Optymalny wiek do pierwszej ciąży to jest 20-24 lata

Kompilacja materiałów dotyczących demografii.

Optymalny wiek do pierwszej ciąży to jest 20-24 lata

„Proszę państwa no dalej mogę powiedzieć tu będę cytował książkę prof. Rosseta . Demografia polska w służbie postępu społecznego 1946-1971. I on tutaj zwraca uwagę że” Hitlerowski plan depopulacji przewidywał redukcje świadczeń chorobowych z tytułu ubezpieczenia społecznego, ograniczenie lecznictwa szpitalnego, zawieszenie zasiłków rodzinnych i świadczeń z tytułu macierzyństwa , obowiązujący na terenach włączonych do rzeszy niemieckiej zakaz zawierania małżeństw przez mężczyzn w wieku poniżej 28 lat i przez kobiety w wieku poniżej 24 lat. Całkowity zakaz zawierania małżeństw przez osoby wywiezione do Niemiec na roboty. „
Proszę państwa tak tutaj dla informacji dodam że swego czasu w 71 roku uczestniczyłem w interdyscyplinarnej konferencji demograficznej w której również uczestniczył ówczesny krajowy specjalista do spraw ginekologii i położnictwa który wyraźnie powiedział że optymalny wiek do pierwszej ciąży to jest 20-24 lata, a reszta to już mogą być nawet do 50. Jeżeli ta pierwsza ciąża nie nastąpi miedzy 20 a 24, to potem prawdopodobieństwo różnych komplikacji rośnie, no w ostateczności 25- 29 . Mówimy o pierwszej ciąży no więc jak widzimy specjaliści niemieccy III rzeszy znali się na ginekologii i położnictwie i bardzo precyzyjnie planowali politykę depopulacyjną w stosunku do ludności Polski.”
– Źródło: J. Kossecki J. Kossecki o Marszu Niepodległości oraz katastrofie demograficznej w kontekście debaty sejmowej

Optymalny wiek do pierwszej ciąży to jest 20-24 lata

 

Wojna Informacyjna – Rafał Brzeski
Ideologia, Strategia, Sztuka Operacyjna i Taktyka – Józef Kossecki

Co to jest ciąża geriatryczna?

Ciąża geriatryczna to taka, w której matka ma co najmniej 35 lat. Płodność zmniejsza się wraz z wiekiem, co oznacza, że kobiecie z upływem lat będzie trudniej zajść w ciążę. Ponadto terapie mają poprawić płodność, które wspomagają ten proces, stają się mniej skuteczne, gdy kobieta osiągnie wiek około 35 lat. Na przykład zdrowa 30-letnia kobieta ma około 20 procent szans na zajście w ciążę każdego miesiąca. W wieku 40 lat odsetek ten spada do 5 procent.” – What Is a Geriatric Pregnancy?

Współczynnik dzietności w Polsce

Obecny wskaźnik urodzeń w Nigerii w 2023 r. wynosi 36,026 urodzeń na 1000 osób. Obecny wskaźnik urodzeń dla Polski w 2023 r. wynosi 9,154 urodzeń na 1000 osób i spada. https://macrotrends.net/countries/NGA/nigeria/birth-rate W Nigerii PKB per capita w 2020 r. wynosiło 4.900$, podczas gdy w Polsce PKB per capita w 2020 r. wynosiło 32.200$. W Nigerii średnia długość życia wynosi 61 lat – 2022 rok. W Polsce liczba ta wynosi 79 lat – stan na 2022 rok https://www.mylifeelsewhere.com/compare/nigeria/poland

 

Założenia dotyczące demografii władz okupacyjnych niemieckich na terenach polskich

 

Podstawowe założenia polityki władz okupacyjnych niemieckich wobec ludności polskiej, zostały zawarte w opracowanym na zlecenie Urzędu dla Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP, przez doktora E. Wetzla, kierownika Centrali Doradczej Urzędu dla Spraw Rasowo-Politycznych, oraz doktora G. Hechta, kierownika Oddziału dla Volksdeutschów i mniejszości w Urzędzie dla Spraw Rasowo-Politycznych, dokumencie zatytułowanym Sprawa traktowania ludności byłych polskich obszarów z rasowo-politycznego punktu widzenia, noszącym datę 25 listopada 1939 roku. Czytamy w nim m. in.:

„Opieka lekarska z naszej strony ma się ograniczyć wyłącznie do zapobieżenia przeniesieniu chorób zakaźnych na teren Rzeszy. (…) Wszystkie środki, które służą ograniczeniu rozrodczości, powinny być tolerowane albo popierane. Spędzanie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny. Przeciwko instytucjom i osobom, które trudnią się zawodowo spędzaniem płodu, nie powinny być wszczynane policyjne dochodzenia. (…)”.

Niezależnie od fizycznej eksterminacji poszczególnych grup obywateli RP – przede wszystkim ludności żydowskiej, a także elity polskiej zwłaszcza na terenach wcielonych do Rzeszy, hitlerowcy starali się niszczyć polski potencjał biologiczny również metodami bardziej wyrafinowanymi – wchodzącymi częściowo w zakres totalnej wojny informacyjnej. Dowody na to znaleźć można w dokumentach sprawy SS-Brigadeführera Carla Clauberga. Jeden z tych dokumentów dotyczy Genralnego Planu Wschodniego Reichsführera SS, omawia politykę demograficzną nie tylko w stosunku do ludności polskiej, ale również rosyjskiej, ukraińskiej, a nawet narodów kaukaskich, opracowany został przez dr Erhardta Wetzela – radcę w Urzędzie dla Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP. Pochodzi on z 27.4.1942r., a więc z okresu, gdy hitlerowcy odnosili sukcesy na froncie wschodnim i wydawało im się, że wygrają wojnę, a w związku z tym będą mieli dość czasu i możliwości by w pełni zrealizować swe plany. W dokumencie tym czytamy m. in.:
„Powinno być oczywiste, że polskiej kwestii nie można rozwiązać w ten sposób, że zlikwiduje się Polaków, podobnie jak Żydów. Tego rodzaju rozwiązanie kwestii polskiej obciążyłoby naród niemiecki na daleką przyszłość i odebrałoby nam wszędzie sympatię, zwłaszcza, że inne sąsiednie narody musiałyby się liczyć z możliwością, iż w odpowiednim czasie potraktowane zostaną podobnie. Moim zdaniem, musi zostać znaleziony taki sposób rozwiązania kwestii polskiej, ażeby wyżej wskazane polityczne niebezpieczeństwa zostały sprowadzone do możliwie najmniejszych rozmiarów. (…)

(…) Celem niemieckiej polityki ludnościowej na rosyjskim terenie będzie musiało być sprowadzenie liczby urodzin do poziomu leżącego poniżej liczby niemieckiej. To samo zresztą powinno odnosić się także do szczególnie płodnej ludności kaukaskiego terenu, a później częściowo także do Ukrainy. Na razie leży w naszym interesie powiększenie liczby Ukraińców, jako przeciwwagi w stosunku do Rosjan. Nie powinno to jednak doprowadzić do tego, ażeby Ukraińcy zajęli później miejsce Rosjan.

Aby doprowadzić na wschodnich terenach do znośnego dla nas rozmnażania się ludności, jest nagląco konieczne zaniechanie na wschodzie tych wszystkich środków, które zastosowaliśmy w Rzeszy celem podwyższenia liczby urodzin. Na terenach tych musimy świadomie prowadzić negatywną politykę ludnościową. Poprzez środki propagandowe, a w szczególności przez prasę, radio, kino, ulotki, krótkie broszury, odczyty uświadamiające itp. należy stale wpajać w ludność myśl, jak szkodliwą rzeczą jest posiadanie wielu dzieci. Powinno się wskazywać koszty, jakie dzieci powodują, na to, co można by zdobyć dla siebie za te wydatki. Można wskazywać na wielkie niebezpieczeństwa dla zdrowia, które mogą grozić kobiecie przy porodzie itp. Obok tej propagandy powinna być prowadzona na wielką skalę propaganda środków zapobiegawczych. Przemysł produkujący tego rodzaju środki musi zostać specjalnie stworzony. Nie może być karalne zachwalanie i rozpowszechnianie środków zapobiegawczych ani też spędzanie płodu. Należy też w pełni popierać powstawanie zakładów dla spędzania płodu. Można wykształcić np. akuszerki lub felczerki w robieniu sztucznych poronień. Im bardziej fachowo będą przeprowadzane poronienia, tym większego zaufania nabierze do nich ludność. Rozumie się samo przez się, że i lekarz musi być upoważniony do robienia tych zabiegów, przy czym nie może tu wchodzić w rachubę uchybienie zawodowej lekarskiej godności. Należy również propagować dobrowolną sterylizację. Nie powinno się zwalczać śmiertelności niemowląt. Nie może mieć miejsca również uświadamianie matek w zakresie pielęgnacji niemowląt i chorób dziecięcych. Trzeba się starać o to, aby wykształcenie rosyjskich lekarzy w tych dziedzinach wiedzy było możliwie jak najmniejsze. Nie wolno popierać domów dziecka itp. instytucji. (…) W każdym razie całkowite biologiczne wyniszczenie Rosjan nie może tak długo leżeć w naszym interesie, jak długo nie jesteśmy sami w stanie zapełnić tego terenu naszymi ludźmi. W przeciwnym bowiem razie, inne narody objęłyby ten obszar, co również nie leżałoby w naszym interesie. Naszym celem przy wprowadzaniu tych środków jest tylko, ażeby Rosjan o tyle osłabić, ażeby nie mogli nas przytłaczać masą swoich ludzi. (…) Nam Niemcom chodzi tylko o to, ażeby naród rosyjski osłabić do tego stopnia, aby nigdy nie był on w stanie zagrażać niemieckiemu przewodnictwu na europejskim terenie. Do tego celu przybliżają nas wyżej wskazane drogi. Należy pamiętać również o tym, że stłoczenie mas ludzkich w miastach fabrycznych jest niewątpliwie najodpowiedniejszym środkiem ograniczenia rozmnażania się ludności. Powyżej omawiana propaganda i uświadamianie da się bowiem w miastach o wiele łatwiej przeprowadzić niż na wsi, zwłaszcza gdy chodzi o rozległe przestrzenie wschodu. (…)”

Plan dla Polski - Demografia

Omawiany wyżej plan zalecał również, by na roboty przymusowe do Niemiec wywozić przede wszystkim mężczyzn żonatych i kobiety zamężne, gdyż w ten sposób rozbija się rodziny, co wpłynie na zmniejszenie przyrostu naturalnego. Zgodnie z powyższym planem Verordnung (Rozporządzenie) Generalnego Gubernatora Franka z dnia 9 marca 1943 r. wprowadziło pełną niekaralność aborcji dokonywanych przez Polki i przedstawicielki innych „niższych” narodów, zwiększono natomiast kary za aborcję dzieci niemieckich – aż do kary śmierci włącznie.

Źródło: Józef Kossecki, Totalna wojna informacyjna XX wieku a II RP, Kielce 1997.

Zeszyty Oświęcimskie nr 2

Wybrane elementy demografii Polski w okresie Generalnego Gubernatorstwa (GG) oraz okresu powojennego.

Wybrane elementy demografii Polski w okresie Generalnego Gubernatorstwa oraz okresu powojennego.

 

 

DZIECI do śmieci – Agnieszka Wołk-Łaniewska

 

Źródło: Tygodnik NIE, Numer: 12/2011
Autor: AGNIESZKA WOŁK-ŁANIEWSKA

Róbcie studia zamiast bachorów.

Studentki są najgorszymi żonami - Los Angeles

Tylko zwolennicy teorii płaskiej Ziemi mogą twierdzić, że problem przeludnienia nie istnieje – oświadczył ostatnio w BBC sir David Attenborough, legendarny brytyjski twórca programów popularnonaukowych, w 1985 r. nagrodzony za swoją działalność tytułem szlacheckim. Attenborough jest patronem i twarzą organizacji Optimum Population Trust, która stawia sobie za cel przełamanie tabu związanego z kontrolą populacji ludzkiej. Na stronie organizacji można złożyć ślubowanie “Postaram się mieć nie więcej niż dwoje dzieci!” i znaleźć wyliczenie wskazujące, że bez podobnych postanowień w 2050 r. ludzi będzie 9,1 miliarda, co, zdaniem niektórych badaczy, 5-krotnie przekracza optymalną populację Ziemian. Optymalną – czyli taką, która jest w stanie funkcjonować w nieskończoność w oparciu o odnawiające się dobra naturalne, nie zaburzając równowagi ekologicznej i nie zmierzając do pewnej katastrofy. Gdziekolwiek kobiety mają prawa polityczne i wykształcenie, gdzie istnieje dostęp do nowoczesnych sposobów kontroli urodzin – poziom dzietności spada. Wszystkie te przejawy cywilizacji obecne są w południowoindyjskim stanie Kerala. I tam dzietność wynosi 1,1, podczas gdy w Indiach 2,8. W buddyjskiej Tajlandii 1,8, w katolickich Filipinach 3,3 – mówi Attenborough. Zjawisko prowokowanego i wspieranego przez katolicyzm nieopanowanego “rozmnażactwa”, które prowadzi do dewastacji Ziemi, Attenborough nazywa słoniem w salonie – czyli problemem, który mimo jego oczywistości wszyscy starają się ignorować. W tym wypadku uparte przemilczanie niebezpieczeństw związanych z przeludnieniem Ziemi, także przez organizacje ekologiczne, to efekt nie najlepszych skojarzeń historycznych, jakie wywołuje idea kontroli populacji: na myśl przychodzą naziści i ich koncepcje eugeniczne czy totalitarne Chiny. Zwolennicy ograniczania rozrostu populacji odpowiadają, że nie zamierzają zakazywać posiadania dzieci, lecz chcą namówić ludzi do refleksji nad tym, jak ich niepohamowany pęd do rodzicielstwa wpływa na losy planety – a więc także na losy ich własnych dzieci. Trudno jednak nie zauważyć, iż brytyjscy zwolennicy promocji kontroli urodzin są w dość komfortowej sytuacji – wedle badań opinii publicznej 33 procent wyspiarzy uważa wysoki przyrost naturalny za najważniejszy problem zagrażający przyszłości Królestwa.

W Polsce, gdzie przyrost naturalny jest minimalny – co jest jedną z niewielu dobrych rzeczy, które o naszym kraju można powiedzieć – każdego dnia jesteśmy przekonywani, że to prawdziwe nieszczęście, które doprowadzi ojczyznę do ruiny. I że obowiązkiem każdego Polaka katolika jest produkować progeniturę w maksymalnej liczbie. Kościół katolicki ma nawet specjalne święto dedykowane tej idei, które wypada w najbliższy piątek. 25 marca decyzją J. P. 2 Kościół kat. obchodzi Dzień Świętości Życia. Z tej okazji w całym kraju odbędą się marsze i parady, z których największa – warszawski Marsz Świętości Życia Światło dla Życia – zacznie się nie jedną, ale dwoma mszami celebrowanymi przez dwóch biskupów w dwóch różnych katedrach. Jedną odprawiać będzie abp Hoser, drugą – bp Pikus; ten sam, który 1 maja będzie celebrował warszawską imprezę z okazji beatyfikacji papieża. Potem domniemane tłumy entuzjastów życia uczestniczące w nabożeństwach na Pradze i Starym Mieście wyruszą pieszo ulicami Warszawy, aby spotkać się pod kolumną Zygmunta, skąd z pochodniami – taka nowa stołeczna tradycja – przejdą na plac Piłsudskiego, gdzie pod tzw. krzyżem papieskim wypuszczą w niebo baloniki symbolizujące dzieci poczęte i te, które dopiero się poczną. Bardziej zaangażowani w sprawę świętości życia mogą – korzystając z pośrednictwa strony internetowej Marszu Świętości Życia – zorganizować własny nastrojowy koncert Oli Nieśpielak, profesjonalnie i bez zbędnych kłopotów.

Jak dowiadujemy się od organizatorów marszu, piosenki mają pozytywny wydźwięk, mówią o miłości, radości życia, nadziei, a ponadto pomiędzy piosenkami Ola recytuje wiersze Ojca Świętego Jana Pawła II – przypominając publiczności o Jego szacunku dla każdego życia. Ile trzeba zapłacić za ten cykl radosnych uniesień, nie wiadomo, ale pozwalam sobie domniemywać, że za darmo nie jest, wziąwszy pod uwagę stopień zaangażowania artystycznego, którego wymaga. Jeszcze bardziej w krzewienie daru życia zaangażowała się Zielona Góra, gdzie odbywa się nie jeden marsz, ale cały Festiwal Życia, w ramach którego mieszkańcy miasta mogą uczestniczyć w imprezie o intrygującej nazwie “Nieszpory za miasto – Modlitwa o cud poczęcia”, a także obejrzeć sztukę “Oskar i pani Róża” w wykonaniu kleryków seminarium duchownego. (Ciekawe, jak klerycy rozwiążą zagadnienie obsady, zważywszy, że “Oskar i pani Róża” to historia umierającego na raka 10-latka i staruszki wolontariuszki). Ponadto zielonogórzan czeka koncert muzyczny “Cuda Jana Pawła II” oraz msza, podczas której zgromadzeni będą mogli podjąć trud duchowej adopcji dziecka poczętego zagrożonego zagładą, składając przyrzeczenie: Święta Boża Rodzicielko i Matko Dobrej Rady! Przyrzekamy Ci, z oczyma utkwionymi w żłóbek betlejemski, że odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia. Walczyć będziemy w obronie każdego dziecięcia i każdej kołyski równie mężnie, jak Ojcowie nasi walczyli o byt i wolność Narodu, płacąc krwią własną. Gotowi jesteśmy raczej śmierć ponieść, aniżeli śmierć zadać bezbronnym. Dar życia uważać będziemy za największą Łaskę Ojca wszelkiego Życia i za najcenniejszy skarb Narodu. Wedle raportu Living Planet Report opracowywanego przez naukowców różnych dziedzin na polecenie światowego potentata ekologii organizacji WWF, “pojemność” Polski wynosi między 13 a 20 milionami ludzi. 39 milionów Polaków co roku zużywa dwa razy więcej dóbr naturalnych niż piękna nasza Polska cała jest w stanie z siebie wydać. ?

agnieszka.wolk-laniewska@redakcja.nie.com.pl

Attenborough twierdzi, iż winę za narastające przeludnienie ponoszą zorganizowane religie, a szczególnie Kościół katolicki ze swoją średniowieczną obsesją w sprawie kontroli urodzin i patriarchalnym stosunkiem do kobiet.

 

Kryzys instytucji małżeństwa: Nie ma mężczyzn dla wykształconych kobiet

 

“Wykształcone kobiety mają problem ze znalezieniem życiowego partnera. To zjawisko może pogłębić kryzys instytucji małżeństwa
Demograf z SGH prognozuje, że w Polsce będzie coraz mniej ślubów. Tym razem wcale nie z powodu przemian obyczajowych. Zdaniem prof. Ireny Kotowskiej znaczenie może mieć różnica w wykształceniu kobiet i mężczyzn.

Amerykańscy naukowcy w latach 90. zaobserwowali prawidłowość, którą nazwali syndromem H. Oznacza, że jeśli jesteś absolwentką Harvardu i zarabiasz powyżej 200 tys. dol. rocznie, to zapewne będziesz mieć problem ze znalezieniem życiowego partnera. Podobny syndrom pokazują również dane niemieckie, gdzie wśród bezdzietnych kobiet dużą grupę stanowią te bardzo dobrze wykształcone. Zwłaszcza uzyskanie doktoratu zwiększało prawdopodobieństwo bezdzietności – przekonuje dr Piotr Szukalski z Katedry Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Łódzkiego.

O tym, że teza prof. Kotowskiej nie jest pustosłowiem, świadczyć mogą dane GUS. W 2013 r. zawarto około 181 tys. związków małżeńskich. To o ponad 22 tys. mniej niż rok wcześniej. Liczba ta zmniejsza się już piąty rok z rzędu. Rośnie też liczba bezdzietnych kobiet. Jak pokazały badania „Nowe wzorce formowania rodziny w Polsce – kontekst społeczno-ekonomiczny, preferencje i wpływ na zadowolenie z życia”, już co czwarta kobieta w wieku 44 lat pozostaje bezdzietna, a dla rocznika 1975 współczynnik ten może jeszcze wzrosnąć. W wywiadach pogłębionych panie często mówiły badaczom o tym, że nie znalazły dobrego partnera. Wykształcenie było jedną z różnic – kobiety bezdzietne uczyły się zdecydowanie dłużej niż matki, 27 proc. z nich kontynuowało naukę po ukończeniu 27 lat.” – Źródło: Gazeta Prawna, 7 sierpnia 2014, Kryzys instytucji małżeństwa: Nie ma mężczyzn dla wykształconych kobiet

 

USA: Wzrost gospodarczy oparty na kobietach – Morgan Stanley Research
Prawo Briffaulta: jedna z ważniejszych rzeczy jakie musisz wiedzieć jako mężczyzna

 

Dlaczego mamy tak dużo kobiet po studiach i tak mało mężczyzn


Skąd się bierze ta luka edukacyjna? Dlaczego mamy tak dużo kobiet po studiach i tak mało mężczyzn?
Jakaś luka edukacyjna występuje prawie wszędzie, ale w Polsce jest ona bardzo wysoka. Istnieje masa koncepcji, dlaczego tak jest, ale brakuje pogłębionych badań. Jako jedną z przyczyn można wskazać koncentrację edukacji wyższej w dużych miastach. To powoduje, że kobiety, które chcą poprawić sobie jakość życia, mają większą skłonność do migracji do dużych miast i tam zaczynają studiować. Cokolwiek.
Jadę do dużego miasta postudiować?
Jeszcze inaczej: część kobiet chce się wyrwać ze swojej małej miejscowości czy wsi, a najlepszym powodem są studia wyższe.
Pokutuje taki stereotyp, że kobiety chcą robić karierę i się edukować, a mężczyźni są oklapli i mniej ambitni. Ale wnioski z badań są inne. Nie chodzi o to, że każda kobieta chce poprzez studia zdobyć jakiś konkretny zawód, o którym marzy, albo uważa, że po tych studiach będzie zarabiać dużo pieniędzy. Częstym motywem jest to, że studia to bezpieczne wejście do dużego miasta. Mężczyźni rzadziej wykazują skłonność, żeby studiować dla studiowania i uczyć się kierunków, po których ciężko o jakiś konkretny zawód.
Czyli prywatną Wyższą Szkołę Tego i Owego kończą głównie dziewczyny?
Tak. To wynika ze statystyk. Mężczyźni bardziej cenią konkret i to, żeby zarabiać tu i teraz. Zresztą możliwości uzyskania w miarę dobrej pracy przez mężczyznę ze średnim wykształceniem są jednak lepsze niż w przypadku kobiety. Innym powodem dużej luki edukacyjnej może być to, że szkoły są jednak bardziej nastawione na kształcenie kobiet. Wysoki stopnień feminizacji wśród kadry pedagogicznej tworzy dla dziewczyn nieco lepszą atmosferę do nauki niż dla chłopców. To nie jest nic decydującego – chcę to podkreślić – ale kolejny mały czynnik tu, mały czynnik tam, no i to w końcu tworzy pewien wzorzec. Chłopcy w szkołach czują się bardziej wyobcowani, mają większą skłonność do trudności edukacyjnych, częściej powtarzają klasę i częściej nie kończą szkół niż dziewczynki. Kolejna rzecz: w wieku nastoletnim status chłopaka w grupie bardziej zależy od tego, że jest przekorny, potrafi się postawić nauczycielowi, a nie od tego, że dobrze się uczy i odrabia prace domowe.

 

Nawet pod okupacją rodziło się dwa razy więcej dzieci niż obecnie. Znikamy i nie trzeba do tego żadnej wojny!

 

Według danych GUS w 2017 r. w Polsce przyszło na świat 402 tys. dzieci. To oznacza, że tzw. współczynnik urodzeń wyniósł dokładnie 10,5 (na 1000 mieszkańców naszego kraju w ciągu roku statystycznie urodziło się 10,5 dziecka). Co jednak ciekawe – w Generalnym Gubernatorstwie (czyli na okupowanej przez Niemców części terytorium II RP) współczynnik urodzeń za rok 1940 wyniósł 20,0 i był niemal 2x wyższy od współczynnika notowanego w wolnej i bezpiecznej Polsce roku 2017, gdzie nie ma obozów i robot przymusowych! Czy nie trzeba wojny, aby nas wykończyć?

Należy odnotować, że po wprowadzeniu w 2016 roku programu 500+ poprawiły się statystyki demograficzne Polski. O ile jeszcze w roku 2015 w naszym kraju odnotowano 370,4 tys. urodzeń, to już w 2016 roku liczba urodzeń wzrosła do 383,4 tys., a w 2017 roku odnotowano aż 402 tys. urodzeń. Wzrost liczby urodzeń przełożył się na poprawę tzw. współczynnika urodzeń – czyli miary demograficznej określającej liczbę urodzeń żywych na 1000 mieszkańców w ciągu roku – z poziomu 9,6 (2015 rok) do 10,5 (2017 rok).

Niestety 402 tys. urodzeń to nadal mizerny rezultat, jeśli porównamy go ze statystykami urodzeń z lat 80-tych, czy nawet z okresem II wojny światowej! Aby nie być gołosłownym – w 1983 roku w Polsce urodziło się nas 723 tys. dzieci. To oznacza, że współczynnik urodzeń (czyli liczba dzieci rodząca się w ciągu roku na 1 tys. mieszkańców) wyniósł dokładnie 19,8. Okazuje się jednak, że współczynnik urodzeń, jaki odnotowano w 1940 roku na terytorium Generalnego Gubernatorstwa (a więc na okupowanym przez Niemców fragmencie II RP, gdzie szalał terror, funkcjonowały obozy koncentracyjne i masowo wywożono ludzi na roboty przymusowe) był jeszcze wyższy i wyniósł 20,0 (szacuje się, że w GG przyszło wówczas na świat 260 tys. dzieci przy całkowitej populacji tego terytorium szacowanej na 12,5 mln osób).

Co prawda w kolejnych latach, wraz z nasileniem niemieckiego terroru oraz rozwinięciem przemysłu zbrodni, współczynnik urodzeń na terenie Generalnego Gubernatorstwa nieco się obniżył (w 1941 roku do 17,6; w 1942 roku – 18,6; w 1943 roku – 18,0), niemniej i tak był znacznie wyższy od współczynnika notowanego w Polsce w latach 2015 – 2017.

Co poszło nie tak, że w wolnej i bezpiecznej Polsce, w której nie ma nie ma obozów koncentracyjnych, terroru i masowych wywózek na roboty przymusowe, rodzi się mniej dzieci niż w czasie II wojny światowej? W mojej ocenie kluczowe są kwestie ekonomiczne oraz fakt, że w ciągu ostatnich kilku lat z kraju na stałe wyemigrowało z tego powodu mnóstwo osób młodych, które swoje rodziny postanowiły założyć poza granicami Polski. 

W kontekście powyższego warto wspomnieć o słowach wypowiedzianych przez Hansa Franka – hitlerowskiego zbrodniarza wojennego, który pełnił funkcję generalnego gubernatora okupowanych ziem polskich. Powiedział on, że “Polacy muszą być tak biedni, by sami chcieli dobrowolnie jechać na roboty do Niemiec”

Kto by przypuszczał, że w 70 lat po wojnie nastąpi praktyczna realizacja tej koncepcji.

Źródło: Wojna demograficzna. Niemieckie plany zagłady Słowian (PolitykaPolska.pl)
Źródło: Ludność. Stan i struktura oraz ruch naturalny w przekroju terytorialnym w 2017 r. Stan w dniu 31 XII (Stat.gov.pl)

Źródło: niewygodne.info.pl

 

Agresja demograficzna a Plan Himmlera – doc. Józef Kossecki

 

Eugenika – w imię postępu

 

 

 

Wywiad z docentem Józefem Marią Kosseckim m.in nt. jego książki pt. Cybernetyka kultury, i kwestii aborcji.

 

 

Zaintrygowało mnie to, o czym się nie mówi. Politycy krzyczą, że ludzie chcą mieć dzieci – zgodzić się na finansowanie tej procedury z kasy państwa, czy nie. Nie mówi się o blaskach i cieniach tej metody z punktu widzenia naukowego i ekonomicznego. A z tego, co Pan mówi, wynika, że nie wszystko tu jest tylko dobre.

Jeśli się mówi o takiej metodzie, gdzie mamy parę bezpłodną, pierwsze pytanie, jakie należy zadać, brzmi: “Dlaczego oni są bezpłodni?” To znaczy, że jest naturalna bariera, która nie dopuszcza do zapłodnienia…

… czyli natura sama zabezpiecza się przed kłopotami?

Natura hamuje rozwój gamet, czyli komórek jajowych i plemników, w takich przypadkach, gdy doszło do przestawienia fragmentu genomu z jednego miejsca w inne. Nazywa się to translokacją, czyli swego rodzaju mutacją. Wyobraźmy sobie, że nasz genom to dwa wydania jakiegoś dzieła – jedno dostaliśmy od matki, drugie – od ojca. Te wydania powinny być prawie identyczne. Ale jednak różnią się. Każde z nich ma trzy miliardy znaczków, którymi zapisana jest informacja genetyczna. Może się zdarzyć, że jedno wydawnictwo, przygotowując to dzieło, doszło do wniosku, że można zamienić miejscami jakieś opowiadania, że tak będzie lepiej, bardziej czytelnie. Takie dwa różne wydania spotkają się u jednego z rodziców. Jeśli teraz ten rodzic tworzy gametę, czyli komórkę rozrodczą, to tworzy swoje wydanie (z dwóch, które dostał od swoich rodziców) i przekazuje je swojemu dziecku. Tworzy nowe wydanie wybierając losowo tomy z wydań rodzicielskich. Jeżeli więc wziął V tom, a tam była ta historia, którą przeniesiono z tomu III, to w obu wydaniach może mieć tę samą historię powtórzoną dwa razy, czyli – trzymając się przykładu wydawnictwa – ma dwa razy ten sam rozdział. Nie ma za to historii, która była pierwotnie w V tomie. Coś się powtórzyło, a coś innego zgubiło. A prawdopodobieństwo tego jest bardzo duże. Jeżeli taka gameta zostanie użyta do spłodzenia nowego człowieka, będziemy mieli ciężki defekt genetyczny. Najprawdopodobniej w takim przypadku dziecko w ogóle się nie urodzi. I to jest najszczęśliwsze rozwiązanie. Natura przed produkcją gamet sprawdza, czy te dwa wydania pasują do siebie, czy nie ma istotnych przemieszczeń. Jeśli są – nic z tego nie będzie, produkcja gamet jest zablokowana.

Sam organizm eliminuje gamety z defektem?

Ogranicza ich produkcję. Można jednak przełamać tę barierę, zrobić biopsję jąder, znaleźć plemnik i wstrzyknąć go do komórki jajowej, ryzykując przeniesienie ciężkiego defektu. Natura właśnie ogranicza takie przypadki.

Czyli czasami warto zaufać naturze.

W tych przypadkach z całą pewnością. Natura zwykle nie tworzy organizmów, których prawdopodobieństwo dożycia wieku rozrodczego jest bardzo małe.

Pisząc w swojej książce o in vitro, zwraca Pan uwagę na rzeczy, o których wcześniej nie słyszałem i nie czytałem. Choćby o tym, że dzieci poczęte dzięki tej procedurze częściej niż inne są wcześniakami, co też rodzi inne konsekwencje.

Przed tym ortodoksyjni zwolennicy in vitro nie są w stanie się obronić. Bardzo często, gdy o tym mówią, twierdzą, że defektów genetycznych nie jest więcej niż normalnie. Ale jeżeli rodzą się wcześniaki i dzieci z bardzo niską wagą urodzeniową, to od razu wiadomo, że te dzieci są obarczone większą skłonnością do rozmaitych defektów rozwojowych. Przede wszystkim za sprawą in vitro 27 razy częściej niż normalnie rodzą się bliźnięta! A one są obciążone częściej wadami rozwojowymi. Nie trzeba wykonywać specjalnych badań, żeby się o tym dowiedzieć. Zwolennicy in vitro od razu twierdzą, że bliźnięta poczęte tą metodą wcale nie mają częściej wad niż bliźnięta poczęte drogą naturalną. Nawet gdyby tak było, to rodzą się 27 razy częściej. Najgorsze jest coś innego – ukrywa się inne efekty korzystania z tej technologii.

Sugeruje Pan, że ktoś to robi celowo, świadomie?

Myślę, że tak. Gdyby o wszystkim ludzi informować, zmniejszyłby się popyt na in vitro. A to olbrzymi biznes. Znakomitym przykładem jest siatkówczak (nowotwór dna oka). To choroba wywoływana przez defekt recesywny, to znaczy, że obydwa geny muszą być wadliwe, żeby pojawił się siatkówczak. W połowie przypadków pierwszy defekt jest dziedziczony od jednego z rodziców. Natomiast ta choroba pojawia się również wtedy, gdy gen uszkodzony pojawi się w trakcie produkcji gamety lub już po utworzeniu zygoty – w zarodku. Są takie błędy genetyczne, które sprzyjają temu, żeby doszło do tego, że ten drugi allel (jedna z wersji tego samego genu – przyp. red.) też będzie uszkodzony. Wtedy nowotwór pojawia się w jednej gałce ocznej, a nie w dwóch. Ten defekt zdarza się po in vitro częściej niż po poczęciu naturalnym. To jest najbardziej niebezpieczny efekt zapłodnienia in vitro, bo wskazuje na o wiele większą częstość mutacji.” – 27 lipca 2012, Prof. Cebrat: In vitro to wielki biznes, a nie nauka