Dokumenty pruskie – Osmańczyk Edmund

Poniżej kilka fragmentów książki:

SPIS TREŚCI;
NORYMBERGA
5 LISTOPADA 1937
HISTORIA TRZECIEJ RZESZY
PAMIĘTNIKI HANSA FRANKA
VON DEM BACH – ZELEWSKI
SZTAB GENERALNY
LIST HINDENBURGA
TESTAMENT HITLERA
GŁOSY DEMOKRATYCZNYCH NIEMIEC
ŹRÓDŁA CZWARTEJ RZESZY

Dokumenty pruskie – Osmańczyk Edmund – 1947 rok

NORYMBERGA

 

„Stany Zjednoczone Ameryki, Republika Francuska, Zjednoczone Królestwo W. Brytanii i Północnej Irlandii oraz Związek Socjalistycznych Republik Rad oskarżają:
Hermanna Wilhelma Goringa, Rudolfa Hessa itd.”

Tymi słowy rozpoczyna się akt oskarżenia Trybunału Wojskowego dla osądzenia głównych zbrodniarzy wojennych. Słowa wstępne, w niezbyt szczęśliwy sposób sformułowane, oznaczały, że Niemcy oskarżone są formalnie nie przez wszystkie narody zjednoczone i nie w imieniu tych narodów, lecz bezpośrednio przez cztery zwycięskie mocarstwa. Błąd takiego sformułowania odbił się na akcie oskarżenia, a z kolei na całym przewodzie sądowym.
Proces norymberski ma znaczenie historyczne. Stanowi precedens, nieznany dotąd w historii. Mamy zatem prawo oceniać jego znaczenie.
Cztery mocarstwa oskarżały w swoim imieniu przedstawicieli rządu Rzeszy, NSDAP, SS, SD, Gestapo oraz Sztabu Generalnego Niemieckich Sił Zbrojnych o zbrodnie wojenne, dokonane w Europie, Afryce i na morzach. Część pierwsza aktu określiła zbrodnie oskarżonych, część druga ogłosiła wyżej wymienione organizacje za zbrodnicze, część trzecia ustaliła rodzaje zbrodni i przygotowania do nich przez stworzenie „wspólnego planu (spisku)”, którego podstawą były takie pojęcia, jak „rasa panów”, „zasada wodzostwa” oraz takie hasła, jak „wojny są szlachetnym zajęciem Niemców”, „przywództwo partii jest motorem państwa i narodu”. Następnie akt oskarżenia ustalił etapy wykonywania planu przez kolejne uzyskiwanie totalnej kontroli politycznej, gospodarczej i kulturalnej w Niemczech, a następnie przerzucenie kontroli tej na zagranicę (zajęcie Saary, Austrii. Czechosłowacji, Kłajpedy), wreszcie rozpoczęcie wojny z Polską. Ustęp ten brzmi, jak następuje:

„…ustalono nasamprzód przy pierwszej okazji zaatakować Polskę. Przyznawano, że sprawy dotyczące Gdańska, poruszane w odniesieniu do Polski, nie stanowią właściwych zagadnień, lecz że chodzi tu przede wszystkim o sprawę agresywnej ekspansji dla zdobycia żywności i „Lebensraumu”. Uznano, że Polska na atak odpowie zbrojnie i że nie można spodziewać się powtórzenia sukcesu, tak w wypadku z Czechosłowacją, podbicia Polski bez wojny. Zatem stwierdzono, że problem polega na odizolowaniu Polski, aby, jeśli to możliwe, przeszkodzić jednoczesnemu konfliktowi na zachodzie. Mimo to jednak zdania były zgodne, że Anglia będzie wrogiem tego rodzaju dążeń, że w końcu dojść musi do starcia wojennego z Anglią i jej sojusznikiem, Francją, a zatem w tej wojnie należy uczynić wszystkie próby, aby Anglię pokonać przez uderzenie błyskawiczne („Blitz-krieg”). Po czym postanowiono natychmiast wypracować we wszystkich szczegółach plan ataku na Polskę przy pierwszej nadarzającej się sposobności oraz plany ataków na Francję i Anglię, jak i plany jednoczesnego obsadzenia baz lotniczych w Holandii i Belgii siłą zbrojną.
Po wypowiedzeniu bez uzasadnionej przyczyny polsko-niemieckiego paktu z roku 1934 przeszli nazistowscy spiskowcy do rozdmuchiwania kwestii gdańskiej i przygotowania „incydentów granicznych”,

mających na celu uzasadnienie aktu, oraz do podnoszenia żądań w stosunku do polskiego terytorium. Gdy Polska nie chciała ustąpić, wówczas spowodowali 1 września 1939 r. wtargnięcie uzbrojonych niemieckich oddziałów do Polski, przez co wywołali również wojnę ze Zjednoczonym Królestwem i Francją.”

„W ten sposób rozpoczęta została wojna zaczepna atakiem na Polskę, przygotowana przedtem wtargnięciem do Austrii i Czechosłowacji. Po całkowitej klęsce Polski poczynili spiskowcy praktyczne przygotowania do rozszerzenia wojny w Europie.”

Z kolei akt oskarżenia opisał ataki niemieckie na Danię, Norwegię, Holandię, Belgię, Luksemburg, Jugosławię i Grecję, a następnie na ZSRR.
Punkt 7. omawia współpracę spiskowców z Włochami i Japonią oraz wojnę zaczepną przeciw Stanom Zjednoczonym.
Punkt S określa „zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw zasadom humanitarnym, popełnione w czasie wykonywania spisku, a za które odpowiedzialni są spiskowcy.
Punkt H orzeka przy tym, że odpowiedzialność za wyżej wymienione zbrodnie spada zarówno na osoby poszczególne, jak i na wyżej wymienione organizacje.
Z kolei akt oskarżenia wymienia „zbrodnie przeciw pokojowi”. Tu następuje wyliczenie „uplanowanych, przygotowanych, wywołanych i prowadzonych wojen”, rozpoczynających się „wojną przeciw Polsce 1 września 1939 r „.
Osobny paragraf obejmują „zbrodnie wojenne”, które powstały z planu spiskowców, przewidującego „wojnę totalną” i stosowanie metod w walce i w okupacji wojskowej, które sprzeciwiają się wyraźnie prawu i zwyczajom wojennym, oraz dokonanie zbrodni na polach bitew przy spotkaniu z armiami nieprzyjacielskimi, w stosunku do jeńców wojennych, a na zajętych obszarach przeciw ludności cywilnej. Tu następuje ustalenie sposobów „mordowania i szykanowania ludności cywilnej na terenach okupowanych oraz na pełnym morzu”. W ustępie tym jest zdanie następujące: „Stosowali oni zasadniczy i systematyczny mord masowy, tzn. wytępienie grup określonej rasy czy narodowości wśród ludności cywilnej pewnych okupowanych terenów, aby zniszczyć niektóre rasy czy warstwy narodu oraz grupy narodowe, rasowe lub religijne, a szczególnie Żydów, Polaków, Cyganów i in.”
Akt oskarżenia, stwierdziwszy złamanie przez spiskowców międzynarodowej konwencji haskiej z roku 1907 o prawach i zwyczajach wojennych, przytacza długą litanię zbrodni dokonanych przez Niemców w tej wojnie. Lista ta, opatrzona jest następującym wstępem:

„Przytoczone w niniejszym punkcie oskarżenia wypadki- służą wyłącznie jako przykłady i nie wykluczają relacji innych. Trybunał zastrzega sobie kategorycznie prawo dostarczenia dowodów na inne wypadki mordowania i szykanowania osób cywilnych.”

Mimo tego zastrzeżenia lista zbrodni wojennych czyni wrażenie wybitnie dyletanckiej kompilacji, w której zajmują wiele miejsca szczegóły drobne i cyfry nikłe, gdy najbardziej znane zbrodnie wojenne zostały pominięte. Oto przykłady:
Po szczegółowym wyliczeniu zbrodni dokonanych we Francji, Danii, Belgii i Luksemburgu („krajach zachodnich” — według terminu przyjętego w akcie oskarżenia), następuje sprawozdanie z „krajów wschodnich” dające długą, szczegółową listę potwornych zbrodni dokonanych na obszarach ZSRR, ogólnikowe dane o Majdanku i Oświęcimiu („około 1.500.000 i 4.000.000 osób, wśród nich obywatele polscy, sowieccy, amerykańscy, brytyjscy, czescy, francuscy i inni”), wstawka, że ,,w Czechosłowacji ponad 20.000 osób zostało w więzieniach Gestapo w Brnie, Seimie i innych miejscowościach zamęczonych, rozstrzelanych lub powieszonych, poza tym wiele tysięcy aresztowanych było poddanych zbrodniczemu biciu i męczarniom. Przed wojną jak i w czasie wojny tysiące czeskich patriotów, a szczególnie katolików i protestantów, adwokatów, lekarzy, nauczycieli itd- aresztowano jako zakładników i osadzono w więzieniu. Duża liczba tych zakładników została przez Niemców wymordowana.”
O Grudziądzu, Warszawie, Palmirach, Sobiborze, Zamojszczyźnie itp. ani słowa. O krwawych ofiarach Serbów, Chorwatów, Słoweńców tylko jedno zdanie:

„W Jugosławii zostało zamordowanych wiele tysięcy osób cywilnych”.

Pod literą B przytoczono wypadki deportacji ludności cywilnej do pracy niewolniczej. Z „krajów zachodnich” jest znów szczegółowa lista transportów z Francji. Z krajów wschodnich—jedno krótkie zdanie o 4.918.000 deportowanych z ZSRR, dłuższe zdanie o 750.000 obywateli czeskich i notatka o zarządzeniach deportacyjnych w Jugosławii. O Polakach ani słowa.
Pod literą C przykłady „mordowania i szykanowania jeńców wojennych” dają znów obraz tragedii francuskiej, jeśli chodzi o „kraje zachodnie”. W „krajach wschodnich” — niepełna lista sowiecka. O Polsce tylko to, że „we wrześniu 1941 zostało w lasku katyńskim w pobliżu Smoleńska zamordowanych 11 tysięcy polskich oficerów — jeńców wojennych”. O wrześniu 1939 i sierpniu 1944 nic.
Pod literą D znajdujemy przykłady mordowania zakładników. O Polsce ani słowa.
Pod literą E—przykłady „rabunku własności publicz nej i prywatnej”. Z „krajów zachodnich” Francja znów dała szczegółowe zestawienie, nie pomijając nawet 49.000 ton sera i 87.000.000 flaszek szampana. Ź „krajów wschodnich” pominięto całkowicie przykłady z Polski. Natomiast jest oskarżenie czeskie tej treści:

„Po obsadzeniu Czechosłowacji 15.III.39 skonfiskowano i skradziono wielkie zapasy surowców, miedzi, cynku, żelaza, bawełny i środków żywnościowych, spowodowano wy wóz wielu wagonów kolejowych i wielu maszyn, aut, parowców, autobusów, obrabowano biblioteki, laboratoria, muzea, kradnąc książki, obrazy, dzieła sztuki, aparaty i urządzenia naukowe, rabując rezerwy złota i dewiz, w tym 23.000 kg złota o wartości nominalnej 5.625.000 funtów szterlingów, uzyskując w sposób podstępny kontrolę nad czeskimi bankami i wieloma czeskimi przedsiębiorstwami przemysłowymi, ograbiając je i wywłaszczając w rozmaity sposób czechosłowacki majątek prywatny i publiczny. Ogólną sumę gospodarczej ekspropriacji Czechosłowacji w latach 1938 — 1945 ocenia się na 200.000 milionów czeskich koron.”

Pod literą F idą przykłady nakładania na społeczeństwo kar pieniężnych. O Polsce ani słowa.
Pod literą G — przykłady „złośliwego zniszczenia większych i, mniejszych miast oraz wsi i spustoszenia, dokonywanego bez uzasadnionej konieczności wojskowej”. Przykłady z Norwegii, Francji i Holandii, jeśli chodzi o „kraje zachodnie”, a z Grecji, Jugosławii i Czechosłowacji, jeśli chodzi o „kraje wschodnie”. O Polsce i Warszawie nic.
Pod literą H podane są przykłady przymusowej rekrutacji robotników cywilnych. Przykłady z Francji i Luksemburga oraz z Rosji i Czechosłowacji. O Polsce nic.
Pod literą J (przykłady „germanizacji okupowanych terenów”) około 100 Wierszy petitem zajmuje opis germanizacji wschodniej Francji. O Polsce nic.
W ostatnim wreszcie punkcie oskarżenia „o zbrodnie przeciw humanitarności” znajdujemy już tylko oskarżenia ogólne. Sprawa wymordowania Żydów potraktowana jest bardziej szczegółowo, ale i tu przytoczone przykłady pomijają najpotworniejsze fakty, jak zniszczenie getta warszawskiego i łódzkiego.
Jest widoczne, że akt oskarżenia mimo kilkumiesięcznych przygotowań nie opierał się na szeroko ujętym rejestrze zbrodni niemieckich w Europie, lecz na przypadkowym wyborze faktów.
Wydawać by się mogło, że akt oskarżenia w tego rodzaju procesie stanie się zarazem czarną księgą wszystkich zbrodni niemieckich w tej wojnie. Niestety, Trybunał nie zadał sobie trudu opracowania takiej czarnej księgi uważając najwidoczniej, że przytoczony materiał jest dostatecznie obciążający.
Historyk procesu zdziwiony będzie zapewne, tak jak i my, że jako zbrodnie przykładowe w historycznym akcie oskarżenia figurowały kradzieże 49.000 ton sera, 87 milionów flaszek szampana, natomiast nie figurowały kradzieże dzieci polskich z Zamojszczyzny ani wymordowanie 200.000 kobiet, mężczyzn i dzieci w powstaniu warszawskim, ani zburzenie Warszawy w dwóch fazach — po powstaniu żydowskim i po powstaniu polskim — zbezczeszczenie cmentarzy, ani zniszczenie pomników Chopina i Kopernika, ani itp. itp.
Faktem historycznym jest, że w wojnie tej najpotworniejsze zbrodnie niemieckie dokonane zostały na terytorium Polski, Jugosławii i Związku Radzieckiego.
Od konferencji poczdamskiej, tj. od czasu określenia linii granicznej Odra — Nysa. istnieją w pewnych kołach tendencje do tuszowania bohaterskiej przeszłości Polski, a wysuwania cierpień niemieckich Prusaków, wysiedlanych z Nadodrza. Jest niepokojące, iż te tendencje pomniejszenia ofiar Polski dla pokoju świata wkradły się do Trybunału Norymberskiego. W przewodzie sądowym również sprawa Polski nie wystąpiła z całą wyrazistością. Prokuratorzy polscy nie zostali dopuszczeni do roli bezpośrednich oskarżycieli. Formuła aktu oskarżenia spowodowała ten, a nie inny przebieg procesu.

PAMIĘTNIKI HANSA FRANKA

I. „TAGEBUCH DES HERRN GENERAL- GOUVERNEURS”

 

Hans Frank głosem słabym i nerwowym stwierdził, że jest niewinny. Hans Frank na ławie oskarżonych wyróżniał się wraz z Gôringiem największą ruchliwością. To śmiał się, to rozmawiał z sąsiadami (Frickiem i Rosenbergiem), to ruchem ręki czy głowy zaprzeczał punktom oskarżenia. Hans Frank, którego nalaną, podpuchniętą od pijaństwa twarz pamiętamy, teraz wyglądał blado, ziemiście, a na wysokim czole odbijało się nerwowymi zmarszczkami kłębowisko myśli szukających uniewinnienia, myśli, które musiały być szalone, bo Frank czasami sprawiał wrażenie nienormalnego. Tak wygląda lis w kotle, który wie, że nie umknie, ale myśli wciąż jeszcze o ucieczce.
Kariera antypolska Franka rozpoczęła się w roku 1932, kiedy na Śląsku Opolskim bronił 6 SS-manów, oskarżonych o zamordowanie powstańca śląskiego we wsi Potępa, Polaka, członka partii komunistycznej, nazwiskiem Piecuch. Hans Frank wtedy postawił tezę: oskarżonych należy uniewinnić, bo zasłużyli się dla narodu niemieckiego mordując primo Polaka, secundo komunistę. W roku 1933 został członkiem Reichstagu, ministrem Rzeszy, komisarzem Rzeszy dla kodyfikacji prawa (Gleichschaltung). W rok później prezydentem akademii prawa niemieckiego, kuźni totalnego bezprawia. W roku 1938 (wstydliwy rok monachijskiej Europy) Hans Frank został wybrany prezydentem Międzynarodowej Izby Prawniczej. 25 października 1939 r. Frank otrzymał o godzinie ósmej rano nominację telefoniczną od Hitlera na generalnego gubernatora Polski. 0 godzinie 9 rano zamianował pierwszego urzędnika Generalnego Gubernatorstwa — szefa kuchni. Godzinę później zamianował Fischera gubernatorem Warszawy polecając mu przysłanie z Warszawy 300 futer damskich i męskich. W rok później, gdy Europa została pokonana, a Hitler przygotowywał się do ataku na Rosję, Hans Frank skreślił „na wieczne czasy” słowo „Polska” z nazwy „Generalna Gubernia”. Ten pierwszy rok był próbą różnych systemów terroru, mających wytępić Polaków i Żydów. Następne lata były bezprzykładnym w dziejach okresem bezprawia wskutek rządów prezydenta Międzynarodowej Izby Prawniczej. Dokumenty tych rządów zachowały się w oryginale. Są to pamiętniki Hansa Franka. O stylu pamiętników świadczą najwymowniej ostatnie ich strony:

„16 stycznia 1945 roku o godzinie 12 w południe Pan Generalny Gubernator otrzymawszy wiadomość o zajęciu Częstochowy i Radomska żegna się wzruszony z miejscem swej pracy. 17 stycznia o godzinie 9 rano Generał prosi Pana Generalnego Gubernatora o natychmiastowe opuszczenie Krakowa. Godzina dwunasta ostatnie posiedzenie rządu.”

Godzina 13 min. 25

„Herr General – Gouverneur verlässt mit einer Wagenkolonne im herrlichen Windwetter und strahlenden Sonnenschein die Burg zu Krakau”. Aż słychać w tym zdaniu majestatyczny powiew historii zmiatającej z Wawelu zbrodniczego kabotyna. A oto ostatnie zdanie diariusza 3.IV.45: „Herr General-Gouverneur trifft im Haus Bergfrieden (Bawaria) ein und übernachtet daselbstl”

20 listopada 1945 Hans Frank równie osobiście zasiadł na ławie oskarżonych w Pałacu Sprawiedliwości w Norymberdze.
W oskarżeniu niemieckich przestępców wojennych o popełnienie zbrodni w Europie Wschodniej osobne miejsce zajęły czyny Hansa Franka, byłego generalnego gubernatora.
Dokumentem, na którym opierał swe oskarżenie prokurator Pokrowski, było 31 oprawnych tomów i 5 skoroszytów „Diariusza Pana Generalnego Gubernatora”, jak oficjalnie w tytule niemieckim zaznaczono. Z tomów tych najbardziej charakterystyczne wypowiedzi wybrał przedstawiciel Rządu Polskiego w Norymberdze, dr St. Piotrowski. Z polecenia prokuratora Rudenki wyjątki diariusza wydrukowane zostały w Lipsku w osobnych odbitkach w języku niemieckim, rosyjskim, angielskim i francuskim. Egzemplarz pt. „Auszüge aus dem Tagebuch von Hans Frank” liczy 24 strony tekstu, formatu 16X24, tekst ułożony przejrzyście, w porządku chronologicznym, opatrzony został przedmową gen. R. Rudenki, który stwierdził:

„Prowadzony przez oskarżonego Franka i jego sekretarzy dzień w dzień pamiętnik wyjaśnia stanowisko oskarżonego w wielu sprawach rozpatrywanych przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy.”
„Można stwierdzić według własnych słów oskarżonego, wypowiadanych w różnych okolicznościach i okresach czasu, w jakim stopniu jest on odpowiedzialny za czyny zbrodnicze, popełnione przez spiskowców nazistowskich na obszarze Generalnej Guberni.”

Diariusz Hansa Franka wyrósł z pychy ludzkiej kanalii. Nie znam w historii bardziej nikczemnego dokumentu pychy. Starannie na maszynie pisane kartki diariusza oprawione są w czerwoną skórę, na której złotem
tłoczone są tytuły. Księgi te stały w bibliotece prywatnej w mieszkaniu wawelskim Franka i w ciągu lat 4 wzrosły do liczby 31 tomów. Co roku kartki diariusza szły do oprawy. Co roku powiększały bibliotekę Pana Generalnego Gubernatora, który z umiłowaniem spoglądać musiał na tę swoją „historyczną” pracę. Rocznik 1944 już do oprawy nie poszedł. W styczniu bowiem 1945 Hans Frank musiał uchodzić z Krakowa. Z biblioteki swej zabrał do samochodu w dwóch skrzyniach złożoną „najwartościowszą” pamiątkę: księgi oprawne i skoroszyty z ostatniego roku rządów na Wawelu. W czasie podróży z Krakowa do Bawarii każdy dzień notował nadal i włączał arkusze zapisanego papieru do skoroszytów. Ciągle w formie majestatycznej:

„Pan Generalny Gubernator zrobił w dniu dzisiejszym to i to…”

W kwietniu 1945 r. Hans Frank osiadł na stałe w swym domu pod miasteczkiem podgórskim Neuhaus w Bawarii. Dom miał nazwę „Bergfrieden”, przypominającą „Berghof” Hitlera w Obersalzbergu. 15 maja 1945 r. porucznik 7 armii amerykańskiej Walter Stein wraz z żołnierzami żandarmerii polowej udał się do domu Franka i aresztował byłego generalnego gubernatora. Nim rozpoczęto rewizję, Hans Frank wskazał na księgi oprawne i powiedział: „Tu macie historyczne dokumenty”. Próżność zatryumfowała. Nie zniszczył Hans Frank nic, chciał, aby o nim pisano, aby historia miała wiele materiału o nim, złego czy dobrego, to obojętne, ale przysparzającego mu sławy.
Potem w wiezieniu, przygnębiony prostotą wybielonej celi, Frank wpadł w depresję i postanowił popełnić samobójstwo. Kawałkiem szkła przeciął sobie żyłę u lewej ręki. Strach przed śmiercią, a może i myśl o straconej okazji zasłynięcia na norymberskim procesie spowodowały, że Hans Frank brocząc krwią wezwał ratunku. W
szpitalu więziennym odzyskał szybko zdrowie, tylko zraniony nerw lewej ręki uczynił ją bezwładną. Czarna rękawiczka na lewej ręce jest pamiątką tej nieprzemyślanej decyzji. Próżność Franka była równa jego tchórzliwości. Podczas procesu, ilekroć padło jego nazwisko, podnosił dumnie głowę, rozglądał się tryumfalnie po sali, aby za chwilę przytłoczony oskarżeniem, zwinąć się jak robak, gestami rąk i grymasami twarzy zaprzeczać wypowiadanym słowom.
Gdy sądowi przedłożono dwie skrzynie z 36 tomami diariusza, Frank promieniał, szeptał coś swym sąsiadom, z miłością spoglądał na dzieło główne swego życia. Gdy prokurator Pokrowski odczytywał wyjątki z pamiętnika, Frank bladł, kurczył się, a potem robił jakieś notatki, które posyłał swemu adwokatowi. Zapewne wskazywał mu na wypowiedzi swoje, zawarte w innych rozdziałach pamiętnika, gdzie „staje w obronie Polaków”. Są bowiem i takie wypowiedzi z okresu „jednoczenia Europy do walki z bolszewizmem”. Cóż, kiedy charakter taktyczny tych wypowiedzi przygwożdżony jest zaraz na następnych stronach w samochwalczych notatkach Franka, jak np. poniższa:

„A jeśli pozwalamy sobie na luksus dania Polakom czegoś w rodzaju filharmonii, którą pokazujemy zagranicznym dziennikarzom, to jest to bez znaczenia. Ludzie ci robią muzykę w naszym duchu, a gdy nam więcej nie będą potrzebni, rozwiążemy po prostu tę instytucję…”

Przed przedłożeniem sądowi tomów diariusza por. Thomas Minkę w obecności dwóch żołnierzy amerykańskich stwierdził ich identyczność zadając Frankowi następujące pytania:
— Czy wszystkie dokumenty leżące przed Panem są Pańskim diariuszem?
— Tak jest sam je wręczyłem Amerykanom. Nie chcę niczego ukrywać. Chodzi tu o dokumenty historyczne.
— Czy wszystko w diariuszu tym zapisane było zgodnie z prawdą i według najlepszej wiedzy i sumienia?
— Tak. Według mej najlepszej wiedzy, szczególnie według mojej najlepszej wiedzy.
Pamiętnik Franka jest pełen samochwalstwa. Majestatyczny ton diariusza, ratowanie diariusza dla potomności, wreszcie ta kabotyńska odpowiedź: „Nie chcę niczego ukrywać, chodzi tu o dokument historyczny”, świadczą o rozmiarze pychy „Generalnego Gubernatora”.
Wiemy skądinąd, że samochwalstwo jest cechą Prusaków i Hans Frank nie stanowi wyjątku w tym narodzie. Po raz pierwszy jednak uzyskaliśmy dokument, w którym sprusaczony naród niemiecki jak w zwierciadle ujrzeć może nieludzkie oblicze swej pychy. Nim to się stanie, nim naród niemiecki, wstrząśnięty własnym obliczem, w pokorze odwróci się od pychy, upłyną długie lata, o ile to w ogóle nastąpi. Toteż dobrze będzie, abyśmy Polacy, skazani na-wieczne sąsiedztwo z Niemcami, zapamiętali dobrze pyszną twarz sąsiada, ukazaną nam w diariuszu Hansa Franka. Autoportret jest potwornie wierny oryginałowi.

 

II. KARIERA SZUBIENICZNIKA

 

O sobie mówi Hans Frank w diariuszu wiele i z wyraźnym zadowoleniem.
W roku 1942 przypomina podwładnym swe zasługi tymi słowami:

„Od roku 1920 poświęciłem wszystko pracy dla nacjonalistycznej niemieckiej partii robotniczej. Jako nacjonal – socjalista brałem udział w wydarzeniach listopadowych 1923 r. i za to otrzymałem „order krwi” (Blutorden). Po odrodzeniu się ruchu w roku 1925 zaczyna się moja właściwa wielka działalność w partii. Staję się powoli wyłącznym doradcą prawnym Führera i kierownictwa NSDAP i głównym przedstawicielem interesów prawnych tworzącej się Trzeciej Rzeszy zarówno w sprawach prawno – ideologicznych jak i prawno-praktycznych. Kulminacyjny punkt widzę w wielkim procesie lipskim przeciwko członkom Reichswehry, kiedy udaje mi się doprowadzić do dopuszczenia Führera, aby złożył słynną przysięgę o legalności NSDAP, co dało możliwość ruchowi nacjonal – socjalistycznemu stworzenia sobie podstawy prawnej, a co za tym idzie możliwość wspaniałego rozwoju. Toteż w uznaniu tych zasług mianował mnie Führer już w r. 1926 wodzem nacjonal – socjalistycznego związku prawników, w r. 1929 kierownikiem urzędu prawnego Rzeszy i przywództwa NSDAP, w 1933 bawarskim ministrem sprawiedliwości, w r. 1934 prezydentem stworzonej przeze mnie Akademii Niemieckiego Prawa, w grudniu 1934 ministrem Rzeszy bez teki, a wreszcie 1939 r. generalnym gubernatorem dla okupowanych polskich terenów.
Tak więc byłem, jestem i pozostanę najwybitniejszym jurystą czasów walki nacjonal – socjalizmu.”

Hans Frank posiadał dar, który cenił wysoko Hitler, znający dobrze swój naród; darem tym była umiejętność legalizowania każdego czynu, umiejętność, która po okresie teoretyzowania zabłysnąć miała w Trzeciej Rzeszy terroryzmem prawa. Hans Frank wiedział równie dobrze jak Hitler, że naród niemiecki, naród stadowy, nie zrobi rewolucji, aby mogła powstać Trzecia Rzesza, natomiast usłucha każdego prawa, jeśli zostanie ono wydrukowane w „Reichsgesetzblatt”.
Dlatego partia hitlerowska wbrew rewolucyjnej legendzie doszła do władzy drogą legalną, większością głosów w wyborach. Gdy to się stało, Frank opracował ustawę o „zglajchszaltowaniu” partii niemieckich, ustawę uchwaloną przez legalnie wybraną większość parlamentu. Podobnie jak w procesie lipskim, gdzie Frank przed trybunałem Rzeszy broniąc oficerów Reichswehry, oskarżonych o przynależność do NSDAP, doprowadził do przeprowadzenia dowodu legalności partii… przez zaprzysiężenie Adolfa Hitlera, iż partia jego pracuje legalnie w ramach konstytucji weimarskiej. (Masz, Cyganie, świadki? Mam żonę i dziatki!).
Resztkom sumienia niemieckiego potrzebne były te zastrzyki legalizmu, znieczulające Niemca na cudzy ból. Ulubionym powiedzeniem Franka i milionów Niemców było:

Postępujemy według prawa… (rechtsgemass)! Kariera Franka polegała właśnie na tym, że zawsze umiał wymyślić prawo, uzasadniające postępowanie takie czy inne. Od ustaw norymberskich po warszawskie getto wszystko miało uzasadnienie „prawniczo-ideowe i prawniczo praktyczne”.

Zostawszy generalnym gubernatorem Hans Frank po raz pierwszy nie tylko jest twórcą prawa, ale i wykonawcą. Nienawiść do Polaków ujawniona w r. 1932 w Bytomiu na procesie zabójców Piecucha („należy ich uniewinnić, bo zabili po pierwsze Polaka, po drugie komunistę”), ambicja rządzenia i pycha pana świata, to wszystko składa się na typ zbrodniczego satrapy.
Hans Frank jest zazdrosny o swą władzę. Wierzy tylko w swoją mądrość. Dnia 8.3.1940 r. mówi:

„Jedno jest pewne, że autorytet generalnego gubernatora, jako reprezentanta Fuhrera i woli Rzeszy jest na tym obszarze na pewno silny. Nie zostawiłem też nigdy wątpliwości, że autorytetem tym grać nie pozwolę. Toteż poleciłem w Berlinie oświadczyć, że zakazałem mieszania się w sprawy Generalnej Guberni nie tylko wszystkim
urzędom w Rzeszy nie wyłączając policji, ale nawet wojsku. To samo tyczy się próby, uczynionej przez SS 15.Xl. 1939 r., kiedy Reichsfiihrer SS (Himmler) zarządził, iż wszystkie dzieła sztuki w GG przechodzą na własność SS. Na moje zażalenia rozporządzenie to zostało cofnięte.”

„Po tej samej linii idąc, wydal Fuhrer zarządzenie, ogłoszone 30.1.1940 r. w „Dzienniku Ustaw Rzeszy”, według którego prawo łaski na obszarze okupowanym Polski posiada wyłącznie generalny gubernator.”

„Tu w GG nie ma autorytetu, który by w randze był wyższy, we wpływach silniejszy, a jako autorytet większy niż Generalny Gubernator. Wehrmacht nie sprawuje tu żadnych funkcji rządu czy administracji. Spełnia jedynie funkcje organu bezpieczeństwa oraz wykonuje ogólne zadania żołnierskie, żadnej zaś władzy politycznej nie posiada. To samo dotyczy policji i SS. Nie ma tu państwa w państwie. My jesteśmy jedynie reprezentantami Fuhrera i Rzeszy. To samo wreszcie tyczy się partii, która nie posiada tu żadnych innych wpływów poza tym, że najstarsi nacjonal-socjaliści, zasłużeni bojowcy Fuhrera, rządzą tym krajem.”
„Uzyskałem również wyraźny rozkaz Fuhrera, na mocy którego wszystkie egzekucje zależne są od mego poprzedniego zezwolenia. Nie ma wykonania wyroku śmierci, wydanego przez sąd specjalny, bez poprzedniej mej zgody.”

Te zdania, wpisane z dumą przez Franka, wystarczają, aby odpowiedzialność za wszystkie mordy w Polsce ścisnęła mu pętlę na szyi. Hans Frank lubi jednak mówić dużo. Oto 2.3.1940 r. jego program w stosunku do Polaków:

„Na nas ciąży niesłychana odpowiedzialność, aby Polakom po wszystkie czasy złamany został kręgosłup i aby nigdy więcej w tym kraju nie zrodził się najmniejszy opór przeciwko niemieckiej polityce Rzeszy”.
„Generalny Gubernator jest tu zastępcą Fiihrera. Jedynym realnym rządem polskiego narodu, istniejącym obecnie w świecie, jest ustanowiony przez Führera rząd Generalnego Gubernatorstwa.”
„Nie zapominajcie, że Niemcy obecnie stoją wobec zadania utworzenia światowej Rzeszy (Weltreich)!”
„Uczynimy wszystko, aby standard życiowy polskiego narodu nie podniósł się powyżej minimum zabezpieczającego życie.”
„Ponoszę odpowiedzialność za to, co od dnia 11.10 1939 r. tu nastąpiło, bez względu na to, co nastąpiło, i przez kogo bezpośrednio zostało wykonane. Ja ponoszę odpowiedzialność i nie zrzucam jej na nikogo innego.”

Autokratyczne postępowanie Franka wywoływało zazdrość w partii i w SS. Intrygi, kłótnie o kompetencje spowodowały, że wreszcie musiało dojść do rozmowy Franka z Himmlerem. O zaufaniu Himmlera do Franka świadczy fakt, że 14.3. 1942 r. Himmler na piśmie uznaje przywództwo Franka nad SS i policją w GG.
Dnia 17.3.1942 r. oświadcza Frank:

„Wiecie, że jestem fanatykiem jedności władzy administracyjnej, toteż jasne jest, że wyżsi przywódcy SS i policji podlegają mnie, że policja jest częścią składową rządu…”
W myśl umowy z Himmlerem w kwietniu 1942 r. do rządu GG powołany zostaje sekretarz stanu do spraw bezpieczeństwa, Obergruppenführer Krüger, który „podlega bezpośrednio generalnemu gubernatorowi”. Himmler może udzielić wskazówek podsekretarzowi stanu, lecz ten wykonać je dopiero może za zgodą Franka. „Odwrotnie, wskazówki generalnego gubernatora udzielane podsekretarzowi stanu wymagają zgody Himmlera.”

Odpowiedzialność zatem jest teraz podwójna, ale w równym stopniu. Himmler i Frank aprobują odtąd zgodnie wszystkie zbrodnie w GG. Jest to szczegół niezwykle znamienny, jeśli zważymy, że w sierpniu 1939 r. plan ataku na Polskę nosił nazwę „Unternehmen Himmler!” Akcja Himmlera! W r. 1942 ambicja generalnego gubernatora kazała wpisać na kartę zbrodni w Polsce najpierw swoje nazwisko, później Himmlera.
Frank, Himmler! Godna para.
Lecz wróćmy do kariery szubienicznika.
W tym samym roku w sierpniu Frank miał dużo przykrości. Szwagier jego, gubernator Lwowa Lasch, likwidując getto wzbogacił się nad miarę w sposób niekoleżeński wobec innych hitlerowskich bonzów. Rodzina Franka i on sam zostali wmieszani w tę ciemną aferę, w której miliardy marek w złocie odpłynęły w nieznanym kierunku. Frank został usunięty ze stanowiska prezydenta Akademii Prawa Niemieckiego, nie wolno mu było opuszczać Krzeszowic, na Wawelu rządził podsekretarz stanu do spraw bezpieczeństwa Krüger. Lasch został aresztowany.

„24.8.1942 r. złożyłem Führerowi moje podanie o zwolnienie mnie ze stanowiska generalnego gubernatora. 31.8. 1942 r. Führer kazał mnie zawiadomić przez ministra Rzeszy Lammersa, że rezygnacji mej nie przyjmuje.”

Przez siedem dni Frank siedział zamknięty w Krzeszowicach i czekał wyroku. Führer pamiętał jednak o zasługach swego „doradcy prawnego”, a może nie miał pod ręką równego drania, dość że zgodził się zatrzymać Franka. Jesień 1942 roku zapisała się w pamięci Polaków gorliwością Franka w tępieniu wszystkiego co polskie.
Gorliwość ta spowodowała powrót do łaski Führera. Posłuchajmy, jak chwali się Frank 22.9.1943 r. przed przybyłym wówczas do Krakowa SS-Obergruppenfiihre- rem von dem Bach-Zelewskim:

„Zna Pan od lat moją namiętność podkreślania zasady jedności władzy administracyjnej, toteż szczęśliwy jestem, że udało mi się właśnie w związku z moją zasadniczą rozmową z Führerem w dniu 9 maja b. r., która trwała ponad dwie godziny i odbywała się w cztery oczy, uzyskać znowu całkowitą jego zgodę na moje poglądy i wynieść od Führera honorowy tytuł wielkiego polityka – realisty w sprawach wschodu.”

Himmler, który po Laschowskiej aferze umocnił swą pozycję w GG, teraz po powrocie Franka do łaski musiał znów ustąpić. 23 czerwca 1943 r. odbył rozmowę z Frankiem i po raz drugi podpisał umowę o zależności SS, policji i Gestapo w GG od Franka.
Ustąpić też musiał Krüger, który rządził na Wawelu, gdy w Krzeszowicach przez 7 dni zamknięty siedział Frank czekając decyzji Führera.
W miejsce Krügera przybył SS – Obergruppenführer Koppe, o którym 16.12.1943 r. Frank powiedział:

„…Jestem szczęśliwy, że na czele policji w GG stoi fachowiec wielkiej klasy.”

Oświadczenie to nabiera wyrazistości, gdy przypominamy sobie jesień 1943 roku, szubienice we wszystkich miastach i masowe egzekucje na ulicach Warszawy.
W lutym przybył Himmler do Poznania, gdzie spotkał się z Frankiem, który notując w diariuszu ów dzień zapisuje:

„Dałem wyraz memu głębokiemu zadowoleniu, że zarówno między mną a SS-Obergruppenführerem Koppen?, jak i między nim i sekretarzem stanu drem Bühlerem panuje wyjątkowo piękny stosunek koleżeńskiej współpracy.”

Rok później Frank mógł wobec tego mówić w Rzeszowie (18.3.44):

„Jeślibym poszedł do Fuhrera i powiedział mu: mój wodzu, melduję Ci, że znów zniszczyłem 150.000 Polaków — to on odpowiedziałby mi: „dobrześ zrobił, jeśli to było konieczne.”

Współpraca z Himmlerem odtąd jest niczym nie zakłócona. Do końca swych rządów Frank opiera się na Gestapo, SS i policji. Gdy wybucha powstanie w Warszawie, Frank wyczuwając myśli wodza posyła depeszę:

„Palenie domów jest najpewniejszym środkiem wykurzenia powstańców z ich schronów. Po stłumieniu powstania Warszawę spotka słusznie (mit Recht) zasłużony los: całkowite zniszczenie…”

Gdy opuszcza Kraków, nakazuje podminowanie tego miasta. Gdy aresztowany 15.V.1945 r. opuszcza swój dom, każe zabrać swe pamiętniki „historyczne”. Gdy na procesie norymberskim pytają go, czy przyznaje się do winy, odpowiada przecząco.
Hans Frank nie jest człowiekiem głupim. Jest próżny, tchórzliwy, zły, ale nie głupi.
Hans Frank jest jednocześnie jednym z najgłówniej- szych zbrodniarzy hitlerowskich; nie wiem, czy gdyby ich ustawiać w kolejności, nie należałoby mu dać miejsce trzecie po Hitlerze i Himmlerze. Mało jest bowiem hitlerowców, którzy by mogli powołać się na tak „wspaniałe” tradycje jak Frank, który 17.2.1942 r. mówił:

„W czerwcu minęło 25 lat, gdy poznałem Fiihrera i od 25 lat jestem przy nim. W wielu ciężkich godzinach związaliśmy się nawzajem z sobą. Należę do koła nielicznych współuczestników tworzenia nacjonal – socjalizmu. Ja byłem przy formowaniu programu partyjnego, ja brałem udział w przygotowaniach do pierwszego wiecu partii w Mathauserbrau,  Ja znam historię ruchu od samego początku. Dla mnie historia 25 lat ruchu jest historią największej epoki rozwojowej naszego narodu, a obecnie również i świata.”

 

III. HERRENVOLK W GG

Frank uzyskawszy władzę nad Polakami nie zapomniał nigdy o tym, by swoim zarządzeniom dać nimb ideologiczny. Jak każdy Niemiec, umiał patrzeć na inne narody tylko przez pryzmat własnej pychy. Toteż wszystko, co w różnych okresach czasu zapisał Frank w swoim diariuszu o stosunku do Polaków i Polski, jest dokumentem niezwykle ważnym: odsłania bowiem duszę niemiecką w jej samouwielbieniu poprzez poniżenie drugich.
Na wstępie swego „panowania”, 31.10.1939 r., dr Frank oświadczył publicznie:

„Z całą wyrazistością musi być zaznaczona różnica między niemieckim narodem panów a Polakami.
Polacy będą posiadali odtąd tylko takie możliwości kształcenia się, które pokażą im beznadziejność ich narodowego bytu. Wyświetlać można dla nich filmy tylko najgorsze, albo takie, które pokazują wielkość i siłę Niemiec.”

Nic tak Niemców nie odradza duchowo, jak możność niewolenia innych ludzi. Polska miała być krajem niewolników.

„Decydująca dla działalności rządu GG jest wola Fuhrera, aby obszar ten był pierwszym kolonialnym terenem narodu niemieckiego. Teren ten jako całość jest łupem Rzeszy Niemieckiej…” (2.XII.1939 r.).

Kolonizacja w Europie oznacza dla Niemców zniszczenie narodu podbitego przez wytępienie jego warstw przodujących i zgermanizowanie reszty. GG stanowiło jednak tylko część Polski i zależne było od reszty, to też

„politykę, mającą na celu przeprowadzenie germanizacji bez przeszkód, będzie można rozpocząć dopiero wtedy, gdy okręgi „Wartbegau, Westprenssen, Danzig, Siid- ostraum und Oberschlesien” staną się niemieckimi w sensie określonym rozkazem Fuhrera.” (8.3.1940) Generalna Gubernia nie będzie odtąd traktowana jako obszar okupacyjny, lecz jako część niemieckiej Rzeszy. Fuhrer, gdy powziął tę decyzję, oświadczył mi, że pozostawia mi swobodę w stawianiu postulatów, które służyć mają dalszemu, ostatecznemu spojeniu GG z Rzeszą. Otrzymałem od Fuhrera całkowitą swobodę ustalenia terminu tego aktu.” (12.9.1940 r.).

Frank dba o to, by kolonialny charakter panowania nad Polakami był utrzymany. 7.10.1940 r. mówi:

„Jest samo przez się zrozumiałe, że człowiek niemiecki musi zajmować takie stanowisko, aby najmniejszy spośród nas stał daleko wyżej niż najwybitniejszy Polak na tym obszarze.”

A innym razem:

„Osobiście nie mam żadnego kontaktu z Polakami i proszę Panów również o identyczne postępowanie… Tu chodzi wyłącznie o decyzję albo—albo. Los rozstrzygnął, że my tu jesteśmy panami, Polacy zaś pod naszą opieką, naszymi poddanymi. Proszę więc Panów ograniczyć przyjmowanie Polaków, delegacji składających prośby itp. jedynie do rzeczywiście koniecznej formy służbowej. Również nie jest możliwe, aby Polakom przyznać standard życiowy Niemców. Musi istnieć różnica między standardem życiowym narodu panów a poddanymi.”

„Polacy muszą uznać granice swych możliwości rozwojowych. Fuhrer na moje wyraźne zapytanie ponownie zdecydował, że wprowadzone przez nas Ograniczenia mają pozostać w mocy. Żaden Polak nie może przekroczyć rangi starszego robotnika i żaden Polak nie otrzyma możliwości uzyskania wyższego wykształcenia w publicznych uczelniach państwowych. Proszę Panów o trzymanie się tej wyraźnej linii.”

„Poza tym nie zależy nam zupełnie na rozwoju tego kraju. Jest to być może najcięższe słowo, które powiedzieć musimy. Nam nie zależy na tym, aby Polacy byli bogatsi, czy bezpieczniejsi lub aby bardziej byli pewnej swej własności. Nam zależy tylko na zbudowaniu na tym terenie autorytetu niemieckiego. Dzieła naszego nie możemy mierzyć ilością indywidualnego szczęścia poszczególnych Polaków według pojęć rządów minionych stuleci, lecz tym, w jakim stopniu zmniejszyliśmy szanse powstania kiedykolwiek w przyszłości Polski. To może wydać się twarde i okrutne, ale w walce narodów o tysiąclecia i o lat miliony nie można innych rozstrzygnięć podejmować- Jasne jest. że dla takiej pracy potrzebne są charaktery silne i twarde. Kto do tej pracy się nie nadawał, ten już dawno odszedł od nas lub został usunięty. My tu myślimy imperialnie w największym stylu wszystkich czasów.

„Fuhrer powiedział wyraźnie, że na generalnego gubernatora nie nakłada żadnego obowiązku kształtowania tutaj niemieckiego życia i że żadne tendencje germanizacyjne tu nie obowiązują. Teren ten jest powołany do tego, aby był wielkim rezerwuarem robotniczym. My posiadamy tu jedynie gigantyczny obóz pracy, gdzie wszystko, co oznacza siłę i samodzielność, znajduje się w rękach Niemców.” (12.9.1940)

Projekt powszechnej germanizacji, postulowany w październiku 1939 r., został, jak widać, porzucony definitywnie w rok później.
Perfidia Franka występuje jaskrawo, gdy 14.4.1942 roku omawia politykę prasową „gadzinówek”:

„Zasadniczo trzeba powiedzieć, że Polacy muszą odnosić z prasy wrażenie, iż nie są traktowani jak świnie, lecz jak Europejczycy i ludzie… Zadajemy sobie już tyle trudu z Polakami, że wypada nam powiedzieć: Polak w Generalnej Guberni, mimo że mu się wiedzie jak psu, żyje lepiej niż Wioch, Grek, Serb czy inni.”

To przypomnienie Europy, jako miejsca zamieszkania Polaków, którym się wiedzie pod opieką pana Franka jak psom, jest sygnałem zbliżającego się Stalingradu i klęski Niemiec.
O wytępieniu i germanizowaniu nie ma już mowy. Trzeba to odłożyć na czas późniejszy. Mordowanie Żydów zużywa zresztą wiele sił Herrenvolku. Polaków tymczasem trzeba terroryzować i gnać na roboty do Niemiec.

 „Sytuacja, jeśli chodzi o Polaków — zapisuje w diariuszu 5.8.42 r. Frank — jest dlatego tak szczególna, ponieważ z jednej strony posiadamy niemczyznę, którą, mówię całkiem otwarcie, musimy tak umocnić, aby teren Generalnej Guberni w najbliższym lat dziesiątku stał się czysto niemieckim krajem osadników, z drugiej zaś strony w związku z obecną wojną, jesteśmy zmuszeni na tym terenie posługiwać się obcokrajowcami, którzy muszą wykonywać pracę w służbie wielkich Niemiec „

To samo powtórzył Frank dwa lata później 12.1.1944 roku, bardziej krótkim i jasnym zdaniem:

 „Kiedy wreszcie wygramy wojnę, wówczas, jeśli o moje zdanie chodzi, można będzie z Polaków i Ukraińców i z tych, którzy tu się włóczą, zrobić siekaninę (Hackfleisch). Reszta nas nie wzrusza.”

Charakterystyczne w tej ostatniej wypowiedzi jest połączenie Polaków z Ukraińcami w tym kulinarnym wyroku śmierci. Pamiętamy bowiem flirty ukraińsko- hitlerowskie na Wawelu i ton prasy niemieckiej ciepły i serdeczny o sojusznikach z SS-Division „Galizien”. Że flirt ten był nieszczery, świadczą dwie notatki Franka. Pierwsza z 12.4.1940 r., druga z 5.8.1942:

   „Oczywiście nie dopuszczę do założenia wielkiej narodowej organizacji społecznej Ukraińców, zezwolę jedynie na pewnego rodzaju samopomoc i organizacje charytatywne. Poza tym uważam, że należy stosować w GG zasadę: „divide et impera” — dziel i rządź…”

„Ukraińcy stanowią wyjątek. Muszę stwierdzić, że w interesie niemieckiej polityki należy utrzymać stan naprężenia między Polakami a Ukraińcami. Cztery i pół czy pięć milionów Ukraińców, które posiadamy w kraju, są przeciwwagą wobec Polaków. Usiłowałem zatem zawsze utrzymywać Ukraińców w nastroju pewnego zadowolenia politycznego po to, aby zapobiec zbliżeniu się ich do Polaków.”

Gdy 25.1.1944 r. chwalił się Frank przed przedstawicielami prasy swoją polityką, z dumą kolonialnego kacyka oświadczył:

 „Nie zapominajcie, Panowie, że przy najkorzystniejszym obliczeniu stosunek Niemców do ludności cudzoziemskiej w GG wynosi 1 do 99, bowiem na 16 milionów ludności GG jest tylko 250.000 Niemców.”

Tak wyglądały rządy Franka w GG oglądane pod kątem ideologii „Herrenvolku”.

 

IV. GŁÓD TYFOIDALNY

Metody rządzenia krajem podbitym były po hitlerowsku proste: u góry naród panów, u dołu mierzwa tubylców, bydło robocze, trzymane w posłuchu głodem i terrorem. Głód był metodą rządzenia. Tam, gdzie celem było wyniszczenie wrogiego narodu, głód był sprzymierzeńcem rządzących. Niebezpieczeństwo grożące ze strony ludzi głodnych unicestwiała potęga Gestapo. W diariuszu Franka obserwować możemy to metodyczne pogłębianie głodu na obszarze GG.
11.1.1941 r. odbyła się narada Franka z Krugerem.

 „Tematem obrad było zagadnienie osiedlenia w GG około 800.000 Polaków i Żydów z ziem wcielonych do Rzeszy. Na pytanie Generalnego Gubernatora, czy ludzie ci zostaną przez Rzeszę zaopatrzeni w żywność, ubrania itd., SS-Obergruppenfiihrer sądzi, że musi dać odpowiedź negatywną.”

Osiem miesięcy później, 9.9.1941,

„starszy radca medycyny dr Walbaum przedstawił sytuację zdrowotną polskiej ludności. Badania wykazały, że większa część Polaków żyje przy około 600 kaloriach dziennie, gdy normalne potrzeby człowieka wymagają 2.200 kalorii. Ludność polska jest w tak wysokim stopniu osłabiona, że z łatwością stać się może łupem epidemii tyfusu. Liczba Polaków chorych wynosi już dziś 40%. W ostatnim tygodniu zostało urzędowo stwierdzonych 1000 nowych wypadków tyfusu. Jest to dotąd najwyższa cyfra. Taka sytuacja zdrowotna stanowi dla Rzeszy i dla żołnierzy przybywających do GG wielkie niebezpieczeństwo. Staje się możliwe przeniesienie zarazy do Rzeszy. Również wzrost gruźlicy jest niepokojący. Jeśli racje żywnościowe jeszcze zostaną zmniejszone, wówczas można z góry przewidzieć ogromny wzrost zachorowań.”

Naiwne sprawozdanie dra Walbauma nie zmieniło polityki Franka, który wkrótce potem notuje swą rozmowę z Saucklem (18.1.1942 r.):

„Pragnę Panu w zaufaniu powiedzieć, że mamy dostarczyć Rzeszy 600.000 ton zboża.”

Na zebraniu partyjnym w Krakowie 14.12.1942 r. mówi Frank otwarcie:

   „Będę się starał z rezerwuaru tego terenu wydobyć wszystko, co tylko jeszcze wydobyć można. Jeśli Panowie zważą, że udało mi się dostarczyć 600.000 ton zboża dla Rzeszy, dalej 180.000 ton zboża dla stacjonującego tu Wehrmachtu, poza tym wiele tysięcy ton innych produktów, jak ziarna siewnego, tłuszczów, jarzyn, 300 milionów jaj dla Rzeszy, to zrozumieją Panowie, jak wielkie znaczenie teren ten posiada dla Rzeszy. Aby Panom wartość tych 600.000 ton uświadomić, chcę powiedzieć, że oznaczają one dwie trzecie zwiększonej racji chlebowej Wielkich Niemiec na okres obecnego planu wyżywienia. Ten niebywały wyczyn możemy z całą słusznością podkreślić.”

„Jednak świadczenia na rzecz Rzeszy posiadają i swoją ciemną stronę, mianowicie, że nałożone na nas kontyngenty przekraczają rzeczywiste możliwości żywnościowe GG i wobec tego stoimy przed następującym problemem: Czy możemy już w lutym w GG całkowicie wyłączyć z ogólnego przydziału żywnościowego ponad 2 miliony obcoplemiennej ludności tego terenu, czy nie?”
Frank przyjął jednak plan świadczeń dla Rzeszy na rok 1942/43 bez zmiany, mimo że dr. Fisch oświadczył, iż „wykonanie tego planu oznacza dla samego miasta Warszawy i okolic, że 500.000 ludzi nie otrzyma wyżywienia”

Odpowiedź na to dał Frank szczerą:

„Przy wszystkich trudnościach, które Panowie tu przytaczają, muszą Panowie zawsze mieć na uwadze, że dużo lepiej jest, gdy z głodu pada Polak niż Niemiec”

Wzrost głodu w GG niepokoić począł nawet Gestapo. Na posiedzeniu Gestapo w Warszawie w obecności Franka 25.1.1943 r. Kruger oświadczył:

„Wiemy dokładnie, że jakość pracy ludzi obcoplemiennych (fremdyolkiscli — ulubiony termin na Polaków
w GG w diariuszu Franka! p. ni.) spada z dnia na dzień. Nic nie pomoże tu podwyżka płac. Siła robocza zawsze płynie z żołądka. Ludzie ci mogą pracować, jeśli mają dostateczne wyżywienie. Za 33 złote, które zarabia dziś przeciętnie Polak w GG, praktycznie nie może on niczego kupić. Pieniądze w większej części idą na komorne, świało, opał, gaz itp.”

Metoda głodu staje się zawodną w latach rozpoczynającej się katastrofy III Rzeszy. 14.4.1943 r. dr Biihler składa raport Frankowi:

  „Mogę już dziś powiedzieć, że robotnik polski w GG gorzej jest zaopatrzony w żywność niż cudzoziemski robotnik w Rzeszy, niż wschodni robotnik w krajach Rzeszy, niż polski i sowiecki jeniec wojenny, nie mówiąc już o przydziałach, które otrzymuje czeska ludność w protektoracie i polska ludność na przyłączonych terenach wschodnich. Mimo to od polskiej ludności w GG wymaga się tej samej pracy co od innych.”

Na (tym samym posiedzeniu prezydent urzędu wyżywienia w GG Naumann składa sprawozdanie:

„Na rok 1943/4 przewidziane są następujące ilości: 1.500 ton słodyczy dla Niemców, 36.000.000 litrów mleka odciąganego, 15.100.000 litrów mleka pełnego dla Niemców.”

A dalej Naumann stwierdza:

„W ubiegłym roku zmniejszyliśmy stan bydła w GG o 20%. Krowy, które właściwie konieczne były do produkcji mleka i masła, zostały w roku zeszłym zarżnięte, aby utrzymać w pewnym stopniu dostawy mięsa dla Rzeszy i wojska. Jeśli chcemy dostarczyć 120.000 ton mięsa, to musimy z pozostałej ilości bydła zabrać 40°/o. Oznaczać to będzie, że w końcu 1944 roku w GG pozostanie tylko 600.000 sztuk bydła.”

„Na zapytanie Pana Generalnego Gubernatora odpowiada prezydent Naumann, że jeśli chodzi o zboże, to w r. 1940 zabrano 383.000 ton, w 1941 r. 685.000 ton, a w 1942 r. — 1,2 miliona ton, z czego widać, iż z roku na rok zaostrzano kontyngenty i zbliżano się coraz bardziej do granicy możliwości. Obecnie zwiększa się kontyngent o dalsze 200.000 ton, co oznacza osiągnięcie najwyższej granicy. Można bowiem głód polskiego chłopa zaostrzyć tylko na tyle, aby miał on jeszcze siły do uprawiania pola i do wykonania nałożonych mu prac, jak np. zwózka drzewa dla zarządu lasów.”

i Przytoczone cyfry oskarżają Franka, a zarazem obrazują stan, jaki w r. 1945 odrodzone Państwo Polskie zastało. 15.4.1943 r., a więc następnego dnia po referacie Naumanna, szef Gestapo dr Kruger nawrócił do sprawy głodu.

„Pogorszenie się sytuacji żywnościowej obcoplemieńców jest poważnym zagadnieniem.
Polityczne uspokojenie ludności jest zupełnie możliwe, jeśli tej części ludności, która znajduje się w służbie niemieckiej, zapewnione zostanie wyżywienie rodzin. Polski robotnik nie może być syty z otrzymanych przydziałów, jakość jego pracy staje się coraz gorsza. Zmuszony jest on do opuszczania pracy na dwa lub trzy dni w tygodniu celem zdobycia środków żywnościowych na drodze nielegalnej.”

Następujące słowa dra Buhlera wypowiedziane na przednówku 1943 (31.5.1943) oskarżają Franka.

„Rząd GG zdaje sobie od dłuższego czasu sprawę z tego, że racje żywnościowe, które dotąd przydzielane są obcoplemiennym, pod żadnym warunkiem nie mogą być nadal utrzymane, jeśli się nie chce zmusić ludności do powstania.
…Trudności sytuacji żywnościowej, które, rzecz prosta, wpływają na nastroje ludności, niebywałe wzrosty cen, częściowo przesadna i małoduszna polityka uposażeń i płac, spowodowały to, że część ludności polskiej doprowadzona została do rozpaczy.”

Rok 1943 był rokiem niezwykle ostrej walki Polski Podziemnej z najeźdźcą. Jesienią zaniepokojony kontr terrorem polskim Frank zmniejsza kontyngenty i oświadcza (22.9.1943):

„Dostarczenie 730.000 ton zboża z samej GG w roku 1942 jest doprawdy czynem tak cudownym, że nikt po nas ni i potrafi go powtórzyć.”

Nawet sam Frank bowiem dalej mówi:

,,Sądzę, że będziemy w stanie dostarczyć Rzeszy, jeśli już nie głodową liczbę 730.000 ton zboża, to jednak 500.000 ton na pewno.”
„Minimum egzystencji polskiego i ukraińskiego urzędnika i pracownika jest bardzo niskie. Nie są oni nawet w stanie wykupić urzędowo przydzielanych im środków żywnościowych.”

Wyrzut ten dr Frank czyni drowi Senkowsky’emu, który był „odpowiedzialny” za finanse GG.

 

V. ŁAPANKI EUROPEJSKIE

Hans Frank przywykł jako doradca prawny NSDAP każdą rzecz uzasadniać, aby była „słuszna”, toteż dnia 31.10.1939 r. oświadczył:

„Obowiązek pracy dla Polaków ma swe uzasadnienie w wywiezieniu polskiego złota za granicę: w konieczności naprawienia szkód spowodowanych przez Polaków.”

W marcu 1940 r. jedzie Frank do Berlina,

„gdzie przedstawiono mu pilne zadanie przesłania do Rzeszy większej ilości polskich robotników rolnych. Generalny Gubernator powiedział w Berlinie, iż zastosuje oczywiście przymus, a to w takiej mniej więcej formie, że każe policji obstawić wieś i wszystkich potrzebnych mężczyzn i kobiety przymusowo wyprowadzić i odesłać do Niemiec.”

12.4.1940 r. Frank precyzuje dalsze metody powoływania do pracy Polaków:

„Ponieważ ilość zgłaszający cli się dobrowolnie na roboty do Rzeszy jest niewystarczająca, zarządzono stosowanie przymusu. Przymus ten oznacza możliwość zaaresztowania Polaków płci męskiej i żeńskiej. To spowodowało pewien niepokój, który według różnych sprawozdań poważnie się rozszerza i może stworzyć trudności we wszystkich dziedzinach. Pan marszałek polny, Goring, wskazał swego czasu w wielkiej mowie na konieczność sprowadzenia do Rzeszy miliona sił roboczych. Dotychczas dostarczono 160.000 ludzi.
Aresztowania młodych ludzi, opuszczających kościoły i kinoteatry, zwiększyć mogą nerwowość wśród Polaków. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, jeśli zdolne do pracy, a włóczące się tałałajstwo będzie zabierane z ulicy. Najlepszym wyjściem byłoby jednak zorganizowanie obławy. Jest przecież całkowicie zgodne z prawem zatrzymać Polaka na ulicy i pytać go, co robi, gdzie jest zatrudniony itp. Pan Generalny Gubernator wskazał następnie na to, że Polacy z Warthegau mogą być od razu wysyłani do Rzeszy.”

W niecały miesiąc później, 8.5.1940, odbyła się pierwsza obława, której lud Warszawy nadał drwiąco – ohydną nazwę, mającą przetrwać całą wojnę: „łapanka”. W dwa prawie lata po uzasadnieniu obowiązku pracy 5.9.1941 r. czytamy w diariuszu Franka:

„Na zapytanie pana Gubernatora odpowiada starszy radca rządu Reedde, że dotychczas ogółem wysłano do Rzeszy 1,4 miliona robotników polskich. W chwili obecnej niemożliwe jest wysłanie do Galicji specjalnych kolumn robotniczych do budowy dróg.”

9.9.1941 r. członek rządu GG dr Frauenhofer składa sprawozdanie Frankowi:

„W liczbie wszystkich obcoplemiennych sił roboczych na całym obszarze wielkoniemieckiej Rzeszy znajduje się 47°/o Polaków. Ponadto urzędy pracy w GG przekazywały do Rzeszy 230.000 ludzi miesięcznie, to jest około 8.000 dziennie. Liczba ta zostanie jeszcze zwiększona przez zdobyte w Galicji siły robocze, z których już 35.000 posłano do Rzeszy. Udało się również w krótkim czasie dostarczyć zapotrzebowaną liczbę górników, a mianowicie 11.000 dla Zagłębia Ruhry, dalszych zaś dla transportu węgla i dla handlu węglem.”

Statystyki urzędu pracy, zapewne dzięki urzędnikom Polakom, nie są ścisłe. Wymieniona 5.9.1941 r. liczba 1,4 miliona zmniejsza się 26.3.1942:

„Prezydent dr Frauenhofer oświadcza, że liczba Polaków na robotach w Rzeszy osiągnęła 1,1 miliona, z czego przez sam urząd pracy dostarczonych było 630.000… dziś jedzie tygodniowo do Rzeszy 7.000 — 8.000 Polaków”.

O tym, że wyjazdy te nie były dobrowolne i napotykały na opór Polaków, świadczy notatka z 27.3.1942 r.:

„Generalny Dyrektor Budin, jako kierownik wielkiego przedsiębiorstwa w Rzeszy, zaproponował zabranie około 2000 robotników z fabryki w Kamiennej i przesłanie mu ich do Niemiec. Dostarczono więc robotnikom w Kamiennej wezwanie do pracy, lecz tylko 800 robotników zgodziło się na wysyłkę do Rzeszy; wobec pozostałych 1200 robotników ma być zastosowana akcja policyjna. Kapitan Gartzke uważa taką akcję za możliwą jedynie na podstawie legalnej.”

Tajemnicy ostatniego zdania pamiętnik nie wyjaśnia. A szkoda.
Hans Frank zadowolony jest z łapanek, które nadają charakter germańskiej Europie. 5.8.1942 r. chwali się Frank przed NSDAP:

„Mogę stwierdzić, że w ciągu ostatnich 18 miesięcy dostarczono niemieckiej gospodarce i rolnictwu przeszło 800.000 sił roboczych z GG. Jest to najwyższa liczba obco- plemiennych robotników, jaka z jednego kraju dostarczona została do Niemiec.”

18.8.1942 r. chwali się z kolei przed „Reichsfuhrerem” dla handlu niewolnikami, Saucklem:

„Cieszę się, że mogę Panu oficjalnie zameldować, iż dostarczyliśmy Rzeszy dotychczas ponad 800.000 sił roboczych… Ostatnio zwrócił sic Pan do nas o przekazanie dalszych 140.000 sił roboczych. Mogę z radością Panu urzędowo oświadczyć, że w myśl naszej wczorajszej umowy 60% żądanych sił przekażemy do Rzeszy do końca października, pozostałe zaś 40% do końca tego roku.
Poza tym może Pan liczyć w roku przyszłym na dalszych robotników z GG, ponieważ do zdobycia sił robotniczych zaangażujemy policję.”

Na procesie norymberskim powyższy wyjątek zrobił wrażenie na wszystkich poza Frankiem i Saucklem, co jest zrozumiałe, jeśli przeczytamy samochwalczą notatkę Franka z 14.12.1942 r.:

„Wiedzą Panowie o tym, że oddaliśmy Rzeszy 940.000 polskich robotników. Tym samym GG stoi w liczbach bezwzględnych i procentowych na czele wszystkich europejskich krajów. Ten wyczyn jest wspaniały i tak też ocenił go gauleiter Sauckel.”

Sposoby werbowania do „dobrowolnego” wyjazdu do Rzeszy zawiodły. Na posiedzeniu policji w Krakowie 18.6.1942 r.:

„Generalny Gubernator wyraził również opinię, że nie ma już sił roboczych, klóre by dobrowolnie meldowały się do pracy w Rzeszy. Obecnie nic już się nic osiągnie systemem ochotniczych zgłoszeń.”

Istotnie, zawodził nie tylko system zgłoszeń dobrowolnych, ale i przymusowych. 26.1.1943 r. Krüger oświadczył Frankowi:

Pożądane by było, aby wreszcie powiedziano nam, ile jeszcze polskich sił roboczych mamy dostarczyć. O tym, jak dalece jest to konieczne, świadczy np. fakt, że ludzie na wsi uciekają na widok urzędnika policji. Potwierdził to pełnomocnik Pehle. Gdy zjawił się on we wsi, chłopi porzucili wozy i z kobietami oraz dziećmi uciekali. Na zapytanie odpowiedziano mu, że uważano go za tego, który ma przeprowadzać powoływanie do pracy.”

Mimo to łapanki trwają nadal. 20.4.1943 r. dr Buhler mówi:

„Przed kilkoma tygodniami Pan Generalny Gubernator pożegnał milionowego robotnika, udającego się do Rzeszy. Obecnie zdobyto dla Rzeszy znów dalsze 110.000. [Zdobyto!]

22.9.1943 r. chwali się Frank von dem Bachowi:

„…posłaliśmy z naszego terenu do Rzeszy 1,3 miliona robotników — wyczyn, który jest jedyny w swoim rodzaju.”

Na dorocznym posiedzeniu „rządu GG” 26.10.1943 r. „chlubne” sprawozdanie:

„Mimo stale rozwijającego się życia gospodarczego w Generalnej Guberni dała ona Rzeszy olbrzymie ilości sił roboczych: w r. 1939 — 40.000, w r. 1940 — 302.000, w r. 1942 — 390.000. Ogółem od września 1939 r. do końca sierpnia 1943 r. przekazaliśmy do Rzeszy 1.234.000 sił roboczych. To są liczby, które mówią za siebie.”

Liczby te mówią ludzkim głosem, bo za każdą cyfrą kryją się żywi ludzie, którzy walczyli ze zbrodniarzem z Krzeszowic. Ta walka zmusza Franka do regularnej wojny. Oto dokument z 2.2.1943 r.:

„Pan Generalny Gubernator gotów jest w razie potrzeby zwrócić się do Wehrmachtu z prośbą o przydzielenie mu kilku kompanii dla zatrzymania tych, którzy nie chcą pracować. Policja i Sonderdienst niestety są za słabe, by mogły wypełnić takie zadanie. Gen. Gubernator polecił podsekretarzowi stanu drowi Buhlerowi wypracowanie odpowiedniego projektu.”

Projekt został wypracowany, dowództwo armii wyraziło zgodę, żołnierze Wehrmachtu razem z SS i Gestapo rozpoczęli łapanki w r. 1943 i brali odtąd udział w tych „jedynych w swoim rodzaju wyczynach” aż do stycznia 1945 r. Jest to jedna z najciemniejszych kart żołnierza niemieckiego. — Rakarze!
18.3.1944 r. w Rzeszowie Frank chwali raz jeszcze siebie, a po raz pierwszy wobec „jedności narodów europejskich w obliczu wspólnego niebezpieczeństwa” chwali także Polaków:

„Miliony zostało posłanych na roboty. Na czele stoi jak zawsze Generalna Gubernia, która wysłała do Rzeszy prawie 2 miliony sił roboczych. Właściwie biorąc Polacy, jeśli się ich traktuje dobrze, są najsolidniejszymi pracownikami w całej Europie, szczególnie jako robotnicy niewykwalifikowani.”

19.4.1944 r. prezydent Struwe przedstawił Frankowi następującą tabelę:

„Obcoplemienne siły robocze przekazane przez „Arbeitsamfy” do pracy:

Rok   |    w GG    |w Rzeszy
1940 | 477.000  |300.000
1941 | 734.000  |  233.000
1942 |979.000   |  398.000
1943 | 840.000 | 184.000

Taki jest bilans łapanek Hansa Franka. O warunkach życia ludzi pracy w Generalnym Gubernatorstwie wiemy z diariusza generalnego gubernatora dostatecznie dużo, aby móc oskarżać (por. rozdział pt. „Głód tyfoidalny”). O warunkach życia robotników polskich w Rzeszy daje diariusz Franka również dostateczny materiał obciążający. Oto zapisek z 12.4.1944 r.:

„…Prezydent Gerteis mówił o traktowaniu Polaków w Rzeszy. Było ono zawsze jeszcze gorsze niż traktowanie każdego innego robotnika cudzoziemskiego i doprowadziło do tego, że dziś właściwie żaden Polak nie zgłasza się dobrowolnie na roboty do Niemiec.”

Oto w skrócie wyjątki z diariusza Franka, dające obraz 5 lat niemieckiej „polityki sił roboczych”. Zarazem dla historyków kultury najbardziej obiektywny źródlosłów drwiąco – ohydnego słowa o europejskim zasięgu: „łapanka”.

 

VI. MADAGASKAR W TREBLINCE

 

Nie ma zbrodni wojennej, która by za zgodą Franka nie została popełniona w „Generalnej Guberni”. Hans Frank jest odpowiedzialny bezpośrednio za większą ilość zbrodni niż którykolwiek z oskarżonych. Jeśli świat z przerażeniem spoglądał na proces potwora z Belsen, odpowiedzialnego tylko za jeden kilkudziesięciotysięczny obóz śmierci, cóż więc rzec o Franku, który zgodził się aby podległa mu GG była obozem śmierci milionów.
Tu przecież poza milionami Polaków i Ukraińców zginęło 3 i pól miliona Żydów. Gdy z diariusza Franka wybrałem i ułożyłem w chronologicznej kolejności notatki jego o Żydach, powstał przerażający obraz narastania tej jedynej w dziejach zbrodni. Posłuchajmy niemieckiej opowieści:

„7 października 1939 roku w Krakowie gubernator dr Fischer zauważył, że dla Żydów tworzyć trzeba specjalne getta. Pan Generalny Gubernator wyraził na to swą zgodę.”

To jest początek.

10.11.1939 r. „Pan Generalny Gubernator zarządził wprowadzenie oznaki dla Żydów (biała opaska z niebieską gwiazdą Syjonu). Nosić ją mają wszyscy Żydzi i Żydówki od 12 roku życia. Każde nieposłuszeństwo wobec tego przepisu musi być odpowiednio ukarane.”

2 grudnia 1939 r. wydaje już Hans Frank nakaz cenzurowania wiadomości o Żydach w GG tej treści:

„Niepożądane są komunikaty prasowe o rozstrzeliwaniu Żydów, nie należy bowiem Żydów przestraszać.”

Frank z całą świadomością przygotowuje pułapkę dla Żydów, których ściąga do GG, jak stwierdza 8.XII.1939 roku Kruger:

„Od 1 grudnia codziennie przybywa do GG wiele pociągów z Polakami i Żydami z nowo przyłączonych do Rzeszy terenów. Transporty te trwać będą do połowy grudnia.”

Frank w swych antyżydowskich zarządzeniach przybiera zawsze pozę reprezentanta czystości idei niemieckiej. 12.4.1940 r. opowiada o sobie z patosem:

„Dr Frank stwierdził wczoraj w rozmowie z generałami, że na skutek trudności kwaterunkowych zmuszeni: są oni mieszkać w domach, gdzie prócz nich lokatorami są tylko Żydzi.
Tyczy się to również wszystkich kategorii urzędników. Stan ten na daleką metę jest nie do zniesienia. Jeśli autorytet nacjonalistyczno-socjalistycznej Rzeszy ma być nadal utrzymany, to nie można dopuścić do tego, aby reprezentanci tej Rzeszy zmuszeni byli przy wchodzeniu czy opuszczeniu domu spotykać się z Żydami i narażać się na nie bezpieczeństwo zarażenia chorobami. Dr Frank zamierza wobec tego, jeśli to tylko możliwe, rozpocząć wielką akcję wysiedlania i oczyścić miasto Kraków z Żydów do 1 listopada 1940 roku. Jest bowiem absolutnie niedopuszczalne, aby w mieście, któremu Fiihrer przyznał wysoki honor stania się siedzibą władz Rzeszy, włóczyło się i posiadało mieszkania tysiące Żydów. Kraków musi być oczyszczony od Żydów bardziej, niż jakiekolwiek inne miasto w GG.”

Po pokonaniu Francji, kiedy Afryka, wydawało się, stanie się bardzo szybko kolonią włosko – niemiecką i w całej Rzeszy uczono się na gwałt języka afrykańskiego Suaheli, Hitler wpadł na pomysł założenia kolonii żydowskiej pod protektoratem Gestapo. 12.7.1940 r. Frank opowiada o swej rozmowie z Adolfem:

„Bardzo ważne jest rozstrzygnięcie Fuhrera, powzięte na mój wniosek, że nie będzie więcej transportów Żydów do GG. Pragnę przy tym ogólnie zaznaczyć, że planowane jest przetransportowanie całego żydostwa z Rzeszy Niemieckiej, GG i Protektoratu w najkrótszym czasie po zawarciu pokoju do jednej z afrykańskich lub amerykańskich kolonii. Mówi się o Madagaskarze, który w tym celu odstąpiony będzie przez Francję. Tam na przestrzeni 500.000 km kw. będzie dość miejsca dla paru milionów Żydów. Starałem się o to, aby i Żydzi z GG brali udział w tym korzystnym rozwiązaniu umożliwiającym im stworzenie sobie nowego życia na nowej ziemi. Zostało to zaakceptowane, tak że w bliskim czasie nastąpi olbrzymie odciążenie.”

Niemniej pan Frank dalej tworzył getta, o czym czytamy pod datą 12.9.1940 r.:

„Jeśli chodzi o Żydów, to zezwoliłem na zamknięcie getta w Warszawie, przede wszystkim dlatego, że jak stwierdzono, niebezpieczeństwo grożące ze strony 500.000 Żydów jest tak wielkie, iż trzeba było zlikwidować możliwość włóczenia się ich (po mieście)”.

25.7.1940 r. przemawia Frank i raz jeszcze opowiada o decyzji Hitlera, która spotyka się z charakterystycznym śmiechem słuchaczy:

„Jak tylko komunikacja morska pozwoli, Żydzi zostaną sztuka po sztuce odtransportowani. Przypuszczam, że z tego powodu panowie nie będą się martwić (wesołość). Wierzę zatem, że jak to się zwykło mówić, odwaliliśmy już najbrudniejszą robotę i że obecnie możliwe jest stworzenie tu naprawdę przyzwoitego ludzkiego miasta dla naszych niemieckich rodaczek i rodaków.”

Ten dowcipny ton zachował i w swej mowie 19.12.1940 r., gdy przemawiał do wojska opowiadając wesoło o troskach matek niemieckich, które myślą o swych synach:

„Mój Boże, siedzi on gdzieś tam w Polsce, gdzie tak wiele wszy i Żydów, może mu głodno i chłodno, a nie waży się o tym pisać. Może byłoby zatem dobrze posłać ukochanym do domu fotografię i powiedzieć im: och, w GG jest już inaczej i lepiej niż dawniej. Oczywiście w ciągu jednego roku nie mogłem usunąć wszystkich wszy i wszystkich Żydów (wesołość), ale z biegiem czasu, a przede wszystkim, jeśli wy mi będziecie pomagać, uda się i to wykonać.”

Jesienią 1940 inwazja na Anglię nie powiodła się. Hitler począł przygotowywać plan „Barbarossa”, idea madagaskarska została porzucona, do GG znów zaczęły przychodzić transporty z Żydami. 15.1.1941 r.:

„Dr Buhler oświadczył, że uważa za niemożliwe rozdzielić w przewidziany sposób milion ludzi na obszarze GG. Jest to zadanie tak trudne, zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak zdrowotności i wyżywienia, że niemożliwe jest, by obyło się bez zamieszek. Pan Generalny Gubernator odpowiedział, że przeciwko zamieszkom wystąpi się z całą surowością.
Załącznik: sprawozdanie z rozmowy o przesiedleniu Polaków i Żydów do GG, odbytej w Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie 8.1.1941 r.
W roku 1941 należy ogółem przesiedlić z terenów wschodnich Rzeszy do GG 831.000, ponadto przewiduje się przesiedlenie wewnątrz GG około 180.000 ludzi.
Pan Generalny Gubernator uzależnia swoją decyzję utrzymania lub rozwiązania warszawskiego getta od wyniku mającej tam wkrótce nastąpić inspekcji. W każdym razie nie dopuści on do tego, aby miasto takie jak Warszawa było całkowicie zasmrodzone.”

Madagaskar znika z projektów Franka. Wypróbowana na Polakach metoda głodu zostaje zastosowana urzędowo do „rozwiązania kwestii żydowskiej”.
15.10.1941 r. „Pan Generalny Gubernator uważa, że dalsze środki żywnościowe dla ludności żydowskiej do starczano być nie mogą.”

17.10.1941 r. sprawozdanie z Lublina:

„Miasto Lublin liczyło w końcu 1939 r. 40.000 Żydów. Około 12.000 zostało w międzyczasie wysiedlonych, lecz mniej więcej taka sama liczba znowu przybyła. Wszyscy Żydzi są stłoczeni w starej części miasta, której granic przekraczać im nie wolno, nie ma jednak dotąd zamkniętego getta. Jedna z najważniejszych dróg ze wschodu prowadzi przez środek tej części miasta, tak że trzeba było budować ulicę okrężną. W tych dniach będzie ona gotowa, a wtedy getto otoczone zostanie drutem kolczastym
i całkowicie zamknięte. Zarządzeń tych można by nadal nie wprowadzać w życie, ponieważ od roku żaden Żyd nie mieszka poza wyznaczonym terenem, ale przybywający stale Żydzi przynoszą bardzo często tyfus i inne choro by i są stałymi roznosicielami zarazy. Rozwiązanie sprawy żydowskiej będzie ostatecznie dopiero wtedy możliwe, gdy uda się przeprowadzić pełne odtransportowanie wszystkich Żydów.”

16.12.1941 r.: „Dr Frank: Przecinko opuszczaniu getta przez Żydów trzeba będzie wystąpić i wystąpi się z całą ostrością. Z tego powodu wyznaczona kara śmierci dla Żydów musi być jak najszybciej stosowana.”

22.1.1941 r.: „Dr Frank: Tak długo, jak Żydzi są tutaj, muszą oni pracować, oczywiście nie w sposób taki, jak dawniej. Żydzi proszą dziś świat o współczucie, ale my pozostajemy zimni!”

9.9.1941 r.: „Dr Hummel: Niebezpieczeństwo tyfusu zwiększa się na skutek spadku odporności zdrowotnej u ludności, szczególnie wśród młodzieży. Wyżywienie mieszkańców getta jest niedostateczne. Brak jest środków dezynfekcyjnych, brak mieszkań. Raportowany stan ty fusu w getcie wynosi dziś 2.405 wypadków. Rzeczywisty stan jest daleko wyższy. W Warszawie stwierdzono 503, na prowincji 589 zachorzeń Polaków na tyfus. Samo zamknięcie Żydów w getcie jest błogosławieństwem. Ważne jest obecnie całkowite odcięcie getta. Z dziękczynieniem powitano rozkaz policji, zezwalający na strzelanie do Żydów na drogach wiejskich. Dr Hummel referuje dalej praktyczne skutki nałożenia kary śmierci za nie prawne opuszczanie getta. W Warszawie mimo powołania trzeciego sądu zdołano wydać tylko 45 wyroków śmierci, z których dopiero 8 wykonano, ponieważ o każdym wypadku ostateczną decyzję wydaje Komisja Ułaskawień w Krakowie. Dalsze 600 wniosków o wyrok czeka. Na drodze postępowania sądów specjalnych skuteczne zaniknięcie getta jest niemożliwe. Postępowanie do chwili likwidacji trwa zbyt długo, obciążone jest formalnościami i musi być uproszczone.”

Tak narasta zbrodnia. Doktorowi Hummlowi odpowiada tegoż dnia Frank:

„Z Żydami — to chcę Panom otwarcie powiedzieć — trzeba tak czy owak zrobić koniec. (Tu cytuje słowa Hit lera z 1.IX.1939 r.). Wiem, że krytykuje się szereg zarządzeń, wydanych obecnie w Rzeszy przeciwko Żydom. Jak wynika z raportów o nastrojach, wciąż się mówi o okrucieństwach, surowości itp. Pozwolą Panowie, że nim będę mówić dalej., uzgodnimy między sobą tę zasadę: współczucie chcemy zachować zasadniczo tylko dla niemieckiego narodu, poza tym dla nikogo na świecie. Dla nas też nikt nie miał współczucia. Jako stary nacjonal- socjalista muszę powiedzieć: jeśli żydostwo przeżyje w Europie tę wojnę, my zaś dla utrzymania Europy poświęcimy naszą najlepszą krew, to wówczas wojna ta stanowić będzie tylko sukces częściowy. Toteż oczekuję, że Żydzi znikną. Muszą zniknąć. Nawiązałem rozmowy w celu wyrzucenia Żydów na wschód. W styczniu odbędzie się w Berlinie wielka konferencja, na którą posyłam p. Buhlera. W każdym bądź razie nastanie wielka żydowska wędrówka. Lecz co ma z tymi Żydami nastąpić? Czy wierzą Panowie, że na wschodzie umieści się ich w wioskach osadniczych? Powiedziano nam w Berlinie: Po co robicie tę historię? Przecież w Ostlandzie czy w Komisariatach Rzeszy również będziemy musieli coś począć z Żydami —zlikwidujcie ich sami. Moi Panowie, muszę Was prosić, byście się opancerzyli przeciwko wszystkim rozważaniom uczuciowym. Aby utrzymać fundamenty Rzeszy, musimy Żydów zniszczyć, gdziekolwiek ich spotkamy i gdziekolwiek to jest możliwe. To oczywiście nastąpi za pomocą metod innych niż te, o których mówił dr Hummel. Nie można czasowych poglądów przenosić na tego rodzaju jednorazowe gigantyczne wydarzenia. W każdym razie musimy znaleźć drogę, która prowadzi do celu i o tym właśnie rozmyślam. Żydzi są dla nas również niezwykle szkodliwymi żarłokami. GG liczy około 2,5 miliona, a razem z (ludźmi) spokrewnionymi z Żydami około 3,5 miliona- Tych 3,5 miliona Żydów nie możemy rozstrzelać, nie możemy otruć, w związku jednak-« wielkimi decyzjami, powziętymi w Rzeszy, zastosujemy metody, które jakoś doprowadzą do sukcesu zniszczenia (Vernichtungserfolg), GG musi być wolna od Żydów tak jak Rzesza. Gdzie i jak to nastąpi, jest sprawą władz, które w tym celu powołamy i stworzymy, a których skuteczność zostanie Panom we właściwym czasie podana do wiadomości.”

To jest przemówienie Hansa Franka, który na procesie norymberskim oświadczył, iż jest niewinny.
5.8.1942 r. na posiedzeniu partii mówił Frank:

„O Żydach nie potrzebuję specjalnie mówić. Zmusiliśmy ich do pracy. Wszelka litość nie jest tu na miejscu. Nie zasłużyli oni sobie na inny los niż ten, który ich spotkał, oni bowiem przecież rozpętali wojnę…!”
„Cóż za paskudny naród żydowski panoszył się w roku 1939! A gdzie są dziś ci Żydzi? Prawie ich nic widać. Są przy pracy.”

Tragedia narodu żydowskiego zbliża się do punktu kulminacyjnego. 18.6.1942 r. na policyjnej odprawie w obecności Franka interpeluje dr Buhler w sprawie szybkiego zmniejszenia ludności getta. Sekretarz stanu Kruger odpowiada, że zapewne w ciągu sierpnia będzie można mieć już pogląd na tę sprawę. Problem wysiedlania Żydów dojrzewa. Dla przeprowadzenia akcji wysiedleńczej’ potrzeba wystarczającej ilości pociągów transportowych. Mimo całkowitego zamknięcia ruchu kolejowego na najbliższe 14 dni, Kruger w rozmowach z prezydentem Gerteisem uzyskał zapewnienie, że dla odtransportowania Żydów pociągi będą podstawione. Po zniesieniu ograniczeń ruchu kolejowego akcja żydowska musi być przeprowadzona z większym natężeniem.”
Jak przyjęli Niemcy „wysiedlanie” Żydów na Madagaskar w Treblince i Sobiborze?
25.1.1943 r. „Gubernator Zorner: Ewakuacja Żydów została przez większość Niemców uznana jako akcja konieczna. Niestety przy końcu zbyt pośpieszne zarządzenia doprowadziły do tego, że wielu Żydów uciekło do lasów i dołączyło się do grup bandyckich. Tak np. w Puławach stwierdzono, że jedna z band składała się z 3 Rosjan i 24 Żydów.”
31.5.1943 r. oświadczył Kruger w obecności Franka:

„Odżydzenie… było dla policji jednym z najcięższych i najbardziej nieprzyjemnych zadań, które jednak, na rozkaz Fiihrera, musiało być przeprowadzone, ponieważ leżało w interesie całej Europy.”

Potem przez cały prawie rok w pamiętniku Franka nie ma notatki o Żydach. Dopiero w 1944 r. ostatnie dwa zapiski, które starczą za tomy oskarżeń.
25.1.1944 r. na konferencji prasowej w Berlinie chełpił się Frank:

„Obecnie mamy w GG może jeszcze ze 100.000 Żydów”.

4.3.1944 r. na posiedzeniu partii morderca milionów Żydów kpi z tych, którzy się z dokonaną zbrodnią pogodzić nie mogą:

„Jeśli do niedawna ten czy ów obnosił ze łzami w oczach żałobę po Żydach i mówił: czyż nie jest to okrutne, co z Żydami uczyniono, to należy go zapytać, czy i dziś nadal reprezentuje ten pogląd. Gdybyśmy dziś mieli dwa miliony Aktywnych Żydów, a z drugiej strony tę niewielką liczbę niemieckich mężczyzn w kraju, wówczas nie bylibyśmy już panami położenia. Żydzi są rasą, która musi być wytępiona. Każdego złapanego Żyda wykończymy na miejscu.”

VII. TRUCIZNA DLA NARODU
Wrogi stosunek Franka d(| religii wypływał nie z kry tyki rozumowej, lecz z poczucia bezużyteczności religii wobec posiadanej siły.
W diaiiuszu Franka znalazł dr Piotrowski również szereg wypowiedzi o Kościele Katolickim w Polsce, które charakteryzują generalnego gubernatora, a zarazem są dalszymi dowodami oskarżenia.
Już 2 grudnia 1939 r. Frank określa swą politykę totalną wobec Kościoła:

„Skazanie na śmierć jednego arcybiskupa i jednego biskupa pozwala mi stwierdzić, że w GG prowadzi się totalną walkę z wszelkiego rodzaju oporem. Obaj biskupi zostali słusznie skazani, ponieważ znaleziono przy nich broń! Jeśli mimo to zamieniono im karę śmierci na dożywotnie więzienie, spowodowały to inne specjalne względy.”

„SS — Obergruppenführer Krüger uważa za stosowne, aby o wypadkach tego rodzaju, jak wspomniane skazanie dwóch biskupów nie rozpowiadano, istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że plotka może liczbę skazanych znacznie pomnożyć.”

W grudniu 1940 r. gmach seminarium duchownego w Krakowie został przekazany przez Franka niemieckiej policji, przy czym Frank oświadczył:

„Jeśli Wam nie wystarczy seminarium duchowne, to wówczas dam Wam pałac Księcia Metropolity. A jeśli
macie ochotę na cokolwiek innego, co może ułatwić Wam służbę, jestem zawsze gotów Wasze życzenia spełnić.”

Na tajnym posiedzeniu partii w Krakowie 18 marca 1942 r:

„Nie troszczmy się o Kościół. Po prostu problemów kościelnych u nas nie będzie. Wehrmacht posiada co prawda w Generalnej Guberni kościoły garnizonowe, ale dla cywilnej, ludności niemieckiej w GG kościołów nie będzie. Jesteśmy — rzec można — szczęśliwym krajem, bowiem z takim problemem nie musimy się liczyć.”

A oto cyniczna uwaga Franka wobec dziennikarzy niemieckich 14 kwietnia 1942 r.:

„A jeśli się twierdzi, że katolicyzm jest rzeczywiście hańbą dla narodu, to tym bardziej muszę życzyć Polakom katolicyzmu. Jeśli zaś katolicyzm jest trucizną, to należy tylko życzyć narodowi polskiemu tej trucizny. To samo dotyczy i innych spraw.”

Na kursie wychowawczym partii w Krakowie 2 lutego 1944 r.:

„Dobrze trzeba zapamiętać, że klechy są naszymi śmiertelnymi wrogami. Toteż czuję odrazę, gdy widzę, że katolickie kościoły w Generalnej Guberni zapełniają się Niemcami bardziej, niż bym się tego kiedykolwiek spodziewał. Miałem cichą nadzieję, że na tym nowym obszarze Rzeszy Niemieckiej uda się zlikwidować wpływy Kościoła, lecz ci, którzy już od dwóch tysięcy lat krążą ze swoimi bajeczkami po kraju — to cwane łobuzy. Nazywamy się „Herrenmenschen”, pragniemy tworzyć nowy kraj, a latamy za tymi rzezakami cieląt równie przygarbieni jak to Polaczyska (die Polacken).”

Na zakończenie kursu dwa tygodnie później przemawiał znów Frank:

„Wiecie sami, jak ciężka jest nasza walka z Kościołem. Domy Boże zapełniają się coraz bardziej, a jednocześnie Kościoł potrafi jak żmija w sposób przebiegły i mądry ukrywać swoją do nas wrogość. Wrogowie nasi (mamy ich także i w Niemczech) są zorganizowani międzynarodowo i posiadają pomoc międzynarodową. Widzimy więc, że chęć rozsadzania programu Fuhrera
0 znaczeniu światowo-historycznym stworzyła front nieprzyjaciół, których jako zwycięzców widzieliśmy u nas w roku 1919, to jest front żydów, jezuitów i masonów. Ci nasi wrogowie znowu występują w dzisiejszym dramacie światowym.”

5 maja 1944 r. zapisana jest rozmowa Franka z metropolitą Sapiehą:

„Sapieha: Cała ludność ¡jest właściwie bezbronna. Zdarzało się, że podrzędnym organom administracji pozostawiono decyzję co do rozstrzeliwania lub pozostawienia przy życiu Polaków.
Arcybiskup Sapieha mówił z kolei o aresztowaniu i rozstrzeliwaniu polskich księży. Określał wielu z nich jako całkowicie niewinnych. 20 księży poniosło już śmierć w Oświęcimiu, gdy pozostałych 20 nadal znajduje się w areszcie.
Pan Generalny Gubernator: Mała liczba 20 zabitych i 20 aresztowanych księży może służyć jako dowód, że mimo wszystko umożliwiło się Polakom praktyki religijne.”

Ta notatka posiada równie wiele cynizmu, jak i w 9 dni później, 14.5. 1944 r., wypowiedziana uwaga do towarzyszy partyjnych NSDAP:

„A jeśli przyjdzie do nas ksiądz i zechce nam dać ostatnie namaszczenie, to wówczas odpowiemy mu:„Kochany przyjacielu, pozostaw w spokoju twą Jezusową historię. Myśmy bezpośrednio przeżyli Żywe Objawienie (den Träger eines Glaubens).”

Dla nas powiedzenie, że Hitler był „Żywym Objawieniem” wydaje się czymś obłąkańczym. Dla milionów Niemców jednak nacjonal-socjalizm był religią, a Hitler jedynym bogiem. Frank wiedział o tym. Toteż czytając jego wypowiedzi pamiętać zawsze trzeba, że choć one nas rażą, nie raziły one nigdy sprusaczonych Niemców.

 

VIII. DZIECI Z ZAMOJSZCZYZNY

 

W historii Warszawy z okresu okupacji sprawa dzieci z Zamojszczyzny należy do najpiękniejszych kart. Wte dy to, gdy w ciągu godzin nieledwie cała Warszawa orga nizowała pomoc i uprowadzała z, wagonów kolejowych osierocone dzieciaki chłopskie spod Zamościa, Niemcy przekonali się, że popełnili błąd.
W diariuszu Franka sprawa Zamojszczyzny powtarza się wielokrotnie. Warto podać jej echa w „rządzie GG” w kolejności zapisków.
Początek sprawy zapisany jest pod datą 4.8. 1942 r.:

„Sekretarz stanu Kruger mówił następnie o tym, że Himmler zamierza w najbliższym czasie, do końca przyszłego roku, zająć w obu powiatach (zamojskim i lubelskim): 1000 wiejskich zagród (1 zagroda dla jednej rodziny liczącej, ok. 6 osób) dla Niemców z Bośni, 1000 zagród dla Niemców z Besarabii, 200 dla Niemców z Serbii, 2000 dla Niemców z Leningradu, 4000 dla Niemców z krajów bałtyckich, 500 dla Niemców z Wołynia i 200 dla Niemców z Flandrii, Danii i Holandii, razem 10.000 zagród dla 50 — 60 tysięcy osób.
Pan Generalny Gubernator zarządza, aby plan przesiedleńczy został omówiony komisyjnie przez odpowiednie urzędy i oświadcza gotowość zaakceptowania w końcu sierpnia opracowanego planu po zadowalającym uregulowaniu wszelkich związanych z planem zagadnień, prze de wszystkim zabezpieczenia spokoju i porządku, tak aby w połowie listopada, jako w najkorzystniejszym okresie, móc rozpocząć przesiedlenie.”

Tak się też stało. Akcja została rozpoczęta w listopadzie. Skutki jej zaskoczyły Niemców i wywołały zastrzeżenia, które sformułował przed Frankiem dr Kruger na tajnym zebraniu Gestapo 25. 1. 1943 r. w Warszawie:

„Jako przedstawiciel Komisarza Rzeszy zadawałem sobie często pytanie, czy jest słuszne przeprowadzać teraz przesiedlania i czy wobec politycznej sytuacji nie byłoby celowe wstrzymanie tej akcji. To, że GG będzie za mieszkała przez Niemców, nie ulega żadnej wątpliwości. Zasadniczo Niemcy jak i cała Europa w ogóle mogą żyć tylko ze Wschodu.
Chodzi tu przede wszystkim o dystrykty Lublina i Galicji. Tam mówi się, że nie jest teraz wskazane podejmowanie akcji osiedleńczej.
Ostatnio, na krótko przed Bożym Narodzeniem osiedliliśmy około 4.000 ludzi w powiecie zamojskim. Miałem okazję rozmawiania z nimi. To, że zasiedlenie tego terenu nie przysporzyło nam wśród Polaków przyjaciół — jest samo przez się zrozumiałe. Przez osiedlanie volksdeutschów na tym obszarze jesteśmy zmuszeni wyganiać stamtąd Polaków… Będą oni przerzuceni najpierw do obozów koncentracyjnych, a następnie przekazani zostaną do pracy w Rzeszy. Cala ta akcja, znów mówiąc w sensie propagandy wobec Polaków, rozegrała się dla nas niekorzystnie, ponieważ Polak mówi: po wytępieniu Żydów próbuje się podobnymi metodami usunąć Polaków z tego obszaru i zlikwidować ich tak samo jak Żydów.
Dr Frank: W drugiej połowie lutego, jeżeli to tylko będzie możliwe, odwiedzę sam te osady w dystrykcie lubelskim.
Dr Krüger: Jak już powiedziałem, wysiedlania wywołały wielki niepokój wśród Polaków.
Dr. Frank: Będziemy każdy wypadek przesiedlania omawiać równie dokładnie, jak sprawę Zamościa. Panie sekretarzu stanu, będzie Pan mi osobiście składał sprawozdania.”

Sprawa mimo to nie została wyczerpana. Z kolei zabrał głos gubernator Warszawy Fischer:

„Bardzo silne zaniepokojenie nastąpiło po przesiedleniach w powiecie zamojskim. Wysyłka dzieci wywołała żywy oddźwięk w Warszawie. Ta wysyłka, która z początku miała tylko małe rozmiary, spowodowała wielki niepokój. Wielu Polaków rozprawiało o tym na ulicach i dodawało komentarze. Podane przez radio dementi od-działało dobrze przynajmniej na miasto Warszawę. Lecz w kilka dni później znów przyjechały do Warszawy dzieci z Zamościa. Volksdeutsch, sołtys ich wsi, nie miał dla nich pomieszczenia, 45 dzieci przekazano szpitalom. Z raportu kreishauptmannów wynika, że na skutek przesiedleń postawa chłopów jest bardzo niewyraźna, a jeśli wkrótce nie nastąpi uspokojenie, wówczas jest możliwe, że chłop porzuci dotychczasową potulność w stosunku do nas.
Gubernator Lublina Zörner: W powiecie zamojskim po przesiedleniu pozostało jeszcze 50°/o Polaków… 0 ile dawniej Volksdeutsche nie byli napastowani, o tyle obecnie po nowych osiedleniach doszło do napadów i podpalań chat osadników. W związku z akcją w Zamojskim trzeba było użyć większej ilości oddziałów policji i żandarmerii będących do dyspozycji dystryktów. Oddziaływa to również bardzo źle na powiaty sąsiednie, a wobec zbliżających się robót wiosennych trzeba się odnieść z największym zastrzeżeniem (do skutków przeprowadzanej akcji).
Krüger: Rozkaz przesiedlania wydany został przez Komisarza Rzeszy, a o zagadnieniach z tym związanych odbyła się pod przewodnictwem Generalnego Gubernatora konferencja na zamku.”

3. 2. 1943 r. Krüger oświadcza Frankowi:

„Przyznaję, że w związku z wypadkami w powiecie zamojskim nie można podejmować dalszych przesiedleń.
Dr Bühler: Zwracam uwagę szczególnie na akcję przesiedleńczą w dystrykcie Lublin, w powiecie zamojskim, gdyż ciągle jeszcze nie jest zakończona. Akcja ta . doprowadziła na całym terenie do niepokoju, który nadal wzrasta. Okazuje się, że tego rodzaju akcje wyrządzają w swych skutkach wielkie szkody gospodarcze, a przede wszystkim żywnościowe.
Pan Generalny Gubernator: Życzeniem jednak Fuhrera jest, aby powoli rozpoczęło się osiedlanie w GG Niemców. Toteż tego problemu nie można oceniać tylko z punktu widzenia korzyści i szkód, lecz z punktu widzenia pilnej potrzeby.”

31. 5. 1943 r. ocena akcji zamojskiej jest już zgodna:

„Dr Bühler: To, że akcja przesiedleńcza w dystrykcie lubelskim miała szczególnie nieszczęśliwe skutki, zostało dowiedzione…
Dr Kriiger: Dalszym czynnikiem niepokoju jest akcja przesiedleńcza. Pierwsze osadnictwo zostało przeprowadzone w powiecie zamojskim (dystrykt Lublin). Komisarz Rzeszy dla umocnienia niemczyzny, który po wiat ten ogłosił jako niemiecki teren osadniczy, osiedlił tam około 8.000 — 12.000 ludzi.
Generał Hennicke: Ryła mowa o tym, że należy na takim terenie ogłosić stan wyjątkowy. Chodzi tu o sprawę polityczną i ostrzegam przed używaniem choćby tylko takiego określenia, bowiem gazety angielskie natychmiast je podchwycą. Określenie „stan wyjątkowy” nie może nigdy być użyte. Jeśli będzie ono wprowadzone w praktyce, to polegać musi na umowie między odpowiednimi czynnikami.”

Mimo tych zastrzeżeń Frank próbuje przeforsować wysiedlenie Polaków z Zamojszczyzny. 22. 7. 1943 r. na posiedzeniu „rządu GG” oświadcza:

„Jeśli w związku z akcją pacyfikacyjną w dystrykcie lubelskim muszą być znowu przeprowadzone w wielkim rozmiarze wysiedlenia, to chciałbym podkreślić, że wszystkie te akcje nic nie znaczą w porównaniu z jednym tylko nieprzyjacielskim nalotem bombowym na któreś z niemieckich wielkich miast w Nadrenii i z tamtejszą nędzą oraz z akcją ewakuacyjną.”

Kończy się zamojska krzywda całkowitą kapitulacją Franka, Himmlera i Hitlera. Akcja osiedleńcza zostaje wstrzymana. 25. 1. 1944 r. Frank melancholijnie oświadcza przedstawicielom prasy w Berlinie:

„Popełniliśmy również błędy, tak więc i ten błąd, że wierzyliśmy, iż możemy teraz przemocą zasiedlać teren (GG) Niemcami.”

A 17. 2. 1944 r. w przemówieniu do Niemców w Krakowie pociesza siebie i swych rodaków tymi słowy:

„Luksusem jest czynić cokolwiek, co można lepiej zrobić po zwycięstwie. Na pytanie, kto będzie mieszkać na tym terenie, odpowiedzieć łatwo. Taki mądry i ja jestem, aby wiedzieć, że tu Polacy nie zostaną!”

 

IX. POLSKA WALCZY

Przeciwko terrorowi „Herrenvolku” wystąpił polski naród, ceniący niepodległość ponad wszystko. W diariuszu Hansa Franka z 1939 r. jak również w tomach do roku 1945 stale napotykamy zapiski, mówiące o Polsce walczącej.
10 listopada 1939 r. „pan generalny gubernator” przyjął szefa dystryktu dra Wächtera, który zameldował, że w szeregu miejscowości rozlepiono plakaty z okazji polskiego Dnia Wolności. 11.XI. „pan generalny gubernator” zarządził, aby przed każdym domem, na którym nalepiono plakat, rozstrzelany został jeden mężczyzna, mieszkaniec danego domu. Rozporządzenie to wykona szef policji. Dr Wächter nakazał zawczasu aresztować 120 zakładników w Krakowie.
15.12. 1939 r- „pan generalny gubernator” przestrzegł stanowczo przed niebezpieczeństwem stworzenia jakichkolwiek możliwości organizowania się. Celem zapobieżenia temu niebezpieczeństwu „pan generalny gubernator” zarządza, aby plan organizacyjny Polskiego Komitetu Samopomocy Społecznej został opracowany w porozumieniu z wyższymi dowódcami SS i policji, a następnie przedłożony jemu do zatwierdzenia.

„Nie wolno zapominać, że konieczna jest żelazna surowość i że wszystkimi środkami dążyć trzeba do tego, aby uniemożliwić stworzenie przez Polaków jakiejkolwiek formy zorganizowanej wspólnoty.”

8 marca 1940 r. Frank oświadczył:

„Nasze zarządzenia nie mogą prowadzić do tego, aby element polski brał choćby najmniejszy udział w administracji GG. Ogólnie można powiedzieć, że musimy się liczyć z oporem wzrastającym ze strony inteligencji, Kościoła i byłych oficerów. Już obecnie są stworzone formy organizacyjne przeciwko naszemu panowaniu w tym kraju. Przy najmniejszej próbie Polaków podjęcia jakiejś akcji dojdzie do niesłychanego terroru przeciwko nim. Wówczas nie będę się bał użyć oddziałów wzbudzających strach (Schreckensregiment) i nie będę się bał skutków mego postępowania. Wydałem rozkaz, aby kilkuset członków tych organizacji zamknięto na trzy miesiące, aby w najbliższym czasie nic się nie zdarzyło. Ostatnie słowa, które mi Führer powiedział na pożegnanie, brzmiały:

„Niech Pan się stara o to, aby tam u Pana był absolutny spokój. Nie mogę tolerować sił niszczących spokój na wschodzie.” O to ja już się będę starał.”

12.4.1940 r. „W dystrykcie lubelskim stwierdzono, że księża z ambon podburzali ludność. Zamknęliśmy tych proboszczów i w osiem dni później sytuacja istotnie się poprawiła. Standartenführer Schulz zauważa, że dokonywane są aresztowania w wielkiej ilości. Aresztowani są przekazywani odpowiednim sądom, lecz co się z nimi dzieje, Schulz nie może powiedzieć.”

19.12.1940 r. Frank ostrzega swoich podwładnych:

„Moi panowie, chciałbym bardzo ostrzec panów przed tym, abyście się nie dali ukołysać spokojem panującym w Waszym służbowym terenie. Kraj ten nie jest uspokojony. W kraju tym muszą panować rządy twardej ręki. Polak musi odczuć, że my nie budujemy Państwa dla niego; dla Polaka istnieje tu jeden tylko obowiązek, mianowicie być posłusznym i pracowitym. Jest jasne, że mogą powstać nieraz trudności, lecz panowie musicie w swoim własnym interesie stosować te wszystkie metody, aby zapanować nad trudnościami. Możecie przy tym bezwzględnie na mnie polegać.”

25.2.1940 r. w Radomiu:

„Jeśli policja bezpieczeństwa zauważy, że duchowni zbaczają w jakikolwiek sposób na polityczne tory, to nie wolno mieć dla nich żadnych względów. Pilnujcie, panowie, kazań i działalności duchownych i interweniujcie, natychmiast, jeśli padnie jakiekolwiek podejrzenie, że kościół jest wykorzystywany dla celów politycznych”

25.3.1941 r. Frank ma już poważniejsze zmartwienie:

  „Gubernator dr Fischer: Jest charakterystyczne, że w ostatnim czasie mamy wystąpienia ruchu oporu. Zanotowaliśmy trzy akty terrorystyczne: zastrzelenie jednego volksdeutscha w Warszawie, zranienie jednego żołnierza w Łowiczu i jednego żołnierza w Kielcach. Proszę Pana Generalnego Gubernatora o wystąpienie z całą możliwą ostrością przeciwko tego rodzaju aktom terrorystycznym. Przede wszystkim powinien być podawany do publicznej wiadomości wymiar kary. Taka metoda działa bardzo odstraszająco i zmusi pewne elementy do porzucenia metody terroru.”

15.10.1941 r. w Warszawie posiedzenie „rządu”:

„Referat przywódcy SS i policji na dystrykt warszawski, SS-Oberfiihrera Wieganda: W ostatnich dwóch latach musiano zamknąć w obozach koncentracyjnych ze względu na przestępstwa polityczne i kryminalne 7.000 osób. W tutejszych więzieniach siedzi obecnie 2.811 aresztantów, z czego przestępców politycznych 1.290 mężczyzn i 268 kobiet.”

9.9.1941 r. „Dr Schóngarth, pułkownik policji: Liczba osób, znajdujących się w tej chwili w więzieniach, aresztowanych z powodu udziału w ruchu oporu, jest niezwykle wysoka.”

Na to odpowiada dr Frank:

  „Niechaj to panów nie zdziwi, że w najbliższym okresie nieco krócej schwycę cugle w stosunku do Polaków. Muszę się panom przyznać, że już nieraz nosiłem się z myślą, czy nie mam rozpocząć nowej akcji, w której wystąpię ze specjalnym kodeksem karnym przeciwko tym Polaczyskom, którzy nie ustępują z drogi niemieckim oficerom albo ich umyślnie potrącają.”

17.3.1942 r. omawiając podporządkowanie Gestapo władzy generalnego gubernatora, Frank mówi:

  „Byłoby śmieszne, gdybyśmy chcieli tutaj zbudować własną politykę bezpieczeństwa w stosunku do naszych Polaków, wiedząc, że Polaczyska w Prusach Zachodnich, w Poznaniu, w kraju nadwarteckim i na Śląsku posiadają wspólny ruch oporu. Reichsführer SS i szef niemieckiej policji musi mieć zatem możliwość interwencji policyjnej w całej Rzeszy za pośrednictwem swoich instancji. Ja jednak muszę być zawsze powiadomiony o mających nastąpić zarządzeniach, których wykonanie zależne będzie od mojej zgody. W GG policja jest wojskiem. W związku z tym został powołany przeze mnie kierownik policji do rządu GG, będący sekretarzem stanu dla spraw bezpieczeństwa i podlegający mnie, względnie memu zastępcy.”

Tak więc Frank, nie mogąc sobie dać rady z ruchem oporu stworzył specjalne ministerstwo do walki z Polakami. Poza tym na pomoc przywołał jeszcze osławiony Sonderdienst, o czym dowiadujemy się z zapisku z dnia 24.3. 1942 r.:

„Pan Generalny Gubernator podpisał zarządzenie dotyczące nowego stanowiska Sonderdienstu. Istotna treść zarządzenia mówi, że wyłączne przywództwo nad Sonderdienstem jest zastrzeżone dla Pana Generalnego Gubernatora.”
10.4.1942 r. Jeszcze raz przypomina Frank, że „SS Obergruppenführer jako sekretarz stanu dla spraw bezpieczeństwa w GG może występować tylko z ramienia Generalnego Gubernatora, a nie Reichsführera SS.”

To zdanie przekreśla wszelką możliwość zrzucenia przez Franka winy na Himmlera.
18.3.1942 r. w Krakowie:

„Kundt (Radom): Jeden żołnierz Sonderdienstu został zastrzelony… Obecnie przeprowadza policja akcję odwetową w wioskach tego terenu. Pewna liczba podejrzanych osób została aresztowana, a 50 z nich zostało rozstrzelanych.
Dr Frank: Walka o przeprowadzenie naszych celów toczy się z żelazną konsekwencją dalej. Panowie widzą, że przed niczym nie okazujemy lęku i całe tuziny różnych ludzi stawiamy pod ścianą. Jest to konieczne, bo w okresie, kiedy przelewamy najlepszą niemiecką krew, nie możemy oszczędzać obcej krwi; mogłoby w ten sposób powstać jedno z największych niebezpieczeństw. Słyszymy już dziś w Niemczech, że jeńcy wojenni administrują całkowicie samodzielnie wielkimi gospodarstwami w Bawarii czy w Turyngii, gdy wszyscy zdolni do walki mężczyźni z danej wsi znajdują się na froncie. Jeśli ten proces będzie trwał dalej, to powoli nastąpi zanikanie niemczyzny. Nie należy tego niebezpieczeństwa nie doceniać, toteż trzeba tępić polskość wciąż bez przerwy, z całą bezwzględną energią. Nie należy tego ogłaszać z wielkim hałasem, musi to następować w milczeniu.”

25.1.43 w Warszawie: „Dr Frank: …Chciałbym jedno zaznaczyć, że nie możemy być specjalnie wrażliwi, jeśli słyszymy liczbę 17.000 rozstrzelanych. Ci rozstrzelani są też ofiarami wojny… Musimy sobie uświadomić, że my wszyscy tutaj zebrani figurujemy na liście zbrodniarzy pana Roosevelta. Ja mam honor być pod numerem pierwszym. Staliśmy się zatem, można powiedzieć, wspólnikami w historyczno – światowym sensie. Właśnie dlatego musimy się wspólnie zbierać, musimy wspólnie czuć i byłoby śmieszne, gdybyśmy tu chcieli przeprowadzać jakiekolwiek spory na temat metod.”

Za to jedno zdanie należy się Frankowi szubienica, Ale Hans Frank szubienicę swoją budował przez lat pięć.

15.4.1943 r. w Krakowie: „Sekretarz stanu dr Buhler: Pozostałe środki zwalczania (ruchu oporu) nie przyniosły nam sukcesu na dłuższą metę. Łapanki (Durchkemmeaktion) dają co prawda na parę dni spokój, ale po krótkim czasie ruch oporu znów daje znać o sobie. System brania zakładników i rozstrzeliwań, co ciągle jeszcze jest stosowane, nie doprowadzi do żadnego zasadniczego uspokojenia. Wobec zapewnień SS-Brigadenfiihrera dra Schongartha, że nie zarządził on żadnych rozstrzeliwań zakładników, dr Buhler stwierdził, że według posiadanych przez niego informacyj zostało po zabiciu jednego komisarza powiatowego i jednego kreishauptmanna rozstrzelanych 30 zakładników. Prezydent dr Struwe: Poza tym należy stwierdzić, że pewna ilość przedsięwzięć policyjnych zapisywana jest na konto urzędów pracy, które nie ponoszą tu żadnej odpowiedzialności.”

31.5.1943 r.: „Dodać trzeba jeszcze szereg akcji w GG, które na nastroje ludności wpłynęły bardzo źle; przede wszystkim wielka akcja wyłapywania na roboty, przeprowadzona w styczniu 1943 r. kiedy to ludzie zabierani byli bez planu z ulic, kościołów i mieszkań.”
Na posiedzeniu rządu 20.4.1943 r. wypowiedział w obecności Franka SS-Brigadenfiihrer dr Schongarth słowa, które powinny być każdemu Niemcowi, wysiedlonemu dziś z Polski, wbijane w pamięć.

„Takiego ucisku, jaki cierpi naród polski, żaden naród nigdy jeszcze cierpieć nie musiał.”

22.9.1943 r.: „Generał – porucznik Becker: Na terenie, znanym jako centrum band, a więc w lasach biłgorajskich oraz na północ i na południe od tych lasów musiały być przeprowadzone wysiedlania ludności. Tym samym, według mojego zdania, została stworzona podstawa do pełnego sukcesu.
W związku z powyższym Pan Generalny Gubernator stwierdził, że wysiedlanie nastąpiło w pełnym porozumieniu między nim a Reichsführerem SS.”

16.12.1943 r.: „Zarządzenia policji stosującej prawo wojenne i egzekucje dały wyniki korzystne. Poza twardymi zarządzeniami nie ma dotychczas żadnej innej drogi dla niemieckiego panowania.
Należy się zastanowić nad tym, czy nie byłoby celo we przeprowadzać egzekucje tam, gdzie został dokonany zamach na Niemca. Trzeba by może stworzyć w tym celu specjalne miejsca egzekucyjne, ponieważ stwierdzone jest, że ludność polska przybywa tłumnie do dostępnych każdemu miejsc egzekucji po to, aby ziemię przesyconą krwią zbierać w naczynia i zanosić do kościołów.
SS Obergruppenführer Koppe: Za zamach na pociąg stracono 150, a za zamach na dwóch niemieckich urzędników — 50 polskich terrorystów na miejscu czynu albo w pobliżu. Trzeba pamiętać, że przy rozstrzelaniu 200 ludzi co najmniej 3000 osób (najbliższej rodziny) zostaje dotkniętych…
Organizacje oporu i bandy zmierzają do tego, aby znowu stworzyć dawną Polskę.
Punkt ciężkości leży w ataku. W przyszłości będą przeprowadzane kontrole na ulicach, w pociągach, rewizje po domach, obławy w mieszkaniach i w restauracjach. Trzeba będzie osiągnąć i to, aby w wypadku potrzeby można było całkowicie odciąć jakieś miasto, np. Warszawę.”

2.10.1943 r. w Krakowie: „Tematem rozmów jest przedłożony przez dra Weh projekt rozporządzenia o zwalczaniu ataków na niemieckie dzieło odbudowy w GG. Po krótkim wyjaśnieniu Pan Generalny Gubernator wycofał swoje zastrzeżenia i podpisał projekt ustawy.

Dr Frank: Ustawą wchodzącą w życie dnia 10 października, po wycofaniu wszystkich hamujących zastrzeżeń formalnych, dałem policji bezpieczeństwa nadzwyczajne pełnomocnictwa. – SS Oberführer Birkamp: Ruch oporu przeniósł swoje oddziały do Warszawy i pragnie na terror odpowiadać przeciw terrorem. Dotychczas jednak Polacy nie odważyli się na to, niemniej posiadamy ulotki o następującej treści: Odpowiadać będziemy terrorem na terror, tak że niemieccy gnębiciele będą musieli ustąpić.”
23.10.1943 r.: „Tematem rozmowy jest skierowane do Pana Generalnego Gubernatora pismo przewodniczącego RGO hr. Ronikiera, w którym wyraża on żal z powodu nowych, dalszych rozstrzeliwań Polaków i z powodu bolesnego podniecenia wśród ludności polskiej. Hr. Roni- kier uzależnia wzięcie udziału w Święcie Dożynek od ogłoszenia gwarancji, że w przyszłości nie będzie tego rodzaju policyjnych wyczynów.
Pan generalny gubernator nakazał radcy Weihrauchowi, aby oświadczył hr. Ronikierowi, że musi on zdecydować się dziś jeszcze do godziny 18, czy chce wziąć udział z członkami RGO w jutrzejszym Święcie Dożynkowym. Jeśli odpowiedź nie zostanie dana w wyznaczonym czasie, to wówczas generalny gubernator poczyni właściwe kroki i nie będzie się wahał nawet rozwiązać RGO.
W końcu odbyła się krótka debata na temat ostatnio wydanych zarządzeń przez SS – Oberführera Birkampa.
Sekretarz stanu dr Buhler uważa za stosowne, aby ci Polacy, którzy mają być rozstrzelani, byli przedtem skazywani normalnym trybem sądów polowych. Należy również unikać określania ich terminem „zakładnicy”, bowiem rozstrzeliwanie zakładników jest zawsze pożałowania godnym wypadkiem, który daje zagranicy argumenty przeciwko niemieckiemu kierownictwu w GG.”

27.10.1943 r. w Krakowie:

„Policja bezpieczeństwa zatrzymała wielu ludzi, którzy popełnili przestępstwa przewidziane w ustawie wydanej 10 października. Zostali oni skazani na śmierć przez rozstrzelanie. Nazwiska ich będą podane do publicznej wiadomości, przy czym poda się, że ci a ci ludzie mogą oczekiwać ułaskawienia, o ile nie zdarzą się dalsze mordy popełniane na Niemcach. Za jednego zamordowanego Niemca zostanie zgładzonych 10 Polaków. Analogicznie będzie z Ukraińcami.”

Tak przedstawia się historia masowych egzekucji jesienią 1943 r. 12 stycznia 1944 r. w Zakopanem Frank przemawiał do niemieckich kierowników dla spraw rolnictwa:

„Jeśli się bez sensu wyrzuca gwałtem setki i tysiące polskich chłopów z ich gospodarstw, to nie trzeba się dziwić, że idą oni do lasu i stają się rabusiami.”

15 stycznia 1944 r. w Krakowie chwalił się Frank przed kierownikami partii:

„Ja nie wahałem się oświadczyć, że jeśli jeden Niemiec zostanie zabity, to w zamian rozstrzelamy 100 Polaków.”

 

 

VON DEM BACH-ZELEWSKl

 

Wysoki. Chód kawalerzysty. Rasowy junkier. W ry sach coś drapieżnego i odpychającego. Tandetne ubranie, pasiasta koszula i jakiś bardzo tani krawat, widać to wyraźnie, nie są własnością świadka, którego niezdrowa, ziemista cera zdradza, że przychodzi z więzienia. Trzyma się jednak prosto, nie okazuje zmieszania widokiem starych znajomych na ławie oskarżonych, spokojnym głosem wymawia swe nazwisko:
— Erich von dem Bach – Zelewski.
Dla nas dziennikarzy z Warszawy, którzy przed 14 miesiącami żyliśmy w mieście palonym i mordowanym przez tego, tu przed nami stojącego, człowieka, jest to chwila, kiedy uczucia mroczą” umysł, oczy ciemnieją od nienawiści. Chwila mija, zostaje naprężenie nerwów, czy padnie wreszcie na tej sali norymberskiego sądu nie- wymówione dotąd słowo: Warszawa!
Generał SS w cywilnym przykrótkim ubraniu powtarza za sędzią słowa przysięgi:
— Przysięgam przed Bogiem Wszechmogącym i Wszystkowiedzącym, że mówić będę czystą prawdę nic nie przemilczając i nic nie dodając.
W czarnym tużurku z białym żabotem amerykański pułkownik Taylor jako przedstawiciel prokuratora
Jacksona zadaje świadkowi pytania. Nasamprzód życiorys:
— Urodziłem się w 1898 roku na Pomorzu Zachodnim w Lęborku. Jako ochotnik walczyłem w latach 1914 — 1918 na froncie, dwukrotnie byłem ranny, otrzymałem krzyż żelazny I i II klasy. Po wojnie zostałem do r. 1924 w stutysięcznej, zawodowej armii niemieckiej, po czym byłem dowódcą batalionu Grenzschutzu na śląsku Opolskim i Mazurach, a co roku do czasu wojny z Polską odbywałem ćwiczeń a w wojsku. W r. 1930 wstąpiłem do NSDAP i SS. Wtedy zorganizowałem formacje Grenzschutzu SS w rejonie Słubic nad Odrą i Piły, a w roku 1934 zostałem mianowany Oberabschnittsfuhrerem najpierw na Prusy Wschodnie, później na Śląsk. Od r. 1932 byłem do końca członkiem Reichstagu. W chwili wybuchu wojny miałem rangę SS — Gruppenfuhrera i generała — porucznika. W dniu 9.XI.41 r. awansowałem na SS — Obergruppenfiihrera i generała broni SS. Po rozpoczęciu kampanii sowieckiej byłem wyższym dowódcą SS i policji na odcinku środkowym zaplecza frontu w Rosji. Dowódcą frontu na tym odcinku był najpierw marszałek Bock, później marszałek Kluge.
— Jakie wtedy świadek miał zadanie?
— Zwalczanie partyzantki.
— Jakie było główne zadanie podległych świadkowi oddziałów (Einsatztruppen) SD?
— Zadaniem głównym jednostek SD było tępienie Żydów, Cyganów i politycznych komisarzy. Na zapleczu frontu zwalczanie partyzantki przeprowadzane było przez jednostki broni SS, policji porządkowej, a przede wszystkim przez jednostki Wehrmachtu. W końcu 1912 roku zostałem mianowany szefem oddziałów zwalczających bandy.
— Czy stanowisko szefa „der Bandenbekämpfungsverbände” zostało specjalnie stworzone dla pana?
— Tak.
— Komu pan bezpośrednio podlegał?
— Heinrichowi Himmlerowi, w którego kwaterze głównej otrzymywałem wszystkie meldunki o ruchach band partyzanckich.
— Czy omawiał pan metody zwalczania partyzantki i z kim?
— Tak. Z dowódcami odcinków frontowych, np. z gen. Bremerem, marsz. Küchlerem, marsz. Klugem, gen. Büschem, gen, Kitzingerem, marsz, von Weichsem, dowódcą armii w Serbii, i innymi.
— Kto dowodził oddziałami zwalczającymi partyzantkę?
— Jeśli Wehrmacht dał więcej żołnierzy, to oficer Wehrmachtu, jeśli Waffen SS czy policja, to oficerowie tych formacji.
— Czy najwyżsi dowódcy wojskowi wydali zarządzenia, że przy wyprawach przeciw partyzantom należy postępować z całą surowością?
— Tak.
— Czy najwyżsi dowódcy wojskowi wydali jakieś szczegółowe zarządzenia, określające metody, które miały być stosowane w walce z partyzantami?
— Nie, na skutek czego w zwalczaniu partyzantów panował dziki chaos.
— Czy z powodu braku szczegółowych rozkazów metody zwalczania partyzantów były bardziej surowe, aniżeli uzasadniałaby konieczność?
— Zależało to od charakteru komendanta i od jakości żołnierzy. Ja byłem zdania, że wiele akcji nie tylko mijało się z celem, ale również wychodziło daleko poza cel.
— Czy stosowane metody prowadziły w skutkach do nieuzasadnionego zabijania większej liczby osób spośród ludności cywilnej?
— Tak.
— Czy został wydany rozkaz przez naczelne dowództwo, że żołnierze niemieccy, którzy popełnią przestępstwo wobec ludności cywilnej, nie będą karani przez sądy wojenne?
— Tak. Rozkaz taki został wydany. Rozkaz ten, moim zdaniem, uniemożliwiał jakąkolwiek zdyscyplinowaną walkę.
Oskarżeni, którzy początkowo patrzyli na von dem Bacha – Zelewskiego z sympatią, teraz spoglądali nań z odrazą, a Göring z widoczną nienawiścią.
Do mikrofonu prokuratorskiego podszedł przedstawiciel ZSRR w mundurze pułkownika, prok. Pokrow- ski.
— Czy wie pan coś o brygadzie antypartyzanckiej, złożonej ze szmuglerów, kłusowników i więźniów?
— Owszem. Na początku r. 1942 stworzony został na odcinku środkowym batalion, który nastepnie rozrósł się w pułk, a wreszcie w brygadę, zwaną od nazwiska dowódcy brygadą Durrlewangera. Brygada ta składała się w większości ze zbrodniarzy, a oficjalnie mówiło się o zespole kłusowników. W rzeczywistości byli to kryminaliści, skazani za bandytyzm, włamania, mordy itp.
— Czym pan wytłumaczy fakt, że dowódca niemieckiej armii wzmacniał swe oddziały zbrodniarzami, a w szczególności w walce z partyzantką?
— Jestem zdania, że istnieje wyraźny związek między tym faktem a mową Himmlera, wygłoszoną w Weselburg w r. 1941 przed kampanią rosyjską. Himmler wówczas oświadczył, że celem tej kampanii będzie zmniejszenie ludności słowiańskiej o 30 milionów; aby cel ten osiągnąć, musiano rzeczywiście stworzyć oddziały asocjalne, które w tym sensie mogłyby walczyć.
Po tym sensacyjnym oświadczeniu, które sprawiło, że Göring zacisnął pięści, a Keitel z Jodlem piorunowali oczami von dem Bacha, nastąpił długi dialog prokuratora ze świadkiem na temat organizacji niemieckich akcji anty-partyzanckich. Z odpowiedzi wynikało jasno, że w daniu wolnej ręki komendantom oddziałów, niekaraniu żołnierzy była metoda dowództwa nie SS, lecz Wehrmachtu, które zezwalało na zbójecką samowolę w myśl programu Himmlera wytępienia 30 milionów Słowian. Jeńców na wschodzie, podobnie jak i zakładników, an» podczas walk partyzanckich, ani na froncie nie brano. Po prostu palono ws’e i mordowano wszystkich mieszkańców.
Ostatnie pytanie pułkownika Pokrowskiego brzmiało:
— Czy potwierdza pan fakt, że istotnie zarządzenia, które wydało dowództwo Wehrmachtu w podległych sobie obszarach, rzeczywiście zmierzały do tego, aby liczbę Słowian i Żydów zmniejszyć o 30 milionów?
— Jestem zdania, że te metody naprawdę doprowadziłyby do wyniszczenia 30 m lionów, gdyby były stosowane w dalszym ciągu i gdyby zmiana położenia strategicznego nie odmieniła sytuacji.
Z kolei zabrali głos obrońcy, których oskarżeni zasypywali kartkami, aby w krzyżowym ogniu pytań podważyć zeznania świadka. Jako pierwszy występuje dr Exner, obrońca sztabu generalnego.
— Czy brygada Dürrlewangera była formacją Wehr machtu czy broni SS?
— N e broni SS, lecz Wehrmachtu.
— Czy w grupach partyzanckich byli Żydzi?
— Tak, w niektórych grupach.
— W niektórych? — A zatem były to wyjątki?
— Raczej na pewno były to wyjątki.
— Nie rozumiem zatem, dlaczego zwalczanie partyzantów miało doprowadzić do wytępienia Żydów?
— Tego nie twierdziłem, mówiłem poprzednio o akcjach Einsatzgruppe SD.
Z kolei obrońca Schachta, prof. dr Kraus, z uśmiechem zadał niewinne pytanie:
— Czy był pan obecny 18 sierpnia 1935 r. w Królewcu na Targach Wschodnich w czasie przemówienia b. prezydenta Banku Rzeszy Schachta?
— Owszem.
— Pan wówczas w połowie przemówienia na znak protestu opuścił salę?
— Owszem.
— Czy mogę zapytać, dlaczego pan protestował?
Sch&cht wpatruje się uporczywie w świadka, który
teraz ma możność wykazania, iż Schaclit już w r. 1935 był źle „widziany” przez przywódców SS. Ale odpowiedź jest niespodziewanie dla Schachta przykra, bo odsłania niepochlebnie jego stosunek do hitlerowskich władz:
— Znane jest, że w Prusach Wschodnich prowadziłem zaciętą walkę przeciwko ówczesnemu gauleiterowi Kochowi, toteż n e mogłem pojąć, że minister Rzeszy Schacht w swej mowie temu właśnie człowiekowi, którego ja uważałem za korupcjonistę, prawi komplementy.
Adwokat czyni ostativ wysiłek i pyta:
— Nie rozumiem, czy zatem protestował pan przeciwko Schachtowi czy przeciwko Kochowi?
— Mnie się zdaje, że panu Schachtowi wiadome jest, że protest odnosił się do Kocha, bowiem prosiłem, by mu to oświadczono, a później przez pośredników pogodziliśmy się przecież z panem Schachtem całkowicie.
Podobnie nieudaną próbę odciążenia Sauckla prze prowadza dr Serwatius, a dialog obrońcy Göringa, dra Stammera, z von dem Bachem przerywany był ciągle przez sędziego, ponieważ tłumacze nie byli w stanie powtórzyć wiernie wypowiadanych pośpiesznie słów, zdarzało się bowiem dość rzadko na sali norymberskiej, że zarówno świadek jak i pytający mówili jednym językiem. Z dialogu tego wbrew intencjom obrońcy wynikło jasno, że za zbrodnie dokonywane na zapleczu frontu na ludności cywilnej, jeńcach i partyzantach ponosi pełną współodpowiedzialność zarówno dowództwo Wehrmachtu jak SS i policja.
Pod koniec dr Stammer zadał zjadliwe pytanie: — Wie pan o tym, że Hitler i Himmler szczególnie chwalili pana, specjalnie zaś z powodu bezwzględnego i energicznego zwalczania partyzantki?
— Nie wiem o tym. Żadnego odznaczenia nie otrzymałem za to. Wszystkie moje odznaczenia zasłużyłem sobie na froncie i otrzymałem je od Wehrmachtu.
Von dem Bach był wyraźnie zmęczony i zirytowany pytaniami obrony ad personam. Adwokat Rosenberga, dr Thoma, rozpoczął znów od osobistego ataku:
— Jak pan mógł pogodzić ze swoim sumieniem stanowisko inspektora zwalczania band na wschodzie?
Obrońca użył słowa „bandy”, po czym dopiero po prawił się na „grupy partyzanckie”.
— Nie tylko mogłem pogodzić to z moim sumieniem, ale sam starałem się o to stanowisko, gdy w latach 1941 — 42 doszedłem do wniosku, że walka tak dalej pro wadzona być nie może.
Obrońca Rosenberga postawił dalsze pytania, które stały się szczytowymi punktami dramatycznych dialogów tego dnia:
— Czy wierzy pan, że mowa Himmlera, żądająca wytępienia 30 milionów Słowian, była odbiciem tylko jego poglądów, czy też całej partii?
Von dem Bach odpowiadał wolno, z naciskiem podkreślając słowo „naszego”:
— Dziś jestem zdania, że było to logiczną konsekwencją naszego światopoglądu.
— Dziś?
— Dziś!
— Czy wtedy mial pan inne poglądy?
— Ciężko jest dla Niemca przemóc się i dojść do takiego przekonania. Ja potrzebowałem do tego wielu rzeczy i wiele czasu.
— Jakże jest to możliwe, że przed kilku dniami tu na tej sali inny świadek, Ohlendorf, przyznał, iż jednostki SD wymordowały 90 tysięcy ludzi i że nie było to w zgodzie z ideologią nazistowską?
— Ja jestem innego zdania. Jeśli przez dziesiątki lat powtarza się, że rasa słowiańska jest rasą niższą, że Żydzi w ogóle m’e są ludźmi, to musi dojść do takiej eksplozji.
Dr Thoma stal się wyraźnie zły i ze zjadliwością rzucił ostatnie pytanie:
— Niemniej pozostaje faktem, że pan wówczas oprócz poglądów nazistowskich posiadał również jeszcze sumienie?
— Dziś również, dlatego stoję tutaj.
Nikt nie żądał więcej pytań. Von dem Bach po dwu i pólgodzinnym przesłuchaniu opuścił salę, eskortowany przez dwóch policjantów. Gdy przechodził obok Göringa, ten, czerwony z oburzenia, rzucił sykliwym szeptem obelgę:
-verfluchter Verräter! (Przeklęty zdrajca!).
Dziennikarze wybiegli z sali, by przetelefonować sensację dnia. Dla nas, korespondentów warszawskich, metamorfoza mordercy Warszawy była zaledwie faktem godnym zapamiętania. Wydarzeniem natomiast dla nas było to, że znów nie padło słowo: Warszawa. Raz co prawda wypowiedział je von dem Bach, gdy cytował swój krzyż rycerski za stłumienie powstania warszawskiego, ale nikomu z prokuratorów ani obrońców nie przyszło na myśl zapytać go o zbrodnię warszawską. Czy dlatego, że w akcie oskarżenia nie zarzuca się norymberskim zbrodniarzom najpotworniejszego zniszczenią stolicy jednego z narodów zjednoczonych, i że w dokumentach przedłożonych sądowi nie ma ani jednego aktu z napisem: „Warszawa”!
Wiemy natomiast, że są dokumenty — jak wspomniałem na początku — rabunku sera, masła, koniaku i szampana z Francji i te wpisane będą w historyczną księgę norymberskiego procesu.
Uczony prawnik tłumaczył mi, że brak jest formuły prawnej na zbrodnie niemieckie w Warszawie. Może ma rację. Tego żadna formuła nie pomieści.
W kilka dni później na żądanie Rządu Polskiego von dem Bach przesłuchany został ponownie, jednak nie na sali Trybunału Międzynarodowego, lecz w więzieniu, a więc poza toczącym się procesem.
Więzienie norymberskie, koszarowy gmach, mieszczący się za Pałacem Sprawiedliwości, jest dobrze ogrzane, zelektryfikowane, skanalizowane, można nawet po wiedzieć, przypomniawszy sobie mieszkania miilionów Europejczyków, komfortowe. W tym to więzieniu przebywali na jednym piętrze norymberscy oskarżeni, inne zaś piętra zajęte były przez świadków oskarżenia.
Z jednej celi sprowadzili żołnierze amerykańscy do pokoju przesłuchań Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, który wszedłszy rozejrzał się przez chwilę po obecnych, po czym wzrok zatrzymał na oknie, za którym mocna żelazna siatka przypominała znów celę więzienną. Ściany pokoju przesłuchań obite są tapetą, pod którą jest gruba warstwa wełny drzewnej. Dwa stoły, k.lka krzeseł stanowią całe umeblowanie. Prokurator amerykański dal znak i żołnierze opuścili pokój zatrzymując się za drzwiami, uwagę swą skupiając na tablicy świetlnej. Prokurator bowiem, o czym przesłuchiwany nie wie, posiada do dyspozycji cały system sygnałów świetlnych i umieszczonych w krawędzi stołu niewidocznych dzwonków elektrycznych. Ochrona więc przed atakiem szału u przesłuchiwanego jest w samym pokoju niepotrzebna.
Amerykanin wskazując na swego sąsiada, otyłego, starannie ubranego pana, o siwiejących wyraźnie włosach i młodzieńczo żywych oczach, zwrócił się do stojącego generała SS:
— Oto pełnomocnik Rządu Polskiego dla badania zbrodni wojennych, prokurator dr Jerzy Sawicki, który przesłucha pana.
Von dem Bach pochyla głowę i trwa w tym ukło nie aż do chwili, kiedy prokurator polski pozwala mu usiąść. W tym przydługim ukłonie jest chęć niepokazania uczuć -na junkierskiej pucołowatej twarzy, z której łatwo czytać można wiele.
Padają pytania, zadawane po niemiecku i tłumaczone natychmiast na język angielski. Von dem Bach odpowiada z opanowaniem, ale z wewnętrznym niepokojem, który przejawia się w nagromadzaniu szczegółów nieistotnych. Tak więc opowiada o swym majątku rodzinnym Celewo, na Kaszubach pod Lęborkiem, gdzie się urodził z matki Polki, z domu Szymańskiej. Wspomina o Borze-Komorowskim po to, aby powiedzieć, że w rozmowie z nim rzekomo odkrył, iż podobnie jak jego rodzina, tak i rodzina Komorowskich otrzymała nadanie szlachectwa od króla Jana III za udział w wyprawie wiedeńskiej. Po wtarza jakieś nic nie znaczące formuły grzecznościowe, które padły ze strony polskiej rzekomo pod jego adresem w czasie rokowań kapitulacyjnych. Wytworność manier, niestety, nie idzie w parze z rozumem politycznym. Nieszczęsny wódz powstania nie wykazał poza tragicznie wytwornymi, bohaterskimi gestami żadnej myśli, którą by warto było przekazać historii. Bóg z nim. Ważniejszą od Bora jest Warszawa i o nią w tym przesłuchaniu chodzi. Von dem Bach zasłania się znów szczegółami.
— W chwili wybuchu powstania — mówi — byłem w Sopocie. Himmler telefonicznie wydał mi rozkaz udania się do Warszawy.
Potem następuje opowieść o skomplikowanej sytuacji wojskowej w dowództwie, opowieść, która ma na celu rozłożenie odpowiedzianości za Warszawę na Hitlera, Himmlera, Guderiana, Reinefahrta, Vormanna, Smilo von Lütwitza, Stahela, Reinhardta, Rodego i wreszcie von dem Bacha.
Przybywszy do Warszawy zastał Bach poza jednostkami Wehrmachtu dwie brygady specjalne Kamińskiego i Durrlewangera. Pierwsza składała się z „własowców” druga „posiadała około 10% przywódców, 50% kryminalistów i 40% volksdeutschöw”.
—Zaraz po mym przejeździe stwierdziłem, że na cmentarzu warszawskim spędzono ludność nie walczącą, zarówno kobiety, jak i dzieci, i wszystkich wymordowano. Uczynił to oddział podlegający Reinefalirtowi.
Pan Bach był oburzony! Zażądał od gen. Reinefahrta wyjaśnień, lecz ten powołał się na rozkaz Hitlera i Himmlera:

„1) Wszyscy powstańcy po wzięciu do niewoli mają być rozstrzeliwani bez względu na to, czy ich działalność była zgodna z konwencją haską czy nie.
2) Nie walcząca część ludności ma być bez różnicy płci i wieku wymordowana.
3) Miasto ma być zrównane z ziemią, to znaczy do my, ulice i wszystko to, co znajduje się w mieście, ma być zniszczone.”

Prokurator polski nie ustępuje. Krzyżowy ogień py tań detonuje von dem Bacha. Zaczyna się plątać w zeznaniach. Gdy z początku zaprzeczał swej winie, teraz poczyna się przyznawać.
— Czy dal pan rozkazy, żeby ludność cywilna opuściła Warszawę?
— Tak.
— Czy wiedział pan o tym, że ludność cywilna nie mogła’ że sobą nic więcej zabierać ponad to, co mogła umeść?
— No, tyle ile mogła unieść…
— Czy wie pan, że pańscy żołnierze oczyszczali całe bloki w ciągu godziny po wyjściu ludności?
— Czy było to w tej części Warszawy, którą posia daliśmy?
— Tak.
— Jeśli tak było, działo a ę to bezprawnie.
— Lecz ktoś musi być odpowiedzialny za działalność wojska?
— Jeśli pan tak stawia sprawę, prokuratorze, to muszę przyznać, że ponoszę odpowiedzialność za wojsko w tym czasie, kiedy nim dowodziłem.
— Czy nie sądzi pan, że jeżeli ludność cywilna w dobrej wierze zaufała pańskim ulotkom, a pańscy żołnierze działali wbrew danemu przez pana słowu, to pan jest odpowiedzialny za niedotrzymanie obietnicy?
— To jest jasne, prokuratorze. Lecz proszę zrozumieć, że nie mogłem zamienić złodziejów w żołnierzy
Po tym zwaleniu winy na żołnierzy hitlerowskich generał zadaje pytanie:
— Lecz czy ja dałem jakiekolwiek obietnice, że ludność n e będzie pozbawiona własności przy wyjściu z Warszawy?
— Zastanawia mnie pański moralny poziom. Czy nie sądzi pan, że bez obietnicy, ale na podstawie prawa międzynarodowego i ogólnych zasad moralności ludzkiej niewinna ludność cywilna nie może być obrabowana?
— Jeżeli lak pan sprawę stawia, to muszę się w zupełności zgodzić z wywodami pana.
— Czy wiadomo panu, że między Polską a Niemcami obowiązuje konwencja genewska i haska?
— Mogę tu wobec pana, jako przedstawiciela Polski, oświadczyć tylko jedno, że cała walka przeciwko Polsce była według mego zdania tak nieludzka, że ja sam nie czyniłem sobie żadnych skrupułów natury czysto prawniczej.
Von dem Bach wypowiedziawszy te słowa nerwowo obciąga marynarkę. Jest zmęczony. Twarz nabrzmiała mu z wysiłku opanowywania coraz większej nerwowości. Lecz prokurator polski jest nieustępliwy.
— Czy po tym wszystkim nie poczuwa się pan do winy, generale?
— Po tym, co pan prokurator mi powiedział, staje mi się jasne, że za czas kiedy dowodziłem…
— to jest od 15 sierpnia do kapitulacji…
— …tak, jestem odpowiedzialny za to, co się stało, lecz z zastrzeżeniem…
— Czy ma pan jeszcze zastrzeżenia?
— Tak, są jeszcze okoliczności łagodzące. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby umniejszyć zło.
— Czy poczuwa się pan do winy w stosunku do ludności cywilnej?
— W tym sensie, jak pan to przedstawił — tak.
— Czy w związku z tym pańskie powołanie się m matkę Polkę wobec mnie nie uważa pan za co najmnie niewłaściwe, jeśli nie prowokujące?
Von dem Bach pokornieje:
— Przepraszam pana, że podkreśliłem pochodzenie mojej matki.
Następnego dnia odbywa się dalszy ciąg przęsłu chania. Von dem Bach jest widocznie wstrząśnięty wczo rajszym dniem. Z niepokojem czeka pytań. Dr Sawick uspokaja go wprowadzając ton poufnej pogawędki.
— Niech mi pan opowie krótko o swych rozmowach powstańcami.  I teraz zaczyna się piękna opowieść generała SS o jego kłopotach w nawiązaniu łączności z Polakami. Po buchajmy:
— Już w pierwszych dniach starałem się mieć z nimi kontakt. Z początku wszystkie usiłowania spalały nr panewce, ponieważ kogokolwiek z wziętych do niewoli Po laków posyłałem, nikt nie wracał. Pamiętam także takt wypadek. Do niewoli została wzięta polska dziewczyna studentka medycyny, nie pamiętam już jej nazwiska. Była w mundurze, nosiła oznakę Czerwonego Krzyża, była moim gościem i prosiłem ją, aby poszła w moim imieniu jako parlamentariuszka do powstańców. Odpowiedziała mi, że może uczynić to tylko pod pewnymi warunkami Kiedy zapytałem o nie, odpowiedziała, że musi znać treść listu, jaki będzie obowiązana odnieść. Ułożyłem szkic listu lecz dziewczyna odmówiła pośrednictwa tłumacząc, że nie może tego pogodzić z sumieniem narodowym, bowiem list ten zawierał wezwanie do bezwarunkowej kapitulacji
Oświadczyła następnie, że może być parlamentariuszka jeśli chodzi tylko o ludność cywilną, lecz nie o żołnierzy
— Czy nie odeszła panu ochota posyłania parlamentariuszy Polaków?
— Owszem. Od tego czasu posługiwałem się tylko – volksdeutschami.
Z tonu pogawędki prokurator Sawicki przeszedł do rzeczy bardziej istotnej, do przedłożenia mordercy Warszawy jego wczorajszych zeznań ujętych w punkty. Najważniejsze wypowiedzi zebrane na sześciu stronach w języku niemieckim, a więc w oryginale, przedłożone zostały do podpisu. Von dem Bach z uwagą czytał każde słowo. Nad każdym zdaniem pochylał głowę na znak, że to jego własne. Z wielogodzinnej rozmowy wydobyto to, co najważniejsze. A więc:

„Nie przeczę, że przed objęciem przeze mnie dowództwa wojska rabowały, mordowały i paliły, że po przejęciu władzy przeze mnie czyny występne zdarzały się, ale, niestety, było to nie do uniknięcia, bowiem wojska (słowo to przekreślił von dem Bach i napisał „część wojska”) nie były żadnym wojskiem, lecz stadem świń. Chcę ponieść pełną odpowiedzialność za to, że nie udało mi się powstrzymać występków.”

Albo inne zdanie:

„Wiem również, że przy exodus pewnej części ludności w okresie walk konfiskowano własność prywatna Przyznaję, że było to wbrew prawu międzynarodowemu.”

Przyznając się sam do winy hitlerowski junkier nie zapomniał o obciążeniu winą i innych rodaków. Poza wymienionymi wyżej generałami pogrążył swego przyjaciela Hansa Franka.
Oto Bachowe słowa:

„Za wszystko, co się działo w obozie pruszkowskim za warunki tamtejsze, za znęcanie się nad kobietami, dziećmi i nie walczącymi mężczyznami, ponosi całkowitą odpowiedzialność administracja cywilna, a w szczególności gubernator „Warszawy dr Fischer i generalny gubernator Frank.
Po kapitulacji został wydany drugi rozkaz Hitlera i Himmlera, aby wszystkie rzeczy wartościowe wywieźć i miasta, a miasto zrównać z ziemią, o ile nie stoją temu aa przeszkodzie potrzeby wojskowe. Zadanie to przypadło administracji cywilnej. Rozkazu tego nie wykonałem, ponieważ udałem się w misji specjalnej do Budapesztu za ograbienie miasta po kapitulacji i niedotrzymanie ze strony .Niemców zobowiązań kapitulacyjnych odpowiedzialni są wyżej wymienieni: dr Fischer i dr Frank.”

Na końcu dokumentu jest zdanie, będące pieczęcią gorzkiej satysfakcji dla nas, Polaków, a pod którym kładzie swój podpis człowiek, który przeciw Polsce walczył w r. 1919 na Opolszczyźnie, a potem grasował aż po rok 1939 na pograniczu polsko – niemieckim, aby w r. 1944 przejść do historii, jako największy morderca Warszawy. Zdanie ostatnie brzmi:

„W powołaniu się na złożoną przysięgę stwierdzam podpisem własnym zgodność przytoczonych zeznań, złożonych przed prokuratorem Rzeczypospolitej Polskiej.,. (—) Erich von dem Bach. Norymberga 3 Ił 1946.”

Na korytarzu czerwony sygnał świetlny. Wchodzą kołnierze ze straży więziennej. Von dem Bach kłan’a się głęboko i wychodzi. Na sali sądu norymberskiego, gdy przed trzema tygodniami zeznawał Erich von dem Bach Zelewski, nie było prokuratora polskiego i nikt nie zapytał się ,,pana na Celewie” o wymordowanie stolicy niepodległego narodu. Wtedy von dem Bach wychodź’} z sali pewny siebie, zrzuciwszy winę na tych, którzy już siedzieli na ławie oskarżonych.
Teraz już wie, że choć zapomniano na procesie o największej jego akcji wojskowej, to nie zapomniano tam gdzie wbrew obliczeniom niemieckim znów jest stolica Polski. Z Warszawy przyjechał prokurator polski, który zmusił go w spokojnej rozmowie do przyznania się do winy. Tego się Erich von dem Bach nie spodziewał.
Znaczenie powstałego dokumentu jest nie tylko proceduralnie ważne, ale przede wszystkim historycznie, bo karty historii Polski lat wojny są wypalone jak Warszawa. Musimy na nowo spisywać dokumenty, bowiem historia nie zapisana przestaje być historia.

 

ŹRÓDŁA CZWARTEJ RZESZY

 

Niemcy przyjęli okupację jako dopust Boży, który trzeba przetrwać pozostając sobą. Mają wytrwałość mrówek i pracowitość wołów. Nie udało się Hitlerowi, trzeba zatem znów od początku. Wzorem stał się więc Stresemann, człowiek, który przygotował fundament pod politykę Ribbentropa. Duża część społeczeństwa niemieckiego, szczególnie na zachodzie, widzi przyszłość Niemiec w odrodzeniu polityki stresemannowskiej. W różnych miastach nowych Niemiec nazwy ulic z hitlerowskich przemieniono na ulice Stresemanna. Postać te go nieprzeciętnego kunktatora, locareńskiego ministra spraw zagranicznych Rzeszy, przypominana jest często przez prasę niemiecką, która nazywa go „wielkim realnym politykiem”.
Gustaw Stresemann był założycielem w r. 1918 Niemieckiej Partii Ludowej (Deutsche Volkspartei), która głosiła program liberalno-nacjonalistyczny. W szesnaste rocznicę śmierci, 3.X. 1945 demokratyczna ..Allgemeine Zeitung” pisała:
„Stresemann był realistą. Zrozumiał on bowiem, iż metoda wypełniania zobowiązań (Erfülungspolitik) jest lepszym środkiem do politycznej i gospodarczej odbudowy Niemiec niż bierny opór. W najcięższych latach powojennych, szczególnie w r. 1923, gdy inflacja przybierała przerażające rozmiary, Stresemann powołany został na urząd kanclerza Rzeszy oraz ministra spraw zagranicznych. Kanclerzem był tylko trzy miesiące. W tym krótkim czasie została wstrzymana inflacja i wprowadzony stały pieniądz. Grożąca wojna domowa została zażegnana. Walka na obszarze Ruhry zawieszona. Stresemann pozostał ministrem spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej i wkrótce okazało się, że w owym czasie było to najważniejsze w Niemczech stanowisko. Powstała przyjaźń pomiędzy Niemcami a Francją, poprzez przyjaźń Stresemanna z Briandem, który dopomógł mu w jego polityce umiaru. Wejście Niemiec do Ligi Narodów i opuszczenie przez Francuzów Nadrenii — oto największe sukcesy polityki Stresemanna. Nagła śmierć ode brała narodowi niemieckiemu tego jedynego od czasu Bismarcka ministra spraw zagranicznych, który posiadał szeroki program polityki zagranicznej. Po śmierci Stresemanna polityka Niemiec rozwinęła się w przeciw nym kierunku.”

Tyle „Allgemeine Zeitung”. Teraz przypomnijmy fakty. Polityka Stresemanna opierała się na łudzeniu Brianda w tym samym stopniu przyjaźnią niemiecką co polityka Ribbentropa w stosunku do Lavala i Daladiera. Podstawą polityki Stresemanna było kłamstwo o krzywdzie wersalskiej, wyrażające się w „niedoli” mniejszości niemieckich „odciętych od Rzeszy”. Wejście Niemców do Ligi Narodów zaznaczyło się w latach 1923/25 „widowiska mi mniejszościowymi”, w których Niemcy występowały przed Ligą Narodów w roli oskarżycieli Polski, Czechosłowacji i Litwy. Himmlerowskich „volksdeutschów” stworzył Stresemann. Nastroje antypolskie i antyczeskie wychowały za Stresemanna całe pokolenie hitlerowców. Polityka Stresemanna była klasycznie niemiecka. Wobec klauzul wersalskich propagowała liberalizm na zewnątrz, starając się uzyskać liberalne traktowanie Niemiec przez mocodawców traktatu wersalskiego, oraz nacjonalizm na wewnątrz, przygotowujący Niemców do rozprawy z Polską i Czechosłowacją.
Na kim opierał się Stresemann? Na nacjonalistach wilhelmowskich, którzy ponieśli klęskę w r. 1918, uważa li jednak, że są niewinni i mają prawo odbudowywania potęgi nowej Rzeszy. Ci ludzie Hindenburga (Reichswehra), Hugenberga, Thyssena (wielki przemysł), Papena (arystokracja Ilerrenclubu) umożliwili Hitlerowi dojście do władzy i stanowili do Monachium {1938) zasłonę dymną hitleryzmu wobec świata.
Na kim teraz chcą się oprzeć demokratyczne Niemcy? Znów na ludziach klęski. A więc na tych, którzy przegrali I wojnę światową, i na tych, którzy zjednoczyli naród niemiecki w r. 1933 i ponieśli klęskę 12 lat później. Historia partii hitlerowskiej jest bardzo pouczająca. Okazuje się bowiem, że Niemcy są mistrzami w dostosowywaniu się do nowych form przy zachowaniu starej treści.
Partia nacjonalsocjalistyczna zawdzięczała swój roz wój dwom okresom 1930/32 i 1937/39. Okres pierwszy bezrobocia i kryzysu przygnał do partii Hitlera setki tysięcy straceńców, „Habenichts”, ludzi, dla których zwycięstwo Fiihrera oznaczało pełny żołądek i koniec biedy. Ostrość walki o władzę nie uszlachetniła tych ludzi, sukces zaś utwierdził ich w przekonaniu, że metody bojówek SA i SS są najlepszą gwarancją panowania nad własnym na rodem i nad światem. Ten typ „towarzysza partyjnego”, który szczycił się, że był „starym bojownikiem”, nie wymagał specjalnego wyszkolenia partyjnego. To on swoją „bojową” postawą stwarzał szkołę partyjną. W chwili, gdy Hitler dochodził do władzy, partia osiągała właśnie liczbę trzech milionów członków.

Trzy miliony wystarczyło, aby 70-milionowy naród uchwycić tak, by już się nie sprzeciwił totalizmowi, 5%! Słownie: pięć procent!
Po dojściu do władzy NSDAP wstrzymała przyjmowanie nowych członków. „Na krótko przed wstrzymaniem przyjmowania nowych członków napłynęło do kierownictwa partii tyle wniosków (daleko ponad milion!), że ich rozpatrzenie będzie wymagać kilku miesięcy.” („Berliner Morgenpost” z dn. 7.6.1933!). Przeprowadzono w partii czystkę, która trwała do końca 1934 roku, pamiętnego z puczu Rohma. Rewolucyjnych eks-bezrobotnych zdyscyplinowano, założono szkoły i kursy partyjne, rozbudowywano jednocześnie partię, tak by mogła wchłoną; cały aparat państwowy. W końcu 1934 roku Hitler mógł oświadczyć: partia i państwo to to samo. Jedyny wyjątek w pierwszych dwóch latach rządów Hitlera w przyjmowaniu towarzyszy partyjnych stanowiło wchłanianie członków rozwiązanych organizacji nacjonalistycznych zarówno partyjnych jak paramilitarnych. Dla tych właśnie nowych członków stworzono kursy partyjne.
W latach 1935/37 partia rozpoczęła wchłanianie urzędników administracji państwowej, którzy lojalnością swoją, a przede wszystkim usłużnością i denuncjowaniem nieprawomyślnych kolegów wykazali, że są godni być „Pg (Parteigenosse). Poza tym zaczęto przyjmować masowo przedstawicieli sfer gospodarczych, wietrzących duże zyski z przyszłej wojny, i stąd „heilhitlerujących” manifestacyjnie. Ten okres rozrostu partii nazwać można „elitarnym”. Przyjmowano jednostki, zajmujące w życiu państwowym, zarówno gospodarczym jak kulturalnym, stanowiska przodujące. Wtedy to ludzie Hindenburga, Hugenberga i Papena weszli prawie w całości do partii, W tych latach nastąpił też po raz pierwszy dopływ elity di. Hitlerjugend i Rund Deutscher Madei.
Lata 1937/39, lata największej prosperity niemieckiej i sukcesów polityki zagranicznej Hitlera, wykorzystała partia do dalszego zwiększenia ilości swych członków, tym razem zezwalając już na napływ masowy. Lata wojny były tego masowego napływu zakończeniem.

W roku 1937 partia była zorganizowana doskonale. Szczyty powiązane były z dołem mechanizmem precyzyjnym i niezawodnym. Każdy „Pg.” był w codziennym kontakcie ze swą partią, prowadził rozmowy takie, jakich praca propagandowa wymagała, czytał to, co mu kazano, myślał tak, jak go nauczono myśleć w danym dniu. Człowiek ze swastyką w klapie obnosił swoją godność, każdy sukces Hitlera uważając za swój własny i żył jak w transie. Ze zbiórki — na obchód, z obchodu — na kurs, z kursu — na zebranie, gdzie zachłystywano się miłością do mądrego Adolfa i nienawiścią do Żydów, a potem do Czechów, Polaków, Francuzów itd. itd.
W dniu 8 maja 1945 r., kiedy NSDAP przestała istnieć, rejestr partyjny zawierał dwanaście milionów nazwisk. To znaczy cztery razy tyle, ile było zapisanych w partii w styczniu 1933 r., a nie omylimy się, jeśli powiemy, że dwa razy tyle, ile było w r. 1937.
Statystycy obliczają, że na obszarze obecnej Rzeszy żyje swobodnie na 70 milionów ludności około 8 milionów „Pg.” Pozostałe cztery przypadają na poległych, zaginionych, żyjących w obozach lub poza granicami obecnej Rzeszy. Te 8 milionów hitlerowców niewątpliwych stanowi kardynalny problem demokratyzujących się Niemiec. Co uczynić z nimi?
Alianci zarządzili denazifikację, to jest usunięcie „Pg.” ze stanowisk przodujących zezwalając im jedynie na pracę zarobkową, płatną w wysokości najniższej płacy robotnika fizycznego.
Natomiast partie demokratyczne, antyfaszystowskie zażądały rehabilitowania hitlerowców i dopuszczenia ich do dzieła budowy niemieckiej demokracji. Domagają się tego niewątpliwi antyfaszyści, którzy w wielu wypadkach panowanie NSDAP pamiętają z więzień i obozów koncentracyjnych.
Cóż za dziwna wspaniałomyślność?

Zagadka przestaje być niezrozumiałą, jeśli przypomnimy sobie, kogo NSDAP przyjęła na członków w latach swego rozwoju. Istotą totalizmu nacjonal-socjalistycznego była zasada przywództwa. Ktokolwiek wybijał się ponad przeciętność masy, ten miał dane do przewodzenia drugim, oczywiście, o ile był w partii, która rządziła narodem i państwem. „Starzy bojowcy” po latach biedy i rozgoryczenia, gdy nasycili się zemstą, podjedli dobrze i urządzili się wygodnie, przestali być „rewolucjonistami”. Chętnie też przyjęli do swego grona całą prawie elitę narodu niemieckiego, aby później zezwolić na masowy napływ tych wszystkich, którzy wykazywali energię większą niż przeciętna potulnej masy narodu niemieckiego. Nastąpiło nieomal totalne wchłonięcie i sprusaczenie aktywu niemieckiego przez NSDAP.
Budowniczy nowych Niemiec, mających w przyszłości wejść do rodziny demokratycznych narodów, stanęli przed pustką. Tych demokratów niemieckich prawdziwych, którzy przetrwali hitleryzm, jest dziś w Rzeszy nie więcej niż kilkadziesiąt tysięcy, a i z tego większość to ludzie starzy, którzy pamiętają doskonale przeszłość, lecz nie rozumieją teraźniejszości. Reszta zaś narodu to glina, udeptana przez hitleryzm, klepisko, na którym każdy wy- młóci swoją słomę. Aktyw narodu przez proces denazifikacji znalazł się poza nawiasem życia politycznego Niemiec. Ta prawda tłumaczy całą suchotniczość dotychczasowego życia partyjno-politycznego demokratycznej Rzeszy i dążenie nowych partii do uzyskania zezwolenia na przyjmowanie na członków byłych „Pg.”.
Oczywiście o tej słabości wewnętrznej żaden z przywódców nowych partii nie mówi, Dyskusja toczy się o „małych Pg.”, zwanych też „nominalnymi Pg.”, a więc takimi, którzy „poza zapisaniem się do NSDAP nic w życiu złego nikomu nie zrobili”.
Pierwszym wyłomem w totalnym potępieniu hitlerowców z NSDAP było dopuszczenie przez władze amerykańskie w wyborach w Bawarii tych „Pg.” do prawa głosowania, którzy wstąpili do partii po roku 1937, a więc 50°/o dawnych hitlerowców.
W listopadzie 1945 roku cztery partie demokratyczne Niemiec powzięły następującą uchwałę:

„Nie osłabiając odpowiedzialności wszystkich pozostałych członków NSDAP uważamy, że ci, którzy nie byli aktywnymi nazistami ani zbrodniarzami, winni być zwolnieni od kary i powinni zerwawszy ze swą polityczną przeszłością wszystkimi swymi siłami pomagać w odbudowie naszego kraju.”

W lutym 1946 sędziwy przywódca Komunistycznej Partii Niemiec, Wilhelm Pieck, oświadczył w berlińskim radio w imieniu demokratycznych partii niemieckich:

„Uważamy, że tak zwanym „małym nazim” winna być dana możliwość wzięcia udziału w walce frontowej antyfaszystowsko-demokratycznych sił, aby w ten sposób mogli uwolnić się od hańby członkostwa NSDAP i aby mogli zdobyć na nowo zaufanie wśród „antyfaszystów”.

„Der Tagesspiegel”, dziennik strefy amerykańskiej, pisał na ten sam temat:

„Konieczne jest powzięcie decyzji w sprawie „Pg.”, inaczej istnieje niebezpieczeństwo, że łatwo stworzy się nowych męczenników, albo blok ludzi odseparowanych od społeczności.”

„Berliner Zeitung”, dziennik strefy rosyjskiej, uważał, że:

„Pg. musi wiedzieć, iż po okresie próby odzyska pełne prawa, że o nim decyduje przede wszystkim jego obecna postawa”. A dalej omówiwszy metody selekcji „BZ” pisał: „W ten sposób mają być zasadniczo dla „nieaktywnego Pg.” otwarte wszystkie pola pracy, za wyjątkiem na razie funkcji politycznych.”

Artykuł kończył się szlachetnym stwierdzeniem:

„Tak plewy rozdzielimy od ziarna. Kto zawiedzie w teraźniejszości tak, jak zawiódł w przeszłości, ten słusznie zostanie wykluczony z niemieckiej demokracji. Elementy natomiast zdolne do rozwoju, w istocie swej zdrowe, będą pełnowartościowymi obywatelami nowych Niemiec.”

Tak więc w rok po upadku hitleryzmu zaobserwowaliśmy ciekawy eksperyment przerobienia hitlerowców na demokratów. Gdyby to się udało, byłby to największy triumf wyznawców idei demokratycznej, że ludzi można na ludzi wychować. Próbował tego już raz Stresemann i wychował… Hitlera.
Znając Niemcy wiemy, że jest to tragiczny naród, który nie mając nigdy tego pod dostatkiem, o czym marzył, zawsze musiał szukać sposobów fabrykowania namiastki. Ersatz demokracji z hitlerowców, to już najtragiczniejsza klęska niemieckiego przemysłu politycznego. Chwilowo polityczny przemysł niemiecki jest pod kontrolą świata. Dobrze jest jednak zapamiętać sobie rodzaj materiału, z jakiego budują się demokratyczne Niemcy. Po latach, gdy brunatna cegła pokryta będzie różnokolorowym tynkiem, ludzie nie pamiętający początków IV Rzeszy łudzić się będą, jak przy Stresemannie, że oto zrodziły się nowe Niemcy, które można zaprosić do Genewy,
San Francisco czy Londynu i zdziwieni będą, gdy po kilkunastu latach Niemcy zaproszą paru naiwnych premierów do Monachium.
Niemieckie partie demokratyczne otwierają swe podwoje dla hitlerowców, bez których pozostałyby słabe. Oto najfantastyczniejsze zwycięstwo Hitlera za grobem.
Jak głębokie jest zhitleryzowanie narodu niemieckiego, świadczy list wystosowany przez Radę Kościoła Ewangelickiego w Niemczech do władz amerykańskich, list podpisany przez samego pastora Martina Niemöllera.
Oto amerykańskie władze okupacyjne wydały „ustawę o uwolnieniu Niemiec od nacjonal-socjalizmu i militaryzmu” oświadczając na wstępie:

„Wszyscy ci, którzy aktywnie wspomagali nacjonal- socjalistyczną władzę przemocy, lub ci, którzy ponoszą odpowiedzialność za przestępstwa wobec sprawiedliwości i ludzkości, lub ci, którzy ciągnęli korzyści z wytworzonego stanu rzeczy, zostaną usunięci od wpływu na życie publiczne, gospodarcze i kulturalne i zobowiązani do naprawienia wyrządzonych szkód.”

A oto co pisze Niemöller w imieniu Rady Kościoła Ewangelickiego:

„Pierwsze wrażenie, jakie wywarła ustawa, jest wstrząsające, ponieważ nikt z członków Rady nie może oprzeć się przeświadczeniu, że właściwie uniemożliwione zostaje tym samym rozpoczęte dopiero dzieło duchowego odrodzenia narodu niemieckiego w sensie porozumienia i uspokojenia. Nastrój, który wywoła ustawa, zaciąży bardzo silnie, jeśli w ogóle nie zniszczy istniejącej obecnie gotowości do rozpoczęcia nowego życia. Wielka część ludności — mówi się o 20 milionach — zostanie uderzona tą ustawą, która otwiera bramę najniższym instynktom zazdrości i nienawiści. Nastąpi zalegalizowane prześladowanie określonego światopoglądu w tak wielkich rozmiarach, jakich nawet pod rządami nazistów nigdy nie było. Należy obawiać się, że na skutek tej ustawy, która rzekomo ma nas „uwolnić od nacjonal-socjalizmu i militaryzmu”, zrodzi się niesłychana reakcja w sensie nazistowskim i militarystycznym.”

Nie jest ważne dla nas, że dowódca amerykański w Niemczech ostro potępił stanowisko Rady Kościoła Ewangelickiego w Niemczech i protest odrzucił, ważne jest natomiast, że pastor Niemöller, człowiek, który 10 lat przebył w obozach koncentracyjnych, który pierwszy złożył publiczne przyznanie się Niemiec do winy, łudzi się, że potrafi hitlerowców przerobić na demokratów i w imię chrześcijańskiej humanitarności protestuje — cóż za potworne rzucanie Chlebem w niedawno kamienujących — przeciwko

„zalegalizowanemu prześladowaniu określonego światopoglądu w tak wielkich rozmiarach, jakich nawet pod rządami nazistów nie było”.

Kościół ewangelicki tak jak partie uschnie, jeśli nie zdobędzie rządu dusz nad aktywem narodu niemieckie go. Aktyw ten był w partii hitlerowskiej. Ustawy denazifikacyjne nie dopuszczają aktywu hitlerowskiego do aktywności publicznej ani w nowych partiach, ani w Kościele. Przywódcy polityczni, religijni, kulturalni nowych Niemiec załamują ręce i protestują. Bez hitlerowców nie zbudują nowych Niemiec!
„Hier stehe ich und kann nicht anders.” (Tu stoję i nie mogę inaczej). Te słowa Lutra oddają w pełni rozterkę duchową nowych Niemiec.
Nie mogą inaczej. Muszą budować na hitlerowcach. W proteście przeciwko władzom okupacyjnym Niemiec, żądającym denazifikacji, jednoczą się Niemcy ongi prześladowani z Niemcami ongi prześladującymi, przebaczają sobie winę i scalają się w nową pruską nację.
Czy jest to jakaś siła fatalna narodu niemieckiego, że wciąż musi budować na ludziach gwałtu i klęski, czy jest to ślepota przywódców, trudno powiedzieć. Dla nas ważny jest tylko fakt, że tak jak za czasów Stresemanna budowano Republikę Weimarską na nacjonalistach Bismarcka i zbudowano III Rzeszę, tak dziś buduje się IV Rzeszę na nacjonal-socjalistach Hitlera i Himmlera. Musimy zważać, aby z IV Rzeszy nie wyrosła Rzesza V znów oparta na przemocy i gwałcie.

Zobacz na: Niemiecka Pomoc Zimowa – Winterhilfswerk
Kodeks Norymberski a szczepienia – świadoma i dobrowolna zgoda

Kolektywna Konspiracja – Edward Griffin
Państwo faszystowskie (Bilans rządów pięcioletnich) – dr Antoni Peretiatkowicz