy można by powiedzieć: “A kto powiedział, że tak nie powinno być?”. Buddyści mówią, że życie jest cierpieniem. Zatem to oznacza, że jeśli nie cierpisz, to jest to dobra rzecz, to jest szczęście, to jest pomyślność, to nie jest sposób w jaki działa świat, to może być coś, za co należy być wdzięcznym, a nawet czym należy być zachwyconym.

I oczywiście w chrześcijaństwie – głównym symbolem chrześcijaństwa jest krucyfiks, który nie jest w żaden sposób pozytywnym symbolem. Jest to symbol zdrady dokonanej przez przyjaciół, sprzeciwu ze strony państwa i podatności na śmierć. Jest to tak potężna symboliczna reprezentacja idei, że życie jest cierpieniem, jaką tylko można sobie wyobrazić. To oczywiście dlatego moc tego symbolu rozciąga się na kilka tysięcy lat.

Judaizm. Cóż, nie sądzę, że będzie to szokiem dla kogokolwiek z publiczności, że Żydzi są w pełni świadomi cierpienia, które jest związane z życiem. Dobrze jest więc wiedzieć, zrozumieć, co to znaczy, że życie jest cierpieniem. Jest to podstawowa, ontologiczna prawda. Jest to podstawowe twierdzenie dotyczące natury bytu. I jest ku temu powód. Nie jest to niezrozumiałe. Jest to doskonale zrozumiałe. Jesteśmy skończeni, tak?

Posiadamy żywotność, która jest ograniczona czasowo. Będziecie żyli może ze sto lat i tyle. Są też inne formy skrajnych ograniczeń, które są na was nałożone, a które nie mają z wami wiele wspólnego. Są to arbitralne fakty istnienia. Macie określony wzrost, określoną wagę, jesteście w określony sposób atrakcyjni, inteligentni, wysportowani, chorzy psychicznie, macie określonej wielkości predyspozycje do zachorowania na raka. I często zdarza się, że ludzie przypisują te słabości jakiejś wadzie własnej natury. Jednak zamiast tego są to warunki egzystencji.

Ludzkie istnienie opiera się na pewnym podstawowym ograniczeniu w tym, że jesteśmy tym, czym jesteśmy, i nie jesteśmy innymi rzeczami. A to nieuchronnie oznacza, że świadomość bycia człowiekiem idzie w parze z cierpieniem. A życie stawia pytanie: jak zachować się w obliczu cierpienia, nie tylko waszego, ale i wszystkich innych? I jest to nieuniknione pytanie, z wyjątkiem tego, że może macie szczęście i będziecie mieli okresy czasu, w których nie będzie was spotykało coś absolutnie strasznego.

Zastanówcie się nad tym, bo może wam się wydawać, że to pesymistyczne spojrzenie na tę kwestię, ale takie nie jest. W rzeczywistości jest to jedna z najbardziej wyzwalających rzeczy, jakie możecie sobie uświadomić. Może w tej chwili nie dzieje się z wami nic szczególnie złego, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że macie członka rodziny, który ma naprawdę poważne problemy. I jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że jeśli sami nie macie problemów, to wkrótce będziecie je mieli lub być może będziecie mieli partnera/kę, z którym/ą dzieje się coś naprawdę złego. Wiedza na ten temat uwalnia was od fałszywej iluzji, że życie może być prowadzone bez cierpienia.

Cierpienie jest integralną częścią bytu. Dlaczego tak jest? Cóż, kto to wie.To pytanie metafizyczne.Jednak mam pewne poglądy na ten temat, które mi pomogły i są też materiały, które przeczytałem.Czytałem na przykład starą żydowską analizę na temat przyczyny stworzenia.Ta idea jest jak opowieści Zen Koan.

Bierzecie byt z klasycznymi atrybutami Boga: wszechmocą, wszechobecnością i wszechwiedzą, całokształt, a pytanie brzmi: czego brakuje istocie z tymi atrybutami? Odpowiedź brzmi: ograniczenia.

I wtedy zastanawiacie się co jest takiego ważnego w ograniczeniu. Cóż, jeśli możecie być czymkolwiek lub robić cokolwiek, w jakimkolwiek czasie, to nie ma żadnego bytu, ponieważ wszystko jest jedną rzeczą, nie ma rozróżnienia między tymi rzeczami.

Więc coś, co jest absolutne i całkowite nie ma bytu, musi być podzielone na ograniczone byty. I wiecie o tym, ponieważ wszyscy gracie w gry, gracie w gry wideo, gracie w gry z innymi ludźmi, możecie grać w gry i nie być świadomi, że w nie gracie, a kiedy gracie w te gry, nakładacie na siebie ograniczenia. Gracie według zestawu zasad. A powodem, dla którego to robicie, jest to, że kiedy się ograniczacie, w pewien sposób arbitralnie, pojawiają się zupełnie nowe światy możliwości.

Zatem istnieje potężny metafizyczny pogląd, że byt nie jest możliwy bez ograniczeń. Więc to jest interesujące pytanie. To interesujący pogląd. Tak więc pytacie: jaka jest cena, którą płacisz za bycie? Ceną, którą płacisz za bycie, jest ograniczenie. A ceną, którą płacicie za ograniczenie, jest cierpienie. Więc ceną, którą płacicie za bycie, jest cierpienie.

Zatem w czym tkwi problem? Cóż, cierpienie sprawia, że ludzie kwestionują zasadność życia, tak? Każdy tak robi, jeśli dzieje się z wami coś strasznego. Będziecie się zastanawiać dlaczego wy. To na pewno. Dlaczego nie wy może być lepszym pytaniem, bo to jest nieuniknione. Ale będziecie się zastanawiali nad tym dlaczego wy i będziecie się zastanawiali czy warto, zwłaszcza jeśli to, co się z wami dzieje jest straszne i długotrwałe.

Czy to jest tego warte? Czy koszt, który musicie zapłacić za bycie uzasadnia się? A zatem, czy bycie jest usprawiedliwione. I każdy zadaje sobie te pytania i odpowiada na nie. I w rzeczywistości proces zadawania tych pytań i odpowiadania na nie leży u podstaw wszystkiego co robicie przez cały czas, ponieważ odpowiadacie, kiedy działacie, na nie jedną odpowiedzią, która brzmi: „Tak, bycie usprawiedliwia się samo”. A czasami odpowiadacie w inny sposób, kiedy działacie, odpowiedzią, która brzmi: „Nie, bycie nie usprawiedliwia się samo”.

A wtedy pytanie mogłoby brzmieć: co się dzieje, gdy odpowiadasz na jeden z tych dwóch sposobów? Cóż, nie gmatwajcie tego. Po pierwsze chcę wam opowiedzieć o antytezie cnoty, ponieważ zawsze uderzało mnie, że kiedy mówicie o czymś, co można by uznać za optymistyczne, to ludziom zasadniczo trudno jest uwierzyć w to co mówicie.

Gdybym stanął na scenie i powiedział: „Cóż, celem życia jest bycie szczęśliwym”, może uznalibyście to za nieco pocieszające, ale nie ma żadnych szans na to, żebyście w to uwierzyli, jeśli posiadacie chociaż trochę rozsądku. Bo jeśli żyliście to wiecie, że zdarzą się okresy czasu, w których szczęście nie jest waszym stanem. A więc w życiu musi być coś więcej niż szczęście, ponieważ w waszym życiu będzie wiele momentów, które nie będą szczęśliwe.

Sołżenicyn, Aleksander Sołżenicyn, który napisał książkę „Archipelag Gułag”, która była jednym z toporów, które obaliły grube drzewo komunistycznego utopianizmu, powiedział o idei, że istoty ludzkie są stworzone do szczęścia, że jest to filozofia, która jest podważana przez pierwszy cios pałką podczas przydziału do pracy.

A chodziło mu o to, że jeśli znajdziecie się w szczególnie strasznej sytuacji, jeśli np. jesteście zniewoleni przez wrogo nastawionych utopistów, którzy popychają cię do pewnej formy niewolnictwa i biją cię, aby osiągnąć swoje cele, to idea, że jesteście stworzeni do szczęścia, nie będzie w tych okolicznościach zbyt pocieszająca. Sołżenicyn mówił, że wiara w to, że życie jest po to, by być szczęśliwym, osłabia cię, ponieważ ta filozofia nie wytrzyma żadnego utrzymującego się wyzwania, a z pewnością takie wyzwanie napotkacie.

Nie sądzę, by współcześni ludzie mogli uwierzyć w cnotę, nie jest to łatwe, ponieważ cnota brzmi w pewnym sensie religijnie. A my mamy prawdziwy kłopot, czy jesteśmy religijni czy nie, z religijnymi uprzedzeniami, bo nasze naukowe formy wiedzy i nasz podstawowy materializm naprawdę radykalnie podważyły naszą zdolność do wiary w jakikolwiek transcendentny byt. Ale jedną rzeczą, w którą współcześni ludzie mogą wierzyć, myślę, że bez większych trudności, jest zło.

Kodeks Norymberski – świadoma i dobrowolna zgoda

Sołżenicyn powiedział na przykład, że najważniejszym wydarzeniem XX wieku, jeśli o niego chodzi, był wyroki w Norymberdze. Może wiecie, powinniście wiedzieć, że po II Wojnie Światowej grupa narodowych socjalistów z Niemiec, którzy zostali uznani za szczególnie odpowiedzialnych za absolutny horror ostatecznego rozwiązania i towarzyszące mu masowe, fabryczne ludobójstwo, została postawiona przed sądem. A standardową obroną ich działań było stwierdzenie: „Dostałem rozkaz, żeby to zrobić”.

Decyzja Norymbergi odmawiała ludziom, niezależnie od ich pochodzenia etnicznego, narodowościowego czy przekonań, prawa do wykorzystania tego jako obrony w pewnych ograniczonych okolicznościach.

Argumentem było to, że są pewne rzeczy, które w sposób oczywisty nie są dobre, nie są cnotliwe, że jeśli się w nie angażujecie, to jesteście winni pod względem egzystencjalnym, jesteście winni poza granicami swojej kultury.

Istnieje moralność ponadnarodowa i ponad etniczna. Nie wiemy czym ona jest, ale wiemy czym nie jest. Nie jest to bezsensowne torturowanie i ludobójstwo. Minimum bycia cnotliwym to prowadzenie życia w taki sposób, aby zminimalizować prawdopodobieństwo zaangażowania się w takie działania, jeśli nadarzy się ku temu okazja.

Ludzie myślą sobie: „Cóż, oni już to robią, bo gdyby byli w nazistowskich Niemczech, byliby ratownikami, a nie sprawcami”. Ale to błąd. Moglibyście zabrać tę publiczność i umieścić ją w 1939 roku lub w okolicach tego roku, a 90% z was, 95% z was, 99% z was byłoby albo w klasie sprawców, albo w klasie idących w parze ze sprawcami. A wy możecie siedzieć i wierzyć, że bylibyście w tym pozostałym 1%.

Może byście byli, bo skąd ja mam wiedzieć. Jednak nie tak układają się fakty historyczne. I okazuje się, że generalnie nie jest tak trudno postawić ludzi, normalnych ludzi, w sytuacji, w której zrobią coś, co naprawdę nie wygląda zbyt dobrze.

 

Eksperyment Milgrama – Posłuszeństwo (Maj 1962)

Ci z Państwa, którzy są zaznajomieni z psychologią, wiedzą na przykład o eksperymentach Milgrama. Ja wiem o eksperymentach więziennych Zimbardo.

Bierzemy zupełnie normalnych studentów i stawiamy ich w sytuacji, która, jak wiedzą, jest dramatyczną farsą, nie jest prawdziwa. Dajcie niektórym z nich władzę strażników więziennych, a z niektórych z nich, losowo, zróbcie więźniów. I w ciągu trzech dni musicie zamknąć cały eksperyment, bo strażnicy więzienni zamienili się w nazistów i z przyjemnością torturują więźniów, mimo że wiedzą, bez względu na wszystko, że są niewinni.

 

Cicha furia – Stanfordzki eksperyment więzienny

 

Cóż, to mówi coś o sposobie, w jaki wy, ludzie prowadzicie swoją egzystencję. Są bardzo podatni na złośliwe działania. Jeśli spojrzycie na Księgę Rodzaju, bardzo starą księgę i bardzo wpływową, jest tam opis dziwnej sekwencji wydarzeń, która spotyka Adama i Ewę, tak? Jest to opisane w dwóch zdaniach. Wąż daje im jabłko i to ich budzi.

Jest dobra książka, autorstwa prymatologa z Południowej Kalifornii, która została opublikowana w zeszłym roku, która sugeruje, że powodem, dla którego ludzie mają tak wspaniały wzrok, o wiele lepszy od wzroku większości zwierząt, z wyjątkiem ptaków drapieżnych, jest to, że nasze układy wzrokowe zostały zaprojektowane do wykrywania drapieżnych węży.

A sposób, w jaki to odkryła, polegał na porównaniu ostrości widzenia populacji drapieżnych węży na całym świecie z ostrością widzenia grup naczelnych, które żyły na tych obszarach. I to, co odkryła, to zasadniczo zgodność jeden do jednego.

Nasz układ wzrokowy, który jest zdolnością widzenia i powiedzmy, bycia oświeconym, ponieważ oświecenie, na przykład, jest związane z widzeniem, było podarunkiem od węża, bo musieliśmy zwracać uwagę na drapieżne zwierzęta, które polowały na nas przez dziesiątki milionów lat.

A owoc – to naprawdę ciekawe – posiadamy widzenie barwne, ponieważ byliśmy owocożercami. Nasze widzenie barwne wyewoluowało właśnie do dostrzegania dojrzałych owoców. Więc ta część historii jest prawdziwa. Jest też historia, która dotyczy kobiet, ale nie zamierzam jej dzisiaj opowiadać. Musicie zostać obudzeni, by przechytrzyć kobiety. Oto cała historia. I dlatego właśnie są tam zaplątani razem z wężami i owocami.

Co się dzieje, gdy Adam i Ewa się budzą. Och, to seria dziwnych zdarzeń. Pierwszą rzeczą, która się dzieje jest to, spadają im klapki z oczu, więc mogą dostrzegać pewne rzeczy. Nagle są świadomi w sposób, w jaki nie byli wcześniej. A następną rzeczą, która się dzieje, jest to, że zdają sobie sprawę z tego, że są nadzy.

Jedną z rzeczy, o których ludzie śnią koszmary, jest bycie nagim na scenie, dlatego często, kiedy widzicie ludzi na scenie, nie mówią wam tego, co myślą, bo nie tylko nie chcą być nadzy fizycznie, ale nie chcą być również nadzy metafizycznie.

I chronią się przed ciekawskimi spojrzeniami publiczności. Nikt nie lubi być nagi na scenie. Dlaczego? Cóż, bycie nagim to pozbawienie się obrony. Kiedy Sowieci chcieli was naprawdę torturować o drugiej nad ranem, to wywarzali drzwi, a potem rozbierali was do naga i golili, kiedy trafialiście do więzienia. Bo kiedy już zostaliście obnażeni w całej swojej cierpiącej katastrofie, wtedy o wiele łatwiej jest was torturować. Być nagim, uświadomić sobie, że jest się nagim, to uświadomić sobie, że jest się bezbronnym. Jesteście bezbronni.

To dlatego Adam i Ewa natychmiast się zakrywają, tak? Zdają sobie sprawę, że są nadzy, więc się zakrywają. To historia o kulturze. Kiedy ludzie się obudzili i zdali sobie sprawę ze swoich ograniczeń, swoich narażających ich na śmierć ograniczeń, co jest również wiedzą na temat śmierci, pierwszą rzeczą, którą robią jest zakrycie się.

A drugą rzeczą, która się dzieje, jest poznanie różnicy między dobrem a złem. I to jest dziwna rzecz. Nie chodzi o bycie dobrym i niedobrym. Chodzi konkretnie o dobro i zło. To także coś, czego nie znają zwierzęta. I uważam, że – tak naprawdę myślałem o tym przez 20 lat, o tym, co to oznacza. Myślę, że rozgryzłem to na początku tego roku.

Wydaje mi się, że to oznacza, że nie wiecie jak torturować ludzi, dopóki nie zdacie sobie sprawy z tego, że jesteście bezbronni. Jak tylko zdacie sobie sprawę z własnej bezbronności, wtedy możecie podjąć się czegoś, co może być tylko drapieżnym działaniem, powiedzmy ze strony wilka, bo wilk powali łosia lub podobne zwierzę i je zje, i rozciągnie to na trzy miesiące artystycznych tortur.

A to oznacza, że uznanie własnej bezbronności pozwala wam natychmiast określić co jest złe. Następnie możecie zadać sobie pytanie: w jakich warunkach bylibyście skłonni przejawiać ten popęd? Myślę, że łatwo się tego dowiedzieć, jeśli będziecie obserwować samych siebie.

Jeśli obserwujecie siebie bez założeń, co oznacza obserwowanie siebie szczerze lub obserwowanie siebie tak, jakbyście byli kimś, kogo nie znacie, ponieważ nie znacie siebie samych, bo i tak jesteście zbyt skomplikowani, aby móc poznać samych siebie. Zatem równie dobrze możecie się po prostu ujawnić i dowiedzieć się tego. Chodzi mi o to, że jedną z rzeczy, która jest w pewnym sensie użyteczna w rozpoznawaniu swojej zdolności do zła, jeśli możecie to zrobić bez traumatyzowania siebie samych, jest to, że jest to droga do rozpoznania swojej zdolności do dobra.

Nie dojdziecie do jednego bez drugiego, bo nie macie pojęcia jacy jesteście, zanim nie dowiecie się jak okropni możecie być. I nie tylko dlatego, że nie będziecie traktowali siebie wystarczająco poważnie. Poważnie.

Jeśli wiecie, że jesteście naładowaną bronią i to niestabilną naładowaną bronią, to jesteście o wiele bardziej skłonni do zwracania uwagi na to, co robicie. Jednak to oznacza, że nie jesteście szczególnie mili. I to oznacza, że gdybyście mieli taką możliwość to być może nie bylibyście nazistowskim strażnikiem więziennym.

W Księdze Rodzaju pierwszą rzeczą, która dzieje się po przebudzeniu Adama i Ewy są narodziny ich dwóch synów, Kaina i Abla. Kain, który jest bratem Abla, nie dogaduje się zbyt dobrze z Bogiem.

Nie obchodzi mnie, czy wierzycie w Boga, bo i tak nie wiem, co ludzie mają na myśli, kiedy mówią, że wierzą w Boga. Jednak historia mówi, że Kain nie dogaduje się zbyt dobrze z Bogiem, a powodem tego jest to, że Kain robi różne rzeczy i one nie działają.

Wszystko czego Kain się dotknie zamienia się w popiół, podczas gdy jego brat, Abel, Bóg go lubi, Bóg jeden wie dlaczego, i wszystko układa się naprawdę dobrze w przypadku Abla. Tak więc Kain jest w pewnym sensie porażką, a Abel odnosi spektakularny sukces.

I nie tylko odnosi sukcesy we wszystkim co robi, ale jest też dobrym człowiekiem, co jest naprawdę nieprzyzwoite, bo jeśli naprawdę odnosisz sukcesy to powinieneś być przynajmniej godny pożałowania pod kątem interpersonalnym, aby ludzie mogli ci wybaczyć. Zatem Kain znosi to przez dekadę lub dwie, a potem po prostu ma tego dość. Ma dość Boga.

Myśli sobie: „jak Bóg mógł stworzyć taki wszechświat, w którym ja staję na głowie i nigdzie nie mogę dojść, a drzwi mojego brata są dla niego otwarte po lewej, prawej i w środku”.

Więc idzie i skarży się Bogu. Mówi: „Słuchaj, co tu się wyprawia? Jaką rzeczywistość tu stworzyłeś? Abel ma się dobrze, ja mam się nędznie. Może powinieneś coś z tym zrobić”. I myślicie sobie, że to całkiem interesujące, że Kain tak uważa, bo musicie zadać sobie pytanie jak wielki tupet ma Kain, aby zakładać, że ponurą jakość jego bytu można przypisać Bogu. Bo to, co Kain robi jest natychmiastowym uczynieniem siebie sędzią bytu. I powiedziałbym, że powinniście być ostrożni w robieniu z siebie sędziów bytu, ponieważ zawsze istnieje możliwość, że jest kilka rzeczy, których nie wiecie.

Tak więc Bóg niejako uchyla Kainowi rąbka tajemnicy. Mówi: „Słuchaj, to, że żałośnie cierpisz tak naprawdę nie jest moją winą. To twoja wina”. Mówi do Kaina: „Grzech czai się za drzwiami jak drapieżny kot gotowy, by na ciebie skoczyć, ale gdybyś chciał, mógłbyś go przezwyciężyć”. To nie jest to, co Kain chce usłyszeć.

Kain chce usłyszeć, że jest niewinną postacią i nie ma nic wspólnego ze swoim nieszczęściem, a wszystko to jest winą Boga. A zamiast tego Bóg mówi: „Popraw się, do cholery! Wiesz, że mógłbyś to zrobić. I chociaż wiesz, że mógłbyś to zrobić, nie zrobisz tego!”

To za dużo dla Kaina. Kain był zdenerwowany, kiedy po raz pierwszy wszedł w tę dyskusję, ale po tym, jak dostał tę informację, że jego cierpienie będzie jego wyłączną winą, wtedy wyszedł ze sfery ludzkiej i historia mówi, że jego mina rzednie, co oznacza, że jest zły i zdenerwowany. I pierwszą rzeczą, jaką robi, jest ucieczka i zabicie Abla.

Dlaczego? Czym jest zemsta? Abel jest ulubieńcem Boga, a Kain jest już osądzonym bytem i uznał, że nie ma na co liczyć, a najlepszym sposobem, w jaki może wyrazić swoje pragnienie zemsty, jest znalezienie kogoś, kto ma się całkiem dobrze i arbitralne wyeliminowanie go.

Warto zauważyć, że jeden z wnuków Kaina jest pierwszą osobą, która wytwarza oręż. Tak więc ta genialna historyjka, wydarzenia, do których doszło tak dawno temu, łączy moralne niedociągnięcia urażonej jednostki, która nie chce wziąć odpowiedzialności za naturę swojego istnienia, bezpośrednio z potwornymi aktami konfliktu społecznego. I to jest kolejna rzecz, którą warto wiedzieć, bo jeśli zamierzacie być cnotliwi to musicie traktować siebie poważnie.

A jeśli zaczniecie rozumieć, że jesteście połączeni z innymi ludźmi, nie jesteście jedną małą kropką wśród siedmiu miliardów, jesteście połączeni z innymi ludźmi, więc znacie tysiąc ludzi i oni znają tysiąc ludzi, zatem jesteście dwie osoby od miliona ludzi, a trzy osoby od miliarda ludzi, jesteście w sieci przyczynowo-skutkowej to dojdzie do was, że wszystkie wasze działania mają znaczenie.

Sołżenicyn powiedział: „Jest wiele centrów wszechświata, tak jak jest wiele indywidualnych świadomości”. I to jest bardzo interesujący sposób myślenia. A dlaczego tak nie może być? Nie wiemy nic o świadomości. A z pewnością wydaje się, że tak właśnie się czujecie, jeśli jesteście jednym z tych świadomych centrów. A więc może jest tak, że to co robisz, ma znaczenie.

Myślę, że często ludzie dochodzą do wniosku, że życie jest bez znaczenia, ponieważ jest to lepszy wniosek niż uznanie, że jest odwrotnie. Bo jeśli życie jest bez znaczenia, to cóż, kogo obchodzi co robisz. Ale jeśli życie ma sens, jeśli to co robisz ma znaczenie, to wszystko co robisz ma znaczenie. A to nakłada na jednostkę straszliwą odpowiedzialność. I myślę, że ludzie generalnie nie są skłonni jej ponosić.

Tak więc życie jest cierpieniem. Co ta wiedza robi z ludźmi? Czyni ich urażonymi. To są pułapki bytu. Istnienie ma pewną strukturę. Jednym z jego podstawowych elementów strukturalnych jest cierpienie. Jednak cierpienie wytwarza inne cechy bytu. Uraza jest cechą bytu. Ludzie czują urazę, kiedy wierzą, że zostali wykorzystani. I być może, jeśli czujecie się urażeni, to znaczy, że jesteście wykorzystywani.

Może być też tak, że powinniście naprostować swoją głowę i spojrzeć na sprawy właściwie. A może być też tak, że powinniście z kimś porozmawiać, żeby dowiedzieć się, czy jesteście wykorzystywani, czy po prostu wasza głowa nie jest dobrze naprostowana. Jednak żeby z nimi porozmawiać, trzeba im powiedzieć prawdę. A żeby powiedzieć im prawdę, musicie mieć praktykę w byciu szczerym. Bo jeśli nie ćwiczyliście bycia szczerym, to nie będziecie mieli przyjaciela, z którym moglibyście porozmawiać. A nawet gdybyście mieli, nie będziecie w stanie powiedzieć im w czym tkwi problem.

I wtedy nie będą w stanie pomóc wam zrozumieć czy jesteście wykorzystywani, czy też nie, lub czy jesteście trochę obłąkani. Jeśli jesteście urażeni to być może musicie powiedzieć osobie, która was wykorzystuje, że powinna przestać to robić. I może trzeba im to powiedzieć w sposób, który sprawi, że przestaną, co nie jest łatwą rzeczą. A może czujecie się urażeni, ponieważ jesteście paskudną częścią świata i wiecie że macie chipa w ramieniu, i bez względu na to, co ludzie z wami zrobią, jesteście urażeni.

W tym przypadku macie do zrobienia pewną wewnętrzną restrukturyzację. I możecie zapytać: dlaczego powinienem/am zrobić tę restrukturyzację? Odpowiedź na to pytanie jest następująca: urazy, wraz z beznadzieją, nihilizmem i wieloma innymi moralnymi pułapkami, kierują was na drogę okrucieństwa i potworności. Nieszczęścia chodzą parami. A jeśli czujecie, że rzeczy są z gruntu niesprawiedliwe i że ciosy i strzały bytu są wymierzone właśnie w was to dlaczego miałbyś traktować kogokolwiek innego ze współczuciem lub sprawiedliwością? Bo rzeczy są z gruntu niesprawiedliwe.

A drążąc jeszcze głębiej zadajecie sobie pytanie: dlaczego nie mielibyście dojść do wniosku, że te rzeczy powinny zostać zlikwidowane, skoro są one totalnie niesprawiedliwe? Myślę, że Hitler właśnie do tego doszedł. Myślę też, że do takiego wniosku doszedł Stalin.

Jak zwykli ludzie stali się nazistowskimi mordercami – prof. Jordan Peterson

Dowody sugerują, że Stalin przygotowywał się do trzeciej wojny światowej. Mam na myśli to, że miał bomby wodorowe. Zabił już 30 milionów ludzi. To znaczy, przygotowywał się do tego. Jest taki stary psychoanalityczny pogląd. Chodzi o to, że jeśli nie możesz zrozumieć motywów zachowania, spójrz na wynik i wywnioskuj motywy. I tak Hitler zabił, [powiedzmy] 100 milionów ludzi, jeśli wliczyć w to całą II Wojnę Światową. Bóg jeden wie, ilu zabił Stalin. A Mao zabił więcej niż Stalin. Dlaczego?

Cóż, ich przykrywką była utopia. I wydaje mi się, że ludzie w to wierzą. Dlaczego? Bo wyglądało to bardzo utopijnie, kiedy umierały te wszystkie miliony ludzi. Sądzę, że wszyscy ci ludzie, którzy uczestniczyli w tych procesach, używali swojego racjonalnego utopizmu jako przykrywki dla swojej gotowości do uczestniczenia w okrucieństwie. Bo po prostu chcieli uczestniczyć w tym okrucieństwie. Nie obchodziła ich utopia. Wtedy zadajecie sobie pytanie: jak bardzo starasz się zmusić świat, żeby zachowywał się według twoich warunków? Wiecie, oni są katolikami.

Zawsze miałem problem z racjonalnością i nowoczesnymi ludźmi, zwłaszcza z takimi hiper ateistami, o jakich się teraz słyszy od czasu do czasu. Nie podoba nam się to, ponieważ uważają oni, że racjonalność jest najwyższą cnotą, a to jest złe. Mam na myśli, że to okropna rzecz do powiedzenia na uniwersytecie, z wyjątkiem tego, że może uniwersytet nie jest tu po to, by nauczyć cię racjonalności. Może jest tu po to, by nauczyć cię być prawym/cnotliwym. A to nie są te same rzeczy.

Racjonalna osoba mówi: Cóż, rozumiem i zrozumiawszy to narzucam porządek, a następnie pracuję nad tym, by ten narzucony porządek stał się rzeczywistością”. Tak robi każdy ideolog. To właśnie robi każdy utopista.

To jest przekonujące. I myślę, że powodem, dla którego ludzie to robią, jest to, że, cóż, jest to częściowo skomplikowane, chcą wyjaśnienia dla swojego istnienia. Ale co ważniejsze, chcą maski, która przykryje ich skłonność do okrucieństwa pozorami cnoty. I większość utopijnego sposobu myślenia polega właśnie na tym, nawet jeśli maski mogą być bardzo dobrze uargumentowane.

A wy pytacie mnie, dlaczego w to wierzę. A wierzę w to dlatego, że przeżyliśmy sto lat takiego sposobu myślenia. I tak to się skończyło. Jedną z rzeczy, która była straszna w życiu w Związku Radzieckim, było to, że nie można było cierpieć, ponieważ wszystko było idealne. Jeśli więc cierpieliście i nawet się do tego przyznawaliście, to od razu stawaliście się wrogiem państwa.

Jeśli więc jesteście ideologami, wasze własne cierpienie czyni was heretykami, rozumiecie? Cierpiąc podważacie swoją wiarę w swój własny cholerny system. Cóż, i to jest w porządku.

Jak sprawić żeby wszyscy ludzie byli szczęśliwi, zabić wszystkich nieszczęśliwych - Stalin

Jeśli wasza wiara powstrzymała was od cierpienia, cóż, to oznacza więcej władzy dla was. Ale jeśli nadal trochę cierpicie lub bardzo, lub ogromnie, wtedy możecie zapytać samych siebie o to, czy może jest coś, czego nie wiecie. Oto ćwiczenie egzystencjalne.

Kiedy to nie jest racjonalne, mówicie: Załóżmy, że warto jest dążyć do cnoty“. A ja mówię: „Warto do niej dążyć, bo droga cnoty jest jedyną drogą, która usprawiedliwia samo bycie”. Taka jest definicja cnoty. Cnotliwa droga uzasadnia samo bycie. Bycie jest cierpieniem. Potrzebujesz więc uzasadnienia dla swojego cierpienia. Możecie więc zapytać siebie: czy są w moim życiu chwile, kiedy czuję, że moje cierpienie jest uzasadnione? I to jest dobre pytanie.

I możecie też zadać sobie odwrotne pytanie, które brzmi: czy są inne momenty w moim życiu, kiedy moje cierpienie jest wyraźnie nieuzasadnione?

A ja mógłbym powiedzieć: „Cóż, obserwujcie siebie samych przez trzy tygodnie. Po prostu obserwujcie, tak jakbyście nic nie wiedzieli. I zobaczcie, kiedy jesteście w momencie życia, który sam się usprawiedliwia”. Teraz możecie zapytać: „No, a skąd ja mam to wiedzieć?”. A ja odpowiedziałbym: „No dobrze, oto kilka wskazówek. Nie jesteście samoświadomi”. Bycie samoświadomymi nie jest dobre, zgoda? To obciąża was nerwicowością. To negatywna emocja.

To znaczy, myślimy o niej jako o funkcji poznawczej wyższego rzędu, ale ludzie uważają ją za nieprzyjemną. Macie tendencję do bycia samoświadomymi, kiedy jesteście obłudni lub zawstydzeni. Jeśli jesteście w coś głęboko zaangażowani, wasza samoświadomość znika.

Tak więc zaangażowanie w coś znaczącego wydaje się sprawiać, że samoświadomość jest niszczona. Sprawia też, że znika czas, prawda? Bo jeśli robicie coś, co jest wewnętrznie znaczące, to znika poczucie upływającego czasu. A więc to czasowe ograniczenie, które was dręczy, znika.

I mógłbym powiedzieć: „Może jest wam z tym źle, bo spędzacie tylko 2% ze swojego dnia w tym stanie”. I może nawet nie wiecie, kiedy to jest. Ale moglibyście obserwować, moglibyście widzieć i moglibyście powiedzieć: „Hej, patrzcie. O rany. Spędziłem w tym stanie 10 minut. Prawie w ogóle tego nie zauważyłem i czułem, że natura mojego bytu sama się usprawiedliwia”. Cóż, może nie powiedzielibyście tego sobie, ale moglibyście. Moglibyście powiedzieć, że było warto.

A wtedy ja mógłbym powiedzieć: „Cóż, praktykujcie to. Przede wszystkim, zapomnijcie o wszystkim innym”. A potem jest jeszcze alternatywne ćwiczenie. Zwróćcie uwagę i znajdźcie moment, w którym wasz byt absolutnie nie usprawiedliwia się sam. To jeszcze łatwiejsze, bo stanie się to zawsze wtedy, gdy zrobicie coś, czego natychmiast żałujecie, czego się wstydzicie, albo co jeszcze dobitniej sprawia, że czujecie, że się rozpadliście i straciliście na swojej wartości.

Nietzsche powiedział: Ludzie ciągle zdradzają samych siebie w imię swojego dobrego imienia“. Możecie to poczuć. Wydaje się, że skupiło się to w waszym splocie słonecznym. Kiedy powiecie coś lub zrobicie coś, co nie jest prawe, wtedy się rozpadniecie, będziecie słabi i możecie to poczuć. A potem przykryjecie to mnóstwem grzechoczących argumentów, próbując przekonać siebie i innych ludzi, że to, co robiliście, było w porządku.

Ale wy to wiecie. I to wasza racjonalna arogancja i autorytaryzm zmuszają was do trzymania się waszych głupich założeń. Po prostu zwróćcie uwagę na to, co wasz byt wam ujawnia. Nie myślimy w ten sposób. Nie uważamy, że byt ujawnia jakieś rzeczy. Ujawnia on pewne rzeczy cały czas, tylko my nie zwracamy na to uwagi. Dlaczego? Myślę, że nie chcemy tej odpowiedzialności.

Naprawdę wierzę, myślałem o tym przez długi czas, naprawdę wierzę, że o to właśnie w tym chodzi. Oto cytat z Daodejing (Tao Te Ching – Księga Drogi i Cnoty). Mam świetne tłumaczenie tej księgi. Została napisana przez Laoziego [Lao Tzu] lata temu. Jest to jeden z klasyków światowej literatury. Osoba, która to napisała nie była filozofem. Osoba, która to napisała, była mistrzem bycia.

A to co innego. Bo filozof myśli, ale mistrz bycia nie myśli, ponieważ myślenie jest narzędziem, a bycie jest czymś, co przewyższa wszelkie narzędzia.

Powiedział: „To właśnie przez osłonięcie jasnego światła intelektu mędrzec pozostaje w jedności z własnym „ja”, przestając być go świadomym, pozostawiając je za sobą”.

Oddzielony, jest zjednoczony ze swoim światem zewnętrznym, poprzez bycie bezinteresownym jest spełniony; w ten sposób jego indywidualność jest zapewniona.

Puszczam moim studentom „Pinokia” na moich zajęciach dotyczących Map Znaczenia [Maps of Meaning]. „Pinokio” jest bardzo skomplikowaną historią, w wersji Disneya i w poprzednich wersjach, ale ma w sobie głęboką mitologiczną podstawę. Jedną z rzeczy, która dzieje się w „Pinokio”, dzieje się tam wiele dziwnych rzeczy, które ludzie po prostu łykają, tak? Jest marionetka, która zamienia się w człowieka. Są gadające koty, są niebieskie wróżki, jest gwiazda, są wieloryby, które zjadają ludzi, i wszyscy łykają to bez problemu, tak? Pójdziecie na „Pinokia” i nawet nie zauważycie, że wieloryb załatwił kukiełkę. Do diabła, co tu się wyprawia? A powodem, dla którego tego nie zauważacie jest to, że to coś oznacza.

I nie wiecie, co to oznacza, ale wiecie, że to coś oznacza i jesteście gotowi się na tym przejechać, co jest dość dziwne, bo to całkowicie kompromituje wasze racjonalne zasady. Tak jest. Tak jest. To są doświadczenia religijne, które ludzie przeżywają w kinie. Zawieszają niewiarę. Zgadzają się z tym. Nie jest to racjonalne, ale wierzą w to.

A jeśli ktoś mówi wam: „To nie jest prawdziwe“, powiedzcie mu: „Może byś się zamknął, żebym mógł obejrzeć film”. Rozumiecie? Nie chcecie ich racjonalności, bo to nieodpowiedni czas i miejsce na to. Geppetto chciałby, żeby jego kukiełka stała się prawdziwa. Jest to życzenie, w przypadku którego są małe szanse na jego spełnienie się, co też sam mówi: „Jest bardzo mało prawdopodobne, że się spełni”. Myślę, że to Świerszcz Jiminy mówi, że aby to się stało, Geppetto musi zażyczyć sobie kiedy na niebie pojawi się gwiazda. To dziwny pomysł.

Gwiazda to coś, co jest częścią boskości. Można powiedzieć, że jeśli spojrzycie na nocne niebo, na którym naprawdę możesz je zobaczyć – wiecie to. Patrzycie na nocne niebo i nieskończoność otwiera się przed wami i nie ma nic do powiedzenia, poza tym, że nie ma nic do powiedzenia.

A życzyć sobie czegoś spoglądając na gwiazdę, to umieścić oczy ponad horyzontem i wybrać transcendentny punkt, i pragnąć czegoś, chcieć czegoś, co jest poza tym, co konkretne i natychmiastowe. A stać się prawym/cnotliwym i nie być marionetką, to dążyć do czegoś transcendentnego.

Mógłbym powiedzieć: „Przynajmniej jest to nieobecność zła”. To już coś. Cóż, może to nawet coś więcej. Może to jest cnota sama w sobie. Jest taki wers w „Kazaniu na górze”. To bardzo dziwne kazanie. A ten wers brzmi tak: „Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Wystarczające dla dnia jest jego zło”. To bardzo dziwna rada.

Brzmi zupełnie niepraktycznie, prawda? Ogranicz skupienie swojej świadomości na dniu i zostaw zmartwienia w spokoju. Cóż, jak sądzę, oznacza to coś refleksyjnego.

Kiedy prowadzę terapię z ludźmi, staram się to robić. Nie myślę, bo nie wiem (…) No dobra, czasami myślę, ale nie powinienem. Niekoniecznie wiem jaki jest ich problem i co powinni z tym zrobić. Ale mogę słuchać. I jeśli słucham – może nauczyłem się tego po części z pism Carla Rogersa – wtedy przychodzą do mnie myśli. Nie myślę o nich. To co innego. Pozwalam myślom się pojawić.

I mam odwagę powiedzieć moim klientom: „Spróbuj powiedzieć mi prawdę, a ja postaram się wysłuchać i nie być za dużym skurwysynem, i może wtedy, wiesz, może wtedy uda nam się coś wypracować”. A potem powiedzą coś do mnie i może pomyślę: „Cóż, to co teraz powiedziałeś i to co powiedziałeś pół godziny temu nie wydaje się być spójne, więc może mógłbyś to sprostować”.

Wygląda to bardziej tak, że śledzę to, co mówią i kiedy ich słucham, jestem w tym samym miejscu, co oni. Znamy służące temu mechanizmy neuronalne. Jesteście w tym samym miejscu z kimś, kiedy naprawdę go słuchacie. I wtedy pojawiają się myśli. A ja mówię im, jakie one są. To jest bezosobowe. Jest bezosobowe, ponieważ nie próbuję ich do niczego szczególnie nakłaniać.

Chodzi mi tylko o to, aby pomóc im zrozumieć co się dzieje i nieco ulżyć im w cierpieniu. I nie jest to narzucanie ideologicznej struktury. A koncepcja stojąca za tą konkretną radą brzmi: „Ty też możesz tego spróbować. Budzicie się rano i myślicie „ok, to może być dobry dzień”, cokolwiek to znaczy.

Nie wiecie, czym jest dobry dzień, ale może mieliście już kilka i nie były one takie złe, więc może pomyślicie sobie, że mógłbyś mieć jeszcze jeden. Ale nie wiecie tego. Myślicie sobie „no dobra, spróbuję”. I pytacie samych siebie, i to jest refleksyjne, co jest tym, co musicie dzisiaj zrobić, żeby to był dobry dzień. A wasz mózg wam to powie.

Powie: „Widzisz ten rachunek, który ukrywa się pod pięcioma kartkami papieru na twoim biurku? Powinieneś wyciągnąć tego frajera i opłacić go”.

Albo jest coś, czego unikacie, co sprawia, że jesteście niespokojni, a wasz mózg od razu to wychwyci i powie, że musicie dziś załatwić tę dowolną liczbę zobowiązań. A jeśli je załatwicie, to znaczy, że wypełniliście swoje obowiązki. A pomysł stojący za tą radą jest taki, że jeśli wypełniacie swoje zobowiązania każdego dnia, to nie musicie się martwić o przyszłość. I to jest bardzo interesujący pomysł.

Opiera się on na założeniu, że w ludziach tkwi mądrość, która jest głębsza niż zwykła racjonalność. I wierzę, że tak jest, ponieważ jesteśmy o wiele starsi niż zwykła racjonalność, z perspektywy ewolucyjnej, z jakiejkolwiek perspektywy chcecie. Sięgamy głębiej niż racjonalność. I wiemy, że psychologowie dowiedzieli się w ciągu ostatnich 20 lat, że racjonalność jest absurdalnie ograniczona na wiele różnych sposobów. Nie jest panem, jest sługą. I jest to sługa niesforny, chociaż może być bardzo potężny.

Całokształt was, mądrość, która jest ucieleśniona w całokształcie was, znacznie przewyższa racjonalność. I jeśli słuchacie siebie i robicie trudne rzeczy, które sami nakazujecie sobie robić, to chodzi o to, że nie musicie wyliczać utopijnej przyszłości, ponieważ podążanie za tym, co nakazujecie sobie robić w każdej chwili jest najlepszą drogą do najlepszego wyniku, czymkolwiek on jest. To dziwny sposób myślenia, bo jeśli jesteście utopistami i racjonalistami, to już wiecie jaki jest właściwy wynik. Wtedy musicie biegać dookoła i celować w ludzi, aby upewnić się, że robią to co należy, tak aby wynik, który obliczyliście, pojawił się.

I to nie wydaje się działać zbyt dobrze. Dostrzegacie ten pomysł również w taoizmie. Pomysł polega na porzuceniu końca, ponieważ nie wiecie, czym on jest. I nie wiecie. To jest przyznanie się do ignorancji. Nie wiecie, dokąd zmierzacie. Jednak to nie znaczy, że nie powinniście gdzieś zmierzać. Podążajcie za swoimi moralnymi intuicjami. Przestańcie robić rzeczy, które sprawiają, że czujecie się słabi. Nie mówię tu o podążaniu za kodeksem moralnym, chociaż to też może wchodzić w grę.

Jeśli naprawdę nie wiecie, co do diabła robicie, to podążanie za kodeksem moralnym jest dobrym pomysłem, ponieważ przynajmniej pozwoli wam działać. To forma praktyki zawodowej. Zatem nie robienie ewidentnie złych rzeczy jest formą dyscypliny.

Dlaczego (samo)dyscyplina musi pochodzić z wewnątrz – Jocko Willink

To nie jest pojęcie, o którym teraz mówię, to jest inna rzecz. Sprowadza się to zwracania uwagi na to, co ma znaczenie, ponieważ możecie dostrzec co to jest. Może się okazać, że jesteście tym przerażeni, ponieważ każdy ma takie małe sekretne życzenie. Naprawdę uwielbiam… Nie wiem, co to jest. To różne rzeczy dla różnych ludzi. Jednak boją się to robić, naprawdę to robić, ponieważ, jak tylko robicie to, co naprawdę kochacie, wtedy odsłaniacie swoją nagość, tak?

Mówicie: „Taki właśnie jestem naprawdę”. Zamiast tego po prostu wrzucacie to pod łóżko, robicie coś, co was w ogóle nie interesuje. I wtedy, jeśli ludzie będą was oceniać, to nie będzie to miało znaczenia. Ale problem w tym, że nie ma tam życia. Nie ma siły. Nie ma was. A bez tego, cierpienie was wykończy i staniecie się złym człowiekiem. A to nie jest dobre. Tak więc musicie zobaczyć co jest dla was znaczące, cokolwiek to jest. A potem musicie o to walczyć.

Musicie walczyć z samym sobą, musicie walczyć z innymi ludźmi, bo co oni o tym mogą wiedzieć. Musicie walczyć może nawet z naturą, stanąć w obronie tego, co was utrzymuje przy życiu. A to wymaga odwagi. Potrzeba też uczciwości, częściowo dlatego, że jeśli nie jesteście uczciwi, nie możecie ufać własnej intuicji. Więc to jest ważna rzecz.

Myślicie o tym i właśnie dlatego cnota jest koniecznością. Jeśli okłamujecie samych siebie lub innych ludzi, to psujecie strukturę, której używacie do interakcji z bytem. Psujecie ją. A jeśli ją popsuliście [skorumpowaliście], to jeśli jej posłuchacie to poprowadzi was na złą drogę. Albo będzie tak zepsuta, że w ogóle nie będziecie mogli jej słuchać. Wtedy będziecie musieli słuchać kogoś innego.

A to może nie być dobra rzecz, zwłaszcza jeśli już jesteście zdemoralizowani, bo wtedy będziecie słuchali osoby, która mówi wam, żebyście robili to, co naprawdę chcecie robić, ale nie chcecie tego przyznać przed samym sobą. I to wyjaśnia, jak Hitler znalazł wszystkich swoich zwolenników. Porzucili oni swój własny sposób bycia. To uczyniło ich zgorzkniałymi i pełnymi urazy, pustymi, próżnymi, słabymi i okrutnymi. A potem wyszkolili swojego przywódcę, by mówił im to, co chcieli usłyszeć.

Jeśli jesteście szczerzy, co jest bolesne, to zobaczycie, że wiele rzeczy, które mówicie, nie jest prawdziwych, zobaczycie, że wiele rzeczy, które robicie, czyni was słabymi, zobaczycie, że wielu ludzi, z którymi się wiążecie, prawdopodobnie nie jest dla was dobrych.

A wtedy będziecie musieli dokonać wielu trudnych wyborów. Możecie zacząć od oczywistego kłamstwa, które bardzo rozjaśni wam sytuację. Możecie też zacząć komunikować się z ludźmi. Jedną z rzeczy, których uczę moich klientów jest to, że jeśli jesteś urażony, powiedz coś o tym. Powiedz coś o tym.

Mówicie tej osobie: „Słuchaj, to, o co mnie prosisz, sprawia, że jestem urażony”. Jeśli jest to wasza żona lub mąż, lub ktoś, kogo kochacie, powinniście ich posłuchać, ponieważ mogą powiedzieć: „Dorośnij. Weź swoją cholerną odpowiedzialność i zostaw mnie w spokoju”. I może mają rację. A może są trochę tyranem i trzeba im powiedzieć: „Przestań mną pomiatać”. A potem, być może, trzeba się wdać w kłótnię. Uczciwą kłótnię, w której powiesz: „Słuchaj, to jest to, co się ze mną dzieje”, a on/ona mówi: „Słuchaj, to jest to, co dzieje się ze mną” i walczycie ze sobą, aż dojdziecie do jakiejś ugody. I wtedy nie musicie już być urażeni. Wtedy nie będziecie już podli, okrutni i złośliwi. A żeby to zrobić, musicie być szczerzy.

Oto sposób myślenia o błędzie. Nie do końca wiecie co robicie, więc jak dojść do punktu, w którym będziecie wiedzieli co robicie? Podążajcie za swoimi wewnętrznymi przeczuciami. Bądźcie szczery w tej kwestii. A wtedy pojawi się gwiazda, która was poprowadzi. Tą gwiazdą jest to, co nadaje sens waszemu życiu. I może zrobicie kilka nieśmiałych kroków w tym kierunku. Po pewnym czasie pomyślicie: „Nie, to jest złe”. A wtedy, rzecz, która nadaje sens waszemu życiu pojawi się tam i zrobicie kilka niepewnych kroków w tym kierunku. Jednak w miarę stawiania kroków i podążania w tym kierunku, zmieniacie się. A w miarę jak się zmieniacie, stajecie się mądrzejsi.

Jeśli będziecie podążali za rzeczami, które nadają sens waszemu życiu to z czasem poprawicie się. Widzicie tę rzecz tam i to jest złe, widzicie ją tam i to jest złe, widzicie ją tam i to jest złe, ale wciąż za nią gonicie. Goniąc za tym, posuwacie się naprzód. A kiedy idziecie naprzód i robicie różne rzeczy, i uczycie się na błędach, ponieważ jesteście uczciwi i obserwujecie, stajecie się coraz mądrzejsi.

A konsekwencją tych wszystkich błędów jest to, że za dwadzieścia lat sami je poprawiacie. Może nie będziecie popełniali tak wielu błędów. Mówi się, że potrzeba 10,000 godzin, aby stać się ekspertem w czymś. Więc będziecie potrzebowali 10.000 godzin praktyki, podążając za tym, co jest tym, czego potrzebujecie. Zakończę ten wykład dwoma rzeczami. W konsekwencji studiowania rzeczy, o których wam mówiłem, doszedłem do wniosku, że wiara ma religijną podbudowę. Jeśli zagłębicie się w czyjąś strukturę przekonań, aż do samego dna, znajdziecie tam religijne założenia. Ta osoba może się z nimi nie zgadzać, ale nie sądzę, żeby to miało znaczenie. Myślę, że generalnie ludzie nie wiedzą.

Oto stare założenia religijne, starsze od chrześcijaństwa. Przypuszczam, że okres po narodzinach chrześcijaństwa jest najsilniejszym zwolennikiem tego punktu widzenia.

Jest niebo i jest piekło.

I powinniście przeżyć swoje życie tak, abyście skończyli w jednym z tych miejsc. W chrześcijaństwie chodzi o to, że jest to sprawa życia pozagrobowego. Nie sądzę, żeby to było coś po życiu. Myślę, że jest to coś, co jest ważne teraz. Cały czas widzę ludzi, którzy są w piekle. Można ich zobaczyć idąc Bloor Street. Nie żartuję. To nie jest żart.

Jeśli przechodzicie obok kogoś kto znajduje się w piekle, nie możecie spojrzeć na tę osobę. Nie spojrzycie na niego/nią, będziecie go/ją omijali szerokim łukiem. A jeśli spojrzycie na niego/nią i naprawdę na niego/nią spojrzycie, staną się agresywni albo zawstydzeni, ponieważ nie chcą, żebyście dostrzegli, gdzie są, ponieważ sami nie chcą dostrzec tego, gdzie się znajdują.

Według tej samej zasady, niebo również jest prawdziwym miejscem. Od czasu do czasu w nim jesteście, ale tego nie zauważacie, bo w nie, nie wierzycie. Jest taka stara ewangelia, gnostycka ewangelia, która została odkopana w 1957 roku – „Ewangelia Tomasza”. I w „Ewangelii Tomasza” Chrystus mówi, że królestwo niebieskie jest rozprzestrzenione na ziemi, ale ludzie go nie widzą. Nie wydaje mi się, żeby to była metafora. A może to jest metafora. Jest to głęboka metafora.

Oznacza ona, że życie, życie ludzkie, jest bardzo rozległe, a my żyjemy pośrodku. Często jest to coś w rodzaju przeciętnego środka. Na jednym krańcu jest piekło, a na drugim niebo, a my obijamy się między nimi, nie zauważając tego.

A ja mógłbym powiedzieć: „Oto coś do rozważenia”. Jeśli rzeczy, które robicie, prowadzą was do piekła, przestańcie je robić, no chyba że chcecie tam być. A jeśli pomyślicie, wystarczy, że pomyślicie o swoim życiu w ciągu ostatniego roku, to możecie być pewni, że potraficie przywołać w myślach chwile, w których wolelibyście, żeby dana rzecz się nie wydarzyła. A więc lekcja płynąca z tego jest jasna – nie twórzcie więcej takich warunków. I na tej samej zasadzie – jeśli obserwujecie siebie to możecie powiedzieć, kiedy jesteście tam, gdzie chcecie być.

I mógłbym powiedzieć: „Cóż, jeśli jesteście tam, gdzie chcecie być i to jest naprawdę właściwe miejsce, wówczas to wszystko, co powinniście kiedykolwiek zrobić sprowadza się do praktykowania, aby się tam znaleźć”.

Królestwo niebieskie jest rozprzestrzenione na ziemi, ale ludzie go nie widzą. Oto, co chciałbym powiedzieć o cnocie. Po pierwsze, cnota jest próbą dostrzeżenia tego nieba. I jest to wątpliwe. Nie mówię, że jest ono takie samo dla wszystkich. W ogóle w to nie wierzę, bo ludzie są indywidualnościami. Tylko po to, żeby to zobaczyć.

A drugą rzeczą jest próba życia w nim. I naprawdę wierzę, naprawdę wierzę, że nie ma nic, co można zrobić, co jest lepsze dla bycia, nie tylko dla siebie samego, ale dla każdego, z kim wchodzicie w interakcję. Nikt z was nie zna swojego potencjału. Ludzie są niesamowitymi istotami. Wiecie, że ludzie mogą być beznadziejnie okropni. Jednak mogą być tak samo nadzwyczajnie dobrzy, jak i beznadziejnie okropni.

Myślę, że to rzadkie, ale nie jest poza sferą możliwości. Czym są ludzkie możliwości? Cóż, nikt tego nie wie. Może są prawie nieskończone. Nie wiemy nic o naszym własnym bycie, ani o naszym związku z całokształtem rzeczy. Być może zajmujemy ważniejsze miejsce, niż nam się wszystkim wydaje. A konsekwencje naszych działań, naszych cnót lub ich braku, odbijają się echem, mogą odbijać się echem daleko poza to, w co chcemy wierzyć.

Powiedziałbym więc: „Spróbujcie dowiedzieć się, co jest dla was dobre”. Po prostu obserwujcie. Nie słuchajcie nikogo innego. A może powinniście, może dadzą wam jakieś wskazówki. Ale musicie sami to sobie ułożyć. A kiedy dowiecie się, co jest dla was dobre, a co nie, róbcie rzeczy, które są dla was dobre, aż polubicie bycie żywym i aż będziecie zachwyceni tym, że żyjecie. Przekonajcie się co się wydarzy. Sugerowałbym również, że nie ma nic, co moglibyście zrobić, co byłoby bardziej wnikliwe i użyteczne niż to. To wszystko. Dziękuję.

 

Cnota jako konieczność – Jordan Peterson [napisy PL]

 

 

Kolektywizm - ciesz się jeśli przeżyje czystki