Celem myślenia jest pozwolenie na to, by twoje myśli umarły zamiast ciebie
“Nie ma niebezpiecznych myśli; samo myślenie jest niebezpieczną czynnością” – Hannah Arendt
O żywotnej potrzebie wolności słowa – prof. Jordan Peterson
Cnota jako konieczność – Jordan Peterson
Usiądź pewnego dnia na swoim łóżku i zadaj sobie pytanie: jakie wybitnie głupie rzeczy robię regularnie, aby całkowicie spieprzyć sobie życie? A jeśli faktycznie zadasz to pytanie, to musisz/chcesz znać na nie odpowiedź, prawda? Bo właśnie to oznacza zadawanie pytania.
Nie oznacza to tylko wypowiadania słów, oznacza to, że musisz zdecydować, że chcesz wiedzieć. Zrozumiesz to tak szybko, że aż ci się włosy staną na dęba. Nie ma lepszej drogi do samospełnienia i uszlachetnienia bytu, niż przyjęcie za fakt najwyższego dobra, jakie możesz sobie wyobrazić i poświęcenie się temu.
Wtedy możesz również zadać sobie pytanie, a zdecydowanie warto je sobie zadać, które brzmi: czy naprawdę masz coś lepszego do roboty? A jeśli nie, to dlaczego miałbyś robić coś innego? Jeśli odpowiednio się ukierunkujesz, a potem zwrócisz uwagę na to, co robisz każdego dnia, to to działa. W sumie uważam, że jest to zgodne z tym, co zrozumieliśmy na temat ludzkiej percepcji.
Bo sprowadza się to do tego, że świat krąży wokół twojego celu, ponieważ jesteś istotą, która ma cel. Musisz mieć cel, aby coś zrobić. Jesteś istotą dążącą do celu. Patrzysz na jakiś punkt i zmierzasz w jego kierunku. Jest to wbudowane w ciebie. Zatem masz cel.
Powiedzmy, że twoim celem jest najwyższy możliwy cel. Tak więc to organizuje świat wokół ciebie. Organizuje wszystkie twoje percepcje, organizuje to, co widzisz i czego nie widzisz, organizuje twoje emocje i motywacje. Zatem organizujesz się wokół tego celu.
A potem dzień przejawia się jako zestaw wyzwań i problemów. I jeśli rozwiążesz je prawidłowo, wtedy pozostajesz na ścieżce do tego celu. I możesz skoncentrować się na danym dniu. W ten sposób możesz mieć ciastko i zjeść ciastko, ponieważ możesz patrzeć w dal. I możesz żyć dniem.
Wydaje mi się, że to sprawia, że każda chwila dnia jest naładowana znaczeniem. Bo jeśli wszystko, co robisz każdego dnia, jest związane z najwyższym możliwym celem, jaki możesz sobie wyobrazić, to jest to definicja znaczenia, które podtrzymuje cię w życiu. I wtedy pojawia się kwestia powrotu do Noego. Cóż ma się rozpętać piekło na ziemi i nadchodzi chaos. Kiedy dzieje się to w twoim życiu, możesz chcieć robić coś, co uważasz za naprawdę wartościowe, ponieważ właśnie to utrzyma cię na powierzchni, gdy wszystko zostanie zalane. A nie chcesz czekać, aż nadejdzie potop. Po prostu zacznij to robić.
Bo jeśli twoja arka jest w połowie zbudowana i nie wiesz, jak ją prowadzić, prawdopodobieństwo, że utoniesz, jest bardzo wysokie. „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, pukajcie, a będzie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, kto szuka, znajduje, a temu, kto puka, będzie otworzone.”
Znowu zabrzmiało to dość optymistycznie. Jednak, powtórzę się, uważam, że to opis struktury rzeczywistości egzystencjalnej. Kiedy jestem w swoim gabinecie psychologa klinicznego i obserwuję ludzi – to samo dotyczy moich studentów – to powiedzmy, że ich życie nie jest takie, jakie chcieliby, żeby było. I wtedy pytasz: dlaczego?
Zapomnij o tragedii i katastrofie, bo to jest oczywiste. Nie będziemy o tym dyskutować. Aczkolwiek stopień, w jakim doprowadzasz do swojej własnej tragedii, jest zawsze nieokreślony.
Lecz nigdy nie powiedziałbym, że każda straszna rzecz, która jest zsyłana na człowieka, jest czymś, na co zasłużył. Sądzę, że to bardzo niebezpieczne założenie, zwłaszcza że wszyscy chorują i wszyscy umierają. Jednak jednym z głównych powodów, dla których ludzie nie dostają tego, czego chcą, jest to, że nie wiedzą co to jest. A prawdopodobieństwo, że dostaniesz to, co byłoby, powiedzmy, dobre dla ciebie, co byłoby nawet lepsze niż to, czego chcesz – bo możesz łatwo pomylić się co do tego, czego chcesz – jest takie, że może uda ci się uzyskać to, co naprawdę byłoby dla ciebie dobre. Dlaczego miałoby tak nie być? Ponieważ nie próbujesz.
Nie myślisz sobie „Dobra, oto co bym chciał, gdybym mógł to mieć“. I nie mam tu na myśli sposobu, w jaki manipulujesz światem, żeby go przymusić do tego, aby dostarczał ci dóbr za status czy coś takiego. Nie o to mi chodzi. Mam na myśli coś w rodzaju wyobrażenia sobie, że dbasz o siebie, jak o kogoś, o kogo faktycznie się troszczysz. I wtedy pomyślałeś: „No dobra, opiekuję się tą osobą, chciałbym, żeby wszystko poszło jej jak najlepiej. Jak musiałoby wyglądać jej życie, żeby tak było?”. Cóż, ludzie tego nie robią. Nie siadają i nie myślą: „W porządku, znajdźmy rozwiązanie”. Masz swoje życie. Jest oczywiście ciężkie. Za trzy lata możesz mieć to, czego potrzebujesz. Lecz musisz być z tym ostrożny. Nie możesz mieć wszystkiego. Możesz mieć to, co byłoby dla ciebie dobre, ale musisz dowiedzieć się co to jest. A potem musisz do tego dążyć.
Moje doświadczenie z ludźmi jest takie, że jeśli zorientują się czym jest to, co byłoby dla nich dobre, a potem do tego dążą, to wtedy to osiągają. I to jest dziwne. To dziwna rzecz. To nie jest takie proste, bo możesz sformułować pogląd na to, co byłoby dla ciebie dobre, a potem robisz 10 kroków w tym kierunku i okazuje się, że twoje sformułowanie nie było do końca poprawne, więc musisz przeformułować swój cel. Tak jakbyś szedł w ten sposób w kierunku celu.
Jednak ogromną częścią powodu, dla którego ludzie zawodzą, jest to, że nigdy nie ustalają kryteriów sukcesu. A więc skoro sukces jest bardzo wąską linią i bardzo mało prawdopodobną, to prawdopodobieństwo, że potkniesz się o niego przypadkowo jest zerowe. I tak oto pojawia się tutaj pewna propozycja. Propozycja brzmi: jeśli czegoś naprawdę chcesz, możesz to mieć. Pytanie brzmi: co tak naprawdę masz na myśli mówiąc „chcę”? A odpowiedź to: ponownie ukierunkuj swoje życie w każdy możliwy sposób, aby prawdopodobieństwo, że to nastąpi, było jak najbardziej pewne. I to jest pomysł dotyczący poświęcenia, prawda? Oczywiście, nie dostaniesz wszystkiego. Najwyraźniej.
Ale może możesz mieć to, czego potrzebujesz. I może wszystko, co musisz zrobić, żeby to dostać, to poprosić. Lecz prośba nie jest kaprysem czy życzeniem na dziś. Musisz być śmiertelnie poważny w tej sprawie. Musisz pomyśleć „Dobra, ocenię drobiazgowo samego siebie, tak jakbym miał żyć właściwie w świecie i miał zorganizować się tak, by byt usprawiedliwiał się sam w mojej ocenie”. I nie chodzi mi o to, że jako surowy sędzia. Do czego dokładnie miałbym dążyć?” I tak chodzi nie tyle o ślepotę innych, choć ślepoty wśród innych jest tyle samo, co u ciebie. Chodzi w tym przypadku o to, że, rada/opis w tym miejscu brzmi: powinieneś najpierw zająć się tym, co przeszkadza ci w twoim własnym widzeniu. I w związku z tym powinieneś zostawić innych ludzi w spokoju.
Jeśli więc twój sposób bycia w świecie polega na tym, że gdybyś tylko działał lepiej, to wszystko w twoim przypadku poprawiłoby się albo jeśli identyfikujesz zło i katastrofę jako coś, co jest na zewnątrz, co ktoś inny musi naprawić, albo za co ktoś inny jest odpowiedzialny, to nie naprawisz tego i pozostaniesz ślepy na rzeczy, które robisz i których nie robisz, a które sprawiają, że sprawy nie idą dobrze.
I dlatego lepiej jest po prostu pomyśleć: „W porządku, prawdopodobnie jestem ślepy na wiele, wiele sposobów i może są jakieś sposoby, dzięki którym mógłbym to naprawić”. Bo jest bardzo prawdopodobne, że jesteś ślepy na wiele sposobów. To znaczy, jest to w zasadzie pewne.
Tak więc po prostu bardziej użyteczne jest myślenie „Jak to jest, że się mylę w tej sytuacji?”. Powiem ci coś, czego nauczyłem się, kiedy kłóciłem się z moją żoną, co zdarzało się dość często. Bo kiedy faktycznie komunikujesz się z ludźmi, to okazuje się, że jest wiele rzeczy, co do których się nie zgadzacie. A to dlatego, że tak naprawdę jesteście różnymi istotami. Jeśli więc zamierzacie prowadzić prawdziwą rozmowę, to dowiecie się, że nie widzicie rzeczy w ten sam sposób. I wtedy możecie udawać, że tak nie jest i pomijać to, i skończyć na toczeniu 30-letniej cichej wojny, albo możecie stoczyć tę cholerną walkę, kiedy musicie ją stoczyć i zobaczyć, czy możecie to wyprostować.
Od czasu do czasu znajdowaliśmy się w sytuacji, w której darliśmy koty, nie mogliśmy się ruszyć. I powiedzmy, że przerodziło się to w mowę nienawiści. Tak, wszyscy się śmieją, bo wiedzą, że stosują całe pokłady mowy nienawiści wobec tych, których kochają. Jedną z rzeczy, którą nauczyliśmy się robić, gdy znaleźliśmy się w impasie, to rozdzielić się i pójść własnymi drogami, usiąść i pomyśleć „Dobra, słuchaj, jesteśmy w tej nieprzyjemnej sytuacji. Nie możemy wymyślić, jak ruszyć naprzód”. Zawsze myślałem sobie „Oczywiście, że to jej wina. To zdecydowanie jej wina. Przynajmniej w 95%. Lecz może było coś, co zrobiłem, co przyczyniło się do tego w 5%”.
Jeśli zrobisz to, do czego zostałeś powołany, czyli podniesiesz wzrok ponad przyziemne, codzienne, samolubne, impulsywne sprawy, które mogą cię trapić i spróbujesz wejść w kontraktowy związek z tym, co możesz mieć w najwyższym poważaniu, cokolwiek to może być, mierzyć wysoko i uczynić to ważnym ponad wszystko inne w twoim życiu, to umocni cię to, jak nic innego, w obliczu zmiennych kolei egzystencji. I naprawdę uważam, że jest to najbardziej praktyczna rada, jaką możesz otrzymać. Sposób, w jaki wzmacniasz swoją wiarę w życie, to zakładanie tego, co najlepsze. Coś w tym stylu. A następnie odważne działanie w związku z tym. A jest to równoznaczne z wyrażaniem swojej wiary w najwyższe możliwe dobro. Jest to równoznaczne z wyrażaniem twojej wiary w Boga.
I nie chodzi tu o stwierdzenie „Cóż, wierzę w istnienie transcendentnego bóstwa”, bo w pewnym sensie kogo obchodzi w co wierzysz? Może ciebie obchodzi, ale nie o to chodzi. Nie o to chodzi. Wydaje mi się, że problem stanowi to, w jaki sposób działasz. Nie chodzi o to, w co wierzysz, tak jakby to był zestaw faktów, ale o to, jak zachowujesz się w świecie.
Celem myślenia jest pozwolenie na to, by twoje myśli umarły zamiast ciebie. To genialny pogląd. Pogląd ten sprowadza się do czegoś w rodzaju, że możesz wyczarować reprezentację siebie, możesz wyczarować różne potencjalne reprezentacje siebie w przyszłości, możesz przedstawić to, jak te przyszłe reprezentacje ciebie prawdopodobnie zwyciężą lub zawiodą, możesz nazwać potencjalne zastosowanie w przyszłości, które zawiedzie, a następnie możesz wcielić się w te, które odniosą sukces.
Robisz to jednocześnie, wyczarowując reprezentację swojego obecnego stanu i ustalając dla siebie, z uwagi na swoje nieuzasadnione cierpienie, z których elementów twojego żałosnego bytu musisz zrezygnować, abyś mógł ruszyć naprzód, w tę przyszłość. A ten cel, to, do czego zmierzasz tą pracą i tym poświęceniem, jest ostatecznym pytaniem. Co próbujesz zrobić? Próbujesz poprawić przyszłość.
Wierzymy, że przyszłość można poprawić. Wierzymy, że można ją poprawić w konsekwencji naszej ofiarnej pracy. Po raz kolejny, jakie są ograniczenia? Jakie są tego ograniczenia? Jakie są niezbędne ograniczenia w tym zakresie? Powiedziałbym, że nie wiemy. Stworzyliśmy ten niezwykły pogląd, że przyszłość istnieje. Możemy ją zobaczyć, nawet jeśli jest tylko potencjalna.
Możemy dostosować nasze zachowanie w teraźniejszości, aby zmaksymalizować nasze prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu w przyszłości. Jak najlepiej to zrobić?
Cóż, pomysłem na to jest coś w rodzaju: nie wahaj się zaoferować ostatecznej ofiary, jeśli chcesz, aby przyszłość okazała się ostatecznie dobra. Co takiego mógłbyś, powiedzmy, zakontraktować, gdybyś był gotów zrezygnować ze wszystkiego, co w tobie słabe i niegodne? Właściwa postawa ofiarna wytwarza stan psychologiczny, a następnie stan społeczny, który jest przejawem tej postawy, co zmniejsza prawdopodobieństwo, że świat pogrąży się w piekle, a zwiększa prawdopodobieństwo, że ludzie będą wiedli wysokiej jakości, znaczące, prywatne życie w społeczeństwie, które jest zrównoważone i zdolne do wspierania tego. I naprawdę żadna z tych rzeczy nie wydaje mi się wątpliwa.
Nie sądzę też, że jest to coś, czego ludzie nie wiedzą. Ludzie mówili mi wiele razy, że kiedy słuchają moich wykładów, słyszą rzeczy, które już wiedzieli, ale nie wiedzieli jak je wypowiedzieć [ubrać w słowa]. To coś w tym stylu. I to jest jedna z tych rzeczy, która, moim zdaniem, jest dokładnie taka. Uważam, że to jest w samym centrum naszej wiedzy moralnej, która jest naszą wiedzą behawioralną i naszą wiedzą percepcyjną. Powiedzmy to wprost.
Wiedza moralna nie jest sprawą trywialną. To wiedza o tym, jak to się dzieje, że adaptujesz się w świecie. Nie ma bardziej ściśle niezbędnej formy wiedzy. Jest ona oparta na czymś, co jest dokładnie takie. Wiemy, że musimy się poświęcić. Wiemy, że musimy dążyć do tego, co dobre.
Dlaczego więc nie dążymy do tego, co najlepsze i nie poświęcamy tego, co konieczne, by wprowadzić to w życie? Wydaje mi się, że w pewnym sensie jest to oczywiste. Pytanie brzmi: dlaczego tego nie robimy? Ale na nie też są odpowiedzi. Życie jest trudne i krzywdzi ludzi. Pełno w nim ograniczeń. I niektóre z nich są arbitralne. I część z nich jest niesprawiedliwa. A niektóre z nich są gorsze.
Niektóre z nich są złośliwe, co jest jeszcze gorsze. Nie dziwi fakt, że ta kombinacja zmienności może zwrócić ludzi przeciwko byciu. Jednak uważam, że nawet kiedy to się dzieje i nawet kiedy ludzie mają taką historię, że gdyby ci ją ujawnili, to powiedziałbyś: „Cóż, nic dziwnego, że tak wyszło”, to i tak ludzie, którzy okazali się tacy, wciąż wiedzą, że to jest złe.
Wiedzą, że niezależnie od tego, jak dogłębne jest ich własne cierpienie, jakkolwiek arbitralne, jak bardzo jest spowodowane nieżyczliwością innych, jak również tragedią istnienia, to w żaden sposób nie usprawiedliwia to ich odwrócenia się od dobra. I uważam, że wszyscy o tym wiedzą. Sądzę, że wiedzą to skrycie, nawet jeśli nie pozwalają sobie na to, by wiedzieć to jawnie. I uważam, że jeśli naruszają tę ideę, to naruszają samych siebie i że kończą w pozycji Kaina, czyli w sytuacji człowieka, który otrzymał karę zbyt wielką, by ją udźwignąć.
Mamy abstrakcyjną zdolność do poświęcenia się, do określenia przyszłości, której pragniemy, do odpuszczenia rzeczy, które powstrzymują nas przed pójściem naprzód, i do uwolnienia się z łańcuchów naszych pierwotnych wyobrażeń. Podążanie za przyjemnością, podążanie za swoimi impulsami, życie chwilą, robienie to, co jest korzystne.
Góra to coś, na co trzeba się wspiąć. Trzeba wspiąć się na jej szczyt. A góra pnie się w górę, prawda? Góra rozciąga się aż do nieba. Określenie właściwego miejsca na najwyższym szczycie wymaga długiej podróży. To symboliczne, ponieważ, oczywiście, jest to szczyt, który zawsze starasz się osiągnąć, tak jak zawsze starasz się dążyć do celu, zawsze starasz się piąć w górę. Przynajmniej tak to wygląda w teorii. To oczywiście zależy w pewnym stopniu od twojej definicji „w górę”.
Powtórzę się. Masz działać na rzecz najwyższego dobra, do którego jesteś zdolny. Do pewnego stopnia przekształci to twoje życie w archetypową przygodę. Nie ma sposobu, aby to obejść, ponieważ, gdy próbujesz, powiedzmy, wspiąć się na wyższą górę, lub dążyć do wyższego celu, czy coś takiego, wtedy sytuacja wokół ciebie stanie się coraz bardziej dramatyczna i nabierze znaczenia, co oczywiście dzieje się z konieczności.
Bo jeśli dążysz do czegoś trudnego i wnikliwego, i naprawdę nad tym pracujesz, to wówczas twoje życie stanie się, być może, coraz trudniejsze i bardziej bolesne. Lecz to może być w porządku. To może być dokładnie to, czego potrzebujesz jako antidotum na niewątpliwe ograniczenia, z którymi stykasz się jako istota ludzka.
Dobry ojciec to właśnie ktoś, kto jest gotów poświęcić to dziecko dla ostatecznego dobra. Jako rodzic masz moralny obowiązek zachęcać swoje dziecko, aby wyszło na świat i stało się tym, kim może być, aby było najlepszą wersją siebie, jaką tylko może być.
A robiąc to, zachęcasz je do dążenia do dobra, poświęcasz je dla dobra, nie zatrzymujesz go egoistycznie dla siebie, mówisz mu, że może wyjść i żyć swoim życiem, i żyć nim właściwie. Nie chcesz dla swojego syna tego, co wydaje ci się dla niego. Chcesz dla swojego syna tego, co byłoby najlepsze dla niego i dla świata. I odpuszczasz w dokładnej proporcji do swojego pragnienia, aby tak się stało.
Kiedy masz niemowlę, robisz dla niego wszystko, ponieważ ono samo nie może nic dla siebie zrobić. Jednak kiedy dziecko dojrzewa i jest coraz bardziej zdolne do robienia rzeczy dla siebie, wtedy wycofujesz się, prawda? Wycofujesz się. I za każdym razem, kiedy dziecko rozwija zdolność do zrobienia czegoś, pozwalasz mu na to lub zachęcasz je do tego. Nie wtrącasz się.
Zatem, jeśli twoje dziecko ma problemy z ubieraniem się, no to oczywiście czasami mu w tym pomagasz, ale głównie pozwalasz mu się uczyć, żeby w przyszłości wiedziało jak to zrobić. Tak jest lepiej dla ciebie i na pewno lepiej dla niego.
Jest pewna zasada, jeśli pracujesz z osobami starszymi, w domu starców. A zasada ta brzmi jak coś w rodzaju: nie rób dla żadnego z podopiecznych niczego, co mogą zrobić sami dla siebie, bo naruszasz w ten sposób ich niezależność.
Jako matka wycofujesz się i wycofujesz się, i pozwalasz swojemu dziecku samemu bić się ze światem, i nie chronisz go. Nie chroniąc go, zachęcasz i uszlachetniasz je do tego stopnia, że nie jesteś już potrzebna. Dzieci mogą nadal chcieć cię widzieć i byłoby wspaniale, gdyby tak było, ale chodzi o to, że masz usunąć siebie z równania zachęcając swoje dziecko do bycia najlepszą możliwą osobą, jaką ta osoba może być.
I poświęcasz na to swoje pragnienia, wszystkie swoje pragnienia, swoje osobiste pragnienia, nawet swoje pragnienia dotyczące twojego dziecka w relacji z tobą, ponieważ chcesz, aby ruszyło w świat jako światło na wzgórzu. To jest to, czego chcesz, jeśli masz jakikolwiek rozsądek. Dlatego nie masz prawa trzymać swoich dzieci w domu, bo są ci potrzebne. Jak poznajemy siebie pod względem naszych osobowości i co ważniejsze, potencjału? Jednym z pierwszych sposobów na poznanie siebie jest zrozumienie, że nie możesz tego zrobić. Możesz nauczyć się tak jakby obserwować siebie, tak jak obserwujesz obcą osobę. Zatem musisz zrozumieć, że nie wiesz kim jesteś. A nie jest łatwo to zrozumieć, bo wydaje ci się, że wiesz.
Lecz później przypominasz sobie, że nie potrafisz się dobrze kontrolować, nie jesteś zbyt zdyscyplinowany, masz pełno wad. Może nie znasz siebie tak dobrze, jak ci się wydaje. Jednak trudno jest zejść na tyle nisko, by zrozumieć, jak jesteś naprawdę głęboko nieświadomy tego, kim jesteś. Jest też pozytywna strona tej sytuacji, to jest, że jesteś również nieświadomy tego, kim mógłbyś być.
Odkrycie tego jest więc jakąś nagrodą za horror związany z ustaleniem kim właściwie jesteś. Następnie obserwujesz siebie. Obserwujesz siebie w sposób, w jaki obserwujesz obcą osobę. Uważasz na to, co mówisz i słuchasz.
Myślisz sobie: „Jaka osoba mogłaby to powiedzieć? Jak reaguję pod kątem emocjonalnym, kiedy komunikuję się w ten sposób? Czy to sprawia, że czuję się silniejszy, słabszy, czy napełnia mnie to wstydem, czy pomaga mojej pewności siebie, czy przedstawiam kłamstwo, czy oszukuję siebie i innych ludzi, czy przyjmuję tę osobowość na przyjęciach, która ma za zadanie zaimponować i rozbawić, a wychodzi na to, że to nic innego jak egocentryczny narcyzm?
Jakie są moje mroczne fantazje? Jakie są moje agresywne fantazje? Mam ochotę na zrobienie czego? Co mnie interesuje tak, że spontanicznie będę do tego dążył? Z czym zwlekam i dlaczego? Czego nie chce mi się robić? Co uważam za dobre? Za osiągnięcie czego sobie gratuluję? Ganię się, że nie potrafię się zmierzyć z czym i wdrożyć co?”.
To wszystko są niesamowicie skomplikowane pytania. I nie znasz na nie odpowiedzi. Zatem to jest początek. A potem, jeśli chodzi o potencjał, cóż, odkryjesz trochę więcej o swoim potencjale, w miarę odkrywania tego, kim jesteś, zwłaszcza mrocznych części siebie, ponieważ wtedy odkrywasz swój potencjał do siania zamętu. Jest w tym jakaś prawdziwa użyteczność.
Odkrycie, że jesteś niebezpieczny, to naprawdę pożyteczne odkrycie. Jest to coś, co cię wzmacnia, ponieważ pierwszą rzeczą, którą taka świadomość może w rzeczywistości wytworzyć, jest ambicja, aby włączyć to niebezpieczeństwo do osobowości wyższego rzędu. I może to uczynić cię nieustępliwym. Może uczynić cię kimś, kto potrafi powiedzieć „nie”, kiedy trzeba powiedzieć „nie”.
Może uczynić cię kimś, kto nie będzie unikał koniecznego konfliktu. I to jest niewiarygodnie przydatne. Tak więc to jest jeden z potencjałów, które możesz odkryć. Inną rzeczą, którą robisz, aby odkryć swój potencjał jest, cóż, rzucanie sobie wyzwań. To jak przyjrzenie się sobie i zastanowienie się, co nie jest takie dobre, a co mógłbyś poprawić, co powinieneś poprawić według własnych standardów i co byś poprawił.
Postaw sobie jakiś mały cel. Może w ogóle nie studiujesz na swojej uczelni. Albo może jesteś w pracy i masz tam ten stos papierów i nie spojrzałeś na ten cholerny stos od jakiegoś miesiąca. A wiesz, że powinieneś. I zadręczasz się tym w nocy, bo tego unikasz. Może myślisz sobie: „Przez miesiąc całkowicie unikałem tego stosu papierów. Jestem dość tchórzliwy, jeśli chodzi o jakiekolwiek węże, które mogą być ukryte w tym stosie papierów. Może jutro położę ten stos papierów przed sobą, na biurku, i przejrzę go przez 15 sekund. Zobaczę czy mi się uda”.
Cóż to brzmi tak, jakbyś wyznaczył sobie cel dotyczący poprawy. To skromny cel. Są rzeczy, które możesz zrobić, aby się poprawić i wiesz czym one są. Są małe kroki, które mógłbyś podjąć, które mogłyby cię skierować w tym kierunku. A potem pojawia się pytanie: czy jesteś wystarczająco ambitny, aby podjąć te małe kroki, czy jesteś w stanie zmierzyć się z faktem, że jesteś z zasady wadliwy do tego stopnia, że musisz podzielić te rzeczy na niemal dziecięce kroki, aby sobie z nimi poradzić?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: tak, jesteś. Większość ludzi ma rzeczy, których unika i których się boi. Powiedziałbym więc, że do pewnego stopnia jest to prawo każdego. Ludzie różnią się stopniem, w jakim udało im się to pokonać. Od czasu do czasu można spotkać ludzi, którzy są wyjątkowo zdyscyplinowani. Jednak większość z nich zdyscyplinowała się dokładnie w ten sposób. Poprzez powolne, stopniowe doskonalenie.
A potem stawiasz sobie wyzwania. „Cóż, czy mógłbym zrobić to, co byłoby lepsze?” Następnie się tego dowiadujesz. A potem myślisz sobie „Cóż, czy jest coś nieco większego i bardziej wymagającego, co mógłbym zrobić, co byłoby lepsze?”. Próbujesz i znajdujesz odpowiedź. A kiedy próbujesz i znajdujesz odpowiedź to zwykle stajesz się w tym lepszy i możesz podejmować coraz większe wyzwania. Bierzesz za siebie odpowiedzialność.
To część stania prosto, z cofniętymi ramionami. To tak, jakbyś mówił: „Człowieku, staw czoła światu, ale tylko na poziomie, na którym możesz sobie poradzić’. Wszyscy zaczynają od momentu, kiedy jesteś nieświadomy i stronniczy, a także głęboko ułomny i niedojrzały. Nie chcesz wziąć za dużo na swoje barki. Jednak to nie znaczy, że nie możesz zmagać się z częścią rzeczywistości, jakąś częścią, która jest na tyle mała, że masz szansę na zwycięstwo. Wtedy osiągasz zwycięstwo nad jakąś małą częścią chaosu.
Wówczas jesteś osobą, która zwycięża nad chaosem. Jesteś tylko początkującym, ale to jest to, kim jesteś. A potem, być może, możesz stać się w tym niewiarygodnie dobry. Robisz to stawiając sobie pokornie wyzwania na poziomie, na którym jesteś w stanie funkcjonować. Łatwiej to zrozumieć, jeśli pomyślisz o dziecku, które próbujesz odpowiednio wychować i chcesz sprawić, by to dziecko, chcesz pomóc mu ujawnić jego najwyższy potencjał, cokolwiek to jest, cokolwiek to znaczy. I nie wyznaczasz mu serii niemożliwych do wykonania zadań w nadziei, że podkopiesz jego wiarę w siebie.
Tworzysz z nimi relację, której podstawą jest zainteresowanie ich najwyższym sposobem bycia. A następnie oferujesz im wyzwania, które są precyzyjnie zoptymalizowane do ich możliwości, więc mogą je wykonać, ale muszą się przy tym nadwyrężyć.
Dwa elementy ich zdolności to to, co mogą zrobić oraz to, jak bardzo są zdolni do przekształcenia tego, co mogą zrobić. A optymalne wyzwanie rozciąga cię do krańca twoich możliwości, a następnie do przestrzeni tego, jak możesz się przekształcić. Musisz być pokorny i wystarczająco mądry, aby zrozumieć, że być może będziesz musiał mierzyć cholernie nisko, zwłaszcza w tych dziedzinach, w których nie funkcjonujesz dobrze.
I może to być tak bardzo żenujące, że nie możesz pojąć tego, że to jest właśnie to, kim jesteś. Potrzebujesz utraty tego aroganckiego ego, ponieważ jest to dokładnie to, co przeszkadza ci w ruszeniu naprzód. Jest to część antagonistycznego procesu, mówiąc mitologicznie, który zatrzymuje moralny postęp. Jesteś zbyt dumny z tego, za kogo się uważasz, by zauważyć jaki jesteś, aby móc się odpowiednio zmienić. Nie chcesz poświęcić tej części siebie.
Prawdopodobnie jest to związane z jakimś złudzeniem, które pomaga ci utrzymać pozytywny, choć bardzo kruchy obraz siebie przy braku autentycznego wysiłku. Nie należy tego polecać. Poznajesz więc siebie poprzez obserwację i zwracanie uwagi. To nie jest dokładnie myślenie. To nie jest wyobraźnia. To po prostu obserwowanie, tak jakbyś był wężem, bo wąż obserwuje bezlitośnie, nie przejawiając żadnej reakcji emocjonalnej. Obserwuje tylko po to, żeby zobaczyć, co tam jest.
Nie pozwala, by to, co jest chciane lub pożądane, zakłócało to, co jest obserwowane. Tak więc obserwujesz siebie w ten sposób, jakbyś nie wiedział, kim jesteś. Cóż, to jest początek.
A potem rzucasz sobie nieustanne wyzwania, by sprawdzić, jak daleko poza wczoraj możesz się posunąć dziś i jutro, i by nieustannie eksperymentować z poszerzaniem przestrzeni nie tylko swoich kompetencji, ale i zdolności do zwiększania tych kompetencji. Górna granica tego jest proporcjonalna do moralnego wysiłku, jaki w to wkładasz. Im bardziej będzie kierowało się to najwyższą z możliwych wizji, sojuszem z najwyższym wyobrażalnym dobrem, im bardziej będzie temu towarzyszyła prawda w mowie i działaniu, tym bardziej rozwiniecie swój potencjał. I uważam, że ten potencjał jest tak samo nieograniczony w kierunku ku górze, bardziej nieograniczony w kierunku ku górze, niż jest nieograniczony w kierunku, który sprowadza ludzi do politycznych i społecznych piekieł, które tak często charakteryzują świat, który zamieszkujemy.
A więc trzeba też, jak sądzę, być gotowym podjąć się tego jako przygody, ponieważ udźwignięcie tego rodzaju odpowiedzialności jest rzeczą piekielnie trudną. Wyrywa to człowieka z przeciętności. Wyrywa ich z samych siebie. Jednak jest w tym głęboki sens i nie ma nic lepszego, co można by zrobić.
Jest taki stary pogląd, że udajesz się w otchłań. To pogląd, że możesz wpatrywać się w otchłań. Wpatrujesz się w nią długo. A to, co znajdziesz w otchłani, to potwór. Powiedzmy, że to smok na dnie otchłani. Że to również sam Szatan.
Ale jeśli zagłębisz się w nią, tak głęboko jak możesz, to znajdziesz w niej swojego połamanego ojca w stanie śpiączki, wysuszonego i wyalienowanego. A potem to ożywicie. Co to oznacza? Oznacza to coś. Oznacza to, że jeśli szukasz w ciemności, znajdziesz światło. To jedno znaczenie. I że światło naprawdę wyróżnia się na tle ciemności, ale światło można znaleźć w ciemności. To bardzo interesująca rzecz. To narracja o poszukiwaniu. Lecz to oznacza coś więcej. Oznacza coś fundamentalnego.
Na przykład wiemy, że jeśli wyrwiesz siebie z obecnego stanu przewidywalności i bezpieczeństwa, i postawisz się w nowej sytuacji, to nauczysz się, przyjmiesz nowe informacje. Jest to więc kwestia poznawcza. Ale to nie wszystko, co się dzieje. Nowe geny uruchamiają się wewnątrz ciebie i kodują produkcję nowych białek. Dzieje się to pod kątem neurologicznym. Uruchamiają się nowe części ciebie.
Pogląd na to brzmi tak, że jeśli możesz ruszyć w świat i zmierzyć się z maksymalną liczbą wyzwań, to włącza się coraz więcej ciebie. I wtedy pojawia się pytanie: czym byłbyś, gdybyś włączył wszystkie części siebie, które mogą być włączone? A odpowiedź byłaby taka: byłbyś odrodzeniem się ojca przodków. Tym właśnie byś był.
I dlatego Chrystus mówi: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem, i nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie”. Oznacza to, że jeśli dobrowolnie bierzesz na siebie nieznośny ciężar bycia, wtedy to przekształca cię w ojca przodków. I to jest prawda. Jest to niewiarygodnie optymistyczne. Jest to takie ciekawe, dlatego, że jest mroczne ponad miarę.
Cóż, świat charakteryzuje się cierpieniem i złośliwością o przenikliwości, która jest praktycznie nie do pojęcia. Ale jeśli zdecydujesz się to zrozumieć, odkryjesz w tym światło, które niszczy ciemność. I cóż, to jest naprawdę coś wartego odkrycia. Nie ma odkrycia, które byłoby głębsze niż to. To jak poszukiwanie Świętego Graala lub kamienia filozoficznego, wszystkich tego typu rzeczy. Jeśli rzeczywiście czegoś chcesz, możesz to mieć. Teraz pytanie brzmi: co masz na myśli mówiąc „chcę”? A odpowiedź brzmi: ponownie ukierunkuj swoje życie w każdy możliwy sposób, aby prawdopodobieństwo, że to nastąpi, było jak najbardziej pewne.
I to jest pogląd dotyczący poświęcenia, prawda? Oczywiście nie dostaniesz wszystkiego. Najwyraźniej. Lecz może możesz mieć to, czego potrzebujesz. I może wszystko, co musisz zrobić, żeby to dostać, to poprosić. Jednak prośba nie jest kaprysem czy życzeniem na dziś. Trzeba być śmiertelnie poważnym w tej sprawie. Musisz pomyśleć „Dobra, oceniam siebie i jeśli miałbym żyć właściwie w świecie, i miałbym zorganizować się tak, że, bycie usprawiedliwiłoby się w mojej ocenie – i nie chodzi mi o to, żeby być surowym sędzią – to do czego dokładnie miałbym dążyć?”.
Możesz tego spróbować. To forma modlitwy. Pukanie. Usiądź pewnego dnia na swoim łóżku i zadaj sobie pytanie: jakie wybitnie głupie rzeczy robię regularnie, aby całkowicie spieprzyć swoje życie? A jeśli faktycznie zadasz to pytanie, to musisz/chcesz znać na nie odpowiedź, tak? Bo to właśnie oznacza zadanie pytania.
Nie oznacza to tylko wypowiadania słów. Oznacza, że musisz zdecydować, że chcesz wiedzieć. Zrozumiesz to tak szybko, że włosy staną ci na dęba. Jesteś absolutnie zdolny do myślenia. Bóg jeden wie jak. Jesteś absolutnie zdolny do ogromnych wyczynów wyobraźni, marzeń i fantazji. Bóg tylko wie, jak to wszystko robisz. Co by się stało, gdybyś skonsultował się z samym sobą w sprawie najlepszego możliwego dla ciebie wyniku? Być może otrzymałbyś odpowiedź. Abyśmy mogli zorganizować wszystko odpowiednio, musimy zrozumieć, że musimy wziąć na siebie ten ciężar ostatecznej odpowiedzialności, nie tylko tak, jakby był nasz, a przecież jest, ale tak, jakby nie było nic lepszego, co moglibyśmy zrobić.
Masz etyczny obowiązek podnieść najcięższy ładunek, jaki możesz sobie wyobrazić. I to jest podstawowe wezwanie do przygody w życiu. Potrzebujesz sensu w swoim życiu, aby zapobiec cierpieniu i uczynić siebie samego wystarczająco silnym, aby oprzeć się zgorzknieniu. Gdzie można znaleźć ten sens? Prawa, impulsywna przyjemność i szczęście? To odpowiedzialność. Och, kto by przypuszczał? To nie jest część narracji.
To, co sprawia, że życie jest warte przeżycia, to podniesienie, przyjęcie jego katastrofy i objęcie jej, niesienie jej, i uświadomienie sobie poprzez ten proces, kim się jest. Kiedy rozmawiam z publicznością o związku między odpowiedzialnością a znaczeniem, nieuchronnie milkną. Nie ma żadnego szmeru. Nie słychać kaszlu.
Czy to jest sekret? Czy sekretem jest dobrowolne przyjęcie odpowiedzialności? No cóż, to jest główne przesłanie Zachodu, wzięcie swojego krzyża i niesienie go. Mówiono to wszystkim, ale nie wiedzą, co to znaczy, ponieważ nie zostało to wystarczająco wyartykułowane, aby stało się czymś praktycznym.
To jak mówienie: spójrz na straszne obowiązki, które masz przed sobą. Twoja rodzina cierpi. Masz kłopoty. Na świecie są problemy. To tak, jakby wszystko to było tuż obok. A wszystko, co musisz zrobić, to wziąć za to odpowiedzialność. I wtedy masz to, czego potrzebujesz. To coś tak wspaniałego, że szczęście blednie w porównaniu z tym. Jest to marne, papkowate szczęście. I młodzi ludzie o tym wiedzą. Dążą do hedonistycznej przyjemności. I nie ma się co dziwić. Ale nie ma w tym nic, co byłoby trwałe. I czyni cię jedynie cynicznym. To wszystko co tam jest?
Rozwiązłe kobiety. Świat staje się bardziej hedonistyczny dzięki kobiecemu wyzwoleniu.
Kolejna przygoda seksualna na jedną noc. Kolejna popijawa. To nie tak, że mam coś przeciwko, w zasadzie, przeciwko odrobinie tego wybujałego, młodzieńczego hedonizmu. Posłuchajcie, uniwersytety zamieniły się w miejsca imprez. Dlaczego? No bo według studentów to najlepsze, co mogą tam robić. Cóż, to nie jest dobre. To, co chcesz im zaoferować, to powód do tego, by nie imprezować.
„Nie, musisz zrozumieć, że przychodzisz na te zajęcia na kacu. Nie będziesz w stanie tego i tego zrozumieć. Nie będziesz w stanie poprawnie pisać. Zapłacisz cenę za ten hedonizm. Ta cena będzie zbyt wysoka, byś mógł ją udźwignąć.”
„Och, no cóż, w takim razie koniec z hedonizmem w moim przypadku. Mam coś ważnego do zrobienia.”
To jest droga wyjścia z tej sytuacji. Zanim zostaniesz malarzem, który potrafi namalować to, co jest poza zwykłą pamięcią, musisz wpoić sobie tę umiejętność dyscypliny. A wiele z tego to bolesne powtórzenia i ciężka jednostajna praca.
Bądź niebezpieczny, ale zdyscyplinowany – Jocko Willink i Jordan Peterson
Dlaczego (samo)dyscyplina musi pochodzić z wewnątrz – Jocko Willink
To poświęcenie teraźniejszości dla przyszłości. Ale kiedy już się to uda, wtedy wszystko się otwiera. Dlatego mamy dziedziny, prawda? Chodzi mi o to, że słowa nie znalazły się tam przypadkowo. Musisz najpierw zawęzić siebie, a potem możesz rozszerzyć na zewnątrz. To część procesu dojrzewania. To część poświęcenia dzieciństwa.
Powiedzmy, że w dzieciństwie nie jesteście niczym innym jak potencjałem. Jednak nie jest on zrealizowany i nie wiecie, jak go zrealizować. I wtedy pojawia się pytanie: jak dojść do punktu, w którym realizujesz potencjał? A odpowiedź brzmi: poświęcasz prawie cały na rzecz jednego kierunku. O to chodzi w dorastaniu, czyli, że kiedy jesteś nastolatkiem i młodym dorosłym, musisz poświęcić wszystko, czym mogłeś być jako dziecko, aby być tą jedną rzeczą, do której dążysz. Ale potem to się otwiera.
Każdy przy zdrowych zmysłach wie, że istnieje milion sposobów robienia rzeczy źle i jeden sposób, jeśli masz szczęście, aby zrobić je właściwie. A więc pojęcie, że jest to bardzo, bardzo wąska ścieżka, po której stąpasz, jeśli robisz rzeczy właściwie, to mądrość, to jest ta linia między chaosem a porządkiem, na której powinieneś być stale, prawda? To bardzo, bardzo cienka linia. Bo jeśli jesteś trochę za daleko w jednym kierunku, to jest to zbyt duży chaos. A jeśli jesteś trochę za daleko w drugą stronę, to jest to za dużo porządku. A obie te rzeczy nie są dobre.
Równowaga musi być dokładnie taka jak trzeba. I możesz to poczuć. Naprawdę uważam, że możesz to poczuć. I sądzę, że jest to twój najgłębszy instynkt. To twój najgłębszy instynkt. Pod względem biologicznym. To nie metafora. Myślę, że twoja psychika jest ułożona tak, by istnieć w kosmosie, który składa się z chaosu i porządku.
Sądzę, że to dlatego mamy taką strukturę półkulową, jaką mamy. I wtedy, kiedy czujesz, że jesteś sensownie zaangażowany w świat, kiedy terror twojej śmiertelności znika, a ty jesteś zaangażowany i jest to ponadczasowe, to jest to najgłębszy instynkt, który masz, mówiący ci, że jesteś we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Następnie praktykujesz bycie tam. Praktykuj bycie tam. I to jest ten wąski punkt, który tak trudno znaleźć. Błądzisz wokół niego.
Może, jeśli masz szczęście, możesz obserwować. To eksperyment. Obserwuj siebie przez dwa tygodnie, jakbyś nie wiedział, kim jesteś. Bo nie wiesz. Więc obserwuj siebie przez dwa tygodnie i zauważ. Będą momenty, kiedy rzeczy są właściwe. Są dla ciebie właściwie ustawione.
Nie jest łatwo to zauważyć, ponieważ kiedy są tak ułożone, jesteś tak zaangażowany, że nie zauważasz tego dokładnie. Ale zdasz sobie sprawę, że jesteś we właściwym miejscu. „No dobra, jak się tu znalazłem? Co robię właściwie? Jak mogłoby się to zdarzać częściej? Chciałbym, żeby to się zdarzało częściej. Jak musiałbym się zachowywać, żeby działo się to częściej?”.
A potem to praktykujesz. I wtedy, być może, zamiast 10 minut w miesiącu, czy 10 minut w tygodniu, będzie to 15 minut dziennie, a potem pół godziny dziennie, a potem godzina dziennie, a potem cztery godziny dziennie. I być może, jeśli jesteś wyjątkowo ostrożny, to dojdziesz do punktu, w którym jesteś taki przez sporą część czasu. Nie jesteś panem własnego domu.
Są duchy, które mieszkają w tobie, co oznacza, że masz wolę i możesz sprawować pewną świadomą kontrolę nad swoją istotą. Jednak są różne rzeczy, które występują w tobie, które wydają się być poza twoją możliwością kontroli.
Na przykład twoje sny. To jest naprawdę dobry przykład. Na przykład twoje impulsy. Możesz myśleć o tym jako o tak różnych od ciebie, że nawet nie chcesz, aby były częścią ciebie. Nawet bardziej wnikliwie. Co was interesuje? Co was napędza? Skąd dokładnie się to bierze? Bo przecież nie da się tego wyczarować z własnej woli.
Jeśli więc jesteś studentem i bierzesz udział w trudnych zajęciach, możesz powiedzieć sobie: „Muszę usiąść i uczyć się przez trzy godziny”. Lecz potem siadasz i oto co się dzieje: twoja uwaga wędruje wszędzie. I możesz powiedzieć: „No cóż, czyja to uwaga, skoro wędruje wszędzie?” Bo mówisz, że to twoja uwaga. Cóż, gdyby to była twoja uwaga, to może byłbyś w stanie ją kontrolować. Ale nie możesz.
Więc wtedy możesz pomyśleć „Cóż, zatem, co u licha ją kontroluje?”. Możesz powiedzieć: „Cóż, to jest przypadkowe“. Lepiej, żeby to nie był przypadek. Mogę ci to powiedzieć.
Do pewnego stopnia dzieje się to w przypadku schizofrenii. Jest w niej element losowości. To nie jest przypadkowe. Jest napędzane działaniem zjawisk, które, moim zdaniem, najlepiej uznać za coś w rodzaju pod-osobowości. Nie można się zmusić do zainteresowania się czymś. Zainteresowanie przejawia się i chwyta cię.
To zupełnie inna rzecz. A więc czym jest to, co cię chwyta? I jak to pojmujesz? Czy to boska siła? Cóż, jest boska, jeśli chodzi o ciebie, ponieważ chwyta cię i nie możesz nic z tym zrobić. Zatem jest w tobie powołanie do tego, co wywiera na ciebie nacisk i co cię interesuje. I czasami to może być bardzo mroczne. A czasem nie.
Jednak jesteś ponaglany do działania przez swoje zainteresowania. A więc pogląd, że to, co odsuwa cię od twojego kraju i domu twojego ojca, i otuchy twojego rodzinnego domu, jest czymś, co jest poza tobą, i czego nasłuchujesz i słuchasz. Tak właśnie jest. I możesz powiedzieć: „Cóż, nie chcę nazywać tego Bogiem”. Nie ma znaczenia, jak to dokładnie nazywasz. Nie ma znaczenia, czym to jest i jak to jest nazywane. To nadal jest. A jeśli tego nie słuchasz, to jest to inna sprawa. Jeśli się tego nie słucha.
Byłem klinicystą i rozmawiałem z wystarczającą liczbą ludzi. Jestem wystarczająco stary, żeby wiedzieć to na pewno. Jeśli nie posłuchasz tego, co cię przyciąga, zapłacisz za to w sposób, jakiego nie możesz sobie wyobrazić. Będziesz miał w swoim życiu wszystko, co straszne i nic, co dobre. A co gorsza, będziesz wiedział, że to twoja wina i że zmarnowałeś to, co mogłeś mieć.
Jest to więc nie tylko wezwanie, ale i ostrzeżenie. Jedną z rzeczy, które zauważyłem w moim życiu, jest to, że nic, co kiedykolwiek zrobiłem, nie zostało zmarnowane. I przez słowo „zrobiłem” rozumiem włożenie w to całego serca i duszy, próba, w którą zaangażowałem wszystkie swoje starania. To zawsze działało. Nie zawsze działało tak, jak tego oczekiwałem. To zupełnie inna sprawa.
Lecz zapłata była zawsze pozytywna. Coś wartościowego zawsze mi narastało, gdy czyniłem poświęcenie niezbędnym do tego, by zrobić coś wartościowego. Udaj się gdzieś, gdzie nie rozumiesz. Trzeba udać się w nieznane. I to jest pierwsze polecenie Boga. Udaj się w nieznane, bo już wiesz, co wiesz. I to nie wystarczy, chyba, że uważasz, że jesteś wystarczający. A jeśli nie jesteś wystarczający i nie uważasz, że jesteś wystarczający, to musisz iść tam, gdzie nie byłeś.
Oddalić się od rodziny na tyle, abyś mógł ugruntować swoją niezależność. I to nie dlatego, że z twoją rodziną jest coś nie tak. Oznacza to, że musisz się oddalić. Wiesz, bardzo często rozmawiam z ludźmi, których rodziny zapewniły im zbyt dużą ochronę. I oni sami o tym wiedzą. A to oznacza, że są pozbawieni konieczności. Wtedy trzeba się oderwać od zależności, aby pozwolić, by konieczność cię napędzała.
To po to, by stać się niezależnym i dojrzałym. Jesteśmy karmieni tą niekończącą się dietą praw i swobód. Jest w tym coś, co jest naprawdę chorobliwie złe. Ludzie są głodni antidotum. A antidotum jest prawda i odpowiedzialność, tak? Bo to jest coś, co należy robić. I poczucie typu „wiem lepiej”, albo ktoś wie lepiej za ciebie, co powinieneś zrobić, to przepis na pełne sensu życie.
A bez pełnego sensu życia, masz wyłącznie cierpienie i nihilizm, i rozpacz, i pogardę dla siebie samego, i wszystkie tego typu rzeczy. A to nie jest dobre. I konieczne jest to, żeby ludzie powstali i wzięli odpowiedzialność. Gdybyś mógł ujawnić światu to, co w tobie najlepsze, to byłbyś przemożną siłą do czynienia dobra.
A jakiekolwiek błędy, które mógłbyś popełnić po drodze, zostałyby sprane poprzez twoje dzieła. Jeśli szczerze dążysz do tego, do dążenia do czego kieruje cię Bóg, to wszystko jest możliwe. Nie znamy granic ludzkich wysiłków. Naprawdę nie znamy. I przedwczesne jest nakładanie limitu na to, czym jesteśmy, do czego jesteśmy zdolni.
Wiesz, że już jesteś czymś. I może nie jest tak źle w twoim obecnym ustawieniu. Lecz możesz się zastanawiać, czy gdybyś nie robił nic przez następne 30 lat, poza składaniem siebie w całość, to co dokładnie byłbyś w stanie zrobić. I możesz myśleć „Cóż, warto się tego dowiedzieć, ale jest to oczywiście przyjęcie odpowiedzialności”.
Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od pościelenia łóżka – admirał William McRaven
Na świecie jest wiele rzeczy do naprawienia. Wszystko, co ci przeszkadza w świecie i w sobie, powinno być naprawione. I możesz to zrobić. Mam przyjaciela. Mieszka w Montrealu. Nazywa się James Simon. Jest świetnym malarzem. I nauczył mnie wielu rzeczy. Pomógł mi zaprojektować mój dom i upiększyć go. Kupiłem od niego parę obrazów kilka lat temu. Namalował pewną serię obrazów. A żeby je namalować objechał Amerykę Północną i stał w różnych miejscach. A potem namalował widok stąd w dół. Zatem jego stopy stały w różnych miejscach, na drogach, na pustyni, w oceanie. Tak, cóż, starał się przedstawić pewien punkt widzenia.
A chodziło o to, że gdziekolwiek jesteś, warto zwracać uwagę. Więc przyjrzał się dokładnie wszystkim miejscom, które odwiedził, miejscom, gdzie stał, przy drodze, na pustyni, które w jakimś sensie były nieciekawe. Jednak potem, być może, włożył w ten obraz ze 40 godzin. To bardzo, bardzo realistyczne malarstwo, z naprawdę dobrym światłem. I to, co mówi ci jako malarz, to to, że wszystko jest warte uwagi, nieskończonej ilości uwagi, ale nie masz na to wystarczająco dużo czasu.
Więc artysta robi to za ciebie, prawda? Artysta patrzy i patrzy, i patrzy, i patrzy, i patrzy, a potem podarowuje ci tę wizję. I wtedy możesz spojrzeć na obraz i on przypomina ci, że wszystko, co istnieje, jest dokładnie tam, gdzie ty. Trudno to sobie uświadomić, ale to prawda.
Mówiłem ludziom za pośrednictwem Internetu, na różne sposoby, i na wykładach, że powinni zacząć naprawiać świat od posprzątania swojego pokoju. Jak miałoby wyglądać twoje życie? Jaki chciałbyś mieć charakter? Trzy do pięciu lat w przód.
Gdybyś dbał o siebie tak, jak dbasz o kogoś, na kim ci faktycznie zależy, to niejako musiałbyś podzielić się na dwie osoby i traktować siebie jak kogoś, do kogo masz szacunek i dla kogo chcesz jak najlepiej. To nie jest łatwe, ponieważ ludzie niekoniecznie mają szacunek do siebie i niekoniecznie chcą dla siebie tego, co najlepsze, ponieważ mają dużo pogardy względem siebie, dużo nienawiści do siebie, dużo poczucia winy.
Sądzę, że masz obowiązek, to jeden z najwyższych moralnych obowiązków, aby traktować siebie jak wartościową istotę. Jak miałyby przebiegać twoje przyjaźnie? Bo warto otaczać się ludźmi, którzy starają się iść naprzód i co ważniejsze, którzy są szczęśliwi, kiedy ty idziesz naprzód, a nie są szczęśliwi, kiedy się cofasz. Nie wtedy, gdy upadasz, nie o to mi chodzi.
Lecz kiedy robisz samo destrukcyjne rzeczy, twoi przyjaciele nie powinni być tam, aby cię w tym dopingować. Patrzysz na świat przez pryzmat historii. Nie możesz nic na to poradzić. I te opowieści są tym, co nadaje wartość światu lub opowieści, które wyciągasz z wartości świata. Można na to patrzeć w dwojaki sposób. Jesteś gdzieś i to nie jest wystarczająco dobre, prawda?
To jest właśnie odwieczny ludzki dylemat. Gdziekolwiek jesteś, nie jest wystarczająco dobrze. I do pewnego stopnia, to jest właściwie dobra rzecz. Bo gdyby było to wystarczająco dobre, nie byłoby nic do zrobienia. Więc może to i dobrze, że jest niewystarczająco. I to może być powód, dla którego czasami posiadanie mniej jest lepsze niż posiadanie więcej.
I nie chcę być niepoprawnym optymistą w tej kwestii. Wiem, że istnieje zepsucie, które może sięgnąć do punktu, w którym jest całkowicie nieskuteczne. Jednak nie zawsze jest tak, że jeśli zaczynasz od niewiele, to zaczynasz od większych możliwości. Coś w tym stylu. Czyli zawsze przechodzisz od tego, co jest nieznośne w teraźniejszości, do jakiejś lepszej przyszłości, tak? A jeśli tego nie masz, to nie masz nic poza zagrożeniem i negatywną emocją.
Nie masz pozytywnej emocji, ponieważ pozytywna emocja jest generowana w koncepcji lepszej przyszłości. A potem dowody, które sam generujesz, potwierdzające, że zmierzasz w jej kierunku, to właśnie tam pojawia się pozytywny i spełniający sens życia [satysfakcja]. Zatem chcesz odpowiednio ustawić tę strukturę. Jest to bardzo, bardzo ważne. A więc oznacza to, że chcesz udać się gdzieś, gdzie jest wystarczająco dobrze, tak by droga do tego miejsca była warta zachodu.
I można sobie zadać takie pytanie. Cóż, wiemy co jest nie tak z życiem. Pełno w nim cierpienia i niedosytu, i oszustwa, i zła. Oczywiście, chodzi o to wszystko, dobrze? Co sprawiłoby, że podróż byłaby warta zachodu? Albo możesz zadać sobie pytanie: „W porządku, aby wytrzymać pod tym ciężarem, do osiągnięcia czego musiałbym dążyć?”.
I jeśli zadasz sobie to pytanie to jest to pukanie. A drzwi się otworzą. Właśnie o to w tym chodzi. Jeśli zapytasz siebie o to, wtedy znajdziesz odpowiedź. Pomyślisz, że się od niej wzdrygniesz. Pomyślisz „Cóż, nie ma mowy, żebym to zrobił’. Cóż, nie wiesz, co mógłbyś zrobić. Nie wiesz, co jest możliwe. I nie jesteś taki, jaki mógłbyś być. I Bóg tylko wie, co mógłbyś zrobić i mieć, i dać, gdybyś poświęcił wszystko dla niego. Musisz poświęcić to, co jest dla ciebie obecnie najcenniejsze, co cię zatrzymuje. I Bóg tylko wie, co to jest.
Z pewnością jest to to, co w tobie najgorsze. To z pewnością jest to. I Bóg tylko wie, do jakiego stopnia jesteś zakochany w tym najgorszym z ciebie. Niezadowolenie/złość jest kluczową ludzką motywacją i powiedziałbym, że to świetny nauczyciel. Słuchanie swojego niezadowolenia jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie możesz zrobić.
Niezadowolenie/złość oznacza tylko jedną z dwóch rzeczy: do diabła, zamknij się, dorośnij, porzuć marudzenie i poradź sobie z tym. To jest jedna rzecz, która oznacza. Albo ktoś gra tyrana w stosunku do ciebie, to możesz być nawet ty sam, a ty masz coś do powiedzenia i zrobienia, co powinieneś powiedzieć i zrobić, aby położyć temu kres. Tak więc, być może złość/niezadowolenie może pokazać ci drogę do zrobienia tego.
Urażona osoba chce, żeby inni ludzie się zmienili. A jeśli jesteś urażony, to twoje motywacje nie są godne zaufania. W rzeczywistości są bardzo, bardzo mroczne. Co powinieneś zrobić zamiast tego?
Jak traktujesz swoje własne niezadowolenie/złość? Powiedziałbym, że Sołżenicyn, którego jestem wielkim wielbicielem, jego książka pt. „Archipelag Gułag” była jedną z rzeczy, które doprowadziły do upadku Związku Radzieckiego. Powiedział, że jeden człowiek, który przestanie kłamać, może obalić tyranię. I mówił to z pewnym autorytetem.
Powiedział, że kiedy był w obozie pracy, rozmyślał nad tym, jak się tam znalazł. A miał ciężkie życie, człowieku. Przede wszystkim był na froncie rosyjskim na początku II Wojny Światowej. A potem został wtrącony do obozów pracy. A to był dopiero początek jego przygód. Człowieku, miał ciężkie życie.
Był w obozach i myślał „Co jest do cholery? Jak ja się tu znalazłem? Co się dzieje?”. I mógł obwiniać Hitlera i Stalina, prawda? Człowieku, jeśli potrzebujesz kogoś do obwiniania, Hitler i Stalin, świetnie się do tego nadają. Ale to nie jest to, co zrobił. Powiedział, że przez jakiś czas medytował.
Kiedyś zdał sobie sprawę, że może mieć coś wspólnego, w jakiś dziwny sposób, z tym, jak sprawy potoczyły się jego przypadku. Powiedział, że przeszedł przez swoje życie z drobiazgowym spokojem. Z tego co pamiętał, pomyślał sobie „Dobra, w którym miejscu źle skręciłem – według mojego własnego osądu -kiedy była przede mną ścieżka? Kiedy wybrałem ścieżkę, którą jak wiedziałem, nie powinienem był wybierać?”
Bo wszyscy to wiecie, prawda? Wiecie. Czasami nie wiesz czy to, co robicie, jest dobre, czy złe. To po prostu niewiedza. Po prostu nie wiesz. Jednak czasami cholernie dobrze wiesz, a i tak robisz to, czego, jak wiesz, nie powinieneś robić. Zdarza się to naprawdę często. Dlaczego to robisz? Złość jest tego częścią. Głupota. Jest wiele różnych powodów, ale na pewno wiesz, że to robisz.
Sołżenicyn pomyślał „No dobrze, a co by się stało, gdybym wziął odpowiedzialność za to, gdzie jestem, w tym obozie koncentracyjnym?.
A potem przemyślałem całe swoje życie i spróbowałem znaleźć wszystkie rzeczy, które zrobiłem, które były złe według mojej własnej oceny, a które zwiększały prawdopodobieństwo, że się tu znajdę. A potem zastanawiałem się nad tym, co by się stało, gdybym spróbował je wszystkie ustawić właściwie, teraz, w teraźniejszości?”. I dlatego napisał „Archipelag Gułag”. A jedną z konsekwencji tego, jak już mówiłem, było przyspieszenie rozpadu imperium sowieckiego. Więc, hej, całkiem nieźle to wyszło.
Naprawdę się spowiadasz. Naprawdę pokutujesz. Odprawiasz swoją pokutę, którą jest napisanie tej książki, i całkowicie zmieniasz geopolityczny krajobraz świata. I o tym warto pomyśleć, bo nie tylko Sołżenicyn to zrobił. Nelson Mandela zrobił coś całkiem podobnego. To nie jest takie niemożliwe. I dlatego pomysł na to, co powinieneś zrobić, jeśli czujesz się urażony naturą bytu lub powiedzmy, że cierpisz za bardzo za własne życie, brzmi wyprostuj to cholerstwo. Poważnie, spróbuj nawet przez rok. Spróbuj przez tydzień.
Spróbuj nie robić rzeczy, których, jak wiesz, nie powinieneś robić. Spróbuj nie mówić rzeczy, które, jak wiesz, są fałszywe. I po prostu obserwuj, co się dzieje.
Równie dobrze możesz spróbować, bo powiesz: „No cóż, wchodzę w to na rok. Będę robił wszystko dobrze. A potem stanę z tyłu i będę obserwował, jak się sprawy potoczą. I może ponownie rozważę to pod koniec tego roku”. Spróbuj. Spróbuj.
Powiedziałbym, że mam tysiące listów od ludzi, którzy mówią: „Hej, wiesz, próbowałem tego. I to podziałało”. Przeczytałem świetną kwestię w sztuce T.S. Eliota pod tytułem „The Cocktail Party”. W tej sztuce kobieta podchodzi do psychiatry i mówi: „Wie Pan, mam naprawdę ciężki okres. Bardzo cierpię. Moje życie nie układa się dobrze”.
A potem mówi: „Mam nadzieję, że to ze mną jest coś nie tak“. A psychiatra na to: „Co, u licha, Pani przez to rozumie?”. Odpowiada: „Cóż, ja patrzę na to tak. Albo jest coś nie tak ze światem, a ja po prostu w nim jestem i tak jest. I wtedy myślę sobie »Co ja z tym zrobię, bo to jest cały świat?«. Albo może mam szczęście i ze mną jest coś nie tak, co powoduje całe to niepotrzebne cierpienie. I mogłabym to po prostu poukładać. Mogłabym się nauczyć i mogłabym to poukładać”.
Cóż, myślałem o tym przez bardzo długi czas. Myślę sobie: „Cóż, jeśli twoje życie nie układa się takim jakie jest, możesz znaleźć kogoś innego do obwiniania, co jest dla ciebie całkiem wygodne i stosunkowo łatwe. Albo możesz pomyśleć »No dobra, nie podoba mi się to życie. Nie podoba mi się sposób, w jaki moje życie się rozwija. Może nie lubię życia w ogóle, bo jest tragiczne i skażone złem. Skąd mam wiedzieć, czy mój osąd jest trafny? A pytanie brzmi: czy naprawdę zrobiłem wszystko, co mogłem, aby wyprostować swoje życie? Bo może nie powinienem oceniać jego jakości ani jakości samego życia, ani samego bytu, jeśli nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem, by wyprostować swoje życie. Tak więc, oto zadanie, jakie przede mną stoi”.
Element pokory. Długo zajęło mi zrozumienie tego, dlaczego istnieją religijne nakazy wspierające pokorę. Żeby w ogóle zrozumieć, co to słowo tak naprawdę znaczy w takim technicznym sensie. A oznacza ono coś takiego. Oznacza, że to, czego nie wiesz, jest ważniejsze od tego, co wiesz. Wtedy to, czego nie wiesz, może zacząć być twoim przyjacielem. Widzisz, ludzie bardzo bronią tego, co wiedzą. Ale rzecz w tym, że nie wiesz wystarczająco dużo. I możesz powiedzieć, że nie wiesz wystarczająco dużo, ponieważ twoje życie nie jest tym, czym mogłoby być, podobnie jak życie ludzi wokół ciebie.
Po prostu nie wiesz wystarczająco dużo. A to oznacza, że za każdym razem, gdy napotkasz jakiś dowód na to, że jesteś ignorantem, ktoś ci go wskaże, powinieneś się z tego cieszyć. Bo myślisz sobie „Och, właśnie powiedziałeś mi, jak bardzo się mylę. To wspaniale. Może musiałem dokładnie zbadać wiele bzdur, żeby przebić się przez prawdziwą wiadomość, którą mi mówisz. Lecz gdybyś mógł faktycznie powiedzieć mi w jakiś sposób, że się mylę, a potem może dać mi wskazówkę, jak się nie mylić w ten sposób, to cóż, wtedy nie musiałbym się już tak mylić. To byłaby dobra rzecz”.
Możesz rozpocząć tę przygodę słuchając ludzi. A jeśli słuchasz ludzi, powiedzą ci niesamowite rzeczy. A wiele z tych rzeczy to małe narzędzia, które możesz umieścić w swoim zestawie narzędzi, jak Batman. Następnie możesz wyjść do świata i użyć tych narzędzi. I nie trzeba tak często wpadać na oślep do dołu. A więc element pokory sprowadza się do tego, czy chcesz mieć rację, czy chcesz się uczyć. To nawet coś głębszego.
Chodzi o to, czy chcesz być despotycznym królem, który już wszystko rozgryzł, czy chcesz być nieustannie przekształcającym się bohaterem lub głupcem, który cały czas staje się lepszy? I to jest właśnie wybór. To głęboki wybór. I lepiej być przekształcającym siebie głupcem, który jest wystarczająco pokorny, by zaprzyjaźnić się z tym, czego nie wie i słuchać, gdy ludzie mówią.
Słuchanie jest przekształcającym ćwiczeniem. Na przykład jeśli słuchasz ludzi w swoim życiu, jeśli faktycznie ich słuchasz, powiedzą ci, co jest z nimi nie tak i jak to naprawić, oraz czego chcą. Nie mogą nic na to poradzić, jeśli zaczniesz ich słuchać, ponieważ ludzie są tak zszokowani, gdy faktycznie ich słuchasz, że mówią ci różne rzeczy, których być może nawet nie zamierzali, rzeczy, których nawet nie wiedzą. I wtedy możesz z tym pracować.
Drugą rzeczą, która jest tak interesująca, jest to, że czasami zdarza się, że prowadzisz jakąś znaczącą rozmowę, prowadzisz dobrą rozmowę z kimś, z kim spacerujesz, i myślisz sobie „Jezu, naprawdę wiele nas łączy. I wiem więcej, niż wiedziałem, kiedy unikałem tej rozmowy”.
A podczas tej rozmowy jesteś naprawdę nią pochłonięty. I to uczucie bycia pochłoniętym jest poczuciem znaczenia. A poczucie znaczenia rodzi się z tego, że prowadzisz transformatywną rozmowę. Twój mózg wytwarza dla niej to poczucie znaczenia. Mówi: „O tak, to jest dokładnie to, gdzie powinieneś być, tu i teraz. To właściwe dla ciebie miejsce i czas. I to jest świetne miejsce do tego, by je zająć”. Dobra rozmowa, w której ludzie słuchają, ma właśnie taki charakter. A powodem, dla którego ma taką naturę jest to, że w rzeczywistości jest transformacyjna.
To jeden z banałów psychologii klinicznej. Jeśli jesteś psychologiem klinicznym, ogromną częścią tego, co robisz, jest słuchanie ludzi. Przychodzą do nas, są nieszczęśliwi. I woleliby, żeby tak nie było. Coś w tym stylu.
Pytasz: „Dlaczego uważasz, że możesz być nieszczęśliwy?”. A oni nie wiedzą. Mają kilka pomysłów. Może będą musieli błądzić wokół tego problemu przez rok, zanim dowiedzą się, dlaczego są nieszczęśliwi. Pozbywają się mnóstwa powodów, przez które, jak uważali, są nieszczęśliwi, a które są nieprawdziwe. I wtedy docierasz do sedna problemu.
Wówczas można zadać sobie pytanie: gdybyś mógł mieć to, czego chcesz, tak aby twoje życie było w porządku, jak by to wyglądało? Następnie będą musieli sporo się nad tym rozwodzić, bo tak naprawdę nie wiedzą. Lecz słuchanie ich wyprostuje, ponieważ ludzie myślą poprzez mówienie. A żeby myśleć, trzeba mieć kogoś do słuchania. Bo myśleć jest bardzo trudno. Mało kto potrafi myśleć.
A nawet ci, którzy potrafią myśleć, mogą myśleć tylko o ograniczonej liczbie rzeczy. Ale prawie każdy może mówić. I możesz słuchać, jak sam mówisz. A jeśli ktoś cię słucha, to cóż, masz też przeźrocze dla swoich myśli, tak? Bo możesz obserwować tę osobę, kiedy mówi, i zobaczyć, czy jesteś nudny, czy jesteś zabawny, czy jesteś wciągający, wszystkie te rzeczy.
Więc tak jak w przypadku, powiedzmy, kłótni z żoną, lub mężem, dumna strona będzie chciała wygrać. To głupie, bo tego nie chcesz. Chcesz pokonać swoją żonę w kłótni. Aha, no to super. Jakby miała jutro zniknąć, to nie ma problemu.
Ale jeśli zamierzać żyć z pokonaną, nieszczęśliwą nią przez następny tydzień, to nie jest to dobre. Zatem słuchasz i myślisz sobie: „Dobra, oto co, według mnie, powiedziałaś”. I możesz nawet sprawić, że będzie to trochę mocniejsze i bardziej rozwinięte niż w przypadku oryginalnej wypowiedzi, tak abyś miał cholerny, właściwy argument. Bo nie chcesz wygrać. Chcesz naprawić problem. Oto właśnie chodzi w wygrywaniu.
Celem myślenia jest pozwolenie na to, by twoje myśli umarły zamiast ciebie – Jordan Peterson [napisy PL]
Najnowsze komentarze