O miłości i wojnie – Rollo Tomassi

11 wrzesień 2012

O miłości i wojnie – Rollo Tomassi

Zgodnie z przewidywaniami, wczorajszy wpis na temat różnic w postrzeganiu miłości między kobietami a mężczyznami wywołał wiele komentarzy. Prawdopodobnie powinienem był dodać zastrzeżenie, by czytelnicy zapoznali się najpierw z tekstem Zakochane Kobiety, zanim przejdą do tekstu pt. Zakochani Mężczyźni, ale zdecydowanie najbardziej niepokojącym elementem poniedziałkowego wpisu była moja analiza tego, jak mężczyźni oczekują bycia kochanym, zanim jeszcze wejdą w związek z kobietą.

Dwie kategorie miłości

Ogólnie rzecz biorąc, ludzie niezależnie od płci nie lubią, gdy ktoś próbuje zdefiniować dla nich pojęcie miłości. To pojęcie jest silnie nacechowane subiektywizmem i, co nie dziwi, próby ujęcia go w sztywne ramy obrażają ich interpretacje i wrażliwość. To właśnie dlatego miłość jest tak wielką i głęboko ludzką ideą – ale ta sama niejednoznaczność jest też głównym powodem wielu tragedii i cierpień, których doświadczamy. Miłość widzimy w kontekstach religijnych, filozoficznych, biologicznych, osobistych – i w wielu innych – dlatego łatwo zrozumieć, jak bardzo może być zawiła, wykorzystywana, ale też wiążąca i opiekuńcza, zależnie od tego, jak nasze pojęcie miłości pokrywa się z pojęciem innych ludzi – lub jak bardzo się od niego różni.

Męska perspektywa miłości

Przy próbie zarysowania (nie zdefiniowania) męskiego spojrzenia na miłość, w kontrze do kobiecego, należy zrozumieć, jak zmienia się rozumienie miłości u mężczyzny wraz z jego dojrzewaniem. Wielu komentatorów próbowało odnaleźć korzeń tej koncepcji w relacji mężczyzny z matką. Brzmi to freudowsko, ale nie powiedziałbym, że to zły punkt wyjścia. Mężczyźni rzeczywiście uczą się pierwszych wrażeń intymnej, cielesnej i opiekuńczej miłości od matek – i to buduje fundament oczekiwań wobec przyszłych żon lub partnerek. Nawet jako dzieci, zanim potrafimy myśleć abstrakcyjnie, posiadamy instynktowne rozumienie tego, że matczyna miłość jest warunkowa. Yohami zilustrował to dobrze przywołując tzw. eksperyment z nieruchomą twarzą.

Yohami tłumaczy to tak:

„Ten „obwód” emocjonalno-behawioralny zostaje wdrukowany w nas zanim jesteśmy w stanie mówić – zanim jesteśmy w stanie tworzyć pojęcia i abstrakcje. To podstawowy schemat składający się z czterech elementów. Istnieje wiele sposobów, na jakie ten schemat może zostać „źle” zaprogramowany. Jednym z nich jest sytuacja, gdy matka (lub ojciec) stawia siebie w pozycji odbiorcy, a dziecko musi być dawcą. Inny – gdy dziecko musi „grać rolę” lub gdy reakcja rodzica pojawia się tylko, gdy dziecko zachowuje się niewłaściwie. Albo: dziecko coś wyraża, a potem jest za to uciszane albo karane. I tak dalej. W końcu dziecko rozumie „grę” i zaczyna w nią grać. Potem budujesz na tym wszystko inne.

Twoje doświadczenia między 12. a 21. rokiem życia oczywiście też cię ukształtowały – ale są tylko rozwinięciem tego, co zaczęło się wcześniej, z dodatkiem wpływu świata zewnętrznego, popędu seksualnego i nowych presji. Staram się odnaleźć źródło bólu – to jak kompas, który szuka równowagi, albo figura geometryczna dążąca do środka. Ból chce wrócić do „dobra” – tego, co dobre, złe i brzydkie – ale zna tylko drogę poprzez wahania między złym a brzydkim, wybuchy złości, a gdy to zawodzi – przez rozszczepienie, samookaleczanie (odcinanie niechcianych części siebie: przeszłości, tożsamości, emocji, relacji). To nieustanne poszukiwanie „dobrej” części dynamiki.”

Rozpoznawanie wzorców
Zachowania przesądne – gołębie i nagrody

Yohami kontynuuje:

„Nie miałeś pewności co do swoich potrzeb i pragnień, bo wciąż negocjowałeś, jak w ogóle poczuć się „dobrze” i bezpieczniedlatego nie rozwinąłeś „gry”, ani nie widziałeś dziewczyn czy relacji takimi, jakie są. Po prostu dołożyłeś to wszystko do wcześniejszego, nierozwiązanego chaosu: szukałeś „dobra” (podstawowej, matczynej/ojcowskiej miłości – bezbronnej, opiekuńczej, bezwarunkowej), łącząc bezbronność z agresywnym popędem seksualnym, tęsknotą za bliskością i rozpaczą wynikającą z braku poczucia bezpieczeństwa.”

Od momentu narodzin wiemy, że miłość jest warunkowa, ale pragniemy, by była bezwarunkowa. Nasz ideał to miłość bezwarunkowa. Być mężczyzną to działać, osiągać, być tym, dla którego uczucie jest dawane z uznaniem i uwielbieniem. Na głębokim poziomie to nieustanne dążenie do ideału bezwarunkowej miłości sprawia, że stajemy się kimś więcej, niż byliśmy, ale za cenę błędnego przekonania, że kobieta jest zdolna (a tym bardziej chętna) kochać nas w taki sposób, w jaki to sobie wyobrażamy.

 

Miejsce odpoczynku

 

Peregrine John najlepiej podsumował to w komentarzu na blogu Jacquie:

„Chcemy się zrelaksować. Chcemy być szczerzy i otwarci. Chcemy mieć bezpieczną przystań, w której nie trzeba walczyć – gdzie odzyskujemy siły zamiast je tracić. Chcemy przestać być w stanie ciągłej gotowości, chcemy być z kimś, kto rozumie naszą ludzką naturę bez wyrzutów. Przestać walczyć, przestać grać – choćby na chwilę.

Chcemy tego – tak bardzo.

Ale gdy już to zrobimy, nie potrafimy już tego utrzymać.”

To uświadomienie przychodzi do mężczyzny dopiero wtedy, gdy wejdzie w relację „miłosną” z kobietą. Dla mężczyzny powinien to być moment, w którym dojrzewa ponad potrzebę tej wyidealizowanej miłości. Wtedy zatacza koło i rozumie, że idealna, macierzyńska koncepcja miłości, do której próbował wrócić (albo którą próbował zbudować z kobietą), nigdy nie istniała – ani w jego związku, ani nawet w relacji z własną matką.

Nie ma odpoczynku, nie ma wytchnienia ani ulgi od konieczności „spełniania się [aktorzenia]”, ale pragnienie bezwarunkowej miłości jest tak silne, że mężczyźni uznali za rozsądne wpisać ją w „tradycyjną” przysięgę małżeńską – „na dobre i na złe, w bogactwie i w biedzie, w zdrowiu i chorobie, kochać, szanować, być wiernym, porzuciwszy wszystkich innych, aż do śmierci” – czyli innymi słowy: zobowiązanie do bezwarunkowej miłości niezależnie od okoliczności. To nic innego jak błaganie o gwarancję przeciwko kobiecej hipergamii, która – nieujarzmiona – nie zna granic, o ile nie zostanie ograniczona poprzez przysięgę wobec Boga i ludzi.

O miłości i wojnie

W tekście Jaki jest Twój  problem? wspomniałem o 65-letnim mężczyźnie, którego kiedyś wspierałem. Jego żona przez ponad 20 lat szantażowała go emocjonalnie. Wcześniej był już żonaty – ich pierwsze małżeństwo zakończyło się po 12 latach, bo „nie spełniał jej oczekiwań finansowych”. Nigdy nie połączył faktów: że kobiety, które „kochał”, miały inne rozumienie miłości niż on. Zamiast tego, zmodyfikował swoje własne rozumienie miłości, by dopasować się do ich [kobiecego postrzegania miłości]. Jego koncepcja miłości stała się niekończącym się dążeniem do bycia „wystarczająco dobrym”, by zasłużyć na uczucie. W pierwszym roku drugiego małżeństwa stracił pracę. Przez 5 miesięcy był bezrobotny, a jedynym źródłem dochodu była jego żona. Pod koniec czwartego miesiąca, po rozmowie kwalifikacyjnej, wrócił do domu i zastał wymienione zamki oraz dwa worki z jego rzeczami przy drzwiach. Na wierzchu leżała kartka z notatką od żony: „Nie wracaj, dopóki nie będziesz miał pracy.”

Pamiętam, że opowiadał mi to z dumą. Powiedział: „Wkurzyłem się wtedy, ale byłem jej wdzięczny za ten kopniak w tyłek — żebym został lepszym mężczyzną.” Na tym etapie jego pojęcie miłości zostało całkowicie przekształcone — na podstawie niemal identycznych doświadczeń z pierwszą żoną — w model, który całkowicie zależał od jego zdolności do zarabiania na miłość żony. Idealizacje bezwarunkowej miłości „dla samej miłości” odeszły w zapomnienie, a ich miejsce zajęła taktyczna, oportunistyczna koncepcja kobiecej miłości, reprezentowana przez jego nową żonę. I był za to wdzięczny.

Po 20 latach, w wieku 65 (obecnie 69), z pogarszającym się zdrowiem, uświadomił sobie brutalną prawdę: że przez całe życie starał się „zasłużyć” na miłość kobiety, która nigdy go nie doceniła, tylko oczekiwała, więc oto stanął twarzą w twarz z okrutną rzeczywistością: tracił zdrowie, a tym samym środki, by utrzymać nieustanne prawo do jej miłości i uczucia.

 

Pojednanie

 

Często dostaję maile i wiadomości o moim, powiedzmy, „kultowym” tekście Branki Wojenne. Facetom trudno zaakceptować brutalny fakt, że kobiety potrafią wiązać się emocjonalnie ze swoimi oprawcami — jako przystosowanie ewolucyjne. A także to, jak szybko potrafią „przejść dalej, do porządku dziennego” po zerwaniu, znacznie szybciej niż mężczyźni. Kobiety nie lubią, gdy o tym piszę, z oczywistych powodów. Ale mężczyźni nie lubią tej rzeczywistości jeszcze bardziej. Nie lubią tej niespójności w koncepcjach miłości dotyczących płci, bo zderza się ona z ich pojęciem miłości jako czegoś niezbywalnego i wiecznego. Nawet jako męczennicy – nawet w chwili śmierci – męska wersja miłości zostaje odrzucona przez kobiecą, użytkową, zmienną „miłość z konieczności”. Tak jak pisałem wcześniej: pogodzenie się z tą różnicą to jeden z najtrudniejszych elementów Czerwonej Pigułki.

Wiem, że brzmi to nihilistycznie, ale taki jest cel. Wszystkie pozytywne aspekty zaakceptowania czerwono  pigułkowej rzeczywiści mają swoją cenę, jaką jest to, że trzeba porzucić niebiesko pigułkową iluzję, w której nas wychowano. Odejście od tej hurra optymistycznej, naiwnej, romantycznej wizji — to jak zabicie starego przyjaciela, ale oduczenie się tego starego paradygmatu pozwala cieszyć się o wiele bardziej świadomym i obiecującym życiem opartym na czerwono pigułkowym poznaniu otaczającej Cię rzeczywistości.

Nie twierdzę, że kobiety nie są zdolne do szczerej, autentycznej miłości. Twierdzę tylko, że ich pojęcie miłości nie jest tym, w co mężczyznom kazano wierzyć.

Źródło: Of Love and War

 

Zobacz na:  Stadia rozwoju moralnego według Kohlberga
Mężczyźni wychowywani na wybrakowane kobiety – Rian Stone

Podstawowy błąd w rodzicielstwie: Jaka jest różnica między mamą tygrysicą a tatą wilkiem?
Tata Wilk, Mama Tygrysica i dlaczego próba bycia dobrym rodzicem to kiepski pomysł

Praktyczna Kobieca Psychologia: Dla praktycznego mężczyzny – Zrozumienie psychologii kobiet