Efekt kosza z krabami – Ian Ironwood
13 kwiecień 2013
Manosfera jest często oskarżana o mizoginię… ale w tej sztuce jesteśmy tylko amatorami w porównaniu z kobietami.
Kobieca Matryca Społeczna jest wszechobecna. Od skromnych początków na spotkaniach kościelnych i różnego rodzaju „zbiórkach” towarzyskich, przez rozwój w latach 60., aż po pełne wejście kobiet do siły roboczej w latach 70. i 80., matryca społeczna kobiet jest wszędzie… a nigdzie nie tak silna i ważna niż w miejscu pracy.
W rzeczy samej, feminizm rozwinął się w dużej mierze jako odpowiedź na potrzebę przystosowania kobiecej kultury domowej do w większości męskiego świata biznesu. Ze swoim naciskiem na równość i siostrzeństwo, feminizm (chodzi tu o feminizm równościowy, zanim feminizm płciowy ogłosił swoistą „świętą wojnę” przeciwko wszystkiemu, co związane z chromosomem XY, i zatruł debatę) miał w założeniu polegać na tym, by kobiety wspierały kobiety w rywalizacji w „męskim świecie”.
Od czasu wprowadzenia Title IX (ustawy federalnej USA dotyczącej zakazu dyskryminacji ze względu na płeć) był to powolny, ale nieunikniony proces. Siła robocza stała się „koedukacyjna”, a nacisk przesunął się z prawa kobiety do pracy i otrzymywania uczciwej, sprawiedliwej płacy na kwestię braku kobiet-menadżerek i kobiet-dyrektorek kierujących światem korporacji, słynnego szklanego sufitu, po przekroczeniu którego rzekomo miały czekać wszystkie możliwości władzy, bogactwa i wpływów.
Na problem skierowano specjalne programy mentoringowe i inne formy wsparcia wyrównawczego, feminizm nie mógł bowiem domagać się prawa każdej kobiety do pracy i niezależności finansowej, a jednocześnie ignorować brak reprezentacji kobiet w zarządach. Następnie opracowano specjalne zasady i regulacje dotyczące kwestii płci i seksualności, aby określenia podobne do „kobiece piersi w zarządzie” mogły stać się podstawą do działań prawnych w nieodpowiednim kontekście. Kobiety zażądały prawa do rywalizacji, a potem zmieniły zasady konkurencji w biznesie tak, by lepiej im sprzyjały.
I tak od ponad 30 lat, czyli dłużej niż jedno pokolenie, obserwujemy kobiety w pracy, kobiety w zarządzaniu, kobiety „rywalizujące w męskim świecie”… choć ten „męski świat” wygląda dziś bardziej kobieco niż kiedykolwiek.
Więc… jak to się sprawdza dla kobiet?
Okazuje się, że… niezbyt dobrze.
Dr Peggy Drexler opublikowała dwa artykuły pod rząd, omawiające złożoność relacji między kobietami w pracy. Wynik nie wygląda najlepiej… i w dużym stopniu potwierdza wszystko, co zostało powiedziane o Kobiecej Matrycy Społecznej, znanej także jako Kosz z Krabami.
Jeśli ktoś nie zna tego terminu – jest to metafora opisująca sposób, w jaki kobiety odnoszą się do siebie nawzajem i jak samoorganizują się społecznie.
https://www.theredpillroom.blogspot.com/2012/06/female-social-matrix-playground-rules.html
Gdy mężczyźni samoorganizują się, zwykle robią to hierarchicznie, z wyraźnym, odgórnym przywództwem, zarządzaniem i realizacją. Istnieje centralna władza, a poniżej podwładni, którzy wypełniają jej decyzje. Jest to dość bezosobowe i niezwykle skuteczne, choć tylko w kilku ograniczonych obszarach (budowanie murów, domów, statków czy cywilizacji, albo obrona swojego „genetycznego dziedzictwa” przed wrogim światem… ale przecież to nic naprawdę ważnego). Organizacje zdominowane przez mężczyzn tradycyjnie podkreślają dawne wartości osiągnięć i rywalizacji, opierając się na wydajności, innowacyjności i pomysłowości, by przetrwać.
https://www.theredpillroom.blogspot.com/2012/05/female-social-matrix-introduction.html
Kobiety natomiast samoorganizują się w sposób znacznie bardziej złożony. Niestety dla nich, samoorganizacja w ramach Kobiecej Matrycy Społecznej faktycznie karze osiągnięcia i kładzie nacisk na współpracę oraz poczucie sprawiedliwości kosztem efektywności. Ale to nie oznacza, że nie ma tam rywalizacji. Ani że można się od tego uwolnić. Niezależnie od tego, ile kobiet pracuje w danym miejscu, jeśli jest ich więcej niż jedna, tworzy się węzeł Matrycy. A bez względu na to, ilu mężczyzn z nimi współpracuje, kosz z krabami Kobiecej Matrycy Społecznej ZAWSZE nakładany jest na całą organizację.
Pierwszy artykuł dr Drexler dotyczy kobiet-szefowych, czyli zjawiska „Królowej Pszczół”. Jest to dobrze udokumentowane w socjologii i antropologii i potwierdza trafność metafory kosza z krabami. Najprościej ujmując: gdy kobiety samoorganizują się w ramach Kobiecej Matrycy Społecznej, przypomina to kosz pełen żywych krabów.
Życie w koszu krabów nie jest łatwe. Jeśli jesteś na dnie, inne kraby depczą cię, nieustannie poruszają się w nieprzewidywalny sposób, przez co trudno o jakikolwiek postęp. Jeśli jesteś w środku, twoja podstawa ciągle się przesuwa, a wszyscy wokół próbują wspinać się po tobie, by zbliżyć się do góry kosza… a kraby na szczycie, które wykorzystują cię jako podporę, są równie chętne, by utrzymać swoją pozycję i zniechęcić ambitną konkurencję.
Na górze kosza jest tylko ograniczona ilość miejsca. A każda/y chce tam być. Dlatego wychwalana przez kobiety i feminizm narracja o „współpracy” jako przewadze przedsiębiorstw prowadzonych przez kobiety przekształca się w serię niezliczonych, drobnych rywalizacji. Żadna z nich nie jest rozstrzygająca, ale wszystkie razem wprowadzają ogólną niestabilność kosza. I to niejako z definicji.
W końcu trudno jest dostać się na szczyt kosza bez pomocy krabów na twoim poziomie i poniżej. Ale kiedy wszyscy dążą do tego samego celu, a zasób jest z natury ograniczony, to w praktyce rządzi nie współpraca, lecz konkurencja. Kraby na twoim poziomie nie są „siostrami”, lecz przeszkodami na drodze. Jeśli któregoś dnia nie stoisz na ich ramionach, patrząc w dół, to one będą stały na twoich ramionach, a ty będziesz patrzeć w górę z rosnącą frustracją.
Kraby na szczycie kosza to Królowe Pszczół. Udało im się wygrać rywalizację i osiągnąć nagrodę, ale muszą nieustannie bronić swojej pozycji. Przywództwo i władza w Kobiecej Matrycy Społecznej są zawsze przejściowe. Teoretycznie każdy dostaje swoją kolej na huśtawce. Oczywiście, w danym momencie jest miejsce tylko dla jednej osoby… ale każda uważa, że to jej miejsce się należy, a najbardziej przekonane o tym są te, które już się tam znajdują.
Bycie kobietą-menedżerem jest trudne, jeśli podwładnymi są inne kobiety. Królowe Pszczół często sabotują te, które znajdują się poniżej, a które mogą stanowić zagrożenie dla ich pozycji. Choć w teorii mówią o wyrównywaniu szans, zmniejszaniu różnic i zapewnianiu możliwości, to gdy kobiety zdobywają władzę, ich pierwszym odruchem bywa zabezpieczenie swojej pozycji przez eliminowanie konkurencji, możliwie bezwzględnie i skutecznie… przy jednoczesnym dbaniu o to, by nie wyglądało, że faktycznie to robią.
Mężczyźni wychowywani na wybrakowane kobiety – Rian Stone
O ile w XVII-wiecznym środowisku pikującym sprawdzało się to znakomicie
O ile ten sposób organizacji świetnie sprawdzał się podczas spotkań w czasie których pikowano tkaniny w XVII wieku, to kiedy zostaje przeniesiony na stworzony przez mężczyzn świat biznesu, jak pokazuje dr Drexler, Kobieca Matryca Spóleczna nakłada na kobiety w miejscu pracy dość surowe problemy. I mężczyźni nie mają z tym nic wspólnego.
Więc dlaczego kobiety tak uparcie twierdzą, że są lepsze we współpracy i „dogadywaniu się” niż mężczyźni?
Bo ta wygodna fikcja to potężna strategia w koszu z krabami. Utrzymywanie, że wszyscy są równi i że kosz powinien dążyć do sprawiedliwości i idealnego świata, w którym KAŻDY może być na szczycie, a NIKT nie musi być na dnie, daje bardziej ambitnym krabom racjonalizację, której potrzebują, by pod pretekstem grania „fair play” sabotować postępy swoich towarzyszek. Ale ponieważ same także muszą zgadzać się na tę uprzejmą fikcję kobiecej współpracy, aby ich natura rywalizacji mogła się rozwijać, nie mogą robić tego otwarcie, bo ryzykują gniew reszty kosza.
Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną [BoSS] zawsze kłamią – Vox Day
I zawsze, absolutnie zawsze, jest to osobiste, bez względu na to, jak bardzo ktoś zapewnia, że tak nie jest.
Kobiety, jak relacjonuje dr Drexler w swoim drugim artykule o pracownicach, nieustannie przenoszą kwestie zawodowe i relacje na grunt osobisty. Prawdopodobnie dlatego, że kobiecy dualizm współpracy/rywalizacji sprzyja zachowaniom osobistym, a nie bezosobowym. Kobieca Matryca Społeczna jest z natury osobista i oceniająca, a kiedy te elementy łączą się z biznesem czy inną działalnością… może zrobić się naprawdę nieprzyjemnie.
Okazuje się, że kobiety nie są też najlepszymi pracownicami. Zwłaszcza wobec kobiet-szefowych. Ambitna, pracowita „korporacyjna amazonka” nie patrzy na kobietę-liderkę wyżej w hierarchii jako na potencjalną sojuszniczkę, lecz jako na naturalną i nieuniknioną przeciwniczkę. Podkopywanie sukcesu Królowych Pszczół w organizacji po cichu, przez manipulowanie Matrycą, to od dawna praktykowana metoda awansu wśród kobiet. I niemal zawsze odbywa się to na gruncie towarzyskim, a nie poprzez realne osiągnięcia. W koszu nie liczy się, jak dobrze Dorota wykonuje swoją pracę, liczy się to, co inni o niej myślą.
Kobiety-menedżerki mają ciężko, bo nie tylko muszą sprostać męsko zorientowanym wymaganiom świata biznesu i odpowiednio przewodzić, ale równocześnie zarządzać własnym koszem krabów i pilnować, żeby ten nie rozwalił skuteczności całej reszty.
A to zdarza się tak często, że aż bywa komiczne. Kiedy kobieta-menedżerka musi zmagać się z niezliczonymi drobnymi, osobistymi atakami na swoje przywództwo w postaci nieustannych plotek wśród podwładnych, musi też mierzyć się z zupełnie innymi oczekiwaniami swoich pracownic niż pracowników. Jej podwładni-mężczyźni, w większości, trzymają się męskiego, hierarchicznego modelu biznesu i są w praktyce bardziej skłonni traktować szefową bezstronnie i obiektywnie, oceniając jej skuteczność i przywództwo, zanim pozwolą, by osobiste odczucia wpłynęły na ich osąd.
Ale kosz z krabami to brutalne miejsce. Podwładne kobiety często będą bezlitosnymi krytyczkami, nie jej wyników jako liderki, ale życia osobistego i właśnie to stanowi podstawę ich poziomu współpracy.
Jak donosi dr Drexler, kobiety na stanowiskach podporządkowanych wobec innych kobiet – zwłaszcza młodsze – często uruchamiają u przełożonych „odruch macierzyński”. Opisuje o pewnej kobiecie, która miała wiele sekretarek, które zdawały się uparcie ingerować w jej życie osobiste, bez względu na to, jak bardzo starała się je od siebie oddzielić.
To prowadzi do ogromnej niestabilności, kiedy celem nie jest znalezienie mężusia swojej szefowej, tylko robienie roboty i zarabianie pieniędzy dla firmy. Bardzo trudno też starszej kobiecie przyjmować rozkazy od młodszej bez wewnętrznego buntowania się… i bez nieustannego podważania decyzji swojej młodszej przełożonej. Widziałem starsze kobiety, które wręcz brały się za „rozliczanie” młodszych szefowych z ich wyników i decyzji, niby w ramach „pomocy”.
I tu tkwi sedno modelu Kosza z Krabami: kiedy wszystkie te kobiety ściągają cię z powrotem do swojego poziomu, to one wcale nie myślą, że są złośliwe… one szczerze wierzą, że ci „pomagają”.
Nazwij to strategią „Pobłogosław ją Panie”, tak bardzo popularną tutaj na Południu. Kiedy jakaś kobieta zdobędzie wyróżnienie albo osiągnięcie, które wyniesie ją na szczyt Kosza, Kobieca Matryca Społeczna zabrania otwartej agresji wobec niej, bo to złamałoby reguły Matrycy. Bezpośrednia konfrontacja to zamach na „godność kobiecości”, czy coś w tym stylu. Nie możesz otwarcie zaatakować innej kobiety, bo od razu wyjdziesz na Sukę (co w korporacyjnej Matrycy jest jednocześnie przekleństwem i zaszczytem).
Zamiast tego, one krążą wokół, czekając, aż wspinająca się w górę krabica popełni błąd… i wtedy wszystkie się na nią rzucają. Ale nie po to, żeby ją „zaatakować”, tylko żeby „pomóc”. Więcej wysoko postawionych kobiet zostało „wypchniętych” ze swojej pozycji sukcesu przez ich pozornie życzliwe rywalki lub podwładne niż przez seksistowskich męskich szefów.
Świetny przykład tego widać w najbardziej estrogenowo zatrutym środowisku, czyli w disneyowskich dramach dla nastolatek.
Możecie za to winić moją córkę i babcię, że to wiem. Pierdolcie się.
Weźmy na przykład film „Ice Princess”, z Michelle Trachtenberg (Buffy) i Hayden Panettiere (Herosi) jako rywalkami, uczennicami łyżwiarstwa figurowego pod tą samą Królową Pszczół (Kim Cattrall). Michelle gra mózgowca-kujonke, która dzięki fizyce zaczyna świetnie jeździć na łyżwach (i ma do tego naturalny talent). Hayden to rozpuszczona córka zimnej trenerki, której własne olimpijskie marzenia legły w gruzach i która teraz żyje nimi mściwie poprzez swoją córkę.
Trenerka uznaje, że postać Michelle to zbyt duże zagrożenie dla szans jej córki… ale zamiast aktywnie ją sabotować, jak zrobiłby normalny czarny charakter, to ona… kupuje jej nowe łyżwy.
Trenerka „pomaga” Michelle, bo technicznie rzecz biorąc to faktycznie „pomoc”: Michelle miała stare, kiepskie łyżwy i nie było jej stać na nowe. Więc trenerka „życzliwie” funduje jej wypasione, drogie łyżwy. Michelle była zachwycona… i zawaliła zawody, bo łyżwy były nowe, niewyrobione i totalnie zrujnowały jej występ. Później jej córka wytyka matce, że to było skrajnie nie fair, bo początkująca łyżwiarka nie miała pojęcia, że łyżwy trzeba „rozchodzić” przed użyciem. Michelle próbowała startować, rozwaliła sobie stopy, spaprała program i obwiniała samą siebie za porażkę… oczywiście przy „życzliwej pomocy” swojej trenerki.
Dopiero Hayden spuszcza swojej matce słowny łomot za to „pomaganie”, bo doskonale wie, co ta zrobiła, czyli wykorzystała niewiedzę rywalki córki.
To tylko jeden, mocny przykład działania Kosza z Krabami. Te pazury, które chwytają i sięgają po osiągającą sukces kobietę, zawsze robią to rzekomo z miłości i troski, a nie z nienawiści czy rywalizacji.
Większość kobiet wie to instynktownie dzięki ich wielotorowym trybom komunikacji. Kiedy mężczyzna słyszy od swojej szwagierki: „Może byłoby pomocne, gdybym wpadła i pomogła ci trochę w domu?”, dla niego to przyjazna propozycja.
Dla jego żony to cicha krytyka jej umiejętności jako żony i matki.
Serio, Chłopaki.
Ten element Kosza z Krabami trzeba widzieć w kontekście Chomikowego Kołowrotka Kolektywnej Kobiecości. W praktyce cała ta motywacja typu „Pobłogosław ją Panie” to nic innego jak racjonalizacja zachowań czysto konkurencyjnych pod przykrywką „pomocy”, gdzie okazywanie współczucia w chwili kryzysu staje się najwyższą wartością kobiecej hierarchii. Wszyscy są kumplami, najlepszymi przyjaciółmi, kosz trzyma się w równowadze… aż któryś krab pokaże słabość. I wtedy ta słabość to okazja, żeby uderzyć, a jednocześnie nabić sobie punkty w Matrycy za widowiskowe okazanie „wsparcia”.
Przykład: Pani Grażynka jest szefową swojego działu i nie tylko radzi sobie dobrze, radzi sobie kurewsko dobrze. Wyniki rosną. Zespół jest zmotywowany. Decyzje trafne. Zwraca uwagę wyżej postawionych i tę pozytywną, i tę mniej wygodną. A im wyżej się wspina, tym mocniej pod lupę idzie jej życie prywatne, które, jak twierdzi (albo naprawdę wie) cała Matryca, jest im doskonale znane. Dopóki Pani Grażynka nie spierdoli sprawy, pazury muszą trzymać pod stołem.
Ale nagle, powiedzmy, że matka Pani Grażynki dostaje raka i potrzebuje chemioterapii, a Grażynka musi wziąć wolne, by się nią opiekować. Składa wniosek o bezpłatny urlop, dostaje wolne z gwarancją powrotu na stanowisko po kryzysie. W międzyczasie robi, co może: deleguje zadania, odkłada sprawy mniej ważne, a w razie potrzeby zdalnie dogasza pożary. Męczące, upierdliwe, ale do ogarnięcia, Pani Grażynka daje radę.
Tylko że w chwili, gdy zapach kryzysu unosi się w Matrycy, potrzeba „współczucia” staje się okazją, żeby ją dobić. Oczywiście „pomagając”.
Jej szefowa (od dawna coraz bardziej zagrożona sukcesem i nieuchronnym awansem Grażynki) wkracza i obejmuje rolę opiekuńczej eksekutywy na czas kryzysu. Upewnia Grażynkę, że wszystko będzie dobrze, bo wszyscy tak bardzo się o nią troszczą. Gesty współczucia, które łamią normalne korporacyjne protokoły, wysypują się jak z worka. Kartki. Kwiaty. Zbiórki. Im większe wzmożenie wokół „zranionej” członkini, tym więcej punktów do ugrania.
A potem pełna „współczucia” szefowa całkowicie reorganizuje dział Grażynki i jej sposób pracy, żeby „ułatwić jej” życie, czyli podporządkować wszystko swoim gustom. Dla reszty wygląda na troskliwą matronę, co umacnia jej pozycję w Matrycy, ba, wręcz ją betonuje. Dar Współczucia to automatyczne 50 punktów. Współczucie Na Stanowisku Kierowniczym, to podwójna stawka.
Na tym się nie kończy, Matryca jest wszędzie, a słabość to okazja dla wszystkich. Podwładne Grażynki korzystają z jej nieobecności, żeby bezwstydnie posunąć swoje kariery do przodu, „pomagając” jej poprzez przejmowanie kluczowych projektów, klientów i intratnych zadań. Dorzucą się też do kartki i dołożą pięć dolców, bo to tani sposób na punkty. Hojność w Czasie Kryzysu? Całe 200 punktów. Jednocześnie zaczną podkopywać Grażynkę subtelnymi plotkami i spekulacjami: „Widziałaś, jak mizernie wygląda? Jakby postarzała się o dziesięć lat od marca! No, pobłogosław ją Panie, ona tak kocha swoją mamę! A mówiłaś, że zaoferowała ci tylko dziesięć procent? Pani Sylwio, ja mogę dać piętnaście… Nie wiem, czemu tak cię potraktowała. Pewnie stres.”
A prawdziwe rywalki? Jeśli ma wroginię, to kryzys jest jak krew w wodzie. Bardzo starannie zaplanowana „pomoc” potrafi wepchnąć Grażynkę w fatalną pozycję. Na przykład Pani Orange, rywalka z innego działu, wielkodusznie proponuje jej darmowy pobyt w swojej górskiej chatce, żeby mama mogła tam dochodzić do siebie… ale „zapomina” wspomnieć, że nie ma tam zasięgu ani internetu. Podczas gdy Apple chłonie rustykalny klimat i opiekuje się matką, Orange metodycznie plądruje jej akta, zatruwa opinię o niej i zastawia pułapki na jej powrót.
Nawet sojuszniczki Grażynki niechcący jej szkodzą w imię „pomocy”. Telefony, SMS-y i maile z aktualizacjami na temat tego, jak Matryca tasuje układ sił w korporacji, tylko przyciągają do niej jeszcze większą uwagę. Próby bronienia jej pozycji przez lojalistki mogą skończyć się jeszcze większą utratą wpływów, a nawet zagrożeniem dla ich własnych stołków.
Oczywiście, gdy Pani Grażynka wróci z bezpłatnego urlopu, jej matka może być już zdrowsza… ale jej kariera leży w gruzach. Prawo mówi, że ma do czego wrócić… ale nie, że na swoje stare stanowisko. Może się skończyć jako asystentka swojej byłej podwładnej („Byłaś nieobecna tak długo, nie mogliśmy obyć się bez lidera…”) albo podwładna swojej rywalki („Justyna wiedziała, że potrzebujesz czasu, żeby znów wejść w rytm… to tylko tymczasowe, aż dojdziesz do siebie”), a jej dawna szefowa skutecznie i bezpiecznie zneutralizuje ją jako zagrożenie.
A wszyscy wokół ociekają współczuciem, troską i niepokojem. „Widziałeś tę kartkę? Każdy się podpisał.”
Bogini broń, jeśli Grażynka w tym czasie zwiąże się z jakimś facetem, albo choćby pojawi się plotka. Jedno wyszeptane zdanie w kuchni „Widziałam ją w knajpie, kiedy niby miała być z mamą u lekarza… i widziałeś tego gościa, z którym była?” i pozamiatane.
Sama spekulacja o jej życiu prywatnym, z wbudowaną okazją do oceny i obniżenia jej pozycji, to moment, gdy pazury naprawdę wychodzą spod stołu. Nie musi to być prawda. Wystarczy, że brzmi prawdopodobnie, albo wystarczająco wiarygodnie, żeby chwyciła się tego babka z księgowości. „Troska” błyskawicznie zamienia się w okazję do osądu i krytyki. I to zawsze jest personalne.
W tym czasie faceci w biurze są w większości bezradni albo kompletnie nieświadomi. Nie mają ani narzędzi, ani wiedzy, jak ogarnąć taki poziom aktywności Matrycy. W ich oczach to tylko szepty, kartki, kwiaty, pozy i spekulacje, co się stanie z Panią Grażynką.
Każda próba faceta, żeby odwieść kobiety od dobicia Grażynki, kończy się zjednoczonym frontem Kobiecej Matrycy Społecznej, które zruga go za brak współczucia: „Nie widzisz, że wszyscy chcą tylko jej dobra? Tak ją kochamy!” Rywalki, sojuszniczki, podwładne i przełożone, wszystkie zapewnią, że kieruje nimi troska i miłość, podczas gdy skutecznie podcinają Grażynce skrzydła. Każdy krab w koszu upiera się, że „pomaga”, podczas gdy spychają ją coraz niżej. Jeśli jesteś facetem i wiesz, co naprawdę się odwala, oglądanie tego to czysty horror.
To różnica między „Czy mogę jakoś pomóc?” a „Pozwól, że ci pomogę… nie, naprawdę, nalegam!”. Więc następnym razem, gdy zobaczysz jakąś błyszczącą gwiazdkę, gotową przebić szklany sufit i sięgnąć po stołek, którego sam pożądasz, zwróć uwagę, jak błyskawicznie jej fortuna się odwraca przez pośrednie ataki i społeczne manipulacje w chwili „gorszego okresu”. Jako facet masz szczęście, nie musisz nic robić. Matryca zrobi to za ciebie. Zbiorowa siła ich Chomikowych Kołowrotków spłaszczy rywalkę szybciej niż twoja zwykła nadprodukcja.
A jeśli jesteś Czarnym Rycerzem, możesz jeszcze namieszać, wrzucając odrobinę dezinformacji do odpowiedniego ucha, czy to po to, żeby jej zaszkodzić, czy „pomóc”. („Rak? Ciekawe, bo słyszałem, że rozmawia o posadzie dyrektorskiej u największego konkurenta,” to potrafi wpędzić Kobiecą Matrycę Społeczną w prawdziwą histerię). Normalnie wyciąganie prywatnych spraw w konkurencji byłoby nieeleganckie i mało honorowe, ale pamiętaj, Grażynka nie zawaha się donieść twojej szefowej, że widziała twój samochód na parkingu pod klubem go-go, jeśli nadarzy się okazja.
Jeśli chcesz się dołączyć do gry, pamiętaj: jako facet nie jesteś częścią Matrycy, ale to nie znaczy, że nie możesz jej zakłócić. Trzeba tylko wiedzieć, jak potrząsnąć Koszem Krabów. Najprościej to rzucić coś intensywnie osobistego, ale na tyle mglistego, żeby można było się wykręcić typową męską niewiedzą. Sama twoja męskość daje ci wiarygodność, bo skoro nie masz pojęcia o regułach Matrycy, to niby po co miałbyś kłamać? Resztę detali zawsze dostarczą chomiki.
Więc jeśli naprawdę chcesz rozpierdolić karierę Pani Grażynki, najszybszy i najpewniejszy sposób to rzucić od niechcenia plotkę o jej „potencjalnej wpadce” komuś w Matrycy. Wystarczy raz wspomnieć, że widziałeś ją, jak flirtowała z żonatym facetem, i jeśli to wpadnie w „nieodpowiedni” węzeł Kobiecej Matrycy Społecznej, to już po niej. Nikt w Matrycy nie znosi kobiety, która flirtuje z cudzym mężem, nawet jeśli same robią to na co dzień. Chyba że Grażynka byłaby zadeklarowaną lesbijką, to już pełen pretekst do rozszarpania jej na kawałki, nawet pod jej nieobecność.
Dlatego miej świadomość, jak niebezpieczny jest Kosz z Krabami – niezależnie od płci. Nie unikniesz go. Tak po prostu jest, bez względu na feministyczne tyrady czy hasła o „siostrzeństwie”.
Patrz, co robią. Nie, co mówią. To da ci prawdziwy obraz.
Źródło: The Crab Basket Effect
Zobacz na: Huśtawki i Piaskownice – zasady w Kobiecej Matrycy Społecznej – Ian Ironwood
Męska matryca społeczna: powrót do piaskownicy – Ian Ironwood
Najnowsze komentarze