„Samotny Staruszek” – Rob Says
1 kwiecień 2020
„Męska samotność ma źródło w braku intymności, nie w braku przyjaźni.” – Chest Rockwell
„Nie mam kobiety u boku
Mam tylko ten magazyn
I to, co leci w telewizji
Ale to mi wystarcza” – Mr. Bungle
Od jakiegoś czasu myślę o micie „Samotnego Starego Człowieka” – bo to właśnie mit. Straszyciele i głupcy (patrz: zrzut ekranu powyżej) próbują żerować na męskim lęku przed byciem „Samotnym Starym Człowiekiem”.
Mam dla ciebie wiadomość:
Wszyscy umieramy sami.
Tak jest. Wszyscy umieramy sami. Czasy umierania w łóżku, otoczonym przez rodzinę i bliskich, minęły i to już dawno.
Mój dziadek ze strony ojca zmarł w 1995 roku w wieku 85 lat. Miał poważny udar we śnie, który wprowadził go w śpiączkę. Lekarze przewidywali, że nie pożyje dłużej niż dzień lub dwa i że już nigdy się nie obudzi. A jednak się obudził. Żył jeszcze kilka miesięcy i wyszedł ze śpiączki. Był sparaliżowany po jednej stronie ciała. Jeśli dobrze pamiętam, nie widział ani nie słyszał z lewej strony. Nie mógł też mówić. Był jednak w stanie rozumieć, co się do niego mówi, i był świadomy tego, co działo się wokół niego.
Żył dalej, przeniesiono go z OIOM-u do zwykłej sali, a potem do ośrodka rehabilitacyjnego z dużą szansą na to, że zostanie wypisany do domu, by spędzić tam resztę swoich dni. Moja babcia miała wtedy 77 lat i z trudem radziła sobie z własnym życiem, a co dopiero z opieką nad mężczyzną, który już nigdy nie miał chodzić, miał do końca życia pozostać niemal całkowicie niemy i potrzebować pomocy we wszystkim. Perspektywa zostania pełnoetatową opiekunką męża ją przerażała. Była gotowa to zrobić, owszem, ale mimo to była przerażona.
Los jednak zdecydował inaczej. Ten scenariusz nigdy się nie spełnił. Dziadek zmarł we śnie w ośrodku rehabilitacyjnym z powodu powikłań po zapaleniu płuc. Zmarł w wieku 85 lat i zmarł samotnie. Nikogo z rodziny ani znajomych nie było przy nim w chwili śmierci.
Moja babcia zmarła w wieku 98 lat w 2015 roku. Ona również zmarła we śnie i samotnie, w domu opieki. Nikt z rodziny nie był obecny, gdy odeszła.
Mój dziadek ze strony matki zmarł w 2004 roku z powodu powikłań po operacji, którą wtedy niedawno przeszedł. On również zmarł samotnie w szpitalnym łóżku, bez obecności przyjaciół czy rodziny.
Moja mama zmarła 17 września 2018 roku. Również w szpitalnym łóżku, we śnie. Było przy niej kilkoro bliskich przyjaciół, ale mnie i mojego ojca nie było. Zmarła z powodu powikłań po chemioterapii raka jajnika.
W dzisiejszych czasach w większości przypadków nie opiekujemy się starszymi członkami rodziny w naszych domach. Opieka nad kimś w ostatnich dniach życia potrafi być niezwykle wyczerpująca. Większość ludzi nie ma już wiedzy ani umiejętności, by się tego podjąć. Te czasy już minęły. Minęły też czasy, gdy chowano zmarłych we własnym ogródku.
Kiedy moja była dziewczyna postanowiła zakończyć nasz związek na początku września 2018 roku, byłem załamany. Nie będę kłamał. Przez kilka miesięcy spanie w pojedynkę było bardzo trudne. Powiedziałbym wręcz, że to była jedna z najtrudniejszych rzeczy, do których musiałem się przyzwyczaić, spanie samemu, we własnym łóżku.
Ale się przyzwyczaiłem. Zajęło to trochę czasu, ale w końcu się udało. Teraz wręcz cieszę się z tego, że śpię sam. Całe łóżko jest moje. Mogę się rozciągać w każdą stronę i nie muszę się martwić, że obudzę swoją kobietę, gdy się poruszę, będę chrapał, albo gdy wstanę w środku nocy, by iść do łazienki albo napić się wody.
Od czasu do czasu mam jeszcze jakieś „nocowanki”. Kilka kobiet dzieliło ze mną łóżko i poranek po nocy razem od momentu tamtego rozstania. Nadal jednak bardziej lubię spać sam.
Mój ojciec też obecnie śpi sam. Jeśli historia się powtórzy, w mniejszym lub większym stopniu, najprawdopodobniej umrze we śnie i umrze samotnie. Jemu i mnie to pasuje. Tak już po prostu jest. Początkowo też miał trudności z samotnym spaniem po śmierci mamy, tak jak ja po wyprowadzce byłej dziewczyny. Ale i on się z tym pogodził. Też cieszy się teraz z tego, że śpi sam. Nic i nikt mu nie przeszkadza i on sam też nikomu nie przeszkadza. Jego partnerka ma swój dom i swoje łóżko, i obojgu to odpowiada.
Poznałem przez lata wiele osób, które mieszkają samotnie. Wiele z nich zdecydowało się nie wracać już do randkowania. Moja była teściowa jest tego przykładem. Jej mąż zmarł w 1999 roku, na długo zanim poznałem moją byłą żonę, i od tamtej pory nie związała się już z żadnym mężczyzną. Z tego co wiem, nadal jest sama i nadal nie szuka nikogo, ani nie jest tym zainteresowana. Wyobrażam sobie, że wciąż cieszy się życiem, tak jak wtedy, gdy ją znałem.
W tym momencie mojego życia wiem już o sobie kilka rzeczy:
Najprawdopodobniej nigdy więcej się nie ożenię. Nie dostrzegam w tym żadnego sensu. Ryzyko i potencjalne konsekwencje przewyższają korzyści. To nie znaczy, że nie będę już miał relacji z kobietami, po prostu nie sądzę, bym kiedykolwiek znowu wziął ślub.
Kolejna rzecz, nad którą sporo się zastanawiałem przez ostatni rok, to że raczej nie wejdę już nigdy w relację, w której będę z kimś mieszkał. W moim życiu „zabawa w dom” przydarzyła mi się dwa razy i oba te przypadki zakończyły się podobnie, co oznacza, że wspólnym mianownikiem jestem ja. Nie jestem stworzony do „udomowionego” trybu życia. Zbyt bardzo cenię swoją wolność, by znowu iść na takie kompromisy i poświęcenia.
Jedna z moich dziewczyn rozmawiała ze mną o tym ostatnio. Ona również nie spieszy się, by znowu mieszkać z mężczyzną. Wychowała dzieci, opiekowała się mężem, aż ich związek się rozpadł. Robiła to przez ponad dwadzieścia lat. Teraz bardziej interesuje ją dbanie o siebie i robienie tego, na co ma ochotę. Nie mogę jej tego wyperswadować i nawet nie próbuję. Ostatnią rzeczą, jakiej chcę, jest kobieta, która próbuje mi „matkować”. Miałem matkę, dziękuję bardzo i to mi w zupełności wystarczyło. Nie potrzebuję drugiej.
Tak więc mit o „samotnym staruszku” to po prostu mit. Spotkałem zbyt wielu ludzi, którzy naprawdę cieszą się życiem bez nikogo, kto miałby się nimi „opiekować”. W dzisiejszych czasach i tak najczęściej kończy się w domu opieki, szpitalu albo innym ośrodku dla ludzi u schyłku życia, kiedy już nadejdzie ten moment.
Twój współmałżonek ani twoje dzieci nie są zobowiązani, by się tobą zajmować na końcu twojego życia. I mogą nie mieć na to ani czasu, ani umiejętności, ani możliwości. Warto mieć tego świadomość, ale nie trzeba się tym zamartwiać. Po prostu zaakceptuj rzeczywistość taką, jaka jest, i ciesz się życiem.
Jeśli już, to ci wszyscy katastrofiści i panikarze, którzy wciąż głoszą hasła o „samotnym starcu”, po prostu rzutują na innych swoje własne lęki. To oni się boją tego, co ich czeka na końcu życia. To oni nie mogą spać w nocy, martwiąc się, kto się nimi zajmie.
Ja się tym nie martwię. Mam zamiar żyć pełnią życia.
Może i będę sam na starość, a nawet przez pewne okresy już teraz, w momencie gdy to piszę, ale nie jestem samotny. I już od dawna nie byłem.
Źródło: The “Lonely Old Man”
Zobacz na: Mit samotnego staruszka
Ukryte kontrakty — niewidzialni sabotażyści relacji
Zachowania wynikające z potrzeby walidacji [akceptacji, aprobaty]
Lęk przed porzuceniem – Dziecko w Tobie wciąż czeka
Najnowsze komentarze