Zbyt wysokie poczucie własnej wartości kobiet – Roissy

13 wrzesień 2010

W dzisiejszych czasach, w epoce rozdętego kobiecego ego, prawdziwym znakiem wartościowej kobiety jest pokorna kobieta. Spotkaj ładną kobietę tego typu — zazwyczaj cudzoziemkę, zwykle z silnej rodziny z niższej lub średniej klasy — i zachwyć się, jak odświeżająco wypada na tle typowej, napompowanej mentalnie i fizycznie Amerykanki, do której randek przywykłeś. Niestety, bardziej prawdopodobne jest, że trafisz na kolejną egocentryczną sukę z problemami z samouwielbieniem i będziesz musiał zainwestować miesiące w jej „trening” (czyli prowadzenie na niej gry), by obdarzyć ją właściwą i realistyczną pokorą. Dla tych, którzy kochają grę za to, czym jest, nie jest to szczególnie dotkliwa ofiara. Ale dla tych, którzy mają problem, by usłyszeć to dziwne strojenie kobiecej natury, wymagany trening może okazać się kosztem zbyt wysokim, by go ponieść.

Największy deprawator kobiet – Roosh V

Zbyt wysokie poczucie własnej wartości kobiet - Roissy

Na piedestale: jak kultura pompuje kobiece poczucie wyjątkowości

 

Przez dwa ostatnie pokolenia w Ameryce mantrą było przekonanie, że kobiety cierpią na niską samoocenę [poczucie własnej wartości], wywołaną przez całą masę negatywnych wpływów: stronniczość nauczycieli, mizoginię, męskie układy, faworyzowanie przez rodziców, podwójne standardy, zabawki wzmacniające stereotypy płciowe itd.

Przedstawiciele Le Chateau mówią jasno: cały przemysł „niskiej samooceny kobiet” był jednym wielkim przekrętem, wymierzonym w łatwowiernych liberałów i zastraszonych konserwatystów. Kobiety — zwłaszcza Amerykanki — nie mają problemu z niską samooceną; wręcz przeciwnie — mają problem z nieuzasadnienie wysoką samooceną. Co otrzymujesz, kiedy połączysz kulturowy aparat zaprojektowany tak, by maksymalnie wychwalał kobiecość i zrzucał całą winę za kobiece braki na męskie uprzedzenia i dyskryminację, z biologicznym, ewolucyjnym imperatywem czyniącym mężczyzn bardziej „wymiennymi” niż kobiety? Odpowiedź:

Kobietę z wielkim, napompowanym ego.

Od kołyski kobiety są trenowane, przez rówieśników, rodzinę, społeczeństwo i własne zakodowane w DNA algorytmy, do celebrowania radości z przerośniętego ego. Kiedyś dotyczyło to tylko pięknych kobiet (i przynajmniej miały ku temu pewne podstawy wynikające z realnej wartości), ale dziś brzydkie kobiety, grube kobiety i prawniczki wszystkie jadą na tym samym wózku roszczeń wynikających z „rzekomej niskiej samooceny”, wprost do księżycowego królestwa rozpieszczonych księżniczek. Efekt? Naród bab zdeterminowanych, by widzieć siebie jako dar boży nawet dla samego Boga.

Najgorsze, co mężczyzna może zrobić, to jeszcze bardziej dokarmiać tę bestię klasyczną grą na podryw w stylu tradycyjnym. Nie bez powodu współczesna Gra skupia się właśnie na rozbijaniu samooceny kobiet na mniejsze kawałki, to jest: uszczypliwości [zaczepne docinki], kwalifikowanie, droczenie się, przyciąganie i odpychanie, odbieranie uwagi, wyrachowana obojętność, wszystko to są taktyki mające na celu strącenie nadętych kobiet z ich królewskich, pozłacanych tronów w kształcie waginy. I te taktyki działają właśnie dlatego, że kobiety chcą zostać strącone przez mężczyznę o wyższej wartości niż one same, niezależnie od tego, czy się do tego przyznają czy nie.

Zabawna rzecz z kobiecą samooceną polega na tym, że nie trzeba wiele, by rozrosła się jak chwast, daleko poza granice doniczki, w której była zasadzona. Wszystkie kobiety rodzą się z preinstalowanym kompleksem „należy mi się”. Jajo biologicznie kosztuje więcej niż plemnik, a mózgi obu płci ewoluowały tak, by odzwierciedlać tę niezmienną prokreacyjną rzeczywistość: kobiecy umysł od urodzenia jest przygotowany na postrzeganie samej siebie jako płci bardziej wartościowej i w sferze prokreacyjnej faktycznie ma to sens, jako że ta sfera stanowi fundament wszystkich innych. Mężczyźni natomiast są biologicznie przygotowani, by widzieć siebie jako jednostki mniej wartościowe niż kobiety, co przejawia się choćby w większej skłonności do ryzyka i poświęcenia życia.

8000 lat temu 17 kobiet rozmnażało się na jednego mężczyznę

Skoro wiemy już, że kobiety startują z wyższą bazową samooceną niż mężczyźni, czy nie byłoby logiczne, aby zdrowe, prawidłowo funkcjonujące społeczeństwo skierowało cały swój kulturowy aparat na podnoszenie samooceny mężczyzn? W rzeczywistości tak właśnie robiły quasi-patriarchalne społeczeństwa Zachodu, zanim zostały zainfekowane późnym, dekadenckim postmodernistycznym dekonstrukcjonizmem i wirusami „kultury ofiary”. Teraz ten optymalny wzorzec został kompletnie odwrócony, kobiety o naturalnie wysokiej samoocenie dostają turbozastrzyki ego-pompowania, podczas gdy mężczyźni o naturalnie niskiej samoocenie są, czy to celowo, czy przypadkiem, spychani jeszcze głębiej w samo zaprzeczenie i kurczenie własnego „ja”. Patrz: BOTM, marzec 2009.

Celem tego bastionu zgrzytającej realizmem prawdy są dwie rzeczy: po pierwsze — zapoznanie czytelników z rzeczywistą naturą kobiecą (i męską), która leży daleko poza granicami akceptowanego społecznie „grzecznego dyskursu”; po drugie — uzbrojenie męskich czytelników (a pośrednio także kobiecych) w narzędzia do wykorzystania tej wiedzy tabu. Na szczęście mamy tu wielu czytelników, którzy dokładają cegiełkę do tego repozytorium wiedzy. Komentator PA pisze:

„Delikatne, przyjazne droczenie się nie onieśmiela, a tworzy pewien rodzaj więzi, która sprawia, że człowiek czuje się swobodnie.

Dokładnie. To prawda nawet w interakcjach nie seksualnych. Pomyśl o tym, jak zachowuje się facet, który dobrze dogaduje się z dziećmi. On ‘droczyłby się’ z  dziewczynką mówiąc coś w stylu: ‘ej! oszukujesz! czerwonych kredek nie wolno!’ i tak dalej.

Chłopcy z kolei nie lubią zaczepnych docinek [negowania]. Jeśli dobrze dogadujesz się z dziećmi, chłopca będziesz budował, mówiąc: ‘o rany, to naprawdę fajne. Umiesz to narysować większe?’ itd.”

Jeśli masz młode siostrzenice lub siostrzeńców, natychmiast rozpoznasz prawdziwe realia w komentarzu PA. Siostrzenice reagują pozytywnie — wręcz z radością — na prototypowe zaczepne docinki i droczenie się; na ten rodzaj żartobliwej gry słownej, który współczesne feministki nazwałyby „umniejszaniem”. W przeciwieństwie do tego mali chłopcy, ze swoim kruchym ego, więdną pod wpływem docinek i droczenia, ale świetnie reagują na pochwały i zachęty. Matki instynktownie to wiedzą, często upominają ojców za to, że są zbyt surowi czy zbyt krytyczni wobec synów, ale przymykają oko (albo pół-serio ich strofują), gdy ojcowie droczą się z córkami.

Wielka ironia polega na tym, że to, co naprawdę stanowi dobre rodzicielstwo, jest dokładnym przeciwieństwem tego, co feministki twierdzą, że powinno się robić przy wychowywaniu chłopców i dziewcząt. Rodzice wiedzą, głęboko w środku, że aby wychować dobrą córkę, trzeba regularnie przycinać jej ego, a aby wychować dobrego syna, trzeba nasycać jego ego nadzieją i obietnicą.

Teoria gry — a właściwie większość teorii społecznych — ma ogromny dług wobec instynktownej więzi, jaka pojawia się między ojcem a dzieckiem, zanim chore memy kulturowe wtrącą się i wypaczą przekaz. Jeśli chcesz lepiej zrozumieć naturę Gry i to, jak pomaga przyciągać kobiety, pomyśl o tym, jak traktujesz swoją siostrzenicę, albo jak ojciec, którego znasz, traktuje swoją małą córkę. Przypomnij sobie, z jaką łatwością wypływały z twoich ust docinki i droczenie, gdy wygłupiałeś się ze swoją małą siostrzenicą. Przypomnij sobie też, jak piszczała z zachwytu. A potem weź tę wiedzę i zastosuj ją — niemal słowo w słowo! — w uwodzeniu dorosłych kobiet. Ich ton głosu może się zmienić, ale pisk pozostaje ten sam.

Źródło: The Problem With Women Is Too Much Self-Esteem

 

Zobacz na: Czy kult poczucia własnej wartości rujnuje nasze dzieci?
Inna epidemia ego
Żadna szanująca się kobieta nie wyjdzie z domu bez makijażu
Wielkościowe Fantazje Narcyza
Patologia pokoleniowa: Narcyzm to nie wielkość [wspaniałość]
Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną jako Podstępne Jebaki – Gad Saad

Gry o władzę: przewodnik terenowy – Rian Stone
Prawda o samoocenie kobiet i dlaczego TY masz władzę

 

Masochizm Społeczny vs Kontrolowana Agresja

 

Już w 1949 roku Andrew Salter, pionier terapii behawioralnej, opisał osobowość, którą dziś nazwalibyśmy „Miłym Gościem”. Według niego to nie był altruista ani dżentelmen, lecz masochista emocjonalny mężczyzna, który tłumi gniew, rezygnuje z własnych potrzeb i ciągle dostosowuje się do otoczenia, by uniknąć odrzucenia. Salter twierdził, że ktoś taki nie żyje po swojemu. On cierpi na stojąco, byle tylko nikogo nie urazić. Jego lekarstwo brzmiało prowokacyjnie: „Stań się sadystą.” Nie chodziło o przemoc, lecz o coś, co nazwał sadyzmem behawioralnym, czyli odwagę wyrażania emocji takimi, jakie są. Bez filtrowania. Bez przepraszania za własne istnienie.

Trzy Filary „Słodkiego Sadyzmu” Saltera, czyli jak przestać być chodzącą zgodą:

1. Odetnij nadmiar empatii

Za dużo empatii staje się łańcuchem, którym sam się krępujesz. Jeśli każde Twoje „nie” jest poprzedzone analizą, czy ktoś się nie obrazi, to znaczy, że już oddałeś stery. Ludzie mają prawo czuć dyskomfort i to nie jest Twoją odpowiedzialnością.

2. Używaj asertywnej agresji

Salter mówił: „Dopuść do życia trochę radosnej agresji.” Nie chodzi o atakowanie ludzi, lecz o rezygnację z udawania, że coś Ci nie przeszkadza, kiedy w środku gotuje się w Tobie wściekłość. Konflikt nie niszczy relacji. Konflikt oczyszcza. Ukrywanie gniewu niszczy Ciebie.

3. Zostań zdrowym egoistą

Według Saltera człowiek, który stawia potrzeby wszystkich dookoła ponad swoimi, prędzej czy później traci szacunek zarówno własny do samego siebie jak i cudzy. Świadomy egoizm to nie wada, ale warunek autonomii. Kto nie ma granic, ten staje się „zasobem”, a nie partnerem.

Dobroć Nie Jest Synonimem Poddaństwa

Społeczeństwo lubi powtarzać: „Bądź miły, bądź wyrozumiały, bądź cierpliwy.” Salter dodawałby: „Bądź też człowiekiem, który nie klęka przed własnym strachem.” By odzyskać szacunek,  zarówno od innych, jak i do siebie trzeba wyplenić w sobie masochistę, który boi się cokolwiek zakłócić. Granice nie są agresją. Granice to życie w pionie.

 

 

Na czym polegał grzech Ewy z Edenu – Jordan Peterson

Mądre kobiet, a moja żona jest jedną z nich, a która była wspaniałą matką, ona nigdy nie traktowała dorosłych mężczyzn jak dzieci. Jedną z wyjątkowych cech mojej małżonki jest to, że nie jest jej szkoda faceta, który nie potrafi ogarnąć swojego życia, gdyż on nie jest już dzieckiem. Ona potrafi selektywnie darzyć empatią.

Obecnie jest tak, że ludziom wydaje się, że bezkrytyczna empatia to cnota, a to właśnie grzech popełniony przez Ewę. Biblijna Ewa chciała kobiecy etos wynieść na szczyt hierarchii wartości, w miejsce Boga. To było przyczyną wygnania z Raju.

Adam wtedy przyklasnął jej jak frajer. To właśnie miało miejsce. Adam przystał na jej propozycję, nie postawił się sugerując, że może nie powinna słuchać się jadowitych wężów, również zjadł owoc przekazany Ewie w nadziei, że ta będzie jego przyjaciółką, a wiemy, jak bardzo przydatni są tego typy mężczyźni [podstępne jebaki].

Kiedy zostają wygnani, Adam żali się Bogu, że stworzył Ewę. Oto cała historia. To nie tylko dotyczy kobiet, musimy sobie to jasno powiedzieć, kobiet z ich instynktem do bezkrytycznej empatii, do tego stopnia, że nawet wąż jest traktowany jako dziecko, ale również dotyczy mężczyzn, zawsze przytakujących „tak, kochanie, jak sobie życzysz”. Słabych mężczyzn!

Słabych mężczyzn!