Wielka Feminizacja – Helen Andrews
16 październik 2025

W 2019 roku przeczytałam artykuł o Larrym Summersie i Harvardzie, który całkowicie zmienił moje spojrzenie na świat. Autor, piszący pod pseudonimem „J. Stone”, twierdził, że dzień, w którym Larry Summers ustąpił ze stanowiska rektora Harvardu, był punktem zwrotnym w naszej kulturze. Całą epokę „woke” można wnioskować z tego momentu, biorąc pod uwagę szczegóły dotyczące tego, w jaki sposób Summers został „skasowany”, a przede wszystkim, kto tego dokonał: kobiety.
Podstawowe fakty tej sprawy były mi znane. 14 stycznia 2005 roku, podczas konferencji poświęconej „różnorodności w naukach ścisłych i inżynierii”, Larry Summers wygłosił wystąpienie, które miało pozostać nieoficjalne. Powiedział w nim, że mniejsza reprezentacja kobiet w naukach ścisłych wynika częściowo z różnic w zdolnościach na najwyższym poziomie, a także z odmiennych preferencji między kobietami a mężczyznami, które są „niezwiązane z wychowaniem społecznym”. Kilka pań profesor obecnych na sali poczuło się urażonych i łamiąc zasadę poufności, przekazało jego słowa mediom. Wybuchł skandal, po którym wydział Harvardu przegłosował wotum nieufności wobec Summersa, co doprowadziło do jego rezygnacji.
Esej argumentował, że nie chodziło tylko o to, że kobiety „skasowały” rektora Harvardu, lecz oto, że zrobiły to w typowo kobiecy sposób. Zamiast rzeczowych kontrargumentów, posłużyły się emocjonalnymi apelami. „Kiedy zaczął mówić o wrodzonych różnicach między mężczyznami a kobietami, dosłownie nie mogłam oddychać, bo taki uprzedzenia fizycznie mnie mdliły” — powiedziała Nancy Hopkins, biolog z MIT. Summers próbował się tłumaczyć, wydając kolejne oświadczenia i przeprosiny, za każdym razem bardziej uległe. Eksperci wskazywali, że jego słowa mieściły się w granicach naukowego konsensusu. Ale racjonalne wyjaśnienia nie miały żadnego wpływu na histerię tłumu.
Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną [BoSS] zawsze kłamią – Vox Day
Ten przypadek był „kobiecy”, pisał autor, bo każda „kultura kasowania” jest kobieca. To po prostu zachowanie typowe dla kobiet, które ujawnia się, gdy ich liczba w danej instytucji lub środowisku przekroczy pewien próg. To właśnie teza o Wielkiej Feminizacji. Autor rozwinął ją później w książce, dowodząc, że wszystko, co dziś nazywamy „wokeizmem”, jest jedynie produktem ubocznym demograficznej feminizacji.
Siła wyjaśniająca tej prostej tezy okazała się zdumiewająca. Nagle wszystko stało się jasne. „Wokeizm” nie jest nową ideologią, nie wyrasta z marksizmu ani z rozczarowania po Obamie. To po prostu kobiece wzorce zachowań, zastosowane w instytucjach, które do niedawna były domeną mężczyzn. Jak mogłam tego wcześniej nie dostrzegać?
Prawdopodobnie dlatego, że — jak większość ludzi — myślałam o feminizacji jako o zjawisku, które już się dokonało, zanim się urodziłam. Myśląc o kobietach w zawodzie prawniczym, przywołujemy pierwszą kobietę, która poszła do szkoły prawniczej (1869), pierwszą, która wystąpiła przed Sądem Najwyższym (1880), czy pierwszą sędzię Sądu Najwyższego (1981).
Ale prawdziwy punkt zwrotny nastąpił wtedy, gdy kobiety zaczęły stanowić większość w szkołach prawniczych (2016) i wśród aplikantów w kancelariach (2023). Gdy Sandra Day O’Connor została mianowana do Sądu Najwyższego, tylko 5% sędziów stanowiły kobiety. Dziś kobiety to 33% sędziów w całych Stanach Zjednoczonych i aż 63% spośród mianowanych przez prezydenta Joe Bidena.
Tę samą trajektorię widać w wielu zawodach: najpierw pionierki z lat 60. i 70., potem wzrost udziału kobiet w latach 80. i 90., aż po osiągnięcie pełnej równowagi płci — a nawet przewagi kobiet — w młodszych pokoleniach w latach 2010–2020.
W 1974 roku tylko 10% dziennikarzy „New York Timesa” stanowiły kobiety. W 2018 roku kobiety stały się większością w redakcji, a dziś stanowią 55% zespołu.
Szkoły medyczne przekroczyły próg większości kobiet w 2019 roku. W tym samym roku kobiety stały się większością wśród osób z wyższym wykształceniem w USA. W 2023 roku kobiety stał się większością wykładowców akademickich. Kobiety nie stanowią jeszcze większości menedżerów w Ameryce, ale zapewne stanie się to wkrótce, bo już teraz zajmują 46% tych stanowisk.
Wszystko więc się zgadza czasowo: zjawisko „woke” zaczęło się dokładnie wtedy, gdy kluczowe instytucje przeszły demograficznie z większości męskiej na kobiecą. Treść także się zgadza. Wszystko, co kojarzymy z „wokeizmem”, polega na stawianiu tego, co kobiece, ponad tym, co męskie: empatii ponad racjonalność, bezpieczeństwa ponad ryzyko, spójności ponad rywalizację. Inni badacze rozwijający własne wersje tezy o Wielkiej Feminizacji, tacy jak Noah Carl czy Bo Winegard i Cory Clark, analizujący wpływ feminizacji na świat akademicki, przytaczają dane pokazujące różnice płci w wartościach politycznych. Na przykład jedno z badań wykazało, że 71% mężczyzn uważa ochronę wolności słowa za ważniejszą niż zachowanie spójności społecznej, podczas gdy 59% kobiet sądzi dokładnie odwrotnie.
Płeć a środowisko akademickie
Badania recenzowane – Święty Graal prawdy?
Najistotniejsze różnice nie dotyczą jednak jednostek, ale grup. Z mojego doświadczenia wynika, że jednostki są unikalne — zawsze można spotkać wyjątki od stereotypów — ale grupy kobiet i mężczyzn zachowują się przewidywalnie inaczej. Statystycznie to oczywiste: pojedyncza kobieta może być wyższa od pojedynczego mężczyzny, ale grupa dziesięciu losowo wybranych kobiet raczej nie będzie średnio wyższa od grupy dziesięciu mężczyzn. Im większa grupa, tym bardziej zachowuje się zgodnie z przeciętnymi wzorcami.
Kobieca Matryca Społeczna: Wprowadzenie
Huśtawki i Piaskownice – zasady w Kobiecej Matrycy Społecznej – Ian Ironwood
Dynamika grup kobiecych sprzyja konsensusowi i współpracy. Mężczyźni wydają sobie rozkazy, kobiety mogą jedynie sugerować i przekonywać. Każda krytyka czy negatywny komentarz, jeśli już musi zostać wypowiedziany, musi być owinięty w warstwy komplementów. Nie sam wynik dyskusji jest najważniejszy, lecz to, że rozmowa się odbyła i że każdy mógł się w niej wypowiedzieć. Najistotniejsza różnica między płciami w dynamice grupowej dotyczy stosunku do konfliktu. W dużym skrócie, mężczyźni toczą konflikty otwarcie, kobiety działają zakulisowo — podkopują, izolują lub wykluczają swoich przeciwników.
Bari Weiss, w swoim liście rezygnacyjnym z „New York Timesa”, opisała, jak współpracownicy na Slacku nazywali ją „rasistką”, „nazistką” i „fanatyczką” a, co najbardziej znamienne – „koledzy postrzegani jako jej znajomi byli nękani przez innych pracowników”. Weiss wspomniała też, że zaprosiła jedną z dziennikarek z działu opinii na kawę, kobietę o mieszanym pochodzeniu rasowym, która często pisała o tematyce rasowej. Ta odmówiła spotkania. Było to nie tylko złamanie elementarnych standardów zawodowych, ale też jak zauważa autorka głęboko kobiece zachowanie.
Mężczyźni mają z reguły większą zdolność do separowania emocji od obowiązków niż kobiety i w tym sensie „wokeizm” można uznać za społeczną katastrofę wynikającą z nieumiejętności oddzielania sfery prywatnej od zawodowej. Tradycyjnie lekarz mógł mieć swoje poglądy polityczne, ale uważał za swój zawodowy obowiązek, by nie przenosić ich do gabinetu. Dziś, gdy medycyna stała się bardziej sfeminizowana, lekarze noszą przypinki i smycze z hasłami dotyczącymi kontrowersyjnych kwestii, od praw osób LGBT po sytuację w Gazie. Co więcej, angażują autorytet zawodu w popieranie politycznych mód, jak w czasie pandemii, gdy część środowiska medycznego uznała, że protesty „Black Lives Matter” mogą odbywać się mimo krajowej kwarantanny [lockdownu], bo rasizm jest „nagłym zagrożeniem dla zdrowia publicznego”.
Książka, która pomogła mi zrozumieć te zjawiska, to Warriors and Worriers: The Survival of the Sexes autorstwa profesor psychologii Joyce Benenson. Autorka wysunęła teorię, że mężczyźni rozwinęli dynamikę grupową dostosowaną do wojny, podczas gdy kobiety do ochrony potomstwa. Te wzorce, ukształtowane jeszcze w zamierzchłej prehistorii, tłumaczą obserwacje z nowoczesnych badań psychologicznych, na które powołuje się Benenson:
— Gdy grupie mężczyzn daje się zadanie, rywalizują o głos, głośno się spierają, a następnie z entuzjazmem przekazują wspólne rozwiązanie badaczowi.
— Gdy to samo zadanie dostaje grupa kobiet, uprzejmie wypytują się o swoje życiorysy i relacje, utrzymując kontakt wzrokowy, uśmiechy i równy podział czasu na wypowiedzi, lecz poświęcają niewiele uwagi samemu zadaniu.
Celem wojny jest rozwiązanie sporu między dwiema grupami, ale to działa tylko wtedy, gdy po zakończeniu walk zostaje przywrócony pokój. Dlatego mężczyźni rozwinęli mechanizmy pozwalające po pojedynku się pojednać i dalej współistnieć z byłymi przeciwnikami. Kobiety [samice] nawet wśród naczelnych wolniej się godzą po konflikcie. Dzieje się tak dlatego, że ich spory tradycyjnie rozgrywały się wewnątrz plemienia, o ograniczone zasoby, i rozwiązywano je nie przez otwarty konflikt, lecz przez zakulisową rywalizację, często bez wyraźnego końca.
Wszystkie te obserwacje idealnie pasowały do moich własnych spostrzeżeń dotyczących „wokeizmu”. Ale początkowa ekscytacja odkryciem nowej teorii szybko ustąpiła przygnębieniu. Jeśli „wokeizm” naprawdę jest rezultatem Wielkiej Feminizacji, to eksplozja szaleństwa z roku 2020 była jedynie przedsmakiem tego, co nas czeka. Wyobraźmy sobie, co się stanie, gdy ostatni mężczyźni opuszczą zawody kształtujące społeczeństwo, a młodsze, bardziej sfeminizowane pokolenia przejmą pełną kontrolę.
Skala zagrożenia ze strony „wokeizmu” może być większa lub mniejsza w zależności od branży. To smutne, że wydziały literatury angielskiej zostały całkowicie sfeminizowane, ale większość ludzi nie odczuwa tego w codziennym życiu. Są jednak dziedziny, które mają realny wpływ na społeczeństwo. Nie musisz być dziennikarzem, żeby żyć w kraju, gdzie to, co napisze „New York Times”, staje się tym, co uznaje się za prawdę. Jeśli redakcja stanie się miejscem, w którym wewnętrzny konsensus tłumi niepopularne fakty (jeszcze bardziej niż obecnie), to dotknie to każdego obywatela.
Gnostyczny Pasożyt – James Lindsay | Sekretne Religie Zachodu, cz. 2 z 3
Poszukiwanie prawdy to przeszkoda w budowaniu konsensusu – Katherine Maher
Katherine Maher: Jedną z najistotniejszych różnic, kluczową dla przejścia od polaryzacji do produktywności jest taka, że edytorzy na portalu Wikipedia faktycznie nie skupiają się na poszukiwaniu prawdy, lecz dążą do czegoś w zasięgu naszych możliwości, czyli dostępnej nam tu i teraz wiedzy.
Po 7 latach pracy z nimi przekonałam się, że mogą mieć rację. W przypadku wielu trudnych różnic między nami, poszukiwanie prawdy i przekonywanie innych do niej to niekoniecznie najlepszy punkt wyjścia do rozwiązania problemu.
Powiem więcej, nasze uwielbienie prawdy stało się być może w pewnym sensie przeszkodą, która nie pozwala nam na wypracowanie konsensusu potrzebnego do rozwiązania najważniejszych naszych problemów.
Katherine Maher – amerykańska specjalistka z zakresu komunikacji i Internetu, menedżerka, dyrektorka wykonawcza Wikimedia Foundation w latach 2016–2021. Wcześniej pracowała na rzecz wolności słowa, dostępu do informacji i praw cyfrowych.
Od marca 2024 r. pełni funkcję dyrektora generalnego (CEO) i prezesa National Public Radio [NPR].
Jako członkini Rady Stosunków Zagranicznych, Maher pracowała dla UNICEF, Narodowego Instytutu Demokratycznego, Banku Światowego i Access Now, zanim dołączyła do Fundacji Wikimedia. Następnie dołączyła do Rady Atlantyckiej i Rady Polityki Zagranicznej Departamentu Stanu USA.
Dziedzina, która napawa mnie największym lękiem, to prawo. Wszyscy jesteśmy zależni od sprawnego systemu prawnego, a mówiąc wprost rządy prawa [równego dla wszystkich] nie przetrwają, jeśli zawód prawnika stanie się większościowo kobiecy. „Rządy prawa” nie oznaczają jedynie spisania zasad, bo oznaczają ich przestrzeganie nawet wtedy, gdy skutki wzbudzają emocje, łamią serce lub są sprzeczne z intuicyjnym poczuciem, kto jest „bardziej pokrzywdzony”.
Teorie dowodów sądowych. Obraz polskiego sądownictwa…
Dyrektywa 1/76 – Zakłócanie/Rozkład [Zersetzung]
Sfeminizowany system prawny mógłby przypominać sądy w ramach amerykańskiego prawa federalnego Title IX do spraw napaści seksualnych na kampusach uczelni, ustanowione w 2011 roku za prezydentury Obamy. Postępowania te były regulowane przez pisemne zasady i technicznie można było powiedzieć, że działały zgodnie z zasadą rządów prawa. Brakowało im jednak wielu zabezpieczeń, które nasz system prawny uznaje za święte, takich jak prawo do konfrontacji z oskarżycielem, prawo do wiedzy, o jaki czyn się jest oskarżonym, oraz fundamentalnej zasady, że wina powinna zależeć od obiektywnych okoliczności znanych obu stronom, a nie od tego, jak jedna ze stron postrzega dane zdarzenie z perspektywy czasu. Te zabezpieczenia zostały zniesione, ponieważ osoby tworzące te zasady sympatyzowały z oskarżycielkami, którymi w większości były kobiety, a nie z oskarżonymi, którymi w większości byli mężczyźni.
Te dwa podejścia do prawa starły się ze sobą wyjątkowo wyraźnie podczas przesłuchań w sprawie zatwierdzenia Bretta Kavanaugha. Męskie stanowisko zakładało, że jeśli Christine Blasey Ford nie może przedstawić żadnego konkretnego dowodu na to, że ona i Kavanaugh kiedykolwiek znajdowali się w tym samym pomieszczeniu, jej oskarżenia o gwałt nie mogą zostać dopuszczone do zniszczenia jego życia. Kobiece stanowisko było takie, że jej oczywista emocjonalna reakcja sama w sobie stanowi rodzaj wiarygodności, którą komisja senacka musi uszanować.
Histeryczna retoryka gwałtu od wiktorianizmu do feminizmu – Barbara Hewson
Wywiad z Germaine Greer o gwałcie i zgodzie na seks
Jeśli zawód prawniczy stanie się w większości kobiecy, spodziewam się, że etos trybunałów w ramach prawa federalnego Title IX i przesłuchań Kavanaugha zacznie się rozprzestrzeniać. Sędziowie będą naginać zasady wobec uprzywilejowanych grup i egzekwować je z surowością wobec grup niechcianych, co już teraz dzieje się w niepokojącym stopniu. W 1970 roku można było jeszcze wierzyć, że dopuszczenie kobiet do zawodu prawniczego na szeroką skalę przyniesie jedynie niewielki efekt. Dziś ta wiara nie jest już do utrzymania. Zmiany będą ogromne.
Co ciekawe, obie strony politycznego spektrum zgadzają się co do tego, jakie te zmiany będą. Różnią się jedynie w ocenie, czy będą one dobre, czy złe. Dahlia Lithwick otwiera swoją książkę Lady Justice: Women, the Law, and the Battle to Save America sceną z 2016 roku, z rozprawy przed Sądem Najwyższym dotyczącej ustawy aborcyjnej z Teksasu. Trzy sędzie — Ginsburg, Sotomayor i Kagan — „zignorowały formalne limity czasu, mówiąc z entuzjazmem ponad swoimi męskimi kolegami”. Lithwick opisała to jako „eksplozję długo tłumionej dziewczęcej mocy sądowej”, która „dała Ameryce przedsmak tego, czym mogłaby być prawdziwa równość płci lub niemal równość płci w potężnych amerykańskich instytucjach prawnych.”
Dahlia Lithwick chwali kobiety za ich lekceważący stosunek do formalności prawa, które — jak zauważa — i tak wywodzi się z epoki ucisku i białej supremacji. „Amerykański system prawny był zasadniczo maszyną stworzoną do uprzywilejowania białych mężczyzn posiadających majątek” — pisze Lithwick. „Ale to jedyny system, jaki mamy, więc pracujemy z tym, co jest.” Ci, którzy postrzegają prawo jako patriarchalny relikt, będą traktować je instrumentalnie. Jeśli taki sposób myślenia zacznie dominować w całym naszym systemie prawnym, zewnętrzne pozory pozostaną te same, ale w rzeczywistości nastąpi rewolucja.
Wielka Feminizacja jest zjawiskiem bezprecedensowym. Inne cywilizacje dawały kobietom prawo głosu, przyznawały im prawa majątkowe lub pozwalały im dziedziczyć trony imperiów. Żadna cywilizacja w historii ludzkości nie eksperymentowała jednak z dopuszczeniem kobiet do kontrolowania tak wielu kluczowych instytucji naszego społeczeństwa, od partii politycznych po uniwersytety i największe korporacje. Nawet tam, gdzie kobiety nie zajmują najwyższych stanowisk, to one nadają ton tym organizacjom… tak, że nawet męski dyrektor generalny musi działać w granicach wyznaczonych przez swoją wiceprezeskę ds. kadr [HR]. Zakładamy, że te instytucje będą nadal funkcjonować w tych całkowicie nowych warunkach. Ale jakie mamy podstawy, by tak sądzić?
Problem nie polega na tym, że kobiety są mniej utalentowane od mężczyzn, ani nawet na tym, że kobiecy sposób interakcji jest gorszy w jakimkolwiek obiektywnym sensie. Problem polega na tym, że kobiece sposoby interakcji nie są dobrze dopasowane do realizacji celów wielu kluczowych instytucji. Można mieć środowisko akademickie zdominowane przez kobiety, ale będzie ono (tak jak już dziś dzieje się w żeńsko zdominowanych wydziałach na uniwersytetach) ukierunkowane na inne cele niż otwarta debata i nieskrępowane poszukiwanie prawdy. A jeśli twoja nauka nie dąży do prawdy — jaki z niej pożytek? Jeśli twoi dziennikarze nie są kłótliwymi indywidualistami, którym nie przeszkadza zrażanie ludzi, jaki mają sens? Jeśli firma traci ducha ryzyka i zamienia się w sfeminizowaną, biurokratyczną strukturę skupioną na sobie, czy nie zacznie popadać w stagnację?
Jeśli Wielka Feminizacja stanowi zagrożenie dla cywilizacji, pytanie brzmi, czy można z tym coś zrobić. Odpowiedź zależy od tego, jak tłumaczymy jej źródła. Wiele osób uważa, że Wielka Feminizacja to zjawisko naturalne. Kobiety w końcu dostały szansę rywalizacji z mężczyznami i okazało się, że po prostu są lepsze. Dlatego mamy dziś tyle kobiet w redakcjach, na czele partii politycznych i w zarządach korporacji.
Ross Douthat opisał ten sposób myślenia w wywiadzie z Jonathanem Keepermanem, znanym jako „L0m3z”, prawicowym wydawcą, który spopularyzował pojęcie „Długi Dom [Longhouse]” jako metaforę feminizacji. „Mężczyźni narzekają, że kobiety ich uciskają. Czy ‘Długi Dom’ nie jest po prostu długim, męskim zawodzeniem z powodu braku umiejętności dostatecznej rywalizacji?” — zapytał Douthat. „Może powinniście się ogarnąć i naprawdę konkurować na warunkach, jakie mamy w Ameryce XXI wieku?”
Czym jest Długi Dom (Longhouse)?
Tak właśnie feministki interpretują to zjawisko, ale się mylą. Feminizacja nie jest organicznym skutkiem tego, że kobiety pokonały mężczyzn w uczciwej rywalizacji. To sztuczny rezultat inżynierii społecznej i jeśli zdejmie się kciuk z tej wagi, cały system załamie się w ciągu jednego pokolenia.
Najbardziej oczywistym „kciukiem na wadze” jest prawo antydyskryminacyjne. Zatrudnianie zbyt małej liczby kobiet w firmie jest niezgodne z prawem. Jeśli kobiety są niedoreprezentowane, szczególnie na wyższych szczeblach zarządzania, to prosta droga do pozwu sądowego. W efekcie pracodawcy przyznają kobietom stanowiska i awanse, których w innych warunkach by nie otrzymały, wyłącznie po to, by utrzymać odpowiednie proporcje.
To jest dla nich racjonalne działanie, ponieważ konsekwencje zaniechania mogą być katastrofalne. Texaco, Goldman Sachs, Novartis i Coca-Cola należą do firm, które zapłaciły odszkodowania liczone w setkach milionów dolarów w wyniku pozwów oskarżających je o uprzedzenia wobec kobiet przy zatrudnianiu i awansach. Żaden menedżer nie chce być tym, który kosztował swoją firmę 200 milionów dolarów z powodu pozwu o dyskryminację ze względu na płeć.
Prawo antydyskryminacyjne wymaga, by każde miejsce pracy było sfeminizowane. Przełomowy wyrok z 1991 roku uznał, że plakaty z roznegliżowanymi modelkami na ścianach stoczni stanowią „wrogie środowisko pracy” dla kobiet, a zasada ta z czasem rozrosła się, obejmując wiele form męskiego zachowania. Dziesiątki firm z Doliny Krzemowej zostały pozwane za „kulturę bractwa studenckiego” albo „toksyczną kulturę samców alfa”, a kancelaria prawna specjalizująca się w takich sprawach chwali się ugodami sięgającymi od 450 tysięcy do 8 milionów dolarów.
Kobiety mogą pozwać swojego szefa za to, że miejsce pracy przypomina męski klub studencki, ale mężczyźni nie mogą pozwać, gdy ich biuro przypomina przedszkole Montessori. Naturalną konsekwencją jest więc to, że pracodawcy wolą przesadzić w drugą stronę, „zmiękczając” środowisko pracy. Więc jeśli kobiety dziś lepiej odnajdują się w nowoczesnym miejscu pracy, czy to naprawdę dlatego, że są lepsze od mężczyzn? Czy może dlatego, że zasady zostały zmienione tak, by im sprzyjały?
Wiele można wywnioskować z tego, jak feminizacja ma tendencję do postępowania w czasie. Gdy dana instytucja osiąga parytet 50/50, zwykle nie zatrzymuje się na tym poziomie, lecz nadal przesuwa się w stronę większej przewagi kobiet. Od 2016 roku szkoły prawnicze z każdym rokiem stawały się coraz bardziej kobiece, w 2024 roku kobiety stanowiły już 56% studentów prawa. Psychologia, niegdyś zdominowana przez mężczyzn, jest dziś niemal całkowicie żeńska — 75% doktoratów z psychologii trafia do kobiet. Instytucje wydają się mieć punkt krytyczny, po przekroczeniu którego proces feminizacji przyspiesza.
Nie wygląda to na sytuację, w której kobiety „przewyższają” mężczyzn. Wygląda to raczej na sytuację, w której kobiety wypierają mężczyzn, narzucając kobiece normy w instytucjach, które wcześniej były męskie. Który mężczyzna chciałby pracować w środowisku, gdzie jego cechy są niemile widziane? Który szanujący się doktorant chciałby robić karierę akademicką, jeśli jego koledzy będą go wykluczać za zbyt dosadne opinie lub za wyrażanie kontrowersyjnych poglądów?
We wrześniu wygłosiłam przemówienie na konferencji National Conservatism, oparte na tezach przedstawionych w tym eseju. Miałam pewne obawy przed publicznym zaprezentowaniem koncepcji Wielkiej Feminizacji w tak otwartym forum. Nadal jest to pogląd kontrowersyjny, nawet w środowiskach konserwatywnych, twierdzić, że w danej dziedzinie jest zbyt wiele kobiet, albo że ich masowa obecność może przekształcić instytucje w taki sposób, iż przestają one dobrze funkcjonować. Dlatego starałam się przedstawić mój argument w możliwie najbardziej neutralny sposób.
Ku mojemu zaskoczeniu, reakcja była ogromna. W ciągu kilku tygodni nagranie przemówienia przekroczyło 100 tysięcy wyświetleń na YouTube i stało się jednym z najczęściej oglądanych wystąpień w historii konferencji National Conservatism.
Dobrze, że ludzie zaczynają być otwarci na tę argumentację, ponieważ okno możliwości, by coś zrobić z Wielką Feminizacją, szybko się zamyka. Istnieją wskaźniki wczesne i późne feminizacji, a obecnie znajdujemy się w okresie przejściowym, kiedy szkoły prawnicze są już w większości kobiece, ale federalne sądy wciąż pozostają w większości męskie. Za kilka dekad ten proces dobiegnie naturalnego końca. Wielu ludzi sądzi, że „wokeizm” już się skończył, że został zabity przez zmianę nastrojów społecznych, ale jeśli wokeizm jest skutkiem demograficznej feminizacji, to nigdy się nie skończy, dopóki demografia nie ulegnie zmianie.
„Wokeizm” to współczesne czary – Gene Callahan
Jako kobieta jestem wdzięczna za możliwości, jakie miałam, by rozwijać karierę pisarską i redaktorską. Na szczęście nie sądzę, że rozwiązanie problemu feminizacji wymaga zamykania kobietom drzwi przed nosem. Musimy po prostu przywrócić uczciwe zasady gry. Obecnie mamy system, który nominalnie opiera się na merytokracji, lecz w praktyce nie pozwala kobietom przegrać. Sprawmy, by procesy rekrutacyjne były naprawdę oparte na kompetencjach, a nie tylko z nazwy i zobaczmy, jakie będą tego efekty. Uczyńmy znowu legalną męską kulturę pracy. Usuńmy weto „pani z kadr [HR]”. Myślę, że wielu ludzi będzie zaskoczonych, jak duża część obecnej feminizacji wynika z instytucjonalnych zmian, takich jak pojawienie się działów kadr [HR] — zmian, które same zostały wprowadzone prawnie i mogą zostać prawnie cofnięte.
Bo przecież nie jestem tylko kobietą. Jestem też osobą o wielu niepopularnych poglądach, kimś, komu będzie trudno się rozwijać, jeśli społeczeństwo stanie się jeszcze bardziej unikające konfliktów i nastawione na konsensus za wszelką cenę. Jestem matką synów, którzy nigdy nie osiągną swojego pełnego potencjału, jeśli będą dorastać w sfeminizowanym świecie. I wreszcie jestem, jak my wszyscy, zależna od instytucji, takich jak system prawny, badania naukowe czy polityka demokratyczna, które wspierają amerykański sposób życia. A wszyscy będziemy cierpieć, jeśli te instytucje przestaną pełnić swoje pierwotne funkcje.
Źródło: The Great Feminization – Helen Andrews
Zobacz na: Mężczyźni wychowywani na wybrakowane kobiety – Rian Stone
Podstawowy błąd w rodzicielstwie: Jaka jest różnica między mamą tygrysicą a tatą wilkiem?
Dlaczego kobiety (nieproporcjonalnie) głosują za tyranią?
Transgenderowa mania jest oznaką upadku kulturowego – Camille Paglia
Przegląd dzieła J. D. Unwina Płeć i Kultura [Sex and Culture]
Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną jako Podstępne Jebaki – Gad Saad
Jednostki bojowe złożone wyłącznie z mężczyzn osiągają lepsze wyniki niż jednostki mieszane – Badanie Korpusu Piechoty Morskiej
Kobiety z Porno-Mózgami uzależnione od erotyki z potworami
Długi Dom [Miękka tyrania wspólnoty]
Termin Długi Dom [Longhouse] opisuje, jak lewicowa praxis (zastosowanie teorii) przekształca miejsca pracy w przestrzenie przypominające duże, stare wspólne domy Irokezów, gdzie ludzie mieszkali blisko siebie bez prywatności i pod silnym nadzorem grupy, aby utrzymać pokój. Krótko mówiąc, wskazuje to na to, jak lewicowe idee odwracają twarde, ambitne style pracy (opresyjne i kodowane jako męskie) w kierunku miękkich (marginalizowane i kodowane jako żeńskie), tworząc apodyktyczną, czułą, nastawioną na porozumienie atmosferę, która stawia komfort grupy ponad surową wydajnością.
Zamiast bezpośrednich poleceń dostajesz stosy reguł, kontroli, szkoleń i sugestii, które bez uprzedzenia stają się obowiązkami. Główny nacisk kładzie się na emocjonalne pozory, co oznacza utrzymywanie atmosfery w stanie pozornego spokoju, życzliwości i otwartości na wszystkich ponad szybkim lub twardym rozwiązywaniem problemów, tak że wrażenie i pozory jedności liczą się jako zwycięstwo. Pojawiają się też fałszywe elementy zespołowe, takie jak wymuszone porozumienia w dyskusjach, grupowe skandowania, słowa-klucze celów i przysięgi sprawiedliwości, gdzie niepodążanie za nimi jest określane jako ryzykowne lub nie na miejscu, co prowadzi do tego, że ludzie sami się wyciszają.
Oznacza to, że miękka kontrola zastępuje bezpośrednią władzę. Nie otrzymujesz jasnych poleceń, zamiast tego masz „odprawy”, wskazówki i emocjonalne ramy, które stopniowo przekształcają się w obowiązki. Nie jesteś oceniany na podstawie wyników, lecz tego, jak dobrze chronisz uczucia i utrzymujesz nastrój. Niezgoda zostaje uznana za coś niebezpiecznego, wręcz patologicznego.
Cechy kodowane jako męskie, takie jak bezpośredniość, podejmowanie ryzyka i hierarchia, są zniechęcane. W ich miejsce pojawiają się niekończące się rytuały proceduralne, niejasne i zmienne standardy oraz milcząca moralna drabina, w której zdobycie przychylności zależy od znajomości właściwych zwrotów i emocji. Cała struktura przekształca szkołę, biuro czy instytucję w wielką nadzorowaną przestrzeń, gdzie ważniejsze od rzeczywistości jest odgrywanie harmonii. Co więcej, osoby utożsamiane z grupami „zmarginalizowanymi” zyskują status autorytetu moralnego, podczas gdy ci z grupy „uprzywilejowanej” mają się podporządkować, okazywać skruchę albo milczeć.
To wszystko zamienia twoje miejsce pracy w wielką nadzorowaną przestrzeń, gdzie pozory harmonii liczą się bardziej niż rzeczywistość. Nie robisz tego, co trzeba, by prześcignąć współpracowników, nawet jeśli oznacza to konflikty. Zamiast tego podporządkowujesz się, bo cała struktura systematycznie popycha cię ku emocjonalnemu podporządkowaniu: nieustannie przypomina, kto może się wypowiadać, co wolno ci czuć i w jaki sposób powinieneś okazywać troskę.
„Lepsze zrozumienie roli domostw w kształtowaniu przeszłych relacji społecznych jest potrzebne. Tutaj północno irokeskie długie domy są badane jako systemy socjotechniczne, zgodnie z Pfaffenbergerem (1992). To podejście pozwala docenić, w jaki sposób relacje społeczne były generowane i kwestionowane w samych czynnościach budowania i zamieszkiwania w domach. Analizuję próbkę przedkolumbijskich długich domów z południowego Ontario w Kanadzie. Zmienność w aspektach konstrukcji domów, układu przestrzennego oraz rytuałów wskazuje, że sieci socjotechniczne związane z różnymi domami były zmienne pod względem skali, trwałości i organizacji. To, co się wyłania, to poczucie, iż dynamiczne, napędzające napięcie między siłami kolektywizacji a atomizacji, inkluzji a ekskluzji, leżało u serca życia w Długim Domu.” – Extending the rafters: The Iroquoian Longhouse as a Sociotechnical System/Rozciąganie Krokwi: Długie Domy Irokezów jako System Socjotechniczny
Najnowsze komentarze