Czy kult poczucia własnej wartości rujnuje nasze dzieci?
27 czerwiec 2011
Artykuł nosi tytuł „How To Land Your Kid in Therapy [Jak wysłać dziecko na terapię]”, ukazał się w The Atlantic i zaczyna się w następujący sposób:
„Dlaczego obsesja na punkcie szczęścia naszych dzieci może skazać je na nieszczęśliwą dorosłość. Relacjonuje terapeutka i matka.
JEŚLI JEST coś, czego nauczyłam się na studiach, to tego, że poeta Philip Larkin miał rację. („Jebią ci życie mamcia z tatkiem, / Może i nie chcą, ale jebią, / Oprócz win własnych na dokładkę / Jeszcze ci kilka ekstra wrzepią.”)
Bierz rum, będziemy go potrzebować. Nie, całą butelkę.
I.
Lori Gottlieb jest autorką tekstów dla różnych portali, które udają inteligentne – Slate, NPR, Salon, których grupa demograficzna to ludzie, którzy używają słowa „nieodpowiedni” i wiedzą, że nie ma złych odpowiedzi. Napisała także książkę zatytułowaną, Marry Him: The Case For Settling For Mr. Good Enough [Wyjdź za Niego: Argumenty za tym, by zadowolić się Panem Wystarczająco Dobrym], która mniej więcej zbiegła się w czasie z tym, że nigdy nikogo nie poślubiła.
Oprócz publikowania artykułów w The Atlantic, zrobiła coś jeszcze, co robi wielu zdezorientowanych, pozbawionych kierunku ludzi: została terapeutką. Spokojnie, wszyscy, zatrzymajcie tę myśl na chwilę, wrócimy do niej.
„Wkrótce jednak poznałam pacjentkę, którą nazwę Lizzie. Wyobraź sobie bystrą, atrakcyjną dwudziestokilkuletnią kobietę z silnymi przyjaźniami, bliską rodziną i głębokim poczuciem pustki. Powiedziała mi, że przyszła, ponieważ „po prostu nie była szczęśliwa”. A co było tak przykre, kontynuowała, to fakt, że czuła, że nie ma z czego być nieszczęśliwa. Poinformowała, że ma „wspaniałych” rodziców, dwójkę fantastycznego rodzeństwa, wspierających przyjaciół, doskonałe wykształcenie, fajną pracę, dobre zdrowie i ładne mieszkanie… Dlaczego więc miała problemy ze snem? Dlaczego była tak niezdecydowana, bała się popełnić błąd, nie potrafiła zaufać swoim instynktom i trzymać się swoich wyborów? Dlaczego czuła się „mniej wspaniała” niż zawsze mówili jej rodzice? Dlaczego czuła się „jakby była w niej dziura”? Dlaczego opisała siebie jako „dryfującą”?
Byłam zaskoczona.”
Nie jestem zaskoczony. Żadna z tych zmiennych nie ma nic wspólnego ze szczęściem. To nie dziwne, skoro Lizzie nie identyfikuje siebie na podstawie czegoś, co zrobiła, tylko na podstawie czegoś, co ma lub jest? Czy któraś z tych cech jest czasownikiem? Nie (1 – przeczytaj później przypisy).
Nie dziwię się więc, że Lizzie jest nieszczęśliwa, pytanie tylko, czy Lori, jako jej terapeutka, powinna być zaskoczona.
Może była, może nie była, ale spędza 4 strony na wyjaśnianiu, że dzisiejsze dzieci są rozpieszczane, obdarowywane wszystkim, chronione przed krzywdą/porażką/niepowodzeniem i wciskane w kaski rowerowe, a to ma straszny wpływ na tworzenie błąkających się, niespełnionych, przygnębionych dorosłych. Zbyt doskonałe rodzicielstwo sprawiło, że dzieci stały się miękkie.
To może być teza artykułu i może być zgodna z faktami, ale o rany, chłopaku to wcale nie jest powód, dla którego go napisała, ani dlaczego jest to okładka czasopisma The Atlantic.
II.
Aby zrozumieć, co jest prawdziwą przyczyną ruiny dzieci, co czyni z nich „narcyzów” (jej słowo), trzeba uważnie przyjrzeć się, dlaczego ta historia znalazła się w The Atlantic. Nie sądzę, by nawet dożywotni prenumeratorzy z Westchester w stanie Nowy Jork zwracali się do The Atlantic po aktualne dane naukowe z dziedziny psychologii, a nikt nie zwraca się do Gottlieb po porady rodzicielskie. Przychodzą, ponieważ już znają odpowiedź, którą chcą, aby była prawdziwa, ale chcą, aby była bardziej elokwentna. Co mówi lepiej niż jego czytelnicy, co potwierdza ich własne przekonania?
Przejdźmy przez to. W obliczu nieszczęścia Lizzie, co jest pierwszą rzeczą, którą rozważa Gottlieb?
„Gdzie był roztargniony ojciec? Krytyczna matka? Gdzie byli porzucający, dewaluujący lub chaotyczni opiekunowie w jej życiu?”
Złe rodzicielstwo, w porządku, uczciwe przypuszczenie. Ale, jak ujawnia tytuł artykułu, w rzeczywistości jest to dobre rodzicielstwo, nadmierne rodzicielstwo, rozpieszczanie. Czy wszyscy się z tym zgadzamy? Zauważ, że chociaż może to być odwrotny problem, to w rzeczywistości jest to dokładnie to samo psychiczne rozwiązanie: nieszczęście nie jest twoją winą, jest spowodowane przez kogoś innego. Zanotuj to, wrócimy do tego później.
„Weźmy pod uwagę malucha, który biega po parku i potyka się o kamień… niektórzy rodzice natychmiast wkraczają do akcji, podnoszą malucha i pocieszają go w chwili szoku, zanim jeszcze zacznie płakać….
Rodzice z dobrymi intencjami metabolizowali niepokój [dzieci] przez całe ich dzieciństwo” – powiedziała Wendy Mogel [psycholog] o tych dzieciach – ‘więc nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić, gdy dorosną’.”
Powyższe spółgłoski i samogłoski całkowicie odpowiadają preferowanej logice czytelników Atlantic, ale chciałbym, abyś przez chwilę zastanowił się, jaki rodzaj potwornie złośliwego rodzica nie spieszy się, by pocieszyć swojego malucha „nawet zanim zacznie płakać”. Czy wychowujesz ninja? „Po prostu pozwalam jej poczuć oparzenie, przyzwyczaić się do widoku krwi. To buduje charakter.” Podaj mi ten młotek, chcę budować twój charakter.
Nikt, kto nie je ludzkiego mięsa, nie pozwoliłby swojemu dziecku płakać i nic nie robić. Jaki jest więc cel tej logiki, skoro jest ona sprzeczna z rzeczywistością?
Poświęć chwilę i zastanów się nad prawdopodobnymi sprawcami tego stylu „zbyt doskonałego”, pośpiechu, by chronić nadmierne rodzicielstwo. Czy mają wąsy? Mieszkają w Daytona? Nie. Czy czytają Sports Illustrated? Guns & Ammo? Nie, czytają The Atlantic.
Więc celem tego artykułu nie może być sugerowanie czytelnikom, że są okropnymi rodzicami, a zresztą już podejrzewają, że są nadmiernie wychowywani i że jest to złe. Zwracają się do Lori Gottlieb i The Atlantic po terapię, aby usłyszeć, że rzeczywiście są nadmiernie wychowywani, ale jest to zrozumiałe… masz dobre intencje.
III.
I jest tu niesamowity, niezamierzony podtekst: rodzice są nadmiernie zaangażowani w swoje dzieci, ponieważ chcą dla nich jak najlepiej, ale ma to przewrotny efekt krzywdzenia ich, a więc……….. dobrze jest nie być takim. Dlaczego nie zrobisz sobie maseczki na twarz?
Z pewnością lepiej jest nie spędzać tyle czasu z dziećmi. Ale mówienie, że robisz to, ponieważ jest to dobre dla dzieci, jest jak mówienie, że robisz sobie masaż azjatycki, ponieważ jest to dobre dla Azjatów.
IV.
Nie spieszyli się, ponieważ dziecko nie radzi sobie z bólem, ale dlatego, że nie mogą tolerować bólu dziecka. Pośpieszyli do dziecka, ponieważ to chroni dziecko, tak, ale przede wszystkim dlatego, że nie radzą sobie z niepokojem związanym z tym wszystkim. Jaka jest moja rola jako rodzica? Co mam robić?
Przechodzę przez to, ponieważ Lori Gottlieb chce, aby prawdą było, że kult poczucia własnej wartości rujnuje nasze dzieci, ale kult poczucia własnej wartości już zrujnował dzieci, które są teraz dorosłe. Wyprodukował ją i jej rówieśników. A teraz wychowują nowe dzieci, dobrze lub źle, nie mam pojęcia, ale ich głównym zajęciem nie jest wychowywanie lepszych dzieci, ale samousprawiedliwienie. Ten fakt zupełnie do niej nie dociera.
„Jako rodzic znam to aż za dobrze [roszczeniowe dzieci ze zbyt wieloma opcjami]. Nigdy nie powiedziałam mojemu synowi: „Oto twoja kanapka z grillowanym serem”. Powiedziałabym: „Chcesz grillowany ser czy paluszki rybne?”… Oczekiwał nieograniczonego wyboru.”
Zgadnij, jakie sześć słów powie później.
„Kiedy byłam w wieku mojego syna, nie wybierałam rutynowo menu ani miejsca na weekend – a znajomi, których pytałam, twierdzą, że oni też nie. Były pewne negocjacje, ale nie było ich wiele i byliśmy z tego zadowoleni. Nie oczekiwaliśmy tak dużego wyboru, więc nie przeszkadzało nam, że nie mieliśmy go, dopóki nie byliśmy starsi, kiedy byliśmy gotowi poradzić sobie z odpowiedzialnością, jakiej to wymaga.”
To śmieszne z ust kogokolwiek, ale czy ona nie zdaje sobie sprawy, że napisała kilka książek opisujących jej własne wizyty psychiatryczne w dzieciństwie i nastoletnią anoreksję? I seryjne randki kończące się niczym? Gdybym był terapeutą, określiłbym to jako „słaby wgląd”.
Problem dzieciaka nie polega na tym, że oferuje mu się zbyt wiele wyborów. Problemem dziecka jest to, że jego mama wierzy, że te wybory go zrujnują, że to w nich widzi niebezpieczeństwo, a nie w telewizji, Xboxie czy nauce, że przemoc jest zawsze zła, ale w wyborze.
Nie ma wglądu w dynamikę efektu matki, która czuje się zmuszona do oferowania mu bezsensownych wyborów – że wyładowuje niepokój związany z własnym niezdecydowaniem na swoim dziecku. Paluszki rybne i grillowany ser mogą nie wydawać się ciężkimi decyzjami, ale mimo to są konsekwencje, a jeśli nie musi ich ponosić, równie dobrze może je przekazać czterolatkowi.
Nie było mnie tam, ale założę się o dziesięć tysięcy dolarów, że każdy facet, z którym kiedykolwiek się spotykała, miał z nią następującą interakcję:
Facet: Co chcesz dziś robić?
Ona: Nie wiem, co chcesz dziś robić?
i:
Facet: Jestem w Blockbuster, jaki film chcesz wypożyczyć?
Ona: Nie wiem, jaki film chcesz wypożyczyć?
Jezu Chryste, powiedz po prostu Oficer i dżentelmen (1982) i pozwól mi wyjść z tej spirali śmierci.
Ponieważ zdecydowała się na niepokalane poczęcie pod nadzorem lekarza, dziecko dostaje teraz zadanie doradzania w kwestii wyboru obiadu. Wiesz, jakiego wyboru nigdy mu nie zaproponuje? Wybór, czy walczyć na placu zabaw, czy się z nią nie zgodzić. Złudzenie wolnego wyboru, gdy wszystkie wybory są bezsensowne lub okropne, ma swoją nazwę i kiedyś uważano, że powoduje schizofrenię, więc przyznaję, że prawdopodobnie prowadzi to niektóre dzieci na terapię.
Podobnym zjawiskiem jest rodzic, który „musi” rzucić palenie, picie, przeklinanie, dziwkarstwo lub cokolwiek innego, „teraz, gdy mam dzieci”. Szlachetne. Nie ma nic lepszego niż uczynienie z dziecka żywego substytutu własnego, poddanego histerektomii superego. Nie ma absolutnie żadnej szansy, żadnej, że twoja uraza do niego kiedykolwiek pojawi się w twoich interakcjach. W SZCZEGÓLNOŚCI nie wtedy, gdy twoje dziecko pewnego dnia samo spróbuje tych rzeczy. Niemożliwe. Twoje rodzicielstwo jest solidne.
V.
Wraz z artykułem, The Atlantic dołącza klip wideo, w którym Lori Gottlieb przeprowadza wywiad z inną terapeutką. Zrobili to, ponieważ próbują mnie zabić. Jeśli chcesz, aby twoja głowa zapłonęła, przewiń wideo do 1:05 i obejrzyj następne dziewięć sekund, a następnie zadzwoń do Universal Studios i powiedz im, że jesteś kolejnym Ghost Riderem.
Warto obejrzeć wideo, ale oto co się dzieje: brązowowłosa Gottlieb przedstawia uśmiechniętą białowłosą okularnicę dr Wendy Mogel, który odpowiada:
Mogel: Cześć, Lori.
(cięcie na Lori Gottlieb)
Gottlieb: Chciałam tylko zacząć i powiedzieć, że wygląda na to, że ta idea zwyczajności jest tak…
(cięcie na Wendy Mogel)
W momencie, gdy Lori Gottlieb dochodzi do słowa „zwyczajny”, Wendy Mogel energicznie kiwa głową, zgadzając się, a następnie zaczyna coś zapisywać. Co do chuja ona pisze? a) to wywiad, b) Lori Gottlieb jeszcze nic nie powiedziała i c) to Wendy Mogel przeprowadza wywiad!
Tak więc oczywiście jest to nerwowa rzecz, odruchowy gest, jasne, rozumiem to, ale ty i ona nie rozumiecie, że za każdym razem, gdy terapeuta coś zapisuje, jest to nerwowa rzecz. Piszą, żeby rozładować niepokój związany ze zbyt długim patrzeniem w oczy danej osoby, które nie prowadzi ani do „kocham cię”, ani do „zabiję cię”. Wiem, że w ten sposób narażę się każdemu terapeucie w Ameryce, ale nie ma powodu, by cokolwiek zapisywać. Nie jesteś detektywem, nie szukasz zakodowanych wiadomości ani straconego czasu, pacjent szuka odpowiedzi, a struktura twojego związku sama w sobie jest odpowiedzią. Dlaczego ona mnie lubi? Dlaczego się nudzi/złości /jest niecierpliwa, kiedy to robię? Dlaczego kontynuowała terapię z terapeutką, która czuje się tak niekomfortowo w towarzystwie innych ludzi, że potrzebuje żółtej podkładki jako emocjonalnej tarczy? Poważnie, to wcale nie jest przypadek, odpowiedz na to pytanie i terapia jest zakończona, pacjent jest wyleczony.
Możemy omówić dobrą i złą technikę później; chodzi o to, aby ustalić, że te dwie osoby tworzą „środowiska”, które są dla nich bezpieczne. Może to być również bezpieczne dla pacjenta, może być oznaczone jako „dla pacjenta”, ale mam nadzieję, że jest oczywiste, że prawdziwym impulsem jest komfort terapeuty. Nadążasz? W porządku: w ten sposób również wychowują.
„Wielu z nas przeszło psychoanalizę i nauczyliśmy się gardzić naszymi rodzicami i wszystkimi okropnymi błędami, które popełnili”.
Jaką psychoanalizę przeszła ta kobieta? Tylko dwulatek, szesnastolatek lub narcyz nienawidzi swoich rodziców z powodu mniej niż doskonałych rzeczy, które zrobili, i na tym gniewie, a nie na skutkach rodzicielstwa, powinna skupiać się terapia. A jednak:
„Pozwól swoim dzieciom czasami cię nienawidzić, to dla nich dobre. Nie musisz zawsze się z nimi zgadzać ani zawsze cię lubić.”
Zwróć uwagę na sformułowanie – to jest dobre dla dzieci, czyli rzeczywistych dzieci, a nie dorosłych, którzy byli kiedyś dziećmi. Gniew dorosłych pozostaje uzasadniony.
I tak jest to kłamstwo. Jasne, to jest dobre dla dzieci, ale czy jest ktoś, kto nie widzi, że główne zapewnienie jest dla rodziców, którzy nie radzą sobie z nienawiścią ze strony swoich dzieci?
VI.
To, że Lori Gottlieb miała życie naznaczone wolną wolą, dryfując od zainteresowania do zainteresowania, od pracy do pracy, od związku do związku; i mając wyjątkowy luksus, najpierw dzięki rodzicom, a potem dzięki talentowi pisarskiemu, mogąc sobie pozwolić na takie wędrówki; i że wszystko to prowadzi do terapii, nie tylko jako pacjent, ale ostatecznie jako terapeuta – wcale nie jest przypadkiem.
Stare porzekadło mówiące, że psychiatrzy idą na terapię, by zrozumieć samych siebie, brzmi niesamowicie, z wyjątkiem tego, że jest niepoprawne i niewiarygodne. Wchodzą w to, aby nie musieć rozgryzać samych siebie. Najlepszym sposobem na uniknięcie osądu jest stanie się sędzią. Unieważnione [uchylone]. Powiedziałem, że unieważnione [uchylone].
Terapeuta ma prawo do tworzenia narracji, a nie ma nic lepszego niż możliwość tworzenia narracji, która również broni twoje ego przed wszelkiego rodzaju atakami. Właściwie jest jedna lepsza rzecz: być terapeutą i pisarzem dla czasopisma The Atlantic. Teraz nie tylko możesz tworzyć narrację, ale także uczynić ją akceptowaną mądrością. „Nie daję się na to nabrać, nie czytam The Atlantic”. Nie ma znaczenia, czy czytasz to czasopismo, jeśli ktokolwiek go czyta, publikacja artykułu w nim sprawia, że jest to domyślne stanowisko intelektualne przeciętnego Amerykanina, więc jeśli chcesz się nie zgodzić, ciężar dowodu spoczywa na tobie, męcz się z tym. Napisała prawie 500000 słów usprawiedliwiających jej depresję jako winę jej rodziców, ale jej nadmierne rodzicielstwo jest wynikiem „chęci tego, co najlepsze dla mojego dziecka”, a teraz nikt inny nie musi, ponieważ przechodzi do konwencjonalnej mądrości. „Och, mądrzy ludzie spędzają mniej czasu ze swoimi dziećmi, aby oglądać serial Weeds”.
To ten sam sposób, w jaki reklama programu telewizyjnego, którego nigdy nie obejrzysz, może zmienić sposób, w jaki myślisz o seksie, ponieważ myślisz, że tak myślą o seksie wszyscy inni, a teraz nagle tak myślą o seksie wszyscy. Reklama – nie program – sprawiła, że stało się to prawdą.
Lori Gottlieb chce, by było prawdą, że nadmierne rodzicielstwo i sztuczna samoocena powodują, że dzieci stają się narcyzami, ale to tylko obrona. Nadopiekuńczość nie powoduje narcyzmu, narcyzm powoduje narcyzm.(2)
Oto, co powinien powiedzieć terapeuta: „zbyt idealni” rodzice, którzy rozpieszczają i nadmiernie chronią swoje dzieci, nie robią tego dla nich, ale dla siebie, w obronie własnego ego; i to, a nie kaski rowerowe, są powodem, dla którego ich dzieci kończą zagubione i zdezorientowane. Problemem nie jest to, że dzieci są zbyt słabe, by wyjść i się bawić, ale to, że ich rodzice nie ufają sobie, swojemu pokoleniu („jeśli ukończyłem uczelnie Wellesley i jestem tak zestresowany, ta druga mama musi być pedofilem”), swoim impulsom i instynktom, więc dzieci muszą być dmuchawcami zrobionymi z waty cukrowej w ulewie zrobionej z lawy, co nie ma sensu, ale ma doskonały sens: paranoja. Ego kontra rzeczywistość, a ty nie potrafisz ocenić ani jednego, ani drugiego. A potem pewnego dnia twoje dziecko zostaje uderzone przez jakiegoś łobuza wychowanego przez fanów Nascar lub nastolatkę, a ty zamykasz szkołę, ponieważ myślisz, że problemem jest łobuz. Problemem jesteś ty. Dręczyciel mógł uderzyć twojego Edwarda w brzuch, ale ty zmobilizowałaś okręg szkolny do uruchomienia procedury DEFCON 2, kto ma większą władzę? Kto tu jest największym tyranem?(3)
Problem polega na tym, że chodzisz na terapię nie po to, by stać się lepszym rodzicem lub lepiej pracować, ale po to, by… po co? Masz jakiś pomysł?
Najprawdopodobniej dzieciaki przezwyciężają to wszystko, każdy znajduje swoją własną drogę, ale dla tych, którzy czują się uwięzieni, jedynym rozwiązaniem jest porzucenie wszelkich prób zrozumienia, kim jesteś, przekazania, kim jesteś — ponieważ nie jesteś jeszcze nikim — i po prostu osiągaj rzeczy, ale bądź gotowy odkryć za 50 lat, że suma prawdziwych osiągnięć twojego życia może być bardzo różna od tego, czego się spodziewałaś, i musi to wystarczyć. W niezastąpionych słowach Marshalla McLuhana: „nie ma nic bardziej znienawidzonego przez Boga niż jakiś skurwiel z abonamentem na kablówkę, któremu kończy się czas”.
To będzie 250 dolarów. Możesz zapłacić przy okienku.
Przypisy:
1.Mówiłem już o tym wcześniej, ale warto to powtórzyć: chroniczna, niemedyczna bezsenność jest podobnym objawem braku ukończenia, realizacji. Wszystkie zwykłe sugestie (czytanie książki, lekkie ćwiczenia) są tymczasowymi osiągnięciami, dlatego działają; a inne manewry (surfowanie po Internecie, oglądanie telewizji, picie) są poszukiwaniem czegoś, co można osiągnąć. A nic tak nie mówi o osiągnięciu, jak orgazm na Pornotronie. Dobranoc.
2.Korekta techniczna: typowe założenie, wyartykułowane przez Twenge (na górze strony), jest takie, że sztuczne podnoszenie samooceny dzieci czyni je narcystycznymi, wielkimi. Ale narcyzm nie jest synonimem wielkości, nie jest nawet blisko, a w każdym razie wysoka samoocena powinna uczynić je szczęśliwszymi, a nie bardziej niespokojnymi. Dokładniej mówiąc, nieszczęście nie wynika z myślenia, że są lepsi niż są, ani nawet z nieuniknionych przyszłych niepowodzeń, ale z braku pewności, jak dobrzy są, jeśli w ogóle są dobrzy. Nie są pewni, co powinno ich definiować. „Skąd możesz wiedzieć, jakim jesteś człowiekiem, jeśli nigdy nie brałeś udziału w walce?”. Nie chodziło o to, by wygrać. Odruchową obroną przed lękiem egzystencjalnym jest definiowanie siebie na tle czegoś, nie „jestem tym”, ale „nie jestem tamtym”. Najbardziej szkodliwe jest unikanie poczucia winy. „Tak, zrobiłem to, ale nie jestem osobą, która to robi, nie znasz całej historii…”.
3.Zanim przypomnisz sobie/odkryjesz na nowo, jak to było w „dawnych czasach”, oto „smutna” prawda, którą musimy zaakceptować: nigdy nie wrócimy do starego sposobu – kiedyś to było. Był czas, kiedy można było spoliczkować swoją sukę lub dać klapsa swoim dzieciom, a teraz nie możesz tego zrobić i już nigdy nie będziesz w stanie. Nie ma znaczenia, czy małe uszczypnięcie w tyłek w biurze poprawia produktywność i morale, leczy półpasiec lub zapobiega komunizmowi, to już nigdy nie wróci.
I w momencie, w którym nerdy odpowiedziały na kilka klinów z przytłaczającą siłą ognia, moment, w którym zastraszanie „to gówno właśnie stało się prawdziwe” stało się rzeczywistością dla wszystkich innych – słusznie czy nie, cykory czy nie, zastraszanie zostało zakończone na zawsze. Jeśli masz 11 lat i uderzysz grubego dzieciaka, nie mówiąc już o grubym dzieciaku homoseksualnym, to koniec gry, anulują twoją subskrypcję Weekly Reader i ustawią cię na naukę w domu. Chyba że jesteś w szkole w śródmieściu, a wtedy otrzymujesz usługi związane z opieką, 6 lat Adderallu i dodatkowy czas na testy. Możemy spędzić następne 60 terabajtów spierając się, czy jest to postęp, czy regres, czy Ameryka jest miękka, czy jędrna, albo możemy przestać marnować czas na porównywanie dnia dzisiejszego do dnia dzisiejszego i po prostu zająć się zwykłymi sprawami zwykłego życia.
Źródło: Is The Cult Of Self-Esteem Ruining Our Kids?
Zobacz na: …I nie słuchaj mnie jak „Sperg” – Whisper
Narcystyczne i Echoiczne fantazje, paliwo, zranienie i wściekłość
Najnowsze komentarze