Musimy zawrócić!| Black Label Logic

2 grudzień 2020

Musimy zawrócić

Miałem opublikować to jako wątek na Twitterze, ale mniej więcej w połowie zorientowałem się, że lepiej sprawdzi się w formie dłuższego tekstu. Na razie nie będę więc wrzucał tweetów — głównie dlatego, że w większości przypadków nie chcę dawać ludziom, którzy desperacko błagają o uwagę, tego, czego pragną.

Jeśli miałbym zdefiniować „Tradycyjniaków na Twitterze”, to najlepiej ująć to jako klasyczne odwołanie się do tradycji — nieformalne błędne rozumowanie, które zwykle przyjmuje postać: „To jest słuszne, bo zawsze tak robiliśmy”. Można by oczywiście zagłębiać się w założenia stojące za tym błędem i ich problemy, ale o wiele ciekawsze wydaje mi się zastosowanie analogii.

Jednym z moich ulubionych zajęć — gdy nie siedzę w tej bańce ani nie pracuję — jest granie w stare gry z dzieciństwa. I w każdej takiej społeczności zawsze znajdzie się ten jeden typ gracza: ktoś, kto jako dzieciak został zdominowany, więc teraz wraca, żeby się zemścić i wreszcie zdobyć status, na jaki rzekomo zasługuje. Mija 5, 10, 15 lat — i wraca z perfekcyjną wiedzą, jak „dominować”.

Problem z takim graczem polega na tym, że zakłada, iż wszystko poza nim samym pozostało niezmienne. Gdyby mógł cofnąć się w czasie z aktualną wiedzą — pewnie faktycznie by zdominował środowisko. Ale rzeczywistość jest inna: przez te lata wszystko dookoła gry się zmieniło.

— Styl gry się zmienił
— Typ przeciętnego gracza się zmienił
— Powstały nowe strategie dla meta-gry
— Wprowadzono nowe tryby gry, takie jak szybki bieg

Po jakimś czasie taki gracz zaczyna narzekać: „To już nie ta gra”, „Ludzie ją zepsuli”, „To nie sprawiedliwe”. Ignoruje przy tym fakt, że większość ludzi po prostu robi to samo co on — tylko lepiej. A on dalej przegrywa.

Prawda jest taka, że ten gracz nie chciał „grać lepiej”. On chciał przewagi. Chciał łatwej dominacji. Kiedy więc wraca i znów mu się nie udaje, kończy się to emocjonalnym wpisie w stylu: „Pieprzyć was, pieprzyć twórców, pieprzyć tę grę. Odchodzę.” …który potem zaśmieca losowe fora i Reddity o retro grach.

Przytoczyłem tę dość długą anegdotę, ponieważ moim zdaniem bardzo trafnie ilustruje „tradycyjny sposób myślenia”. Mówiąc ogólnie, chodzi o mężczyzn, którzy mają trudności z dostosowaniem się do licznych „zmian w grze”, jakie zaszły w ciągu ostatnich 70 lat:

— Nie mają już ekonomicznej przewagi nad kobietami,
— Przepracowanie całej kariery w jednej firmie nie jest już realnym scenariuszem,
— Nie da się już po prostu znaleźć pracy w fabryce zaraz po szkole średniej i od razu pozwolić sobie na dom, 2,5 dzieci i żonę na całe życie.

Zamiast jednak zaakceptować, że zasady gry się zmieniły, taka osoba opowiada się za powrotem do czasów, gdy wszystko było dla niej bardziej zrozumiałe — kiedy „znała grę” i miała przewagę informacyjną.

Rozumiem ten impuls. Patrząc przez różowe okulary nostalgii, łatwo wyobrazić sobie „idealny” moment w historii — taki, w którym czujesz, że byłeś idealnie przystosowany. Czas, w którym doceniano wiernego, lojalnego, ciężko pracującego ojca, który stawiał Boga, kraj i rodzinę na pierwszym miejscu.

Osobiście sam wolałbym, żeby wszystkie niezdrowe potrawy, które lubię, miały profil odżywczy jajek albo brokułów — ale to nie jest gra, którą możemy sobie na nowo wymyślić. To jest ta, z którą utknęliśmy.

Nawet gdybyśmy jakimś cudem mogli „wrócić do starych wartości” — powiedzmy, do lat 50. — to i tak nie byłyby to te same lata 50.

Nie żyjemy w świecie, w którym produkcja w Europie i Azji została zbombardowana. Mamy smartfony, internet, globalizację, media społecznościowe i mnóstwo idei, których nie da się po prostu „włożyć z powrotem do tubki po paście do zębów”. Nawet gdyby magicznie cofnąć społeczne wartości i normy o 70 lat — twoja przyszła „dobra żona” nadal miałaby iPhone’a. Ile czasu minie, zanim zacznie wrzucać zdjęcia swoich stópek na Instagram?

 

Podsumowanie i przemyślenia końcowe

 

Często bawiłem się eksperymentami myślowymi dotyczącymi tego, jak zareagowałbym, gdybym został przeniesiony w czasie do konkretnego momentu w historii. Atrakcyjność tej wizji polega na tym, że zachowując całą wiedzę, którą obecnie posiadasz — znacznie przekraczającą poziom wiedzy ludzi żyjących choćby 200 lat temu w dziedzinach technicznych — mógłbyś stosunkowo łatwo zapewnić sobie wysoki status i zamożną pozycję.

Do diabła, nawet gdybyś cofnął się tylko do 2016 roku, mógłbyś kupić bitcoina za 380 dolarów, trzymać go do 19 grudnia 2017 roku, sprzedać go na krótko, zamknąć pozycję 18 grudnia 2018 roku, a potem wrócić do teraz, gdy bitcoin kosztuje 18 tys. dolarów za żetona [coina].

Ludzie z branży finansowej często śmieją się z takich teoretycznych zagrań, bo… no cóż, są one tylko teoretyczne. Czy można mieć takie szczęście raz w życiu? Jasne. Ale czy częściej nie wyczujesz rynku i załapiesz się spadający (lub odlatujący) nóż? Zdecydowanie tak.

Odwrotnością “tradycyjniaków” są ludzie, którzy fetyszyzują nowość. Lubię nowe rzeczy, ale nie wszystkie nowe rzeczy są dobre — a wdrażanie nowych idei powinno odbywać się w sposób rozsądnie kontrolowany. Niemniej jednak, nie możemy zatrzymać postępu. Świat będzie się rozwijał, niezależnie od tego, czy go zaakceptujesz, czy nie. Najlepsze, co możesz zrobić, to się adaptować — bo to właśnie adaptacyjność jest dziś najbardziej premiowaną cechą.

Najzabawniejsze w tej całej sytuacji jest to, że wszystkie strony — także ta status quo — walczą o stworzenie świata, w którym to one mają wrodzoną przewagę, na którą tak naprawdę nie musiały sobie zapracować.

Zamiast uczyć się grać w nową wersję gry, ciężko pracują nad tym, by zmienić zasady.

Jeśli nie radzisz sobie z „grą matrymonialną”, to może wolisz małżeństwa aranżowane lub państwowo przydzielane dziewczyny — by ktoś inny rozwiązał Twój problem za Ciebie.

Jeśli nie ogarniasz „gry o pieniądze”, to prawdopodobnie skłaniasz się ku komunizmowi lub Uniwersalnemu Dochodowi Podstawowemu — bo znowu, ktoś ma rozwiązać Twoje problemy.

Jeśli nie idzie Ci z siłownią — zawsze możesz zacząć rozpocząć Testosteronową Terapię Zastępczą [TRT] w wieku 18 lat i wrzucać fejkowe ciężary na Instagrama.

Sportowiec chce grać w piłkę nożną. Kujon chce grać w szachy. Cheerleaderka chce tworzyć atmosferę. A seksowny łajdak… no cóż, seksowny łajdak i tak uprawia seks, więc to bez znaczenia.

Sedno sprawy? Wszystkie te strategie to próby zewnętrznego „outsourcingu” rzeczy, za które jesteś odpowiedzialny, ale w których nie jesteś kompetentny.

Zamiast podnieść poziom swojej gry, włożyć w to realny wysiłek i czas — próbujesz zlecić to komuś innemu, opakowując w szlachetną narrację. Na końcu wszystko sprowadza się do tego:

„Świat byłby lepszy dla WSZYSTKICH, gdyby WSZYSCY zgodzili się na MÓJ KOMPLEKS UPRAWNIEŃ [ROSZCZEŃ].”

Źródło: We have to go back!

 

Zobacz na: Więzienie twojego umysłu – Sean Stephenson
Geny, Memy i Tremy – Susan Blackmore
Teoria ‘Dostosowanie Przebija Prawdę’ – Donald Hoffman
Cykl Obserwuj, Zorientuj, Zdecyduj i Działaj [O.O.D.A. Loop]

Zagadka związana ze zmianami – Black Label Logic
Kto lub co zniszczyło małżeństwo?

 

Musimy zawrócić - Black Label Logic