Koncepcja Czystej Karty [Czysta Tablica/Tabula Rasa] – Steven Pinker

Koncepcja Czystej Karty [Czysta Tablica-Tabula Rasa]

Najbardziej fundamentalne pytanie w psychologii, a właściwie we wszystkich naukach społecznych, brzmi: Jaka jest natura natury ludzkiej? Dominującą odpowiedzią przez ostatnie stulecie była “pusta tablica”. Teoria ta postuluje, że ludzki umysł jest wyposażony w niewielką lub żadną strukturę. Zgodnie z tym poglądem umysł każdej osoby zostaje zapisany podczas rozwoju przez rodziców, nauczycieli, społeczeństwo, kulturę i przekazy medialne. Konsekwencją jest doktryna Szlachetnego Dzikusa, teoria, że „ludzie w swoim naturalnym stanie są bezinteresowni, pokojowo nastawieni i beztroscy”, a zazdrość, chciwość, konflikty i agresja są współczesnymi bolączkami spowodowanymi niszczącym wpływem cywilizacji.

Te podstawowe doktryny występują w wielu postaciach – radykalnym behawioryzmie, konstrukcjonizmie społecznym, postmodernizmie, determinizmie środowiskowym, determinizmie kulturowym, a nawet niektórych współczesnych teoriach neuronalnej „plastyczności”. W monumentalnej książce pod względem zakresu i wiedzy, pt. „Tabula rasa. Spory o naturę ludzką [The Blank Slate]” profesor Steven Pinker pokazuje, że ten dominujący dogmat już dawno przeżył swoje naukowe uzasadnienie. Pinker argumentuje, że w przeciwieństwie do czystej karty, ludzie nie są biernymi pojemnikami ani pustymi naczyniami. Każdy, kto wychował dziecko, oczywiście o tym wie, ale teorie naukowe czasami pozostają w tyle za tym, co wszyscy wiedzą. Według książki Tabula Rasa jesteśmy wyposażeni w zdumiewający wachlarz wyewoluowanych mechanizmów – wrodzone lęki jak np. przed drapieżnikami, labo wysokością, wyewoluowane pragnienia dotyczące konkretnych partnerów; wrogość wobec członków obcej grupy; tendencje do inwestowania w dzieci i krewnych; i dziesiątki innych.

Książka „Tabula rasa. Spory o naturę ludzką”  trzyma czytelnika w napięciu, przeplatając wnikliwe argumenty dowodami, anegdotami, humorystycznymi ilustracjami, historycznymi relacjami z akademickich sporów i dobrze umieszczonymi cytatami z literatury, filmu i muzyki popularnej. Byłem jednocześnie rozbawiony i przerażony, gdy przeczytałem o taktykach debaty niektórych zwolenników czystej karty, w tym wybitnych profesorów, którzy uciekają się do fałszowania cytatów przeciwników, paskudnego ich wyzywania, a nawet sugerowania dziwnych rzeczy związanych z ich życiem seksualnym.

Debaty na temat natury ludzkiej od dawna są zaciekłe. Pinker wnosi spokojny i przenikliwy głos do tych spornych kwestii. Pokazuje, że uznanie wrodzonej natury człowieka nie pociąga za sobą powszechnie budzących lęk konsekwencji, takich jak rezygnacja z niezmiennego losu, rozpacz z powodu poprawy kondycji człowieka czy usprawiedliwienie złych czynów. Rzeczywiście, pokazuje, jak doktryna determinizmu środowiskowego doprowadziła do niektórych z najbardziej powszechnych współczesnych parodii. Masowe zabójstwa dokonane przez Stalina, Pol Pota i Mao były po części napędzane ideologią czystej karty. W ostatnich dziesięcioleciach byliśmy również świadkami, jak ludzie unikali osobistej odpowiedzialności za przestępstwa, używając nieprawdopodobnej formy obrony prawnej, obrony typu Twinkie, argumenty w stylu „pornografia zmusiła mnie do tego” lub obwiniając przemoc w mediach, teksty piosenek rockowych lub inne normy kulturowe za swoje czyny.

Steven Pinker radzi sobie najlepiej, analizując logikę leżącą u podstaw argumentów naukowych, ujawniając błędy w rozumowaniu i pokazując błędy naukowców, którzy pozwolili ideologiom zaciemnić swoje myślenie. „Czystą kartę” można by skrytykować za to, że nie dostarczyła prostych recept na zmaganie się z wieloaspektową naturą ludzką, którą oświetla współczesna nauka. Jak możemy dążyć do sensu i moralności, na przykład w obliczu sprzecznych składników natury, która zawiera zarówno zdradę seksualną, jak i miłość na całe życie, mordercze impulsy i pełne współczucia poświęcenie? Ale cel Pinkera nie jest przede wszystkim nakazowy. Jego celem jest wykorzenienie głęboko zakorzenionych, ale obecnie przestarzałych założeń dotyczących ludzkiego umysłu i konfrontacja z naturą, która jest wspaniała w swojej złożoności, choć czasami niepokojąca w swojej treści. W tym celu jego cel jest prawdziwy.

To może być najważniejsza dotychczas wydana książka w XXI wieku. Dotyka praktycznie wszystkiego, na czym nam zależy, od łączenia się w pary, przez dzieci, po gwałtowne konflikty międzynarodowe. Podejrzewam, że książka „Tabula rasa. Spory o naturę ludzką” wzburzy wiele piór. Ale myślę, że ostateczna analiza Pinkera jest poprawna – podstawowe doktryny czystej karty i szlachetnego dzikusa przejdą do historii nauki jako przykłady „niezwykle popularnych urojeń”, które w niestosowny sposób ugrzęzły w minionym stuleciu myśli naukowej.

Dr David M. Buss jest profesorem psychologii na University of Texas w Austin.

Źródło: January/March 2003,  Pathways, The Novartis Journal

 

Podsumowanie z wikipedii

Steven Pinker w swojej książce The Blank Slate: The Modern Denial of Human Nature [Tabula rasa. Spory o naturę ludzką] argumentuje, że współczesna nauka zakwestionowała trzy “powiązane ze sobą dogmaty”, które stanowią dominujący w życiu intelektualnym pogląd na naturę ludzką:

—    Czysta Tablica (umysł nie ma żadnych wrodzonych cech) – empiryzm
—    Szlachetny Dzikus (ludzie rodzą się dobrzy i są zepsuci przez społeczeństwo) – romantyzm
—    Duch w Maszynie (każdy z nas ma duszę, która dokonuje wyborów wolnych od biologii).

Znaczna część książki poświęcona jest badaniu lęków przed społecznymi i politycznymi konsekwencjami jego poglądu na naturę ludzką:

—    “strach przed nierównością”
—    “strach przed niedoskonałością”
—    “strach przed determinizmem”
—    “strach przed nihilizmem”

Steven Pinker twierdzi, że te lęki są non sequiturs [błędem formalnym], i że pogląd czystej tablicy [karty] na naturę ludzką byłby w rzeczywistości większym zagrożeniem, gdyby był prawdziwy. Na przykład argumentuje, że równość polityczna nie wymaga identyczności, ale polityki, która traktuje ludzi jako jednostki z prawami; że postęp moralny nie wymaga, aby ludzki umysł był naturalnie wolny od egoistycznych motywów, tylko aby miał inne motywy, które im przeciwdziałają; że odpowiedzialność nie wymaga, aby zachowanie było niezawinione, tylko aby odpowiadało na pochwały i winy; i że sens życia nie wymaga, aby proces, który ukształtował mózg, miał cel, tylko aby sam mózg miał cele. Argumentuje on również, że opieranie wartości moralnych na twierdzeniach o czystej karcie otwiera je na możliwość obalenia przez przyszłe odkrycia empiryczne. Ponadto argumentuje, że pusta tablica [karta] jest w rzeczywistości niespójna z opozycją wobec wielu społecznych złych rzeczy, ponieważ pusta tablica mogłaby być uwarunkowana tak, by cieszyć się służalczością i degradacją.

Steven Pinker stwierdza, że ewolucyjne i genetyczne argumenty dotyczące nierówności nie muszą wspierać prawicowej polityki. Na przykład, jeśli wszyscy są równi w zdolnościach, można argumentować, że konieczne jest jedynie danie wszystkim równych szans. Z drugiej strony, jeśli niektórzy ludzie mają mniejsze wrodzone zdolności, to polityka redystrybucji powinna faworyzować tych z mniejszymi wrodzonymi zdolnościami. Ponadto, ekonomia leseferystyczna jest zbudowana na założeniu racjonalnego aktora, podczas gdy psychologia ewolucyjna sugeruje, że ludzie mają wiele różnych celów i zachowań, które nie pasują do teorii racjonalnego aktora. „Przypływ podnosi wszystkie łodzie” jest często używany jako argument, że nierówności nie muszą być zmniejszane, dopóki istnieje wzrost. Psychologia ewolucyjna sugeruje, że sam niski status, poza względami materialnymi, jest wysoce psychologicznie stresujący i może powodować niebezpieczne i desperackie zachowania, co sugeruje, że nierówności powinny być zmniejszane. Wreszcie, wyjaśnienia ewolucyjne mogą również pomóc lewicy w tworzeniu polityki o większym poparciu społecznym, sugerując, że poczucie sprawiedliwości u ludzi (wywołane przez mechanizmy takie jak altruizm wzajemny), a nie chciwość, jest główną przyczyną sprzeciwu wobec opieki społecznej, jeśli w propozycjach nie ma rozróżnienia między tym, co jest postrzegane jako zasługujący i niezasługujący biedni.

Steven Pinker podaje też kilka przykładów szkód wyrządzonych przez wiarę w czystą kartę natury ludzkiej:

—    Totalitarna inżynieria społeczna. Jeśli ludzki umysł jest czystą tablicą całkowicie ukształtowaną przez środowisko, to bezwzględne i całkowite kontrolowanie każdego aspektu środowiska stworzy umysły doskonałe.

—    Niewłaściwe lub nadmierne obwinianie rodziców, ponieważ jeśli ich dzieci nie okażą się dobre, zakłada się, że jest to całkowicie spowodowane przez środowisko, a zwłaszcza przez zachowanie rodziców.

—    Uwalnianie niebezpiecznych psychopatów, którzy szybko popełniają nowe zbrodnie.

—    Budowa masywnych i ponurych kompleksów kamienic [blokowisk], ponieważ zakłada się, że preferencje mieszkaniowe i środowiskowe są spowodowane kulturowo i są powierzchowne.

—    Prześladowanie, a nawet masowe mordowanie ludzi sukcesu, o których zakłada się, że zyskali to co zyskali niesprawiedliwie. Obejmuje to nie tylko jednostki, ale całe grupy odnoszące sukcesy, co do których zakłada się, że osiągnęły sukces w sposób nieuczciwy i poprzez wyzysk innych grup. Przykładem mogą być kułacy w Związku Radzieckim; nauczyciele i “bogaci” chłopi w czasie rewolucji kulturalnej; mieszkańcy miast i intelektualiści w czasach Czerwonych Khmerów.

Zobacz na: Kulty Cargo Melanezji
Cztery prawa genetyki behawioralnej
Zasada Gervaisa – Venkatesh Rao

 

Równość, to jednakowość w jednostajności. Tylko utwory sztuczne mogą być tak dalece jednakowe, iżby mogły być aż równymi.
Do równości można zmierzać tylko przymusem i gwałtem, a to obniżając poziom u wszystkich i we wszystkim, i pod każdym względem. W ten sposób mechanizuje się zrzeszenia ludzkie bardziej, co sprowadza często istne degeneracje. Pomiędzy mechanizowaniem a przymusowym zaprowadzaniem równości zachodzi stosunek prosty kwadratowy. Równych w nędzy i tępocie umysłowej najłatwiej urządzać w mechanizmy.
Równość byłaby największą niesprawiedliwością. Sprawiedliwość polega na sprawiedliwym rozdziale nierówności.
Feliks Koneczny – O ład w historii

 

Płeć to konstrukt społeczny

 

 

“Archeolodzy i paleontolodzy odkryli, że nasi prehistoryczni przodkowie nie byli prymitywnymi troglodytami, ale doskonalili swoje umysły za pomocą sztuki, rytuałów, handlu, przemocy, współpracy, technologii i symboli-. Prymatolodzy wykazali z kolei, że nasi włochaci krewniacy nie przypominają szczurów laboratoryjnych, które można dowolnie uwarunkować, ale mają wiele złożonych zdolności i atrybutów, uznawanych kiedyś za właściwe wyłącznie ludziom, takich jak pojęcia, wyobraźnia przestrzenna, posługiwanie się narzędziami, zazdrość, miłość rodzicielska, zdolność do odwzajemniania się, umiejętność łagodzenia konfliktów oraz różnice między płciami. Po uwzględnieniu faktu, że tak wiele zdolności umysłowych występuje we wszystkich ludzkich kulturach, u dzieci, które jeszcze nie zdążyły przyswoić sobie kultury, oraz u stworzeń, które mają tylko zawiązki kultury lub nie mają jej wcale, umysł nie przypomina już bezkształtnej masy stopniowo formowanej przez kulturę. Jednak teorią, której słabość współczesna myśl ewolucyjna obnażyła najbardziej bezlitośnie, jest bez wątpienia doktryna szlachetnego dzikusa. Wydaje się wysoce nieprawdopodobne, by dobór naturalny mógł ukształtować istotę na wskroś szlachetną, bo w nieustannej walce genów o przetrwanie w następnym pokoleniu istoty szlachetne zwykle przegrywają.

Konflikty interesów są wszechobecne wśród organizmów żywych, ponieważ dwa osobniki nie mogą zjeść tej samej ryby, a dwa samce nie mogą zdobyć na wyłączność jednej samicy. Jeśli motywy społeczne są adaptacjami służącymi maksymalizowaniu liczby kopii genów, dzięki którym powstały, to powinny być zaprojektowane w taki sposób, aby rozstrzygać tego rodzaju konflikty na swoją korzyść. Jednym ze sposobów osiągnięcia tego celu jest wyeliminowanie konkurencji. Jak ujął to William James (w nieco zbyt kwiecistym stylu),

„niezależnie od wszelkich pokojowych cnót, które być może przypadły nam w udziale, my – w linii prostej potomkowie zwycięskich bohaterów jednej sceny mordu za drugą – bez wątpienia nosimy w sobie niewygasłe, gotowe w każdej chwili zapłonąć jasnym ogniem nikczemne cechy charakteru, dzięki którym nasi przodkowie wychodzili cało z tak wielu rzezi, zabijając innych i nie ponosząc przy tym żadnej szkody”.

Od Rousseau po autora artykułu wstępnego w „Boston Globe” (którego fragment przytoczyłem w rozdziale pierwszym) wielu intelektualistów z upodobaniem
odmalowywało wizerunek miłujących pokój, egalitarnych i kochających przyrodę tubylców. W ciągu ostatnich dwudziestu lat antropolodzy gromadzili jednak informacje na temat życia i śmierci pierwotnych społeczności, nie zadowalając się pełnymi ciepła i uroku stereotypami. Czego się dowiedzieli? W największym skrócie: Hobbes miał rację, Rousseau się mylił.
Po pierwsze, opowieści o zamieszkujących odległe krainy plemionach, które nigdy nie słyszały o przemocy, okazały się wielkomiejskimi legendami. Przedstawiane przez Margaret Mead opisy miłujących pokój mieszkańców Nowej Gwinei i swobodnych seksualnie Samoańczyków opierały się na powierzchownych obserwacjach i okazały się niemal całkowicie błędne. Jak dowiódł później antropolog Derek Freeman, zdarza się, że Samoańczycy biją, a nawet zabijają swoje córki, jeśli w czasie nocy poślubnej okazuje się, że już wcześniej straciły dziewictwo. Młody Samoańczyk, któremu nie udało się zdobyć względów żadnej dziewicy, może zgwałcić jedną z nich, aby zmusić ją do wspólnej ucieczki. Wreszcie, zdarza się, że rodzina zdradzonego męża zabija nieszczęsnego kochanka. Elizabeth Marshall Thomas określiła plemię! Kung San, zamieszkujące pustynię Kalahari, mianem „łagodnego ludu”, opisując je w książce pod tym samym tytułem.
Antropolodzy i historycy zaczęli także liczyć ofiary śmiertelne. Wielu intelektualistów przytacza niewielkie liczby poległych na polu walki na poparcie tezy, że w społeczeństwach pierwotnych wojna ma w znacznej mierze charakter rytualny. Wydają się oni nie dostrzegać, że dwie ofiary śmiertelne w grupie pięćdziesięciu osób odpowiadają dziesięciu milionom zabitych w kraju wielkości Stanów Zjednoczonych.
Archeolog Lawrence Keeley porównał kilka społeczeństw (w których wypadku dysponował wiarygodnymi danymi) pod względem tego, jaki odsetek zgonów mężczyzn następuje w każdym z nich na skutek działań wojennych.
Osiem górnych pasków – od niemal dziesięciu procent do niespełna sześćdziesięciu procent – obrazuje sytuację w tubylczych plemionach Ameryki Południowej i Nowej Gwinei. Prawie niewidoczny pasek u dołu wykresu odnosi się do Stanów Zjednoczonych i Europy w XX wieku i uwzględnia ofiary dwóch wojen światowych. Ponadto – jak zauważył Keeley oraz inni badacze – tubylcze plemiona traktują wojnę z prawdziwie śmiertelną powagą. W wielu z nich wytwarza się najbardziej niszczącą broń, jaką można skonstruować na osiągniętym przez nie poziomie rozwoju techniki, bezlitośnie morduje się nieprzyjaciół, kiedy tylko zabójcom może to ujść na sucho, i potęguje się wojenne emocje poprzez torturowanie jeńców, odcinanie części ciała poległych wrogów jako trofeów wojennych oraz zjadanie ciał nieprzyjaciół w trakcie rytualnych uczt.
Jeśli zamiast poszczególnych ofiar weźmiemy pod uwagę całe społeczności, to otrzymamy równie przygnębiające liczby.

W 1978 roku antropolog Carol Ember obliczyła, że dziewięćdziesiąt procent społeczności łowiecko-zbierackich od czasu do czasu uczestniczy w wojnach, a sześćdziesiąt cztery procent wstępuje na wojenną ścieżkę przynajmniej raz na dwa lata—. Warto dodać, że szacunkowa wartość dziewięćdziesiąt procent może być zaniżona, bo antropolodzy często nie są w stanie badać danego plemienia wystarczająco długo, aby odnotować wybuchy wojen zdarzających się co dziesięć lat lub jeszcze rzadziej (wyobraźmy sobie na przykład antropologa badającego pokojowo nastawionych Europejczyków w latach 1918-1938). W 1972 roku inny antropolog, W. T. Divale, zbadał 99 grup łowiecko-zbierackich, reprezentujących trzydzieści siedem kultur, i odkrył, że sześćdziesiąt osiem z nich było wówczas w stanie wojny, dwadzieścia toczyło wojny od pięciu do dwudziestu pięciu lat przedtem, a wszystkie pozostałe przyznawały, że uczestniczyły w wojnach w bardziej odległej przeszłości. Na podstawie tych i podobnych badań etnograficznych Donald Brown umieścił konflikt, gwałt, zemstę, zazdrość, dominację oraz zbiorową męską przemoc na opracowanej przez siebie liście ludzkich uniwersaliów.
Można oczywiście zrozumieć, dlaczego ludzie nie chcą przyjąć do wiadomości faktu, że społeczeństwa pierwotne znają i stosują przemoc. Przez setki lat stereotyp „dzikiego barbarzyńcy” służył jako pretekst do wyrzynania tubylczych plemion i zagarniania ich ziemi. Z pewnością jednak nie trzeba tworzyć nieprawdziwego obrazu danego ludu, przedstawiając go jako miłujący pokój i przyrodę, żeby potępić popełnione przeciwko niemu zbrodnie, tak jakby ludobójstwo było czymś złym tylko wtedy, kiedy jego ofiary to mili, przyjaźni ludzie.”

(…)

Psychologowie społeczni wielokrotnie dowiedli, że ludzie odczuwają nieodparte pragnienie naśladowania sąsiadów. Kiedy niczego nieświadome osoby badane znajdują się w towarzystwie współpracowników eksperymentatora, którym zapłacono za zrobienie czegoś dziwacznego, wiele z nich postępuje tak samo. Wbrew temu, co widziały na własne oczy, nazywają długi odcinek krótkim lub na odwrót, beztrosko wypełniają kwestionariusz, mimo że z otworu wentylacyjnego wydobywa się smuga dymu, albo (jak mogliśmy się przekonać w jednym z odcinków programu „Ukryta kamera”) nagle, bez żadnej wyraźnej przyczyny, rozbierają się do bielizny. Jednakże psychologowie społeczni podkreślają, że bez względu na to, jak zabawny wydaje się ludzki konformizm podczas zaaranżowanych eksperymentów, w życiu społecznym ma on istotne uzasadnienie, a nawet dwa takie wyjaśnienia.

Pierwsze z nich ma charakter informacyjny i wiąże się z dążeniem do korzystania z wiedzy innych ludzi oraz dokonywanych przez nich ocen. Weterani rozmaitych komisji i komitetów mawiają, że iloraz inteligencji grupy jest równy ilorazowi inteligencji któregokolwiek z jej członków, po dzielonemu przez liczbę osób w grupie, choć taki pogląd jest zbyt pesymistyczny. W wypadku gatunku wyposażonego w język, psychologię intuicyjną i gotowość do współpracy grupa może połączyć przeszłe i teraźniejsze odkrycia dokonane przez jej poszczególnych członków (często z niemałym trudem) i w ten sposób zyskać potencjał intelektualny, który znacznie przewyższa możliwości hipotetycznej rasy samotników. Członkowie społeczności łowiecko-zbierackich gromadzą wiedzę dotyczącą wytwarzania narzędzi, wzniecania i podtrzymywania ognia, sztuki podchodzenia zwierzyny czy oczyszczania roślin z trujących substancji i potrafią stosować tę zbiorową wiedzę, nawet jeśli żaden z nich nie byłby w stanie odtworzyć jej w pojedynkę. Podobnie, koordynując swoje działania (na przykład dzieląc się zadaniami podczas zaganiania zwierzyny albo opiekując się na zmianę dziećmi, kiedy pozostali członkowie grupy szukają żywności), mogli działać jak ogromny stwór o wielu głowach i wielu kończynach, dokonując aktów, które przekraczałyby możliwości zatwardziałego indywidualisty. Wiele wzajemnie powiązanych oczu, uszu i głów może zdziałać więcej niż pojedynczy „zestaw”, ograniczony własnymi słabościami i nawykami. W języku jidysz istnieje pewne powiedzenie, które być może przywoła do porządku malkontentów i zwolenników teorii spiskowej: „Cały świat nie może być szalony”.

Znaczna część tego, co nazywamy kulturą, jest po prostu wiedzą zgromadzoną w danej społeczności, a dotyczącą sposobów wytwarzania przedmiotów użytkowych, przygotowywania potraw, podziału plonów i tak dalej. Niektórzy antropolodzy, a wśród nich Marvin Harris, twierdzą, że nawet praktyki, które wydają się równie umowne jak loteria, mogą być rozwiązaniami jakichś problemów środowiskowych. W Indiach krowy naprawdę powinny być święte – zauważa ów autor. Są źródłem pożywienia (mleka i masła), paliwa (łajna) i energii (jako siła pociągowa). Obyczaje, które je chronią, przeciwdziałają zatem pokusie zabicia kury znoszącej złote jajka. Przyczyny innych różnic kulturowych mogą się wiązać z reprodukcją. W niektórych społecznościach mężczyźni żyją w rodzinach patrylokalnych, utrzymując swoje żony i dzieci, w innych żyją w rodzinach matrylokalnych, łożąc na swe siostry oraz na ich dzieci. Ten drugi model występuje zwykle w społecznościach, w których mężczyźni muszą spędzać dużo czasu poza domem, a zdrada małżeńska jest zjawiskiem dość powszechnym, wskutek czego mężczyźni nie mogą być pewni tego, że są ojcami dzieci swoich żon. Ponieważ dzieci urodzone przez córkę matki mężczyzny (czyli przez jego siostrę) są z nim z pewnością spokrewnione, niezależnie od tego, kto z kim sypiał, matrylokalny model rodziny umożliwia mężczyźnie inwestowanie w dzieci, które bez wątpienia mają w sobie część jego genów.

(…)

Tradycyjne kultury mogą się jednak zmieniać, a owe zmiany bywają znacznie bardziej spektakularne, niż większość nas to sobie uświadamia. Zachowanie różnorodności kulturowej uważa się dzisiaj za najwyższą wartość, ale przedstawiciele odmiennych kultur nie zawsze są tego samego zdania. Ludzie mają swoje dążenia i potrzeby, a kiedy kultury stykają się ze sobą, przedstawiciele jednej z nich nie mogą nie zauważyć, że ich sąsiedzi zaspokajają któreś z owych pragnień w większym stopniu niż oni sami. A kiedy już to dostrzegą, jak uczy nas historia, bezwstydnie przywłaszczają sobie najskuteczniejsze strategie i metody działania. Kultury wcale nie przypominają nieprzepuszczalnych monolitów, przeciwnie – są raczej nieszczelne i nieustannie się zmieniają.

(…)