Wyrażenie “stara panna” wciąż jest nacechowane litością i mizoginią, a jednak liczba kobiet żyjących w ten sposób rośnie. Emma John mówi, że nadszedł czas, by ponownie rozważyć, co to znaczy być “nigdy niezamężną”. Dlaczego coraz więcej kobiet decyduje się na bycie starą panną?

Dlaczego coraz więcej kobiet decyduje się na bycie starą panną

Pamiętam moment, w którym moja siostra powiedziała mi, że będzie miała dziecko. Spędzałam wieczór z grupą przyjaciół i w połowie drogi Kate powiedziała, że musi zamienić z nami słowo. Weszłyśmy do sypialni, gdzie spojrzała na mnie tak uroczyście, że zaczęłam przeszukiwać swój mózg w poszukiwaniu wszystkiego, co mogłam zrobić źle przez ostatnie pół godziny.

Powaga jej zapowiedzi sprawiła, że zachichotałem głośno. Przypomniało mi się nasze dzieciństwo, kiedy to takie potajemne spotkanie oznaczało, że coś zepsuliśmy w domu i kombinowaliśmy, jak przedstawić tę wiadomość rodzicom. Poza tym myśl o tym, że moja młodsza siostra będzie mamą, była z natury zabawna. Nie żeby Kate nie była gotowa do tej roli – miała około 30 lat i bardzo chciała się tym zająć. Po prostu nie widziałam siebie w roli czyjejś cioci.

Moja własna droga do takiej “konwencjonalnej” dorosłości zatrzymała się gdzieś w okolicach trzydziestki, nie z wyboru czy z powodu jakiegoś dramatycznego wydarzenia, ale z powodu niewidzialnego przesiewu możliwości. Byłam – jestem – wciąż samotna. Nie żałowałam – nie żałuję – swojego braku dzieci. Ale zostanie ciotką przyniosło ze sobą widmowy modyfikator, który odbijał się echem po moim pustym mieszkaniu, mimo że nikt nie wypowiedział tego na głos.

Stara panna [ang. Spinster – pierwotnie oznaczał kobietę, która zajmowała się przędzeniem].

 

Skąd pochodzi określenie ang. “spinster [stara panna]”?

Samotna kobieta, która jest wystarczająco dorosła, aby wyjść za mąż, ale nie wychodzi za mąż – i raczej nie wyjdzie za mąż – jest czasami nazywana starą panną [ang. Spinster]. Słowo to jest staromodne i niedzisiejsze, przez co w pewnych okolicznościach może nieść ze sobą powiew niegrzeczności. Ale w poprzednich wiekach „spinster” było wartościowym słowem, które nie niosło ze sobą takich konotacji.

Skąd pochodzi określenie spinster [stara panna]

W późnym średniowieczu mężatkom łatwiej było zdobyć pracę o wyższym statusie i wyższych dochodach niż ich niezamężnym rówieśniczkom. Niezamężne kobiety kończyły wykonując prace o niższym statusie i dochodach, takie jak czesanie, gręplowanie i przędzenie wełny – stąd słowo “spinster [Kądzielniczka, prządka]”.

Kiedy słowo „spinster [prządka]” po raz pierwszy pojawiło się w języku angielskim w połowie XIII wieku, to odnosiło się do kobiety, która przędła nici i przędzę. Nasze najwcześniejsze użycie pochodzi z alegorycznego poematu Piersa Plowmana: “And my wyf … Spak to þe spinsters for to spinne hit softe” (and my wife…spoke to the spinners to spin it soft).

Dwa fakty historyczne doprowadziły do ewolucji słowa spinster: fakt, że większość przędzalników w średniowieczu to były kobiety, oraz fakt, że powszechnym zjawiskiem w dokumentach prawnych było korzystanie z zawodu konkretnej osoby do nadawanie swego rodzaju nazwiska (dlatego istnieją takie nazwiska Smiths i Bakers i Tanners i tak dalej). Kobiety, które przędły przędzę lub nici otrzymywały tytuł Spinster w dokumentach prawnych.

Przeskok od prządki do samotnej damy/panny miał najprawdopodobniej miejsce z powodów ekonomicznych. Niektórzy badacze sugerują, że w późnym średniowieczu zamężne kobiety miały większy dostęp do surowców i rynku (poprzez swoich mężów) niż kobiety niezamężne, dlatego też niezamężne kobiety kończyły wykonując prace o niższym statusie i dochodach, takie jak czesanie, gręplowanie i przędzenie wełny. Prace te nie wymagały dostępu do drogich narzędzi, takich jak krosna, i mogły być wykonywane w domu. W XVII wieku określenie “spinster” było już używane w dokumentach prawnych w odniesieniu do niezamężnych kobiet.

Końcówka -ster w slowie spinster brzmi nowocześnie dla naszych uszu – i może możemy za to podziękować hipsterom – ale prawda jest taka, że stosowanie tego słowa sięga prawie 1000 lat wstecz.”

Źródło: Where does the term ‘spinster’ come from?

 

Jest wiele powodów, dla których nie używamy już tego określenia: przede wszystkim jego mizoginistyczny podtekst kwaśnej desperacji lub beznadziei. Etykieta wyszła z oficjalnego użycia w 2005 roku, kiedy rząd usunął ją z rejestru małżeństw, dzięki ustawie o partnerstwie cywilnym, a w czasach, kiedy zostanie żoną nie jest już konieczne ani ostateczne, wydaje się niemal zbędne.

Jednak określenie stara panna nie zniknęło. Nie zostało też zastąpione przez nic lepszego. Więc jak inaczej mamy się nazywać my, dawniej znane jako stare panny: wolne kobiety? Sądzę, że raczej obraźliwe dla wszystkich innych. Single na całe życie? Brzmi jak paczka plasterków sera, które z tyłu lodówki przetrwają wiecznie.

Ważnym jest, abyśmy znalazły sobie tożsamość, ponieważ nasza liczba rośnie. Brytyjskie Biuro Statystyk Krajowych [Office for National Statistics] pokazuje, że liczba kobiet, które nie mieszkają w parze, które nigdy nie wyszły za mąż, rośnie w każdym przedziale wiekowym poniżej 70 roku życia.  Liczba tych kobiet wzrosła o pół miliona. Podwoił się odsetek niezamężnych singli w wieku 40 lat.

Nie jest to tylko zachodni fenomen. W Korei Południowej dość żałosna postać „starej panny” stała się samotną i zamożną „złotą panną”. W Japonii niezamężne kobiety w wieku powyżej 25 lat znane są jako „ciasto z bakaliami [podawane w Boże Narodzenie]” (tak, to dlatego, że minął termin przydatności do spożycia). Film dokumentalny Shosh Shlam z 2019 roku na temat chińskich starych panien nazywanych „sheng nu” zgłębia temat „kobiecych odpadów/kobiecych niedobitków” i niepokój społeczny, jaki wywołują, gdy tradycyjne modele małżeństwa zostają obalone.

Nie można już szydzić z samotności. Nigdy nie żenić się ani nie obrać długoterminowego partnera to ważny wybór.

Mężczyźni wolą poślubić swoje sekretarki niż szefowe
Dlaczego inteligentne kobiety pozostają samotne [niezamężne]
USA: Kobiety mają coraz większe trudności ze znalezieniem mężczyzn, którzy zarabiają tyle samo co one.

Przez krótki okres okazało się nawet, że ruch na rzecz singiel-pozytywności był ostatnią sprawką Hollywood, z takimi gwiazdami jak Rashida Jones, Mindy Kaling i Chelsea Handler, które z dumą opowiadały o tym, jak doszły do wniosku, że radować się swoim samotnym życiem. Jones i Kaling znalazły miłość; Handler ogłosiła na swoim czacie w zeszłym roku, że zmieniła zdanie i naprawdę chce związku. A kiedy Emma Watson (również nie singielka) ogłosiła Vogue, że jest „związana z samą sobą [jakaś odmiana schizofrenii]”, to musiałam zdusić odruch wymiotny. Chciałam powiedzieć, poczekaj jeszcze 10 lat. Następnie powiedz mi, jak wzmacniające jest chodzenie samemu na  imprezy, kolacje i do łóżka.

Ale ochłonęłam, żyjąc zgodnie ze stereotypem starej panny o zawiści i zgorzknieniu, jak to możliwe, że mimo wychowania przez matkę feministkę i cieszenia się życiem bogatym w przyjaźnie i sensowną pracę, nadal odczuwam piętno tego słowa? Albo obawę oto, że nawet w średnim wieku nie osiągnęłam statusu prawdziwej dorosłej kobiety?

Może powinnam oto winić książki, które przeczytałem. Dzięki formacyjnej diecie literackiej Jane Austen, Charlesa Dickensa i P.G. Wodehouse’a dorastałam na przemian litując się i śmiejąc ze starych panien, ich drobnych zemst i zazdrości zrodzonych z ich potrzeby znaczenia w świecie, który nie znalazł dla nich żadnego pożytku. Były to postacie przedstawiające zabawę i frustracje, a nie kobiety, z którymi miałam się utożsamiać. W końcu, jak wiele przyszłych starych panien, nigdy nie myślałam o sobie w taki sposób, że skończę jak one. W końcu znajdę partnera – nawet Bridget Jones się udało. Czyż nie jest to oczywiste?

Nie, nie jest. Założyłam, że moja własna sytuacja jest chwilową aberracją, która nie wymaga poczucia zagrożenia ani aktywnej reakcji. Mój kalendarz towarzyski był pełny, moja praca nieustannie zapoznawała mnie z nowymi ludźmi. Matka Natura z pewnością wychwyciła by tę ospałość.

Ale teraz moja młodsza siostra miała dziecko, a ja byłam samotna i zbliżały się moje wielkie urodziny. Szanse były coraz bardziej na moją niekorzyść – nawet mimo obalenia w ostatnich latach cieszącej się złą sławą statystyki mówiącej o tym, że masz większe prawdopodobieństwo na, że zabije cię terrorysta niż znajdziesz męża po 40 roku życia. Fakt, że średni wiek w momencie zawarcia małżeństwa w Wielkiej Brytanii nigdy nie był późniejszy niż 31,5 dla kobiet i 33,4 dla mężczyzn, nie mi daje pociechy, ponieważ rynek singli jest najbardziej zatłoczony między 35 a 47 rokiem życia, a na tym rynku kobiety przewyższają liczebnie mężczyzn.

Jedną z najokrutniejszych sztuczek, jakie może wykonać bractwo starych panien, jest sprawić, że poczujesz się kimś odstającym i dziwakiem – jednak jak pokazują statystyki mój status nie jest wyjątkowy. Widzę to w mojej własnej grupie bliskich przyjaciół – prawie tuzin z nas nigdy nie było w związku małżeńskim z własnego wyboru choć mamy prawie 40 lat lub jesteśmy po 40-stce.

Nie da się uniknąć tego, że nasze romantyczne możliwości zmalały, gdy opróżniła się pula mężczyzn w odpowiednim do wieku. Co roku, między sobą chodzimy na coraz mniejszą ilość randek. Większość z nas zmęczyła się randkami online, co wymaga traktowania ich jako pochłaniającego hobby lub pracy w niepełnym wymiarze godzin. Mamy dość Tindera, znudził nas portal Bumble – zostałam nawet wyrzucona z eHarmony, który po ostatnim logowaniu poinformował mnie, że nie może znaleźć mi ani jednej potencjalnej pary .

Kiedy mieliśmy 20 lat, moje przyjaciółki i ja uwielbialiśmy plotkować i bez końca rozmawiać o facetach, którymi byłyśmy zainteresowane; teraz temat ten jest wrażliwie unikany, nawet w ramach siostrzeństwa. Jedyni ludzie, którzy zazwyczaj pytają, czy się z kimś spotykamy, są to zupełnie obcy, ponieważ status związku jest nadal uważany za kluczowy element drobnych pogawędek, istotny element handlu informacjami, niezbędny do kategoryzacji czyjejś tożsamości.

Moja przyjaciółka Alex ma szereg odpowiedzi na pytanie „Czy masz drugą połowę?” w zależności od tego, co według niej może przyjąć druga osoba. Jej opcja nuklearna na to pytanie pt. „Nie, jestem całą osobą” jest wykorzystywana tylko w najbardziej rozpaczliwych okolicznościach.

Wraz z wiekiem dystans między naszymi wspólnymi doświadczeniami życiowymi a punktami widzenia tylko się powiększał. Profesor Sasha Roseneil, autorka The Tenacity of The Couple-Norm, opublikowanej w listopadzie przez UCL Press, mówi: „W związkach, w prawie i polityce miały miejsce różnego rodzaju procesy liberalizacji”. Jej badania koncentrowały się na mężczyznach i kobietach w wieku od 30 do 55 lat, okresie wieku średniego, „kiedy oczekuje się, że osiedlisz się w parze i będziesz mieć dzieci”.

„Ale nasi rozmówcy powiedzieli nam, że w sercu intymnego życia pozostaje ta potężna norma pary” – mówi Roseneil. „I ludzie walczą z tym. Wielu z nich tęskni za parą – było dużo poczucia presji kulturowej, ale też poczucie internalizacji tej normy. Osoby samotne czuły się trochę porażką, że coś poszło nie tak i że ich omijają”.

Bycie starą panną może prowadzić do izolacji – łatwo się przekonać, że nikt inny nie jest tak beznadziejnym przypadkiem jak ty. Pozostawia nas, wiecznie nieprzywiązanych, zadając sobie wielkie pytania, których nie możemy – nie odważymy się – zadać innym. Czy brakuje nam największych emocji, jakie może mieć człowiek? Czy popadniemy w samolubstwo, samotność lub nieistotność? Kto będzie się nami opiekował, gdy się zestarzejemy? A czy życie bez intymnego fizycznego towarzystwa jest na wpół kochane, a na wpół przeżyte?

W ramach obecnej feministycznej narracji istnieje silne poczucie, że odpowiedź na każde z powyższych pytań powinna brzmieć „nie” – albo nie należy w ogóle zadawać pytań. „Przeprowadziliśmy wywiady z wieloma osobami w całej Europie i jest to dla kobiet bardzo realne doświadczenie na początku XXI wieku” – mówi Roseneil. „A ludzie są w konflikcie – to jest mentalna esencja bycia człowiekiem. Mogą jednocześnie mieć sprzeczne odczucia: z jednej strony dobrze jest być singlem i mogę mieć fajne życie, a z drugiej – czego mi brakuje oraz czy coś jest ze mną nie tak?”

Jako współczesne, samotne kobiety nie powinniśmy czuć, że coś nam brakuje. Dlatego czujemy się zobowiązane do ukrywania wszelkich uczuć wstydu, nieadekwatności czy tęsknoty.

Wiem, że nie chcę brać moich wielu przywilejów za pewnik i podejrzewam, że wiele samotnych kobiet w podobnej sytuacji boi się bycia uważaną za marudne lub zdesperowaną. Dlatego nie rozmawiamy na ten temat i staramy się nie przyznać, że stare panny wciąż istnieją. Być może to jest powód, dla którego zamiast odnajdywać moje #inspo od współczesnych bohaterek, które mają wszystko, wolę patrzeć wstecz i uczyć się od starych panien, które pojawiły się wcześniej.

Społeczeństwo zachodnie zawsze borykało się z problemem, co zrobić z niezamężnymi kobietami. Weźmy na przykład manię prześladowania tak zwanych czarownic w średniowieczu. Społeczności skupione na samotnych kobietach – „innych” w ich epoce – nie tylko dlatego, że były podejrzliwe wobec ich alternatywnego stylu życia, ale również z powodu zbiorowej winy związanej z ich niemożnością do zaopatrywania/wyżywienia się lub opiekowania się nimi.

Kiedy nie zakładano, że samotne kobiety są czarownicami, często brano je za prostytutki – do tego stopnia, że ​​oba terminy były wymienne, także w dokumentach sądowych.

A jednak pierwotne stare panny były niekwestionowaną klasą rzemieślników. Termin ten powstał w połowie XIII wieku, aby opisać te, które przędły nić i przędzę, nisko dochodową pracę, która była jedną z niewielu dostępnych dla kobiet o niższym statusie, niezamężnych. Większość nadal mieszkała w domu rodzinnym, gdzie bez wątpienia ich wkład finansowy był bardzo ceniony. Termin ten nie nosił piętna i był używany prawie jako nazwisko, jak Smith, Mason czy Taylor.

Wspólnocie kądzielniczek towarzyszyły niezwykłe swobody prawne i ekonomiczne. Feudalne prawo kuwertury nadało mężczyznom absolutną władzę nad ich żonami, a „feme sole”, czyli niezamężna kobieta, była jedyną kategorią kobiet uprawnioną do posiadania i sprzedawania majątku, podpisywania umów, reprezentowania się w sądzie lub zachowania zarobków. Dopiero pod koniec XVIII wieku ludzie zaczęli pogardzać starą panną i było to w dużej mierze zasługą poetów, dramaturgów i innych trendsetterów tamtych czasów, którzy uczynili z niej jedno z najbardziej żałosnych stworzeń w literaturze, a co za tym idzie, społeczeństwo.

Trollowali nigdy niezamężne kobiety ohydnymi karykaturami głupoty, podłości i potworności (żadna z nich nie przewyższa wypełnionej jadem „Satyr Upon Old Maids”, anonimowo napisanej broszury z 1713 r., w której potępiono te „wstrętne, nędzne, tandetne, brudne dziwki”). A gdy polityka Imperium posuwała się naprzód, kobiety, które nie mogły lub nie chciały brać udziału w prokreacji, były skreślane jako bezużyteczne, samolubne lub jedno i drugie. Kiedy spis ludności z 1851 r. ujawnił, że produktem ubocznym wojen napoleońskich i kolonizacji było pokolenie „nadwyżek” kobiet liczących się w milionach, niektórzy sugerowali opodatkowanie ich finansów, podczas gdy inni wzywali do przymusowej emigracji. A jednak ostatecznie to wiktorianie, dzięki swemu niestrudzonemu poczuciu celu i zdolności do stowarzyszania się, uratowali starą pannę, broniąc w niej buntowniczego ducha, który podsycał dokonania reform politycznych i społecznych. Z zubożałej konieczności kobiety nigdy nie zamężne były pionierami na drodze do pierwszych zawodów kobiecych, od guwernantki do pielęgniarki, a także do maszyno pisarstwa, dziennikarstwa, nauki i prawa. Stawały się filantropkami i agitatorkami, edukatorami i odkrywcami; niektóre odrzucały normy seksualne, podczas gdy inne stały się cichymi sojuszniczkami społeczności homoseksualnej.

To, co kocham w tych kobietach, to ich duch pilności – na nic nie czekały. Ze wszystkich niespokojnych doświadczeń starej panny jednym z najbardziej wyniszczających jest poczucie zawieszonego, niekompletnego życia. Jak przekonuje Roseneil w swojej książce, członkostwo w dorosłym społeczeństwie naznaczone jest sprzężeniem. „Jest coś symbolicznego w przejściu do stałego związku, które mówi, że jesteś dorosły”.

Dla tych z nas, które nie zrobiły tego kroku i mogą nigdy tego nie zrobić, możemy pozostawić silne wrażenie – nie tylko ze strony społeczeństwa, ale także z wnętrza nas samych – że jesteśmy niedojrzałe lub słabo rozwinięte. Rozważmy kolejną falę „zbędnych kobiet”, międzywojennych, których perspektywy małżeńskie zostały zrujnowane przez utratę całego pokolenia młodych mężczyzn. Historia popularna przekształciła je w dyletantki i kobiety wyzwolone [flappers]: wkład starej panny w życie narodowe po raz kolejny został umniejszony i wyszydzony.

Nic dziwnego, że współczesne panny czują się skonfliktowane odnośnie tego, gdzie stoimy i czy jesteśmy tym, kim powinniśmy być. Kiedy profesor Paul Dolan, behawiorysta z LSE, opublikował wyniki badań, w których stwierdzono, że samotne kobiety bez dzieci są szczęśliwsze niż mężatki, był zaskoczony odpowiedzią. „Otrzymałem wiele e-maili od samotnych kobiet z podziękowaniami”, mówi Dolan, „ponieważ teraz ludzie mogą zacząć im wierzyć, gdy mówią, że naprawdę dobrze sobie radzą. Ale ciekawsze były reakcje ludzi, którzy nie chcieli w to uwierzyć.”

„Nie doceniłem tego, jak silnie wiązały się z tym odczucia ludzi: było coś naprawdę obraźliwego w tym, że [kobiety] nie wybierały małżeństwa i nie miały dzieci. W porządku jest próbować i ponosić porażkę – ale lepiej spróbuj. Tak więc z tymi rywalizującymi narracjami, jako samotna kobieta, zostaniesz rzucona wewnętrznemu wyzwaniu, w którym twoje doświadczenia różnią się od tego, czego się od ciebie oczekuje”.

To, czy stara panna jest zadowolona ze swojego stanu, zależy oczywiście nie tylko od jej osobowości, okoliczności i nastroju w chwili, gdy ją o to zapytasz, ale od ambiwalentnej definicji zadowolenia. Trudno nam to zapamiętać, mówi Dolan, ponieważ nasza ludzka psychologia nie radzi sobie dobrze z niuansami. „Prawie wszystko, czego doświadczasz, jest trochę dobre, a trochę złe. Ale w przypadku małżeństwa i stanu wolnego nie jest to wyrażane w ten sam sposób. Odhaczyłeś to pole i ożeniłeś się, więc musisz być szczęśliwy. Wskaźniki rozwodów pokazują, że jest to kategorycznie nieprawdziwe.”

Na pewno nadszedł czas, aby zmienić zasady i dyskusję w tej kwestii. Ponieważ populacja niezamężnych kobiet powiększa się, powinniśmy być szczerzy w kwestii tego, co to znaczy i oznacza być jedną z nich. Powinniśmy celebrować naszą tożsamość i doświadczenie życiowe, jakie otrzymałyśmy.

Powinniśmy odzyskać naszą historię i przestać być definiowani przez innych. Dlaczego nie zacząć od ujarzmienia tych strasznych słów, stara panno?

Źródło: Why are increasing numbers of women choosing to be single?

 

Zobacz na: Wybór partnera – dobór płciowy
Zasada 80/20: Zasada Pareto w relacjach męsko damskich
 Wartości rodzinne: wierne kobiety, które wybierają dobrych żywicieli są kluczem do ewolucyjnego przejścia do nowoczesnej rodziny