Kobiety z Porno-Mózgami uzależnione od erotyki z potworami
13 czerwiec 2025
Pod błyszczącymi okładkami i wiralowymi recenzjami na TikToku rozwija się mroczna nisza literatury erotycznej zwanej „monster smut”. I coraz bardziej przenika do głównego nurtu. Czy to przypadkiem nie przeprogramowuje kobiecego pożądania?
Mówi się, że jedynym powodem, dla którego Pięćdziesiąt twarzy Grey’a nie było horrorem, jest fakt, że facet był przystojny i bogaty. Gdyby Christian Grey był biedny i brzydki, mielibyśmy raczej podcast o prawdziwych zbrodniach, a nie romans. Cóż, czasy się zmieniły…
Dziś na półkach kobiet dominuje nowy gatunek. Nazywają go „fantasy”, ale to nie żaden Harry Potter. Nazywają go „romans”, ale to też nie Zmierzch. Zamiast tego mamy potwory, demony, rytuały w lochach i kobiety „brane w posiadanie” oraz „rozradzane” przez nieludzkie stworzenia. I nie, to nie żaden niszowy fetysz, to potężny rynek, chwalony publicznie. Miliony kobiet zachwycają się tym online, a TikTok zalany jest rozemocjonowanych recenzentek erotyki z potworami [monster smut].
Pozwolę sobie zaryzykować położyć głowę na pieńku i powiedzieć jasno: to nie jest zwykła ucieczka od rzeczywistości. To seksualne warunkowanie, opakowane w ładne okładki i sprzedawane jako „kobiece wyzwolenie”. I sieje spustoszenie w kobiecych mózgach oraz życiu seksualnym.
Kiedy „romans” oznacza dojenie byka
Pewnie wyobrażasz sobie złocisty wschód słońca nad uroczą farmą wiosną. Piękną bohaterkę w sukience mleczarki, która doi byka na pastwisku. A gdzieś obok, w cieniu drzew, przystojny syn rolnika zdejmuje koszulę, rąbie drewno z dziką siłą, poci się i zerka w twoją stronę. Ale twój umysł literacki zatrzymuje się na chwilę: „Chwileczkę, przecież byków się nie doi, tylko krowy… o rany.” Tak. To nie ten rodzaj dojenia, o którym myślisz.
Na TikToku widziałam filmik z tysiącami polubień o książce zatytułowanej Morning Glory Milking Farm. Sama okładka mówi wszystko.
Ten popularny tytuł opowiada o zestresowanej, zadłużonej kobiecie z pokolenia millenialsów, która podejmuje się pracy polegającej na… „dojeniu” antropomorficznych byków — czyli mówiąc wprost: ręcznym pozyskiwaniu nasienia. Jeden z ogromnych byków, z rogami i kopytami w komplecie, zostaje jej romantycznym partnerem. Książka ma ponad 50.000 entuzjastycznych recenzji, więc trudno ją nazwać niszową.
Potwory, demony, smoki — wszystko, byle nie człowiek — napędzają dziś kobiece fantazje. I to już nie jest żaden „dziwny fetysz”. To główny nurt kobiecego pożądania w 2025 roku. Dla jasności: mówimy o erotyce z udziałem nieludzkich, zwierzęcych istot, promowanej jako „romanse”. Czy naprawdę musimy to „normalizować”?
Porno męskie kontra porno kobiece
Wyobraź sobie hasztag z miliardami wyświetleń, w którym mężczyźni na TikToku mówią:
„Oto moje dziesięć ulubionych filmów z Pornhuba, które MUSICIE obejrzeć tego lata. W pierwszym mamy faceta, który dusi kobietę aż traci przytomność, a potem z nią uprawia seks… takie ostre klimaty!” Ten facet zostałby natychmiast wyrzucony z internetu i spadłby z klifu (i słusznie). Tymczasem kobiety otwarcie chwalą się czytaniem literackiego porno z elementami zoofilii. A jeśli ktoś odważy się zwrócić im na to uwagę — wpadają w szał i zawstydzają krytyka za „ocenianie kobiet”. Dziewczyna, która mówi, że „kocha literaturę”, mając na myśli porno w formie książki, jest jak facet, który mówi, że „kocha kino”, mając na myśli oglądanie pornografii.
I tu tkwi sedno: większość pornografii konsumowanej przez mężczyzn odzwierciedla raczej proste, emocjonalne i fizyczne pragnienia. Mężczyźni fantazjują o tym, by być pożądanymi, by ktoś ich wybrał, by kobieta sama wyszła z inicjatywą. W typowym scenariuszu, atrakcyjna kobieta w codziennym otoczeniu (gabinet lekarski, siłownia, szkoła, spa) natychmiast zaczyna się nim interesować i chce seksu. Powód, dla którego to tak działa? Bo większość mężczyzn nigdy tego nie doświadcza. Na najbardziej podstawowym poziomie męskie porno to po prostu kobiety, które uznają mężczyzn za pożądanych. Nawet kategorie tabu, jak „uwiedziony przez gorącą macochę”, są w istocie skrzywionymi przejawami emocjonalnej bezbronności, tzw. „problemów z mamusią”.
Kobieca „erotyka z potworami” to zupełnie inny wymiar. Jego korzenie tkwią głęboko w dominacji, uległości, rozradzaniu i przemocy bez zgody. Bohaterka nie jest pożądana, ona jest zawłaszczana, podbijana i ujarzmiana. To opowieści o bezsilności, upokorzeniu i erotycznym podporządkowaniu się potworom.
Aksamitna brama do uzależnienia: ACOTAR i „Faerie smut”
Najpopularniejszy punkt wejścia? Seria A Court of Thorns and Roses (ACOTAR) autorstwa Sarah J. Maas. Sprzedaż: 9 milionów egzemplarzy. Oglądalność na TikToku: miliardy. To nie żadna nisza, to globalne zjawisko. Książki sprzedawane są wszędzie, od księgarń po sieci handlowe typu Target.
Przyjrzyjmy się jednak bliżej temu „romansowi”: nieśmiertelni wojownicy-faerie [z ang. faeries to istoty, które mogły siać spustoszenie w życiu ludzi] ze skrzydłami, pazurami, magicznymi więzami dusz i rytuałami erotycznymi pełnymi uległości oraz przemocy. Kobiety nie tylko to czytają, nazywają te historie „leczącymi”, „terapeutycznymi”. Jeśli twoje „leczenie seksualne” wymaga, żeby nieśmiertelna istota dominowała cię magiczną więzią, to może problemem nie są mężczyźni. Może sama nauczyłaś się pożądać wyłącznie tego, co zupełnie nierealne.
Kiedy kobieta potrafi ulec tylko bestii
Dlaczego potwory? Odpowiedź jest prosta – psychologia. Nasza kultura uczy kobiety, by nie ufały męskości, by widziały w męskiej dominacji coś zagrażającego. A jednak wiele z nich nadal pragnie się poddać [ulec]. Więc tworzą bezpieczny wyłom: jeśli dominujący jest potworem, nie ma prawdziwego ryzyka. Nie ma prawdziwej wrażliwości wobec magicznego króla [faerie] czy demonicznego lorda, bo oni nie istnieją. Taka fantazja staje się „bezpiecznym” mechanizmem obronnym dla kobiet, które nie potrafią zaufać realnym mężczyznom. Ale problem w tym, że to wcale nie jest bezpieczne.
Seksualne warunkowanie i znaczenie tego, przy czym osiągasz orgazm.
Twój mózg w chwili orgazmu nie jest neutralny. Dopamina uwalniana podczas szczytowania to potężny czynnik warunkujący. To, o czym fantazjujesz regularnie, staje się z czasem niezbędne do podniecenia. Jeśli twój erotyczny świat koncentruje się wokół przemocy, bestialstwa i poddania się nieludzkim istotom, to twój mózg przeprogramowuje się, by pragnąć właśnie tego. To nie jest wyzwolenie. To neuroplastyczność w jej najmroczniejszej postaci.
Twoja miłość, twoja miłość to mój narkotyk (i nazywa się Dopamina)
Gniew i neuroplastyczność
Wstyd odgrywa w naszym życiu ważną (i zdrową) rolę
Nie mam wątpliwości, że to, co piszę, zostanie wyszydzone przez entuzjastki „erotyki fantastycznej” (lol) i odrzucone jako „zawstydzanie”. Czy powinniśmy zawstydzać ludzi za rzeczy, które są złe, niemoralne lub szkodliwe? W mojej pracy wielokrotnie słyszałem, że „wstyd nie ma miejsca w seksie”. Ale wystarczy pomyśleć parę sekund, by dostrzec, że to nonsens. Kazirodztwo powinno budzić wstyd. Zoofilia powinna budzić wstyd. Pedofilia powinna budzić wstyd. Nie porównuję erotyki z potworami do tych rzeczy, ale jak to się mówi, istnieje pięćdziesiąt odcieni szarości w spektrum tego, co szkodliwe. Warunkowanie swojego mózgu i ciała, by kojarzyły przyjemność z potworami, niewolą czy przemocą seksualną, nie jest zdrowe.
Śmiejemy się z męskiego porno, ale rozpływamy nad seksem z potworami
Naukowcy, psychologowie i opinia publiczna często powtarzają, że mężczyźni są wzrokowcami, a kobiety są emocjonalne. W kontekście seksu oznacza to, że mężczyzna może zostać natychmiast pobudzony przez sam obraz erotyczny, niezależnie od nastroju, podczas gdy kobieta musi najpierw pobudzić się emocjonalnie, by „wejść w nastrój”.
Z tego wynika logicznie, że porno dla mężczyzn jest wizualne, a porno dla kobiet — mentalne (czyli wyobrażane podczas czytania książek). Nie twierdzę, że pornografia i erotyczne powieści to to samo, w jednym oglądamy dwoje ludzi faktycznie uprawiających seks, w drugim mamy tylko słowa na papierze. Mówię jednak o efekcie na konsumenta. Wiemy, że oglądanie pornografii szkodzi mózgowi — to udowodnione. Odrzucają to tylko „onaniści [porno-zombi]”, którzy nie chcą z tego zrezygnować. Ale czy czytanie erotyki jest złe? Można odpowiedzieć: „No przecież o to chodzi!” W porządku. Więc zapytam inaczej, czy czytanie erotyki może być szkodliwe?
Nie uważam, że każda erotyka z potworami jest szkodliwa. Piszę o seksie, badam seks i poświęciłam całą swoją zawodową karierę temu tematowi jako terapeutka. Jako mężatka uważam, że czytanie artykułów lub romansów, które sprawiają, że masz ochotę kochać się ze swoim mężem jest zdrowe, dobre i zabawne. Nie dostaję spazmów moralnych na widok opisów scen erotycznych w powieściach, tak samo jak nie oburzam się na filmy z takimi scenami. Ale powiem jedno: czytanie mrocznej erotyki niszczy mózgi. Kobiety warunkują swoje ciała i umysły, by uznawały obiektywnie niebezpieczne i szkodliwe rzeczy za seksualnie podniecające. Kobiety szydzą z mężczyzn za oglądanie porno (bo tworzy nierealistyczne oczekiwania wobec seksu i tego, jak kobiety powinny „się zachowywać” w łóżku), a jednocześnie z dumą i publicznie rozpływają się nad wypaczonymi fantazjami o magicznych istotach z pazurami i trzydziesto centymetrowymi penisami.
Pornografia jako Erototoksyna – dr Judith Reisman
Horror czy fantazja erotyczna?
Nie mogę nie zauważyć, jak niektóre kobiety mówią o Opowieści Podręcznej (The Handmaid’s Tale). Opowiadają o niej z taką namiętnością, jakby streszczały własne, sekretnie zapisane erotyki.
„O nie, odbierzesz mi prawa, ubierzesz w bezkształtną czerwoną suknię i przydzielisz mnie do potężnego, zastraszającego dowódcy, który będzie mnie seksualnie dominował w ramach głęboko opresyjnej hierarchii? Zmusisz mnie do uczestnictwa w rytuałach, w których moim jedynym obowiązkiem będzie uległość i rozród? A ja mogę tylko potajemnie się buntować, aż nieuchronnie odzyska mnie mój przystojny, emocjonalnie skomplikowany pan?”
Szczerze, to gdy tego słucham, nie mogę się powstrzymać od myśli: „Kobieto, ty jesteś przerażona… czy podniecona?”
Możliwa jest tylko jedna z dwóch odpowiedzi: albo kobiety rzeczywiście uważają uległość wobec męskiej siły za coś przerażającego — w życiu i w fantazji, albo mówią, że uległość jest przerażająca, ale w głębi duszy — to właśnie ona jest dla nich najsilniejszym bodźcem erotycznym. Tym, co naprawdę je podnieca, kiedy znika wstyd i mogą wreszcie posłuchać własnego podświadomego głosu.
Być może to tłumaczy, dlaczego kobiety tradycyjnie nastawione, „konserwatywne”, są statystycznie szczęśliwsze, bardziej spełnione seksualnie i rzadziej cierpią na zaburzenia psychiczne.
Bo zaakceptowały coś, czego kobiety współczesne, progresywne — nie potrafią: że natura kobiety jest receptywna, przyjmująca. Nie walczą z tym. Idą za tym. Budują zdrowe, głęboko romantyczne relacje z mężczyznami, którzy je kochają, chronią, i tak — dominują seksualnie.
Źródło: The Porn-Brained Women Of Monster Smut
Zobacz na: Wiele osób zażywających leki przeciwdepresyjne odkrywa, że nie może ich odstawić [psychotropy]
Metoda Boskiego Kochanka [The Sex God Method] — przegląd
Metoda Boskiego Kochanka – Daniel Rose
Nauka o Miłości – dr Helen Fisher
Skąd taka popularność sagi Zmierzch?
How to Become T-RASH!!!
Dlaczego najszczęśliwsze kobiety są konserwatywne i religijne, skoro feminizm twierdzi, że powinno być odwrotnie?
20 maj 2020
W 2019 roku „New York Times” opublikował felieton, który ostatnio znów zyskał popularność. Autorzy przytaczają w nim wyniki badań wskazujących, że kobiety religijne, o poglądach konserwatywnych i pozostające w małżeństwie, są najszczęśliwsze.
Współczesne feministki nieustannie forsują przeciwną narrację, że macierzyństwo odbiera marzenia, a dominujący mąż tłamsi kobietę. Ale jeśli feministki mają rację, dlaczego badania pokazują coś przeciwnego?
Kim jest najszczęśliwsza kobieta?
Badanie, o którym mowa, pochodzi z Institute for Family Studies i dotyczy pytania, czy religia wpływa pozytywnie czy negatywnie na życie rodzinne na całym świecie. Analizowano związek religijności z czterema aspektami: jakością relacji, dzietnością, przemocą domową i niewiernością w 11 krajach obu Ameryk, Europy i Oceanii.
Wnioski badania stoją w sprzeczności z głównymi tezami feminizmu. Ustalono, że kobiety w silnie religijnych związkach mają o 50% większe prawdopodobieństwo, że są bardzo zadowolone ze swojego życia seksualnego niż ich świeckie lub mniej religijne odpowiedniczki.
Poza pozytywnym wpływem na dzietność oraz takim samym lub mniejszym poziomem przemocy domowej niż w związkach świeckich, badanie wykazało, że pary głęboko religijne zgłaszały najwyższy poziom ogólnej jakości relacji. Wszystko to stoi w sprzeczności z feministycznym przekazem, że współczesne kobiety pragną kariery zamiast rodziny, niezależności zamiast bycia żoną i matką, a wolność od dzieci ma być kluczem do trwałego szczęścia.
Wdzięczność wobec dobrych mężczyzn
Autorzy artykułu w New York Times przytacza także badanie Pew Research Center z 2013 roku, które wykazało, że dwie trzecie zamężnych matek wolałoby nie pracować na pełny etat. To istotny fakt „często pomijany w publicznej debacie o pracy i rodzinie, zdominowanej przez progresywne założenia”.
Choć feministki często utrzymują, że kobiety cenią karierę bardziej niż macierzyństwo, interesujące jest to, jak wiele matek deklaruje, że wolałaby zostać w domu. W badaniu przytoczono również wypowiedzi kobiet, które podkreślały wsparcie mężów i wdzięczność za to, że to oni biorą na siebie ciężar finansowy, co umożliwia im pozostanie z dziećmi w domu.
Korzyści z tradycyjnej rodziny
Dlaczego więc konserwatywne, religijne kobiety są tak szczęśliwe? Według feministek to praktycznie niemożliwe, bo ktoś, kto jakoby ugiął się przed patriarchalnym systemem, zrezygnował z niezależności i przyjął rolę tradycyjnej gospodyni domowej, nie może być szczęśliwy. A jednak liczne badania pokazują coś zupełnie odwrotnego. Nawet liberalny New York Times przytacza te wyniki, zauważając wyraźny trend wśród tych zadowolonych, konserwatywnych kobiet.
Kobiety te — wbrew feministycznej narracji — czują się spełnione, otoczone opieką i zadowolone ze swojego życia. Silna wiara religijna prawdopodobnie niesie ze sobą silny kręgosłup moralny, który przekłada się na mężów i ojców szanujących oraz troszczących się o swoje żony i dzieci. Być może bardziej tradycyjne rozumienie rodziny przywraca każdemu członkowi poczucie własnej wartości i buduje w domu kulturę miłości oraz wzajemnego szacunku. Może kariera zawodowa nie jest jedyną i ostateczną formą kobiecego spełnienia — może prawdziwe szczęście tkwi w byciu żoną i matką.
Słowa na zakończenie
Dla jasności: nie twierdzę, że kobiety muszą rezygnować z kariery i podporządkowywać się mężczyznom, aby być szczęśliwe. Nie mówię też, że każdy, kto nie jest religijny, jest niemoralny czy nieszczęśliwy. Twierdzę natomiast, że feministyczne przekonanie, iż dzieci, małżeństwo i religia nie przynoszą szczęścia — jest fałszywe. Statystyki i wiarygodne instytucje badawcze mówią coś innego. Z pewnością są kobiety, które spełnienie odnajdują w pracy zawodowej i nie widzą siebie w roli żony czy matki. Jednak bycie częścią rodziny, która wspólnie tworzy atmosferę miłości i wzajemnego szacunku, daje potencjał szczęścia, który — jak pokazują dane — ma wyjątkowo mocne podstawy.
Źródło: Why Are The Happiest Women Conservative And Religious, When Feminism Says It Should Be The Opposite?

„Żadna kobieta nie powinna mieć prawa do zostania w domu i wychowywania dzieci. Społeczeństwo powinno wyglądać zupełnie inaczej. Kobiety nie powinny mieć takiego wyboru, właśnie dlatego, że jeśli taki wybór istnieje, zbyt wiele kobiet go wybierze” – Simone de Beauvoir, francuska pisarka, filozofka i feministka. Jedna z pionierek współczesnego feminizmu drugiej fali.
SIMONE
Najnowsze komentarze