Poradnik dla  Kompletnego Idioty: Jak Rozmawiać z Ludźmi

4 czerwca 2020

Jak prowadzić rozmowę bez bycia społecznym kosmitą – 7 kroków.
Rozmowa to nie magia ani dar bogów, to proces, który można ogarnąć. Autor rozkłada go na części pierwsze:

1. Przełam lody. Musisz dać jasny sygnał: „Chcę z tobą gadać”. Proste, ale nie wystarczy samo „hej”, bo to brzmi jak pusty odgłos dzwonka.
2. Pociągnięcie rozmowy. Od razu pokaż dlaczego w ogóle zagadujesz. To usuwa niezręczność i daje drugiej stronie powód, by nie czuć się napastowaną.
3. Ustal temat. Twoje pociągnięcie rozmowy naturalnie sugeruje, o czym będziecie gadać. Już nie ma pustki, jest kierunek.
4. Wejście w rozmowę. Druga osoba akceptuje cię w rozmowie i dorzuca coś od siebie. Dopiero wtedy dialog zaczyna żyć.
5. Znajdź coś wspólnego. To klucz, jeśli chcesz kontynuować kontakt. Szukasz haczyka, wspólnej aktywności albo zainteresowania, które potem posłuży jako pretekst do kolejnego spotkania.
6. Zamknij rozmowę z klasą. Nie rób nagłego „dobra, to nara!”. Cofnij się delikatnie do wcześniejszych tematów, powoli wygaszaj energię, daj sygnały końca. To jak lądowanie samolotem, ma być miękkie, a nie katastrofa.
7. Ciąg dalszy nastąpi. Jeśli chcesz spotkać się jeszcze raz, teraz to powiedz. Wróć do tego, co macie wspólnego, i naturalnie poproś o numer. Zero magii, zero wstydu, po prostu logiczny krok.

Całość to sztuka zarządzania energią rozmowy i wątkami. Z początku wymaga wysiłku, ale z czasem dzieje się w tle, jak automatyczne bieganie w grze. Im więcej ćwiczysz w realu, tym bardziej naturalne się to staje.
I najważniejsze, każdy ma swoją górę do zdobycia. Jednym łatwiej, innym trudniej. Ale ze szczytu widok jest wart całego wysiłku.

Poradnik dla Kompletnego Idioty - Jak Rozmawiać z Ludźmi

Żeby uzupełnić świetny „Week 8 DoD” od /u/Red-Curious, wrzucam tutaj wpis, którego kiedyś napisałem na forum dla ludzi z lękiem społecznym… ale nigdy nie opublikowałem. To jest poradnik o tym, jak przechodzić przez rozmowę, od momentu zanim w ogóle otworzysz usta, aż do momentu, gdy zdobędziesz numer telefonu. W moim stylu jest to rozwleczone. Serio, pierwsze słowo wypowiadam dopiero po jakichś 10 minutach. Samo czytanie całości zajmuje mi 40 minut… i to ja to napisałem. Więc usiądźcie wygodnie:

Cześć wszystkim. Chcę podrzucić wam coś w rodzaju przystępnego przeglądu rzeczy, których nauczyłem się przez lata o gadaniu z ludźmi. Wiem, jak to jest być w tej samej łajbie, zero umiejętności społecznych, poczucie bycia dziwolągiem i wiem, ile ciężkiej roboty trzeba, żeby się z tego wykopać. Uważam też, że brakuje prostego szkieletu czy mapy dla tych, którzy chcą się w tym obszarze poprawić. To nie jest poradnik ze sztuczkami i gotowcami. Nie ma tu magicznych fraz. Nie jest skierowany bardziej do facetów ani do kobiet, działa dla wszystkich tak samo. Jeśli serio chcesz się tego nauczyć i masz dość rozklejania puzzli z przypadkowych rad, musisz poświęcić czas i uwagę na ten tekst. Twój wybór.

Co bardzo ważne, żadne wymówki, które tworzysz sobie w głowie, ani tona czytania nie zastąpią praktyki. Jeśli chcesz rozwinąć tę umiejętność, to musisz po prostu wychodzić między ludzi i w kółko wystawiać się na sytuacje społeczne. Tak samo jak z każdą inną rzeczą, której chcesz się nauczyć: trzeba praktykować.

Być może zapytasz, kim jestem? Gościem, który samodzielnie wykopał się z głębokiej, naprawdę głębokiej dziury społecznego wykluczenia. Byłem typem, który „nie mam żadnych znajomych, siedzi w domu i zastanawia się, czy samotność to już jego los na zawsze”. Potem typem, który „stoi obok grupki znajomych i nic nie mówi”. Potem typem, który „próbuję zagadać… i wychodzi mu to tylko niezręcznie”.

A teraz? Jestem tym gościem, który organizuje imprezy i zagaduje do każdego, czy to kobiet, mężczyzn i dzieciaków. Jestem tym, którego ludzie nazywają „duszą towarzystwa”. Jestem tym, który wymyśla wspólne akcje ze znajomymi i poznaje nowych ludzi przy okazji. Wchodzę do baru, widzę wszystkich wgapionych w drinki i telefony i myślę: „Aha, schowaliście się. To podejdę i zagadam, bo wiem, jak dobrze się oboje poczujemy, kiedy złapiemy kontakt.” Teraz to dla mnie po prostu zabawa. Gadam z ludźmi non stop i oni na to reagują. Serio uważam, że każdy może się tego nauczyć. I chcę się tym podzielić.

Nie musisz mnie słuchać. Jak napisałem powyżej, prawdziwa nauka jest tam, w terenie. Ale jeśli ten tekst da ci trochę perspektywy i struktury, szczególnie jeśli jesteś typem analitycznym jak ja i potrzebujesz uporządkowanego schematu, żeby to miało sens, to znaczy, że było warto. To nie jest mowa motywacyjna. To jest pełen przegląd tego, jak prowadzić rozmowę.

Najważniejsza rzecz [Błahe, Wykonalne, Niewykonalne]
Trzyetapowy plan Whispera, jak nie być przygłupem
Druga fundamentalna umiejętność, uczenie się nowych rzeczy

 

Jeszcze zanim powiesz „cześć”

 

Zanim w ogóle wypalisz „hej”, jest cały zestaw sygnałów sytuacyjnej świadomości społecznej, na które warto zwrócić uwagę, żeby stwierdzić, czy zaczęcie rozmowy ma sens, dla ciebie i dla tej osoby. To są rzeczy, których zwykle nie zauważasz, bo tkwisz w swojej głowie, zamotany w myśli o tym, jak to będzie, co pójdzie źle, a czego nie powiesz. Jesteś jak we mgle i umykają ci te znaki, bo nie patrzysz naprawdę.

Czy oni w ogóle są gotowi na rozmowę? Dobry trening zanim zaczniesz zagadywać ludzi to przejść się po jakimś publicznym miejscu i po prostu patrzeć na każdego, kogo mijasz. I przy każdym pomyśleć: „Czy ta osoba wygląda na taką, co byłaby gotowa na rozmowę właśnie teraz?” Zdradzę ci sekret, ludzie zwykle wpadają do jednej z trzech kategorii:

Kategoria 1: Tak, są gotowi. Albo patrzą na ciebie, albo idą w twoją stronę i co więcej, jeśli ty nie zaczniesz rozmowy, to oni to zrobią. Tacy to rzadkość, jakieś 2% ludzkości. I w większości to osoby zmuszone do kontaktu (kelner, pani z kasy, ktoś, kto musi rzucić „przepraszam” w windzie).

Kategoria 2: Tak, ale o tym nie wiedzą. Tutaj siedzi jakieś 90% ludzi. Łażą pogrążeni we własnych myślach, nawet im nie przejdzie przez głowę, żeby zagadać kogokolwiek. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do swojego codziennego trybu i do tego, że nikt nie rozmawia z nieznajomymi (albo się boi), że prędzej myślimy „Co by tu na obiad ogarnąć?” niż „Ciekawe, kto to i czy fajnie byłoby pogadać?”.

Kategoria 3: Nie, absolutnie nie. Tutaj znajdziesz pozostałe 8%. Ci ludzie są zajęci i to niekoniecznie czymś złym, po prostu skupieni. Może właśnie ogarniają dziecko, które ryczy jak opętane. Może robią coś, co wymaga uwagi. I serio, są momenty, kiedy nie powinieneś zaczynać rozmowy, bo to tylko irytuje.

No i właśnie, ważne jest, żeby umieć te kategorie rozpoznać błyskawicznie. Okna, w których możesz zacząć rozmowę, są często tak krótkie, że jeśli nie złapiesz momentu, to skończysz na bezpiecznym „eee, może nie teraz” i pójdziesz dalej.

 

Cel

 

W porządku, uznałeś, że ta osoba jest otwarta na rozmowę. Jeszcze zanim powiesz „hej”, musisz wiedzieć, po co w ogóle chcesz gadać. Cel może być prosty jak:

„Chcę z tobą pogadać.” „Nudzę się, więc czemu nie.” „Podobasz mi się, chcę sprawdzić, dokąd ta rozmowa pójdzie.” „Chciałbym cię lepiej poznać, może będziemy ziomkami.”

To są oczywiście rzeczy, które najpierw mówisz sobie w głowie. Ale z doświadczeniem i odrobiną odwagi możesz zacząć wrzucać takie szczere teksty w rozmowie na luzie (o tym później). I wtedy zobaczysz, ilu ludzi przyciąga właśnie taka bezpośredniość.

Cel rozmowy – po co w ogóle gadasz? Chodzi o to, żebyś miał w głowie choć zarys możliwości, dokąd ta rozmowa może zmierzać. Czy naprawdę spędzisz pół godziny na pogawędce z kelnerką w knajpie? Raczej nie. Czy masz większe szanse na znalezienie kumpla albo wspólnych zainteresowań z kimś, kto sobie siedzi w parku? Ooo, to już dużo bardziej prawdopodobne.

To też fajne ćwiczenie: chodzisz, patrzysz na ludzi i pytasz siebie: „Dlaczego właściwie miałbym zagadać tę osobę?” Odpowiedzi bywają banalne:

„Bo jest atrakcyjna.” „Gość gra ze mną w piłkę, wypada się zakumplować.”

Ale nawet takie wewnętrzne tłumaczenie daje ci poczucie, że robisz to z jakiegoś powodu, a nie, bo ci się nudzi. Taka mała samousprawiedliwiająca motywacja.

Czas – czyli ile masz sekund, zanim los cię rozdzieli. Załóżmy, że uznałeś iż ta osoba jest otwarta i masz mniej więcej pojęcie, dokąd rozmowa pójdzie. Teraz pomyśl o czasie. Stoisz na peronie, pociąg przyjedzie za 6 minut, to idealny moment na luźną pogawędkę i zahaczenie paru tematów. Albo stoisz w kolejce po kebsa, a kolejka idzie sprawnie, no sorry, ale tu nie ma czasu na „jak myślisz, czym jest sens życia?”.

Świadomość tego, ile masz czasu, pomaga dopasować cel rozmowy i zdecydować, jak daleko ją pociągniesz. Daje ci mentalną scenę, bo wiesz, czy szykujesz się na sprint, czy na maraton. Brak tej świadomości prowadzi do komedii omyłek:

— Gadacie długo, ty dajesz krótkie odpowiedzi, ale okazuje się, że oboje macie w cholerę czasu… i wyglądasz jak buc, który chce uciec.

— Albo odwrotnie, zaczynasz ciężki, długi temat, a nagle druga osoba: „Sorry, pociąg mi właśnie odjeżdża”.

Dlatego warto mieć w głowie chociaż przybliżony licznik. To uspokaja: „Spoko, tylko 5 minut lekkiego dyskomfortu i po sprawie.”

 

Sygnały (od nich)

 

Oprócz logistyki (kto, gdzie, ile czasu) są też społeczne sygnały, które ludzie wysyłają, jeśli są otwarci na rozmowę. Jeden z nich to oczywiście… że sami zaczynają rozmowę z tobą (żarcik, ale serio, bywa i tak). Najważniejszy sygnał? Kontakt wzrokowy. Pamiętaj, wszyscy idą przez życie zajęci sobą. Nie ma powodu, żeby ktoś patrzył ci w oczy, chyba że jest chociaż trochę otwarty na interakcję, choćby „hej”. Mózg świetnie filtruje otoczenie i skupia uwagę na tym, co go interesuje. Jeśli jesteś „tym obiektem” to zauważysz, że ktoś na ciebie zerka.

Nie musi się gapić, nie musi cię skanować od góry do dołu. Ale ten drobny błysk spojrzenia to już znak. Wtedy myśl: „O, jest jedna podpowiedź, sprawdźmy, czy będą kolejne.”

Pozycja w przestrzeni, czyli czy ktoś cię „podchodzi”. To zauważyłem i u siebie (dopiero po fakcie), i u innych, kiedy zaczynali rozmowę ze mną. Jeśli ktoś chce z tobą pogadać, to podświadomie się do ciebie zbliży. Ty robisz to samo. Najłatwiej zauważyć to w zatłoczonym miejscu, gdzie ruchy są naturalne i nikt nie analizuje, czemu nagle przesunąłeś się o pół metra w bok. Ale zwróć uwagę w takich sytuacjach: kolejka, parkiet, ławka w parku. Jeśli ktoś ma „wiarygodnie zaprzeczalny” powód (czyli taki, że nie da się go przyłapać na „hej, ruszasz się w moją stronę, bo chcesz gadać!”), to właśnie tak zrobi. Ty też. Wniosek jest taki, że jeśli widzisz takie przesunięcie, to jest to zaproszenie. To kolejny sygnał.

Pozycja ciała, czyli kto trzyma cię w polu widzenia. Tak jak oczy lubią patrzeć w kierunku zainteresowania, tak ciało lubi się ustawiać, żeby cię widzieć. Przykład: jesteś w barze. Po lewej masz gościa, który stoi tyłem i nawija do swojego kumpla. Po prawej stoi dziewczyna oparta o bar, nawet jeśli gada z kimś obok. Kogo łatwiej zagadać? No chyba nie typa, którego musiałbyś klepnąć w ramię jak ankieter z ulicy. Ciało ustawione w twoją stronę = większe szanse.

Świadomość lub bycie obecnym. Twój mózg ma dwa tryby, między którymi możesz się przełączać: Tryb tunelowy, czyli skupienie na jednej myśli albo zadaniu, wzrok jak zombie, patrzenie gdzieś na kilometr przed siebie, zero kontaktu z otoczeniem. (To ten moment, kiedy gapisz się w przestrzeń i nie słyszysz, że ktoś trzeci raz woła twoje imię). Tryb otwarty, czyli zmysły otwarte na sygnały z otoczenia, skanujesz otoczenie, zauważasz ludzi, dźwięki, ruch. Spróbuj teraz takie ćwiczenie wykonać, wejdź w tryb „zamyślenia”, totalne odloty, jakbyś rozkminiał sens życia. Daj sobie 10 sekund… A teraz pstryk, wyjdź z tego i zauważ wszystko wokół: dźwięki, światła, detale. Kumasz różnicę?

Jeśli widzisz kogoś w trybie otwartym, zagadanie go nie będzie jak walenie młotem w szybę. Jeśli ktoś jest w trybie tunelowym, wyrwanie go z tego to jakby mu nagle wyrwać słuchawki z uszu. Może nie dostaniesz w twarz, ale z pewnie wkurzysz tego kogoś.

Inne subtelne sygnały (dla uważnych ninja). Szept do znajomego, po którym ten znajomy zerka w twoją stronę. Gotowość do gadki z innymi obcymi. Luźna, otwarta postawa. Nie będę wymieniać wszystkich, lepiej po prostu obserwuj ludzi. Kiedy uda ci się ich zagadać, notuj w głowie: „Jak się zachowywali tuż przed tym?” Po czasie zaczniesz rozpoznawać schematy.

Sygnały od innych, czyli kiedy wreszcie startować. Ja zazwyczaj traktuję te sygnały jak zielone światło, pozwolenie czy znak: „Dobra, teraz jest moment, żeby zagadać.” Czasami aż mnie swędzi język, stoję jak koń w boksie startowym, czekam tylko na strzał. I kiedy widzę ten sygnał, bramka się otwiera i lecę. Przykład: siedzę obok gościa w barze. Pije drinka. Patrzy w telefon. Zamawia kolejnego drinka. Znów gapi się w telefon. Odkłada telefon. Zerka w moją stronę. Boom! Dwa sygnały: otworzył się na otoczenie + spojrzenie w moją stronę. To wystarczy i gadka zostaje odpalona.

Pamiętaj, że większość ludzi jest nieśmiała i przyzwyczajona do nieodzywania się. Dają ci znaki, a jeśli ich nie złapiesz, to spoko, idą dalej ze swoim życiem. Więc gdy mówisz sobie: „Ej, nie każdy kto spojrzy, chce gadać”, odpowiadam: „Może i nie każdy, ale szansa rośnie KOSMICZNIE, jeśli spróbujesz.”

 

Sygnały od ciebie, czyli co sam sobie zdradzasz

 

Wszystko powyżej możesz też zastosować na własnym przykładzie. Złapiesz się na tym, że często zerkasz na kogoś. Czujesz, że chcesz przesunąć się bliżej. To twój mózg mówi: „Hej, to materiał na rozmowę.” Jest jeszcze jeden mega ważny sygnał jakim jest poziom energii. To coś, czego nie odczytasz u innych, ale poczujesz w sobie. Jeśli pojawia się ktoś i nagle czujesz przypływ energii, mały zastrzyk adrenaliny, że aż prostujesz plecy, to znak, że chcesz zagadać. I błagam, jeśli ćwiczysz to i trafisz na osobę z tych 92%, z którymi można pogadać, i CZUJESZ to, to zagadaj natychmiast. To najlepszy prezent, jaki możesz sobie dać. Twój mózg i ciało będą ci wdzięczne: „Chciałem to zrobić i zrobiłem.”

 

Sygnały sytuacyjne, czyli gdy wszechświat sam podsuwa temat

Są też sytuacje, które wyglądają jak ustawione specjalnie przez życie, żebyście musieli się spotkać. To tzw. wspólny grunt. Oboje wchodzicie do windy ubrani w garnitur, no halo, przecież oczywisty temat. Idziesz pobiegać, nagle obok ciebie pojawia się inny biegacz, wspólny rytm aż prosi się o „siema”. Światło miga albo zaczyna lać deszcz, no przecież to gotowy otwieracz do rozmowy. To darmowa platforma od wszechświata. Masz temat, masz pretekst, wystarczy wypowiedzieć „cześć”.

 

Pokonanie lęku przed podejściem

 

Moment na powiedzenie „cześć”. No dobra, zrobiłeś wszystko, odczytałeś sygnały, masz temat, chcesz pogadać. I nagle… atak paniki. Ten znajomy głosik w głowie: „Ej, nie rób tego, będzie przypał.” To właśnie ten etap zatrzymuje większość ludzi. Problem nr 1 to „dlaczego ja?” Myślisz sobie coś w rodzaju „czemu to ja mam się wysilać, a oni tylko stoją i mają zareagować na moje ‘cześć’ w ich stronę?” Rozumiem cię. Wszyscy wyglądają na zadowolonych z tego, że nikt do nich nie gada. Ty czujesz się jakbyś miał jakąś dziwną wadę, musisz być towarzyski bardziej niż oni. A może to oni po prostu nie chcą być towarzyscy z TOBĄ? Może mają już znajomych i myślą, że nie potrzebują nikogo więcej. Może wymyślają sobie inne wymówki, które mają ukryć fakt, że to oni też się boją zagadać.

Klucz jest taki, to TYLKO wymówki. Ludzie w gruncie rzeczy lubią, kiedy ktoś ich wyciąga z rutyny i daje chwilę nowej energii rozmową. Dlaczego ja? Odpowiedź jest banalna, bo to TY chcesz być towarzyski. I to nie jest żadna wada. Zamiast obwiniać innych, że nie chcą gadać, daj sobie przyzwolenie, by cieszyć się tym, że TY chcesz. Powiedz sobie wprost coś w rodzaju „tak, chcę gadać i jestem z tego dumny.” To zahacza o większy temat jakim jest pewność siebie i spójność wewnętrzna, ale pamiętaj, że większość ludzi po prostu jest przyzwyczajona do milczenia. Nie chce im się zużywać energii, żeby zacząć.

[Pewność siebie wynika z możliwości [opcji]. Gdy masz już opcje działania i udowodnioną zdolność do generowania większej ich liczby, pewność siebie podświadomie manifestuje się w zachowaniu mężczyzny. Pewni siebie mężczyźni mniej obawiają się straty, więc mają swobodę eksperymentowania w sposób, w jaki wcześniej by tego nie robili.]

I tu pojawia się słowo-klucz: energia. Bariera potencjału i fizyka w praktyce. Jestem typem fizyka i jest taki koncept jak bariera potencjału. Wyobraź sobie kulkę leżącą w dołku. Po drugiej stronie jest zjazd w dół, ale żeby kulka mogła się tam stoczyć, trzeba ją najpierw wypchnąć z tego dołka. To samo masz w rozmowie, chcesz, żeby kulka (czyli rozmowa) potoczyła się sama? Musisz ją najpierw wypchnąć. Jeśli nie zaakceptujesz tego, że to ty masz włożyć energię, będziesz całe życie zgorzkniały, że „czemu to zawsze ja?”. Tak, to można uznawać, że jest do bani, ale tak właśnie działa rzeczywistość.

 

Pierwotny [trzewny] strach

 

No dobra, ogarnąłeś, że to ty masz zrobić pierwszy krok. Przełknąłeś tę gorzką pigułkę. I co teraz? Pojawia się strach. Ale nie chodzi o racjonalne „co jeśli mnie oleje, co jeśli będzie dziwnie”. Mówimy o tym pierwotnym, trzewnym lęku i objawach takich jak ucisk w klatce, mięśnie spięte jak struna, wizja ucieczki, zawężone myślenie. To klasyczny tryb „walki, ucieczki lub unieruchomienia”. I twój mózg mówi, a nawet krzyczy „Zagrożenie! Ewakuacja!”

Problem w tym, że kojarzysz to uczucie z czymś złym. Gadzia część mózgu myśli prosto: „Czuję to → sytuacja jest zła → spierdalam.” A teraz uwaga: MASZ TAK SIĘ CZUĆ. Tak właśnie to działa. Wychodzisz z komfortu, pakujesz się w ryzyko, wystawiasz się na ocenę, no to oczywiście ciało włącza alarm. Nie jesteś popsuty. Nie masz fobii społecznej z kosmosu. To po prostu normalna reakcja biologiczna. Strach to norma, a nie wyjątek

To, co musisz sobie wbić do łba, to fakt, że te wszystkie uczucia, jakbyś miał za chwilę zostać zaatakowany przez tygrysa i musiał spierniczać dla ratowania życia, to dokładnie te uczucia, które MASZ czuć w takiej sytuacji. I mówię ci z doświadczenia, zarówno własnego, jak i „społecznych guru”, których słuchałem, to nigdy nie znika.

Lęk przed podejściem nie rozpływa się magicznie, nawet gdy jesteś „weteranem”. Różnica polega na tym, że bardziej doświadczony gość, kiedy go poczuje, mówi sobie: „Aha, no i jest, lęk przed podejściem. Tak ma być. Wszystko idzie normalnie.” Kiedy to zaakceptujesz, przeprogramujesz mózg, żeby był gotowy do uruchomienia innych opcji niż te trzy pierwotne reakcje, mimo tego uczucia. Bo ono i tak będzie przez Ciebie odczuwane.

Lęk przed porzuceniem – Dziecko w Tobie wciąż czeka

To tak jak z bieganiem, zaczynasz się męczyć, ciężej oddychasz. No i co? Tak ma być. Albo podnosisz ciężkie pudło i mięśnie bolą. Nie umierasz, tylko ciało robi swoje. Więc kiedy myślisz sobie: „Nie mogę, bo się boję”, to uwaga: wszyscy tak mamy. Klucz to zrozumieć, że możesz działać pomimo strachu. Przykład, przed szaloną kolejką górską czujesz, że ci się poci kręgosłup i że zaraz wyskoczy ci serce z gardła. A mimo to wsiadasz Tu jest to samo. Skala inna, ale przeszkoda jest identyczna, jaką jest strach. A co, jeśli…? (czyli paranoja mózgu)

No dobra, przejdźmy teraz do strachu przed potencjalnymi wynikami. Oprócz tego całego fizycznego bajzlu, w głowie zaczynają ci się odpalać pytania: „A co, jeśli totalnie mnie zleją?”, „A co, jeśli się roześmieją prosto w twarz?”, „A co, jeśli będą wręcz wrodzy?” I tu nie będę ściemniał, to się może zdarzyć. I jeśli zagadasz do wystarczającej liczby ludzi, to się ZDARZY. Ale… Po pierwsze, to się zdarza ekstremalnie rzadko. Po drugie, 99% ludzi nie ma powodu być dla ciebie chamskim, zwłaszcza jeśli nie dasz im do tego pretekstu. Po trzecie, jeśli jednak ktoś zachowa się podle, to serio chcesz rozmawiać z kimś takim?

Istnieje kilka poważnych rzeczy, których NIE NALEŻY robić, a których należy unikać, chyba że chcesz wyglądać jak społeczny sabotażysta. Nie podchodź od tyłu (to nie horror). Nie zagaduj ludzi w słuchawkach. Nie przerywaj komuś rozmowy, żeby się wcisnąć z „hej”. Szczególnie nie właź w sam środek głębokiej dyskusji (o tym jeszcze będzie później). Szanuj osobistą przestrzeń, bo inaczej zamiast rozmowy będziesz mieć mandat za naruszanie strefy buforowej.

Po drugie, ten cały strach zarówno fizyczny jak i psychiczny… ten cały chaos, który masz w głowie… oni tego nie widzą. Ty myślisz sobie: „Nie powinienem mówić hej, bo jestem cały zestresowany, spięty i przerażony… a kto chciałby gadać z kimś takim?”. Ale oni nie mają zielonego pojęcia, że jesteś zestresowany, spięty i przerażony. Widzisz, kiedy podchodzisz do kogoś i mówisz „hej”… to wszystko, co oni widzą, to normalny człowiek, który po prostu podszedł i się przywitał. Twoje niepewności są chronione tym, że oni nie mają możliwości, aby się o nich dowiedzieć.

Po trzecie, i to jest naprawdę przydatne, często z tego korzystam, kiedy ćwiczę, że bardzo, BARDZO prawdopodobne jest, iż nigdy w życiu więcej nie zobaczysz tej osoby. Kiedy podróżuję do innego stanu albo kraju, czuję się totalnie wolny w gadaniu do ludzi, bo wiem, że nawet jeśli się ośmieszę albo ktoś mnie znienawidzi to i tak już nigdy się nie spotkamy. To daje mi pełną swobodę, żeby być otwartym i ryzykować ile chcę.

Jakbym chciał podejść do kogoś i zrobić „UGA BUGA, UGA BUGA!” i odejść to mogę. Bo co z tego? Jak ich ocena ma mieć znaczenie, skoro nie ma ich w moim życiu, żeby mnie oceniać? No chyba że naprawdę cierpisz na to, że gdzieś tam daleko, w mieście X, jakiś człowiek, którego nigdy nie zobaczysz, przypomni sobie kiedyś o tym jednym niezręcznym „hej” od ciebie… Jeśli tak, to serio, poszukaj terapeuty. To jest właśnie powód, dla którego istnieją. Trzeba umieć odpuścić.

Po czwarte, jeśli nie nawiążesz kontaktu, oni i tak cię nie zapamiętają. Twoje działania zostaną jak pył na wietrze w historii ludzkich interakcji. Więc nie dość, że świat nie widzi twojego wewnętrznego chaosu, to jeszcze nie zapamięta twojej wpadki. A jeśli jednak nawiążesz kontakt, to i tak oznacza, że nie zrobiłeś nic aż takiego, żeby było się czym przejmować czy wstydzić.

I wierz mi, sam byłem w sytuacjach, gdzie albo miałem za dużą tremę i nie pogadałem z kimś, z kim chciałem… albo zachowałem się jak pajac.

I wiesz co? Wyszedłem wtedy z baru i poszedłem do innego. No tak, bolało trochę. Ale to było tyle. Koniec historii. Prawdopodobnie nigdy więcej ich nie zobaczę. A nawet jeśli zobaczę to wątpię, żeby mnie pamiętali. A nawet jeśli pamiętali, to mało możliwe, żeby to wyciągnęli. To wszystko oznacza, że ​​wszystkie te obawy dotyczące rezultatów, które odczuwasz, tak naprawdę nie mają znaczenia w szerszej perspektywie. Życie będzie toczyć się dalej dla ciebie, dla nich, dla wszystkich, niezależnie od tego, czy odniesiesz sukces, czy poniesiesz porażkę.

Czy już prawie jesteśmy przy części z gadaniem? Prawie. Ostatnia rzecz, o której chcę wspomnieć, to sytuacja, w której wiesz, że rozmowa jest nieunikniona. Nie ma opcji, musisz przejść przez cały pokój, żeby do nich zagadać, a oni absolutnie zauważą, że to robisz. To się zdarza rzadko. W większości przypadków możesz użyć tzw. „wiarygodnego zaprzeczenia”, czyli udawać, że akurat tak się złożyło, że podszedłeś bliżej i wpadliście w rozmowę. Albo że nie zauważyli, jak się zbliżyłeś. Albo że po prostu gadałeś z innymi osobami po drodze i stopniowo migrowałeś w tamtą stronę jak turysta bez mapy.

Ale jeśli trafisz na sytuację, gdzie naprawdę musisz zrobić ten marsz, wiedz, że choć oboje wiecie, co się dzieje, i ta osoba pewnie coś tam sobie pomyśli, to w 99% przypadków i tak przełoży się to na to, że uznają cię za pewnego siebie. O ile potem utrzymasz tę pewność w rozmowie. Spokojnie, o pewności siebie pogadamy później.

I nie wciskaj mi kitu, że fizycznie nie jesteś w stanie tego zrobić. Byłem w tym miejscu. Czułem się sparaliżowany ze strachu. I sam do siebie mówiłem: „Dobra, jeśli stałbym teraz w pustym hangarze lotniczym, a ta osoba byłaby na drugim końcu w tej samej odległości, czy byłbym w stanie przejść ten dystans? Tak. Fizycznie dałbym radę. Więc mogę też przejść tutaj.”

Na miejsca, gotowi, start…: Wcześniej mówiłem, że przygotowanie się do rozmowy to jak stanie w bramce startowej przed biegiem. I właśnie tu jesteśmy. W ułamkach sekund (a z każdym ćwiczeniem robisz to coraz szybciej i lepiej) określiłeś, że ktoś jest otwarty na pogadankę, wiesz po co chcesz z nim gadać, że masz pojęcie, ile czasu zajmie cała akcja, więc wiesz, jak głęboko możesz wejść w temat. Przeżyłeś już falę lęku i ogarnąłeś, że to normalne. Twój mózg zaserwował ci najgorsze scenariusze, a ty zaakceptowałeś, że ich prawdopodobieństwo jest marne. I teraz masz przed sobą trzy możliwe sytuacje, wszystkie związane z bliskością:

Sytuacja 1: Ty stoisz w miejscu, a oni właśnie weszli w twoją strefę. Łatwiejsze, bo jesteś w swojej strefie komfortu i nie musisz się ruszać, żeby skrócić dystans. Trudniejsze, bo kompletnie nic o nich nie wiesz i masz mało czasu, żeby wymyślić, dlaczego chcesz zagadać.

Sytuacja 2: Ktoś inny stoi w miejscu, a to ty podchodzisz w jego pobliże. Łatwiejsze, bo masz chwilę, żeby obmyślić „hej” i jakiś komentarz przed podejściem. Trudniejsze, bo to ty musisz się ruszyć, żeby skrócić dystans.

Sytuacja 3: To trochę jak sytuacja 2 tylko, że oboje jesteście blisko, ale z jakiegoś powodu (bo byłeś zajęty albo oni byli zajęci) jeszcze nie padło „cześć”.

We wszystkich tych sytuacjach musisz zachować pełną czujność i być gotowym do rozpoczęcia rozmowy w każdej chwili. Dlaczego? Bo ludzie są dziwni. Dziwni w tym sensie, że jeśli przegapisz kilka okazji do zagadania, a potem jednak spróbujesz, to nagle robi się niezręcznie. Może znasz zasadę 3 sekund polegającą na tym, że od momentu, kiedy zauważysz, że otwiera się okno na otwarcie do rozmowy, masz tylko trzy sekundy, żeby to zrobić. Jak je przegapisz, to twoje szanse lecą na łeb na szyję.

Te trzy sekundy zaczynają się w momencie, kiedy odczytasz społeczne sygnały, u nich albo u siebie. I właśnie dlatego musisz być gotowy i nie zakleszczać się w swojej głowie. Bo inaczej te 3 sekundy spędzisz na myśleniu: „O, jest ktoś, mógłbym zagadać… ale co powiem? A co sobie pomyślą? Cholera… już po trzech sekundach.”

Tak więc, to moment, żeby zacząć gadać. Ale co właściwie powiedzieć? Oto mój sekretny otwieracz, który działał u mnie w 95% przypadków, prowadząc do naprawdę świetnej rozmowy. Gotowy?

Rozmowa: No i jesteśmy w części o gadaniu. Jak już pewnie zauważyłeś, lubię dzielić to wszystko na sekcje ze wskazówkami i celami, żeby łatwiej to ogarnąć w głowie. Idziemy tu małymi krokami.

 

Cel 1 to przełamać lody

 

Twój pierwszy cel w rozmowie to przełamać ciszę między tobą a drugą osobą. I nieważne jak. To jest właśnie twój cel. Nie przejmuj się emocjami, tematami czy inną filozofią. Po prostu przełam lód. A oto mój 95% skuteczny otwieracz: „Hej, jak leci?”

Serio. To wszystko. Nie przekombinowuj. To najlepszy i najbardziej skuteczny przełamywacz lodu, kiedy nie masz niczego innego. Działa, bo otwiera drzwi do rozmowy i od razu prowadzi do następnego celu: Czy ta osoba w ogóle chce ze mną gadać, skoro przełamałem lód?

Inne sposoby na przełamanie lodów: Zanim przejdziemy dalej, dorzucę kilka wskażówek, jak zacząć rozmowę inaczej niż standardowym „Hej, jak leci?”.

Pierwszy, jeśli nie jesteś w zbyt gadatliwym nastroju, to uśmiech i dłuższy kontakt wzrokowy. Nie podam dokładnej liczby sekund, ale jest taka subtelna różnica między krótkim spojrzeniem z uśmiechem a dziwnym gapieniem się. To coś w rodzaju mniej niż 2 sekundy. Jeśli utrzymasz kontakt wzrokowy i się uśmiechniesz, ta druga osoba często poczuje wręcz „ciągnięcie”, żeby to ona pierwsza zagadała do ciebie. I to nie tylko czasem działa, ale też daje ci info, że ta osoba jest o wiele bardziej zainteresowana rozmową, niż gdyby tylko odwzajemniła uśmiech i tyle.

Innym popularnym sposobem jest wsłuchanie się w rozmowę, którą prowadzą z kimś innym. Już wcześniej mówiłem o tym, żeby nie wtrącać się w głęboką rozmowę, więc teraz to rozwinę Głęboka rozmowa to taka, w której tak naprawdę nie masz żadnego realnego punktu zaczepienia z tymi ludźmi, a oni otwierają się bardziej, niż by chcieli, gdybyś ty tam oficjalnie siedział. Jeśli zaczynają wymieniać imiona osób, których nie znasz, albo mówią o czymś poważnym jak chorobie, rozstaniu, swoich lękach czy kompleksach, jakichś negatywnych tematach albo o czymś, na czym się kompletnie nie znasz, to nie jest moment, żebyś się wpychał. To nie twoja sprawa. Daj im przestrzeń.

Jednak jeśli usłyszysz, że gadają o czymś, co ciebie dotyczy np. koncercie, którym się interesowałeś (nawet jeśli nie poszedłeś), albo znów o jakimś sygnale sytuacyjnym, z którym się możesz utożsamić to dobry sposób wejścia brzmi: „Przepraszam, nie mogłem nie usłyszeć, że rozmawiacie o ______.” I wtedy dodajesz swoje zdanie na ten temat. Uważaj też na moment, w którym się wbijasz. Bo jeśli słyszysz, jak ktoś mówi do drugiej osoby: „No i poszedłem na koncert Gartha Brooksa, o którym gadaliśmy!” to nie wpychaj się wtedy z: „Nie gadaj! Ja też! I w ogóle to moje zdanie jest takie…”. Nie. Ten, kto słucha tej historii, ma priorytet, żeby odpowiedzieć pierwszy. Daj im to zrobić. A kiedy rozmowa zacznie lekko przygasać wtedy wchodzisz ty.

Trzeci popularny sposób na wejście w rozmowę to serio, szczerze powiedzieć coś o nich. Najlepiej działa to w odniesieniu do rzeczy typu koszulka (sam tego często używam), albo jeśli naprawdę podoba ci się naszyjnik, tatuaż czy coś w tym stylu. Ale ostrzeżenie: jeśli zamierzasz tego użyć, upewnij się, że twoja uwaga jest szczera. Bo jeśli nie, to wyjdzie w dalszej rozmowie jak na dłoni. I generalnie ryzykowne jest komentowanie wyglądu wprost (włosy, sylwetka itd.). To cienki lód.

No i proszę bardzo, przełamałeś lody. To był Cel 1. Struktura twojej rozmowy, jaką do tej pory komunikujesz między wierszami, wygląda tak:

— „Hej, chcę z tobą pogadać.” (przełamywacz lodu)

A teraz pora na kolejny etap.

 

Cel 2 to pociągnięcie rozmowy dalej

 

Powiedzenie „Hej” to jeszcze nie rozmowa. A skoro to ty zagadałeś, to ludzie naturalnie będą oczekiwać, że to ty pociągniesz temat dalej w stronę „prawdziwej rozmowy”. Pociesz się tym, że najtrudniejsza część (czyli przełamanie lodów) już za tobą. Ale nie jesteśmy jeszcze na szczycie, bo potrzebujemy jeszcze jednego pchnięcia. Pociągnięcie rozmowy dalej, czyli Cel 2, to moment, w którym kontynuujesz rozmowę opierając się na powodzie, dla którego naprawdę chciałeś z tą osobą pogadać. Bo o ile „Hej, jak leci?” ukrycie znaczy „Chcę z tobą pogadać”, to pociągnięcie rozmowy dalej ukrycie znaczy: „…i dlatego to robię.”

Na przykład podam ci sytuację. Wczoraj byłem w sklepie obuwniczym kupować buty. Jestem zapalonym biegaczem, więc czułem się tam jak u siebie. Usłyszałem, jak jeden z pracowników mówi do drugiego, że w tym roku weźmie udział w biegu… który przypadkiem jest jednym z moich ulubionych. Zagadałem: „O, też tam będę biegł!” i to było moje „Hej, chcę pogadać.”

Gdybym w tym momencie się zatrzymał, reakcja sprzedawcy byłaby mniej więcej taka: „No… fajnie…?” Wpycham niezręczność w sam środek rozmowy. Ale zamiast tego dodałem: „Te zraszacze to niezły patent, co?” (Bo każdy, kto biegł w tym wyścigu, wie, że to lipiec, gorąco jak w piekle, a jakieś 30 sąsiadów wystawia na trasę zraszacze albo leje wodą z węża, żeby cię trochę ochłodzić).

Dzięki temu pozbyłem się niezręczności i od razu odpowiedziałem na pytanie, które pojawia się w głowie rozmówcy: „Dlaczego właściwie zdecydowałeś się do mnie zagadać?” Jeśli nie odpowiesz na to pytanie pociągnięciem rozmowy dalej, możesz być pewien, że padnie ono wprost albo między wierszami… i rozmowa zdechnie.

Więc poza wyjaśnieniem, dlaczego wbijasz się w rozmowę, pociągnięcie rozmowy dalej robi jeszcze jedną turbo ważną rzecz, a mianowicie zdejmuje z drugiej osoby presję myślenia nad tym, co ma odpowiedzieć. Oni nie muszą teraz wymyślać tematu, więc prawdopodobieństwo, że pociągną rozmowę, rośnie drastycznie. Będę jeszcze rozwijał ten konkretny przykład, ale chciałem zwrócić uwagę na strukturę:

–„Chcę z tobą pogadać.” (przełamywacz lodu)
–„I dlatego to robię.” (pociągnięcie rozmowy dalej)
–„A oto, o czym będziemy gadać.” (wynika samo z pociągnięcia rozmowy dalej)

Jeśli chodzi o wysiłek włożony w rozmowę… gratulacje, kula ruszyła. Zrobiłeś to. Najtrudniejsze za tobą. Oczywiście, oboje będziecie musieli włożyć trochę wysiłku, żeby to pociągnąć dalej, ale od tego momentu ciężar dzieli się przynajmniej 50/50. A nawet jeśli nic z tego dalej nie wyniknie, to już osiągnąłeś cel, zagadałeś tę osobę.

A teraz chcę porozmawiać o najważniejszej części — po ich stronie.

 

Cel 3 – wejście w rozmowę

 

Jak mówiłem wcześniej, do tej pory to ty odwalałeś całą robotę. Teraz oni pokażą ci, czy chcą ciągnąć rozmowę dalej, czy nie i zrobią to poprzez wejście w rozmowę. A solidnym i nieomylnym sposobem, żeby to poznać, jest to, czy zaczną podrzucać wątki do rozmowy.

Co to są wątki rozmowy? To takie okruszki informacji, które ktoś (ty albo oni) wrzuca w rozmowę, żeby dać jej przestrzeń do rozwoju. A żeby rozmowa była udana, musisz nauczyć się zauważać te wątki, umieć je podchwycić… i wiedzieć, kiedy lepiej tego nie robić.

Przykład, sprzedawca odpowiada mi na gadkę o zraszaczach: „No tak, uwielbiam, jak sąsiedzi wychodzą i polewają cię wodą. Biegam dziesiątki od lat, ale to są moje ulubione zawody pod względem klimatu i wspólnoty.” To jest pełne wejście w rozmowę. Wiem to, bo mam teraz pod ręką masę wątków, które mogę podłapać. On mi to ułatwił. Mogę ciągnąć o:

— uczuciu bycia oblewanym wodą na trasie,
— fakcie, że biega 10 km,
— że biega od lat,
— co jeszcze fajnego w tym biegu,
— inne biegi, które mogą mu się podobać,
— sama idea „ducha wspólnoty”.

Wyobraź sobie jego odpowiedź jak sznurek włóczki, każdy z tych punktów to malutka nitka, którą mogę pociągnąć. A każda nitka rozwidla się na kolejne i kolejne. Albo pomyśl o gałęzi drzewa, jedna gałąź rozdziela się na mniejsze, a te na jeszcze drobniejsze patyczki.

I tu najlepsze, jeśli jarasz się choć trochę matmą i fraktalami, to wiesz, że już po kilku podziałach masz więcej tematów do rozmowy niż wolnego czasu w dobie. A jeśli temat się skończy, to luz, po prostu wracasz do ostatniego rozwidlenia i łapiesz nową nitkę. To jest kwintesencja rozmowy: tak się toczy i tak działają wątki oraz wejście w rozmowę. Wątki to tak naprawdę sugestie: „Hej, możesz pociągnąć rozmowę tędy.”

Teraz wyobraź sobie, że sprzedawca odpowiada: „Tak, fajne są.” To jest zerowe wejście w rozmowę. Zero wątków. Pustynia. Jeśli chcę ciągnąć rozmowę, muszę walić drugi raz w ten sam temat, biegi albo zraszacze.

I co wtedy? Nic złego. Odchodzisz wiedząc, że zrobiłeś wszystko, by rozpocząć rozmowę, a oni po prostu nie chcieli. Ludzie odmówią ci rozmowy. I to jest normalne. Bądź z tym w porządku i bądź dumny, że w ogóle spróbowałeś, bo ta krótka próba była połączeniem, które nie istniałoby, gdybyś nie włożył w to energii.

Struktura rozmowy na teraz wygląda tak:

–„Chcę z tobą pogadać” (przełamanie lodów)
–„Oto czemu” (pociągnięcie rozmowy dalej)
–„I o tym będziemy gadać” (wynika z samego pociągnięcia rozmowy dalej)
–(Oni:) „Przyjmuję Cię do tej rozmowy i oto jak możemy ją kontynuować” (wejście w rozmowę)

Rozmowa toczy się dzięki wątkom i podwątkom, które działają jak sygnały od obu stron: „Tak, chcę to ciągnąć dalej.” Zwracaj na nie uwagę, bo dzięki nim nie tylko wiesz, czy chcą kontynuować, ale też dokąd chcą ją prowadzić. Jeśli do jakiegoś tematu wracają częściej, kop głębiej i sprawdź, czemu.

Zanim przejdziemy do Celu 4. Chcę powiedzieć coś o twoim nastawieniu, od momentu przełamywania lodów, aż po całą rozmowę. Lubię to nazywać taktyką „Załóż przyjaźń”. To znaczy, mów tak, żeby druga osoba miała wrażenie, że już jesteście kumplami.

I tu wchodzi pewność siebie. To ty podszedłeś i zacząłeś rozmowę. Całym sobą wysyłasz komunikat: „Jestem przyjazny, chcę rozmawiać, nie mam (widocznych) sygnałów, że zaraz ucieknę w panice.” To daje aurę pewności siebie. W skrócie: „Wiem, czego chcę (pogadać z tobą) i właśnie to robię.”

A jak mówiłem wcześniej, większość ludzi boi się zaczynać rozmowy. Sam fakt, że to robisz, stawia cię w pozycji przewagi. Łatwiej wtedy utrzymać iluzję pewności siebie, którą sam stworzyłeś. I co więcej, skoro jesteś w domyślnej pozycji „wyżej”, a oni w „niżej” (bo nie spodziewali się kontaktu), to wszystko, co teraz powiesz, ma już dodatkową wagę społeczną. Nie musisz się spinać i tak zostanie to przyjęte. W praktyce, jeśli zachowujesz się tak, jakbyście już byli znajomymi, oni instynktownie kupują tę narrację. Nie raz miałem sytuację, że dołączył ktoś trzeci i pytał:

— „Ile wy się znacie?”
— A ja: „Jakieś 10 minut.”
— Oni w szoku: „To nie byliście wcześniej kumplami?!”

To działa, bo daję wrażenie, że już jesteśmy znajomymi i oni to przyjmują.

Chcę też wspomnieć o spójności. Chodzi o to, by to, co mówisz, zgadzało się z tym, co robisz i co wysyłasz sobą jako narrację. Dlatego właśnie mówiłem, że jeśli zaczynasz od „Podoba mi się ten tatuaż”, to lepiej, żeby naprawdę ci się podobał. Nie rzucaj pustych tekstów. Bo jeśli nie pociągniesz tego dalej, jeśli szybko utniesz temat albo zabraknie ci autentycznych słów, wyjdzie na jaw, że to nie było szczere. A wtedy to tak, jakbyś zdradził zaufanie rozmówcy. Skłamałeś. I od tego momentu nic, co powiesz, nie będzie traktowane poważnie. To wyrok śmierci dla rozmowy.

To wszystko powiedziawszy, można pomyśleć, że nasz poradnik zbliża się do końca. Ale to zależy od tego, czego ty chcesz od rozmowy. Jeśli tylko ćwiczyłeś zaczynanie, to gratulacje, cel osiągnięty. Ale jeśli chcesz rozwinąć rozmowę, może zaprzyjaźnić się, albo nawet coś więcej, trzeba przejść do kolejnych celów.

 

Cel 4 – Poziom ekscytacji

 

Prawdopodobnie w ciągu pierwszych kilku minut, a nawet w ciągu pierwszych dwóch zdań odpowiedzi, powinieneś zorientować się, jaki jest poziom ekscytacji osoby, z którą rozmawiasz. Powód jest prosty: dwie osoby, które próbują prowadzić rozmowę, ale działają na zupełnie innych falach emocjonalnych, raczej nie pogadają długo. Rozmowy to w gruncie rzeczy subtelne narzucanie komuś swojej energii. Najpierw wyciągnęliśmy ich z ich własnej głowy, potem zmusiliśmy do gadania o tym, co nas interesuje, a teraz zupełnie mimochodem wpływamy na ich poziom entuzjazmu.

Poziomy ekscytacji zwykle wyrównują się w trakcie rozmowy. Jeśli podejdziesz do kogoś, kto jest mega szczęśliwy i pełen energii, a ty burkniesz monotonnym tonem „Hej, co tam”, i utrzymasz tę tonację, to w końcu go sprowadzisz na dół. On instynktownie poczuje, że jego entuzjazm marnuje się na ciebie, i mu się to cholernie nie spodoba. Wiem, bo czułem to na własnej skórze, to naprawdę wysysa energię.

Podobnie, jeśli podejdziesz do kogoś, kto stoi sobie spokojnie i marzy o hot-dogu, i nagle wyskoczysz: „HEJ, TEN DZIEŃ JEST ZAJEBIŚCIE GENIALNY, CO TAM U CIEBIE?!” to w najlepszym razie spojrzy na ciebie jak na wariata, a w najgorszym zacznie sprint do wyjścia.

Dlatego celem numer 4 jest: rozpoznaj ich poziom ekscytacji i dostosuj się do niego. Podstawową zasadą jest być odrobinę powyżej ich poziomu. Wtedy, w trakcie rozmowy, oni podświadomie czują, że dorzucasz dodatkową energię, i to wciąga. To jest jak uzależnienie. Trochę jak ćmy do ognia, sami nie wiedzą czemu, ale ich to przyciąga. I tu wracamy do tego, że to ty masz obowiązek dokładać energii do rozmowy. Nie tylko na początku, ale przez cały czas.

Kolejny sposób na utrzymanie rozmówcy przy sobie i zrobienie mu dobrze w głowie to celowe wybieranie wątków, które pozwalają mu mówić o sobie, zwłaszcza jeśli widzisz, że gadanie o tym poprawia mu humor.

Wracając do przykładu ze sklepem obuwniczym: moglibyśmy ciągnąć rozmowę o wyścigach, skakać od wątku do wątku i byłoby spoko. Ale naprawdę zapamiętywalne staje się to wtedy, gdy sprzedawca, dotąd gadający neutralnym tonem, nagle ożywia się, oczy mu się rozszerzają, głos rośnie i rzuca: „Wiesz, co JA NAPRAWDĘ chcę zrobić? Jest taki Spartan Death Race, biegniesz czasem ponad 72 godziny przez przeszkody i błoto!”

I to jest złota okazja. Widać, że to dla niego ważne, i byłbym idiotą, gdybym nie pozwolił mu się tym podjarać. Więc odpowiadam na jego poziomie: „Żartujesz?! To jest totalny odjazd! Myślisz, że dałbyś radę?” i odchylam się wygodnie, pozwalając mu się rozgadać. Czy interesuje mnie to tak samo jak jego? (Akurat tak, ale nawet gdyby nie) to i tak warto pozwolić, by jego pozytywne emocje rozlały się na rozmowę. To właśnie sprawia, że pogadanki zostają w pamięci.

Zauważ, że moja odpowiedź skupia się na nim i jego emocjach. Gdybym odpowiedział czymś w stylu: „O rany, to kupa biegania. Najwięcej, co ja zrobiłem, to maraton. Nie wiem, czy bym podołał” w tym momencie rozmowa nagle skręca w moją stronę i moich uczuć. A jemu to się średnio spodoba.

A jeśli byłbym kompletnie społecznie tępy, to usłyszałbym o Death Race i… kompletnie to zignorował, wracając do poprzedniego tematu. To jest cholernie egoistyczne i praktycznie gwarantuje szybki koniec rozmowy.

Dlatego muszę wspomnieć o pułapkach starych wątków. Nie łudź się, jeśli zaczynasz rozmowę i rozwidlasz ją na wątek 1, potem podwątek 1.3, potem podpodwątek 1.3.6 i tak dalej, aż jesteś przy 1.3.6.4.6.2… to jeśli nagle stwierdzisz: „eh, wrócę sobie do 1.3 i pójdę inną drogą”, zabijasz całą rozmowę. Im większy skok w tył, tym mocniejszy efekt „Co Do Huja?”. Oni po prostu nie będą wiedzieli, co odpowiedzieć.

Często w trakcie rozmowy ty albo rozmówca przypomnicie sobie o wątku, który naprawdę chcielibyście poruszyć. Ale z jakiegoś powodu odpłynęliście w zupełnie inną stronę. I wtedy czujesz to pierwotne, egoistyczne ciśnienie: „Chcę wrócić do tamtego tematu!”, ODPUŚĆ TO. Serio. To jedna z najlepszych, ale najtrudniejszych lekcji, jakie wyniosłem z rozmów. Bo ilekroć wracałem do starego wątku, rozmowa umierała chwilę później. Psujesz dynamikę. A dynamika była taka:

–„Chcę z tobą pogadać” (przełamanie lodów)
–„Oto dlaczego to robię” (pociągnięcie rozmowy dalej)
–„I o tym będziemy gadać” (wynika z samego pociągnięcia rozmowy dalej)
–(Oni:) „Przyjmuję Cię do tej rozmowy i oto jak możemy ją kontynuować” (wejście w rozmowę)
–Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – Energia na podobnym poziomie

Kurwa. W porządku. To gdzie my jesteśmy? Już prawie na mecie, przysięgam. Zostały dwie rzeczy.

 

Cel 5 – Coś wspólnego

 

Jeśli właśnie poznajesz tę osobę po raz pierwszy (albo nawet nie pierwszy, ale chcesz, żeby była kontynuacja, czyli kolejne spotkanie czy rozmowa), musisz znaleźć coś, co was łączy. Ten wspólny punkt stanie się później pretekstem, żeby się odezwać i zaproponować coś w przyszłości. Ja miałem farta w rozmowie ze sprzedawcą, bo od razu trafiło się coś oczywistego. Ale jeśli tak się nie zdarzy, to żeby znaleźć wspólny grunt, musisz użyć „nitek rozmowy” selektywnie tak, żeby delikatnie pchać rozmowę w kierunku tematów, które mogą się okazać dla was wspólne.

Możesz to zrobić, zadając pytania, które eksplorują ich życie, zamiast ślepo wchodzić głębiej w jeden temat. Na przykład: ktoś mówi ci, że lubił układ kampusu swojej uczelni, bo w samym środku był plac, na którym studenci się zbierali… A ty szukasz czegoś wspólnego w stylu „uprawianie sportu”. Wtedy mniej cię interesują tematy o jego kierunku studiów czy samej uczelni, a bardziej to, czy na tym placu grano w jakieś sporty i czy on sam kiedykolwiek w nich brał udział.

Tu jest pewien balans do złapania. Musisz dawać rozmowie tyle treści, żeby nie zamieniła się w przesłuchanie, a jednocześnie subtelnie kierować wątki w stronę wspólnego gruntu. Bo to właśnie „coś wspólnego” jest powodem, dla którego rozmówca nadal ma ochotę z tobą gadać (i nie zwinie się nagle do łazienki, żeby „umyć ręce i nigdy nie wrócić”).

A kiedy już znajdziesz coś wspólnego, koniecznie zostaw sobie haczyk, do którego można wrócić. Rzuć coś w stylu: „Ej, byłoby zajebiście, gdybyśmy kiedyś zrobili to razem!”. Ale nie kończ rozmowy w tym miejscu. Zostaw haczyk wiszący w powietrzu i wróć do niego później, to też świetny temat na zamknięcie rozmowy.

Więc teraz nasza struktura wygląda tak:

–„Chcę z tobą pogadać” (przełamanie lodów)
–„Oto dlaczego to robię” (pociągnięcie rozmowy dalej)
–„I o tym będziemy gadać” (wynika z samego pociągnięcia rozmowy dalej)
–(Oni:) „Przyjmuję Cię do tej rozmowy i oto jak możemy ją kontynuować” (wejście w rozmowę)
–Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – Energia na podobnym poziomie
–Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – I mamy coś wspólnego!

 

Cel 6 – Zakończenie rozmowy bez przypału

 

No i masz. Dotarłeś do końca. Osiągnąłeś już wszystko, czego chciałeś w tej rozmowie, a może jedno z was, a może oboje, macie mało czasu i czas to zakończyć. Kluczem jest zrobić to z taktem, żeby nie wyszło nagle: „No dobra, to nara!”.

I żeby była jasność, jeśli masz czas do zabicia, nie stój jak kołek, kalkulując w głowie: „No dobra, to jak ja tu teraz przejdę do zakończenia, żeby nie było dziwnie?”. To nie tylko twoja robota. Pamiętaj o 50/50. Jeśli rozmówca nadal ma energię i ciągnie gadkę, pozwól mu. Nie zabijaj rozmowy tylko dlatego, że boisz się, że wyjdzie niezręcznie.

Ale jeśli to nie ten przypadek i to ty chcesz skończyć, robisz to sprytnie zaczynając przycinać nitki, wracając do wcześniejszych wątków. Pamiętasz, jak pisałem, że skok o trzy tematy wstecz to zabójstwo dla rozmowy? Teraz zrobisz to świadomie, ale elegancko. Czyli bierzesz to, o czym gadacie teraz, i łączysz z czymś, co było wcześniej.

Przykład: gadałem z tym sprzedawcą dobre 10 minut i już miałem dość. On skończył się jarać swoim Death Race, pogadaliśmy o paru innych biegach… więc wracam do punktu wyjścia: „No, przy tych wszystkich zajebistych biegach dobrze, że przyszedłem kupić nowe buty.” Widzisz? Nie odciąłem rozmowy brutalnie, tylko spiąłem teraźniejszy wątek z tym, od którego zaczęliśmy.

Oprócz tego, że wracasz do wcześniejszych tematów, zaczynasz też wysyłać odwrotne sygnały niż te, które pomogły wejść w rozmowę. Możesz delikatnie odwracać ciało, nie chamsko, ale subtelnie. Możesz zacząć rozglądać się dookoła zamiast patrzeć prosto w oczy. Generalnie, stopniowo opuszczasz poziom energii. Zauważyłeś pewnie, że na końcu rozmów ludzie obniżają ton głosu, z wysokiego do niskiego? To właśnie robią, nawet nieświadomie. Wyciągają energię z gadki i pozwalają jej opaść.

Społecznie niezręczni ludzie czasem tego nie łapią. I nie winię ich, każdy się uczy. Ja zaczynam zwijać rozmowę, a oni jeszcze wyciągają kolejne nitki i chcą drążyć nowe tematy. Ale jeśli ty konsekwentnie luzujesz, to trudno im będzie utrzymać rozmowę samemu. To jak próba odpalenia silnika, któremu odciąłeś paliwo. Najpierw trochę pyrka… pyrka… pyrka… a potem koniec.

I voilà, pełna mapa wygląda tak:

— „Chcę z tobą pogadać” (przełamanie lodów)
— „Oto dlaczego to robię” (pociągnięcie rozmowy dalej)
— „I o tym będziemy gadać” (wynika z samego pociągnięcia rozmowy dalej)
— (Oni:) „Przyjmuję Cię do tej rozmowy i oto jak możemy ją kontynuować” (wejście w rozmowę)
— Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – Energia na podobnym poziomie
— Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – I mamy coś wspólnego!
— Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – „Trochę jak (to, o czym już mówiliśmy wcześniej)”

 

Cel 7 – Ciąg dalszy nastąpi…

 

Okłamałem cię. Jest jeszcze jeden cel. Jeśli chcesz tę rozmowę kontynuować w przyszłości albo umówić się na spotkanie, to najlepszy moment, żeby to poruszyć, jest właśnie wtedy, gdy zaczynasz rozmowę zwijać. Wtedy wróć do tego, co mieliście wspólnego. Zarzuć haczyk. Sprawdź, czy chwycą. Może w stylu: „Hej, fajnie było znaleźć kogoś, kto też lubi (tu wstaw aktywność). Podaj mi numer, to kiedyś zrobimy to razem?”.

To naprawdę takie proste. Wiem, że proszenie o czyjś numer telefonu wiąże się z dużą stygmatyzacją, ale tak naprawdę masz ku temu powód, więc żadne z was nie jest zaskoczeniem, dlaczego pytasz.

Wiem, że wokół proszenia o numer narosła cała stygmatyzacja, ale tu masz jasny powód. To nie jest żadna niespodzianka dla nikogo, oboje wiecie, dlaczego pytasz. I skoro oboje to lubicie, to jest powód, żeby się zgodzić. Po tym zdaniu już praktycznie koniec, dostajesz „tak” albo „nie”, wymieniacie numery, można odetchnąć. Gotowe.

Cała rozmowa wygląda więc mniej więcej tak:

— „Chcę z tobą pogadać” (przełamanie lodów)
— „Oto dlaczego to robię” (pociągnięcie rozmowy dalej)
— „I o tym będziemy gadać” (wynika z samego pociągnięcia rozmowy dalej)
— (Oni:) „Przyjmuję Cię do tej rozmowy i oto jak możemy ją kontynuować” (wejście w rozmowę)
— Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – Energia na podobnym poziomie
— Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – I mamy coś wspólnego!
— Ciągniemy wątki – Ciągniemy wątki – „Trochę jak (to, o czym już mówiliśmy wcześniej)”
— Ton opada – oboje dają sygnały końca – „Hej, spotkajmy się jeszcze kiedyś”

Widzisz, jak to wszystko płynie? Widzisz, że to wymaga znacznie więcej namysłu, niż się wydaje? I że fakt, że mogłem o tym napisać aż tyle, a i tak pominąłem mnóstwo szczegółów, każe się zastanowić, jakim cudem ludzie w ogóle gadają? Może właśnie dlatego łatwiej im w ogóle nie zaczynać?

No ale prawda jest taka, że to naprawdę staje się prostsze. Dużo z tego, co tu rozpisałem, działa mi już w tle w trakcie rozmowy, a to daje mojemu mózgowi przestrzeń, żeby skupić się na podtrzymywaniu wątków i byciu obecnym. Jak mówiłem, praktyka w terenie robi z ciebie mistrza. Ale trzeba ją zacząć, żeby zadziałała.

Jestem też otwarty na pytania. Bo tu jest materiału więcej, niż wrzuciłem. Mógłbym się doktoryzować z każdego elementu. Wiem też, że posypie się fala hejtu od ludzi, którzy wolą grać kartą ofiary i udawać, że „nie mam pojęcia, jak to jest”, albo że „oni są wyjątkowi, więc to ich nie dotyczy”. Spoko, możliwe, że twoja góra jest trudniejsza do zdobycia niż moja. Ale moja też była kurwa wielka. Wszystkiego nauczyłem się sam. I powiem ci jedno, widok ze szczytu jest przepiękny. Więc czemu by chociaż nie spróbować? Wyjdź i ćwicz.

Źródło: A Complete Idiot’s Guide to Conversation

 

Zobacz na: Gniew to konstrukt społeczny, nie emocja
Kiedy mówię „nie”, czuję się winny – dr Manuel J. Smith
9 Niepodważalnych Praw Podrywu
Trening siłowy to pierwszy kamień węgielny budowy fundamentu pewności siebie
Wewnętrzne i Zewnętrzne Poczucie Umiejscowienia Kontroli
Zachowania wynikające z potrzeby aprobaty [walidacji, akceptacji]
Obejmij swojego wewnętrznego psychopatę

Rozmawiając z kobietami – zawsze odbijaj, zgadzaj się z rozbawieniem oraz absurdalnie wzmacniaj, powtarzaj i wycofuj się. Nigdy nie broń się, nie wyjaśniaj, nie usprawiedliwiaj ani nie racjonalizuj.