Kilka fragmentow książki Vladimira Volkoffa  “Psychosocjotechnika. Dezinformacja. Oręż wojny” 

 

Diagnoza specjalisty

W wypadku każdej operacji, kanały dezinformacji — czyli sposób przekaza­nia zamierzonych treści — mogą w znacznym stopniu wpłynąć na jej skutecz­ność. Służby specjalne używają następujących środków:
1. Agenci wywiadu — obywatele kraju prowadzącego operację, działający za granicą i zajmujący pozycję sprzyjającą realizacji tego typu operacji
— dyplomaci, dziennikarze, parlamentarzyści, itp. Czechosłowackie służby specjalne nie miały środków na utrzymywanie grupy stałych agentów wyspecjalizowanych w tego typu operacjach. Większość agentów miała więc podwójne zadanie: zbieranie informacji oraz przeprowadzanie operacji specjalnych.
2. Obcy agenci, pracujący dla i pod kontrolą komunistycznych służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych.
3. Aparat państwowy, służby dyplomatyczne i środki masowego prze­kazu krajów komunistycznych stworzyły sieć „ideologicznych” kolabo­rantów, składającą się z miejscowych obywateli, w większości członków partii komunistycznej, zajmujących stanowiska na średnim szczeblu w re­dakcjach pism, radia i telewizji, w administracji i dyplomacji, w związkach zawodowych, organizacjach młodzieżowych i w agencjach podróży. Służby specjalne oczekują po nich, że będą publikować artykuły i książki, przygotowy­wać programy telewizyjne, itd. Cele tej działalności pozostają niewiadomą nawet dla tych, którzy uchodzą za wzorowych komunistów. Służby specjalne przekazują im tylko te informacje, które są niezbędne dla powodzenia ich misji. Ci ideologiczni kolaboranci, ze swej strony, uważają współpracę z obcymi służbami specjalnymi za zło konieczne.
4. Nieprzyjaciel zakłada często podsłuch telefoniczny. Kiedy komunistycz­ny wywiad lub kontrwywiad wykrywa podsłuch, nie zawsze go likwiduje. Wysiłek, jaki włożył nieprzyjaciel w zainstalowanie podsłuchu, zostaje czasem „wynagrodzony” przez zalew systematycznej dezinformacji.
5. Materiały dezinformujące są podrzucane w sposób anonimowy tak, że najbardziej nawet wnikliwe śledztwo nie potrafi zlokalizować osoby czy instytucji, które uczestniczyły w tej akcji. Materiały są zwykle wysyłane pocztą.
Liczba kanałów dezinformacji nie jest nieskończona, toteż niektóre z nich używa się częściej od innych, ale powtarzanie się jest niebezpieczne i może zaalarmować nieprzyjaciela.
Ogólnie biorąc, operacje specjalne wiążą się z dwoma rodzajami ryzyka
— operacyjnym i politycznym, a często z oboma naraz. Na ryzyko operacyjne składa się niebezpieczeństwo grożące agentowi, jego metodom działania i celom komunistycznej służby specjalnej. Wśród ryzyka politycznego wymienić należy możliwość, że operacja zostanie ujawniona, a jej wykonawcy staną pod pręgierzem opinii publicznej swego kraju i poniosą ciężar retorsji politycznych. W praktyce zdarza się to jednak rzadko i nawet kiedy nieprzyjaciel (czy ofiara) zdoła rozszyfrować którąś z naszych akcji, z reguły nie dysponuje dostatecznymi dowodami, by oskarżyć jej autora.
Vladislav Bittman definiuje następnie trzy główne osie dywersji: propaganda, dezinformacja, wpływ — tak jak je widziały u- latach 60-tych czeskie tajne służby, uczniowie odpowiednich służb sowieckich.

Dezinformacja

Jak wspomnieliśmy wyżej, odpowiednie służby bloku sowieckiego rozróż­niają trzy typy operacji specjalnych: dezinformacja, propaganda i zastraszanie. Analiza poszczególnych przykładów pozwoli wyjaśnić, w jaki sposób przep­rowadza się wspomniane operacje specjalne.
Dezinformacja, to gałąź operacji specjalnych polegająca na zmyleniu przeciwnika poprzez dostarczenie mu nieprawdziwych informacji, którymi posłuży się on do wyciągnięcia takich wniosków, jakich życzy sobie inicjator operacji. Zależnie od treści, operacje dezinformujące mogą mieć zabarwienie polityczne, wojskowe czy nawet naukowe.
W latach 60-tych czeskie tajne służby umieściły pokaźną liczbę swych ¡igentów na ważnych stanowiskach rządowych w krajach rozwijających się, w Zjednoczonej Republice Arabskiej i Algierii. Agenci ci, pośredniczyli również w rozpowszechnianiu materiałów dezinformujących, sporządzonych w Mos­kwie i w Pradze. Ich wysoka pozycja umożliwiała Moskwie i Pradze wprowadze­nie do obiegu materiałów dezinformujących wymierzonych głównie w Stany Zjednoczone, a także w mniejszym stopniu w RFN i Wielką Brytanię. Materiały te zawierały głównie nieprawdziwe informacje dotyczące rzekomej dywersyjnej działalności USA przeciw krajom arabskim. Informacje zdobywane przez czeskich agentów w Londynie, Paryżu czy Waszyngtonie, wrzucano do kotła
dezinformacji w Pradze, a następnie przyrządzaną w ten sposób strawę podrzucano do Kairu lub Algieru, żeby pogłębić nieufność Arabów do Zachodu, a zbliżyć ich do Moskwy.
Akcja „Research” przeprowadzona w połowie lat 60-tych, a wymierzona przeciw wpływom amerykańskim w Ameryce Łacińskiej, stanowi inny przykład dezinformacji. Czeskie służby, dostrzegłszy, że Amerykanie nie są w stanie kontrolować latynoamerykańskiej opinii publicznej, postanowiły „kontynuo­wać” dzieło Amerykanów. Sporządziły one kwestionariusze, zawierające bar­dzo osobiste pytania na temat opinii politycznych pytanych oraz opinii ich przyjaciół. Sondaż taki mógł być uznany za amerykańską ingerencję w sprawy wewnętrzne zainteresowanych krajów. Wśród adresatów kwestionariuszy zna­lazło się wiele osób znanych ze swych antyamerykańskich opinii i co do których można było sądzić, że publicznie potępią te amerykańskie metody postępowa­nia. Przewidywania okazały się trafne…
W naszych dążeniach do wynajdywania coraz to skuteczniejszych metod osłabienia nieprzyjaciela, postanowiliśmy podjąć działania o charakterze dezin­formacji naukowej. Wymagało to rozwiązania pewnych trudnych problemów. Dezinformacja naukowa ogranicza krąg nieprzyjaciół do niewielkiej grupy krajów wysoko rozwiniętych, odgrywających wiodącą rolę w rywalizacji między Wschodem a Zachodem. Celem dezinformacji naukowej jest wprowadzenie w błąd określonej grupy wybitnych naukowców należących do przeciwnego bloku. Chodzi na przykład o to, żeby zaszczepić im przekonanie, że problem, którym się zajmują, jest przy obecnym stanie wiedzy nie do rozwiązania, albo że wymaga tak ogromnych nakładów, że rozsądniej z niego zrezygnować. Tak więc skuteczne zastosowanie dezinformacji naukowej wymaga, rzecz jasna, bardzo wysokiego poziomu wiedzy. Podsuwane argumenty powinny bowiem trafić do przekonania nie tylko politykom, ale i elicie świata nauki. Inna trudność, to właściwy wybór kanałów dezinformacji. Nie mogą one być anonimowe. Tego rodzaju misja może być powierzona jedynie specjaliście, a ten ostatni, niezależ­nie skąd pochodzi, ryzykuje swą reputacją naukowca. Z tych wszystkich powodów czeskie służby zrezygnowały ostatecznie z tej formy dezinformacji. Wykorzystywanie odkryć technicznych i naukowych w celach propagandowych należy raczej do kategorii specjalnych operacji propagandowych.

Propaganda

Specjalne operacje propagandowe należą do najczęściej stosowanych przez służby specjalne bloku sowieckiego, ponieważ wymagają najmniej wysiłku. Opierają się one na tym, co można by nazwać „kultem słowa opublikowanego”. Jest to technika zakładająca, że ilość słów używanych w nieprzyjacielskich środkach masowego przekazu jest ważniejsza od uważnej analizy przekazywa­nych treści.
Organizowanie antyamerykańskich kampanii propagandowych jest rzeczą niezwykle łatwą. Często wystarczy jeden artykuł w prasie zawierający rewelacje na temat „nowego spisku amerykańskiego”. Inne pisma podchwytują tę rewelację, opinia publiczna jest wstrząśnięta, a rządy krajów rozwijających się mają jeszcze jedną okazję do inwektyw pod adresem imperialistów, podczas gdy manifestanci obrzucają kamieniami ambasady USA.
Wpływy komunistycznych służb wywiadowczych na zagraniczne organy prasowe wyglądają różnie. Najczęściej w grę wchodzi jeden tylko członek kolegium redakcyjnego, godny zaufania przyjaciel lub agent komunistycz­nego wywiadu, który za odpowiednie wynagrodzenie gotów jest zamieścić określone informacje, jakie dotarły do niego w formie materiału zawierają­cego konkretne fakty i ilustracje. Autor powinien zasugerować te fakty w swoim artykule. Z reguły tajne służby instruują też agenta, jakie powinien podać źródło swych informacji. Dotyczy to zwłaszcza pism umiarkowanych lub konserwatywnych. Polityczna interpretacja dezinformacyjnego faktu powinna uwzględniać orientację pisma.

W niektórych wypadkach wpływ służb komunistycznych jest tak silny, że mogą one pertraktować bezpośrednio z redaktorem naczelnym lub właścicielem pisma i pomagać w jego finansowaniu za pomocą zastrzyków gotówki. W zamian za to, pismo zamieszcza od czasu do czasu materiały dezinformujące i w ten sposób definitywnie popada w zależność od komunistów.
Jednym ze źródeł szerzenia dezinformacji są też pisma będące własnością komunistycznych służb wywiadowczych. Czy to będzie chodziło o odkupienie istniejącego już tytułu, czy powołanie nowego, rzeczą niezbędną jest znalezienie osoby całkowicie godnej zaufania, która będzie oficjalnie stać na jego czele. Ten typ długofalowej propagandy lub dezinformacji wiąże się jednak z wieloma niedogodnościami. Przede wszystkim jest to operacja kosztowna z finansowego punktu widzenia, gdyż pismo tego rodzaju nie jest w stanie samo się finansować i wymaga subwencjonowania. Drugim słabym punktem jest brak stabilizacji politycznej w krajach rozwijających się. Tak na przykład pewien dziennik brazylijski, należący do czeskich służb specjalnych, został zakazany z dnia na dzień po prawicowym zamachu stanu w kwietniu 1964 roku. Czeskie służby utraciły za jednym zamachem holding finansowy i kanał dezinformacji. 1 wresz­cie — intensywne korzystanie z takich kanałów wiąże się z ryzykiem ich deprecjacji lub narażenia na zdemaskowanie. Oto dlaczego po utworzeniu Wydziału „D” w 1964, czeskie służby specjalne wolały infiltrować już istniejące pisma niż kupować nowe.
Redakcje pism, na które służby komunistyczne nie są w stanie wywierać bezpośredniego wpływu (czyli znaczna większość) są przedmiotem uważnej analizy, jeśli cieszą się międzynarodową renomą (jak „New York Times”), reprezentują krytyczny liberalizm (jak „Der Spiegel”), albo wywierają duży wpływ na szerokie kręgi czytelników (jak „Der Stern”). Komunistyczne służby specjalne sięgają w takim wypadku po „listy od czytelników” lub listy anonimowe (wsparte dokumentami i fotokopiami), mające zdyskredytować reądy i polityków zachodnich, przede wszystkim amerykańskich.
Dwa filmy propagandowe rozpowszechnione przęz telewizję wschodnio-nieniecką stanowią dobry przykład na to, co można zrobić w tej dziedzinie. Można by nawet nazwać ten proceder „czarną telewizją”, ponieważ w obu wypadkach bohaterowie tych filmów sądzili, że ich odbiorcami będzie widownia zachodnio- niemiecka. Pierwszy z tych filmów, to wywiad z pewnym niemieckim najem­nikiem po jego powrocie z Konga, przeprowadzony przez dwóch dziennikarzy Waltera Heynowskiego i Gerharda Scheumanna. W trakcie wywiadu wspo­mniany najemnik, Müller, znany na Zachodzie jako Kongo-Müller, stawał się pod wpływem alkoholu coraz bardziej rozmowny; stopniowo zatracał wszelkie opory polityczne i moralne, i zaczął z nieukrywanym cynizmem opisywać swe wojenne przygody. Był niezwykle zdumiony, kiedy potem dowiedział się, że jest bohaterem filmu dokumentalnego emitowanego w telewizji wschodnionicmieckiej pod tytułem Der lachende Mann („Człowiek, który się śmieje”).
Niektórzy telewidzowie sądzili, że taka manipulacja możliwa jest tylko w wypadku człowieka o tak wątpliwym obliczu moralnym jak Kongo-Müller. Z zaskoczeniem przekonali się, że analogiczną operację powtórzono z doktorem Walterem Becherem, jednym z przywódców ziomkostwa Niemców sudeckich. W filmie zrealizowanym wkrótce po sowieckiej inwazji na Czechosłowację i pokazanym przez telewizję wschodnioniemiecką w 1969 roku pod tytułem Der Präsident im Exil („Prezydent na uchodźstwie”) , Becher dał wyraz swemu niezadowoleniu z rezultatów drugiej wojny światowej. Sowieci mieli duże trudności z uzasadnieniem wkroczenia do Czechosłowacji, a tymczasem dr Becher dając wyraz swym sympatiom dla ruchu na rzecz liberalizacji w Czecho­słowacji, a jednocześnie przedstawiając swoje cele polityczne na dalszą metę, nieświadomie lał wodę na młyn sowieckiej propagandy. Dostarczył w ten spo­sób argumentów propagandzie komunistycznej w Europie Wschodniej, stwa­rzając jej okazję do wydobycia z lamusa starych sloganów o odwetowym obliczu RFN. Mimo, że nie ma żadnych dowodów, iż oba filmy były dziełem tajnych służb NRD, użyta technika i ostateczne rezultaty okazały się tak skuteczne, że Der lachende Mann jest wykorzystywana jako materiał szkoleniowy dla agentów Wydziału „D”…
Na początku jesieni 1964 roku do biur Wydziału „D” dostarczono całe skrzynie pamfletów w języku angielskim i francuskim. Jeden z tych pamfletów, zatytułowany Ameryka skolonizowała dwadzieścia milionów Murzynów, podob­nie jak inny — Amerykanie, nasi najlepsi przyjaciele, miał być wykorzystany do propagandy antyamerykańskiej w Trzecim Świecie. Stany Zjednoczone były w nim przedstawione jako najbardziej rasistowski kraj świata i wróg wszystkich narodów kolorowych. Zarazem operacja miała stanowić wsparcie dla kampanii lewaków przeciwko konserwatywnemu kandydatowi na prezydenta Barry Goldwaterowi, którego nazwisko przewijało się w broszurze.
W październiku 1964 wspomniana broszura została wysłana do tysięcy redakcji, przedstawicielstw dyplomatycznych, organów państwowych i or­ganizacji politycznych w Afryce, Azji, na Bliskim Wschodzie oraz w Ameryce Północnej i Łacińskiej. Część broszur wysyłano w kopertach United States Information Agency, żeby nie zwróciły uwagi miejscowej policji.
Specjalne miejsce w operacjach propagandowych czy dezinformacyjnych zajmują falsyfikaty, czyli dezinformacja pisana lub drukowana. Większość operacji specjalnych wymierzonych przeciw Stanom Zjednoczonym, Niemcom Zachodnim, Wielkiej Brytanii czy Francji, a przeprowadzanych w Trzecim Świecie, polega na posługiwaniu się falsyfikatami. Tajne służby bloku sowiec­kiego poświęcają wiele energii na gromadzenie materiałów niezbędych do ich produkcji; przede wszystkim podpisów wysokich urzędników państwowych, dyplomatów, wybitnych przedstawicieli organizacji politycznych, religijnych, czy po prostu humanitarnych, krótko mówiąc — wszystkiego, co może im posłużyć za wzór. Czeskie służby opracowały bardzo prostą, ale skuteczną metodę powiększania tej kolekcji. Pracownicy wywiadu operujący za granicą pod przykrywką dyplomatów czy innych oficjalnych przedstawicieli (jak przedstawiciele handlowi lub korespondenci) wysyłają życzenia świąteczne swym zagranicznym kolegom oraz różnym ważnym osobistościom w krajach, w których są akredytowani. I oczywiście, w odpowiedzi otrzymują również życzenia, czasem na oficjalnych blankietach z własnoręcznym podpisem. Listy te są starannie selekcjonowane i opatrzone odpowiednimi wyjaśnieniami odsyłane do centrali.

Wywieranie wpływu

Trzeci typ operacji specjalnych, to wywieranie wpływu. Jest to zarazem typ działań najtrudniejszy.
Mimo, że sam termin oddaje jedynie w dość luźnym przybliżeniu naturę tych operacji, używamy go w tej książce, ponieważ należy on do podstawowego słownictwa służb specjalnych bloku sowieckiego. Operacje propagandowe i dezinformacyjne nie stanowią celu samego w sobie; mają one także wpłynąć na przeciwnika.
Operacje wywierania wpływu obejmują następujące działania: próby wpły­nięcia przez wysoko umieszczonych agentów na nieprzyjaciela w określonej dziedzinie jego polityki wewnętrznej lub zagranicznej; udzielanie poparcia partiom, organizacjom i manifestacjom skrajnej lewicy. W przeciwieństwie do operacji dezinformujących i propagandowych, którym nadaje się maksymalny rozgłos, przy operacjach wywierania wpływu stara się go uniknąć (wyjąwszy manifestacje). Operacje takie kryją w sobie z reguły ryzyko polityczne (ujaw­nienie autora i możliwość retorsji ze strony kraju będącego obiektem operacji) i operacyjne, dlatego też wyjątkowo rzadko są ujawniane.
Agent, który przeprowadza tego rodzaju operację na terytorium nie­przyjacielskim nazywa się agentem wpływu. Idealny agent wpływu jest bardzo rzadkim okazem. Biorąc pod uwagę, że każdy wywiad stara się maksymalnie wykorzystać swoich ludzi, agenci wpływu uczestniczą zarówno w normalnej działalności wywiadowczej jak i w operacjach wpływu.
Agenci wpływu zajmują często wysokie stanowiska w hierarchii społe­cznej nieprzyjacielskiego kraju i co za tym idzie, są w stanie wpływać na życie publiczne i polityczne tego kraju w kierunku pożądanym przez kierownictwo tajnych służb kraju komunistycznego. Mogą oni być dziennikarzami, urzędnikami państwowymi, członkami partii politycznych i or­ganizacji społecznych, dyplomatami, deputowanymi, politykami lub pracow­nikami tajnych służb.
Komunistyczne służby wywiadowcze nawiązały kontakty z pewną liczbą obywateli zachodnich, którzy nie są ani agentami wywiadu ani agentami wpływu, ale mogą się okazać przydatni w przyszłości. Ocenia się mianowicie, że osoby te z uwagi na swe powiązania rodzinne, stosunki, inteligencję, zdolności lub ambicję mają przed sobą obiecującą przyszłość polityczną. Warto czasem śledzić karierę tych ludzi, umacniać ich przywiązanie do siebie przez prezenty czy przyjacielskie gesty, czy też nawet skompromitować je, żeby tym mocniej ze sobą związać.
Służby specjalne korzystają z usług tych ludzi tylko wtedy, gdy gra jest naprawdę warta świeczki. Nie jest w tym wypadku potrzebne jakieś pisemne czy nawet chociażby ustne zobowiązanie. Liczy się stopień zależności i charakter powiązań. Agentami lub potencjalnymi agentami są dla komunistów osoby nie mające o tym najmniejszego pojęcia.

*********************

Roger Mucchielli
La Subversion, 1971
W swojej wnikliwej niewielkiej książce Dywersja, wydanej w 1972 roku, profesor Roger Mucchielli nie używa terminu ,,dezinformacja”, niemniej jednak stawia nieomylną diagnozę choroby. A przede wszystkim, pogłębiając hipotezę Pierre Norda na temat,,wojny zastępczej ” wykazuje, że od 1945 roku hierarchia stosowanych środków prowadzenia wojny uległa przeobrażeniu.
Mówiąc o historii działań dywersyjnych w prowadzeniu wojen, należy podkreślić, że aż do drugiej wojny światowej dywersja była stosowana jakouzupełnienie wojny konwencjonalnej, tej, którą prowadzi się i rozstrzyga na froncie, za pomocą broni.
Tymczasem od jakichś dwudziestu lat nastąpiła zasadnicza zmiana: nowa koncepcja wojny zaciera stopniowo tradycyjną jej koncepcję i w tej nowej formie wojny dywersja stała się podstawową bronią. Strategia wojny totalnej wyklucza dziś bowiem zastosowanie zbrojnej interwencji z zewnątrz:zamiast agresji zbrojnej na kraj, który zamierza się opanować, wywoła się wewnątrz tego państwa, za pomocą odpowiednich działań dobrze wyszkolonych dywersantów proces osłabiania władzy, podczas gdy małe grupki partyzanckie, przedstawiane jako „spontaniczna emanacja dążeń ludu”, podejmą nowy typ działań bojowych, głosząc oficjalnie „wojnę rewolucyj- no-wyzwoleńczą”, a w rzeczywistości — dążąc do przyspieszenia procesu rozkładu kraju, a następnie — objęcia władzy.

Klasycznalconcepcja traktowała dywersję i wojnę psychologiczną jako jedno spośród wielu narzędzi prowadzenia wojny i rezygnowała z nich w momencie jej zakończenia. Państwa zachodnie, skrępowane tym archaicznym podziałem, nie zrozumiały, że wojna psychologiczna burzy klasyczny podział między wojną a pokojem. Jest to wojna niekonwencjonalna, nie mająca nic wspólnego z normami prawa międzynarodowego i prawami wojny; jest to wojna totalna wprawiająca w osłupienie jurystów i dążąca do osiągnięcia swych celów poza ramami wypracowanych przez nich norm prawnych. Jak mówi Megret: „Klasyczne rozróżnienie między wojną a pokojem zostało zatarte przez wojnę psychologiczną, uwolnioną od barier czasu, miejsca i konwencji, niematerialną — i z tego tytułu nieuchwytną, zdolną do przybierania wszelkich postaci i metamorfoz — siłę”.
Cel wojny pozostaje taki sam: ekspansja terytorialna i zabór innego kraju lub zainstalowanie w tym kraju sojuszniczego albo podporządkowanego sobie rządu, ale zmieniły się metody. Dziecko von Clausewitza i Hitlera, do­prowadzone do dojrzałości przez Mao Tse-tunga, wojna współczesna jest przede wszystkim wojną psychologiczną, a stosunek między nią a klasycznymi działaniami zbrojnymi uległ odwróceniu. Dziś bowiem, to działania bojowe (partyzantka) stały się tylko uzupełnieniem dywersji.
To odwrócenie hierarchii środków zmierza >r kierunku tego, co Roger Mucchielli nazywa ,,rewolucją woluntarystyczną”, to znaczy wywołaną przez świadomy zamiar, przy czym warunki życia ludności stanowią jedynie okoliczność, którą należy oczywiście wykorzystać, ale same w sobie nie mogłyby spowodować użycia przemocy.
Skonstatować należy, że społeczno-ekonomiczne uwarunkowania rewolucji (wyzysk, nędza, bezrobocie, wyalienowanie władzy troszczącej się jedynie o interesy uprzywilejowanej mniejszości, itd.), a nawet uwarunkowania polity­czne (pozbawienie praw politycznych, terror, narzucona ideologia, pozbawienie praw obywatelskich, itp.) stają się motorem rewolucji tylko wtedy, gdy istnieją rewolucyjne nastroje, wola walki. To właśnie „stan umysłów” wywołuje rewolucję; w przeciwnym razie mamy do czynienia z rezygnacją płynącą ze strachu lub poszanowania władzy. Można więc i trzeba działać na płaszczyźnie psychologicznej, przełamać strach i poszanowanie, wywołać u jednych agresy­ność, u innych — świadome współdziałanie.
Otóż uczucia takie i takie zachowania mogą zostać zaszczepione z zewnątrz lub całkowicie sfabrykowane, chodzi tylko oto, żeby umiejętnie zastosować odpowiednie prawa psychologiczne i psychosocjologiczne. Liczą się nie realne fakty, ale to, w co ludzie wierzą. „Właściwy moment” do rewolucji nie wynika już z tego, co marksistowscy ortodoksyjni komuniści nazywają ,.obiektywnymi okolicznościami, określanymi na podstawie analizy socjo-ekonomiczno-politycznej”, ale należy go ustalić jako pochodną określonej, strategii psychologicznej, za punkt wyjścia przyjmując wolę rewolucyjnego działania.
Co więcej, analiza historyczna rewolucji dowodzi, że są one dziełem bardzo nielicznej aktywnej mniejszości. Historycy odkryli, że nawet podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, w każdej z paryskich „sekcji”, skupiającej obywateli mających prawo głosu i liczącej teoretycznie 3000 ludzi, działało nie więcej niż 200-300, czyli mniej niż jedna dziesiąta uprawnionych. W momencie wielkiego sukcesu wyborczego nazistów w Hesji było tam, jak wynika z obliczeń Tchakhotine’a, 90% wyborców „biernych” i tylko 10% „aktywnych”, to znaczy działających na rzecz jednego czy drugiego obozu. Nawet jeśli przyj­miemy, że zwolennicy Hitlera mieli liczebną przewagę, to i tak stanowili oni mniej niż jedną dziesiątą i trochę więcej niż jedną dwudziestą elektoratu.
I wreszcie skonstatować trzeba, że motywacje mobilizujące serca i umysły nie mają nic wspólnego z obiektywną rzeczywistością; to mity sprawiają, że ludzie Zrywając się do czynu i maszerując naprzód, narażają się i giną lub przeciwnie — zatrzymują się i kryją. Mity są tym, co rozbudza zbiorową wyobraźnię, co może zafascynować umysły grup czy mas ludzkich, dlatego, że znajdują one nich zaspokojenie swych potrzeb lub dowartościowanie. „Rasa niemiecka” była mitem, który kosztował życie – milionów Żydów. „Rewolucja światowa” jest mitem, podobnie jak „lud” czy „ludowa sprawiedliwość”… Znalezienie nośnych słów jest ważniejsze od analizy obiektywnych danych.

Obiektem działań wywrotowych jest opinia publiczna.

Z tego punktu widzenia działania wywrotowe biegną trzema torami przy czym rozróżnienie to ma czysto dydaktyczny charakter, gdyż w rzeczywistości są one powiązane ze sobą i wzajemnie się wzmacniają. Oto one:
—demoralizacja narodu, przeciw któremu działania są wymierzone, oraz i dezintegracja tworzących go grup;
—dyskredytacja władzy, jej obrońców, funkcjonariuszy, przedstawicieli;
—neutralizacja mas, aby uniemożliwić jakiekolwiek powszechne spon­taniczne wystąpienie w obronie istniejącego porządku w momencie pokojowego przejęcia władzy przez nieliczną mniejszość.
Cele te można osiągnąć, wykorzystując mass media; bez prasy, radia i telewizji dywersja jest bezsilna. Bez specjalistów od psychologii społecznej, jak się przekonamy, analizując dalej metody działania, jest ona niespójna. A teraz omówmy obszerniej trzy cele:

Demoralizacja narodu, przeciw któremu działania są wymierzone oraz dezintegracja tworzących go grup.
Jak powiada Reguert, „zwycięzcą jest ten, kto może i chce dalej walczyć, podczas gdy przeciwnik już nie chce i nie może”. Podobnie von der Goltz zauważa, że „w bitwie chodzi nie tyle o unicestwienie nieprzyjacielskich żołnierzy, co o unicestwienie w nich odwagi”.
Demoralizacja, to unicestwienie odwagi, podkopanie siły duchowej, wyni­kającej z wiary w wartości narodowe i w przyszłość.
Bardzo rozbudowana przez współczesną socjaldemokrację analiza „mora­le” pozwala wyodrębnić czynniki demoralizacji. Wymieńmy tu przede wszyst­kim:
— podważanie wartości, o które walczy nieprzyjaciel, zasiewanie wątpli­wości;
— podważanie wiary w siebie, każdego nieprzyjacielskiego żołnierza, zaszczepienie mu zwątpienia w siebie i zwątpienia w to, w co wierzył;
— zaszczepienie poczucia winy. „Należy doprowadzić do tego — mówi Ellul ä propos propagandy, ale dotyczy to i dywersji — żeby nieprzyjaciel utracił wiarę w słuszność własnej sprawy, własnej ojczyzny, własnej armii, własnej grupy. Człowiek, który czuje się winny, traci poczucie sensu swej walki a tym samym — swą wartość bojową. Przekonać człowieka, że jeśli nawet nie on sam, to przynajmniej ci, co walczą po tej samej co on stronie, dokonują czynów niemoralnych i niesprawiedliwych, to zdezintegrować grupę, do której on przynależy”!
— przekonanie nieprzyjaciela o jego osamotnieniu i powszechnej deza­probacie opinii publicznej wobec niego, a jeszcze lepiej — opinii światowej;
— ośmieszanie, wytykanie braku logiki, wyszydzanie;
— podważanie zaufania nieprzyjaciela do jego środków obrony i ataku;
— przekonanie o bezcelowym przedłużaniu się walk;
— przekonanie, że ma się przeciw sobie przeciwnika twardego, pewnego swego zwycięstwa i zdecydowanego na wszystko;
— Tak więc, działania dywersyjne, posługując się wyrafinowanymi metoda­mi, mają na celu demoralizację przeciwnika. Zmierzają też do jego rozbicia i dezintegracji. W tym sensie dywersja jest sztuką zasiewania niezgody. I w tym wypadku również .analiza psychologiczna czynników spajających i jednoczących grupę pozwala wyodrębnić elementy rozbicia i niezgody, a następnie wpoić je narodowi lub grupie, które pragnie się zniszczyć.

Dyskredytacja władzy, jej obrońców, przedstawicieli, osobistości
Autorytet władzy zasadza się z jednej strony na consensusie wśród narodu, który uosabia (a przynajmniej jego większości), z drugiej zaś na systemie uprawnień, jakimi rozporządza z mocy konstytucji oraz ustaw, wspartym przez siły porządkowe i system sankcji prawnych, a także — pewnych kluczowych instytucjach i wreszcie — szacunku społecznym, jakim cieszą się jego przed­stawiciele oraz „osobistości” zapewniające w tej czy innej formie funk­cjonowanie społeczeństwa. Dywersja dąży więc do zdestabilizowania wszyst­kich tych kluczowych elementów funkcjonowania społeczeństwa.
Podważając obraz władzy w oczach społeczeństwa dąży się do obniżenia autorytetu moralnego państwa. To obniżenie autorytetu jest z kolei wykorzys­tywane jako świadectwo nieudolności rządzących i zachęta do wypowiedzenia im posłuszeństwa. Mocna i ścisła sieć powszechnego braku szacunku i zaufania paraliżuje jednocześnie władzę i opinię publiczną.

Neutralizacja mas, aby uniemożliwić jakiekolwiek powszechne spontaniczne wystąpienie w obronie istniejącego porządku
Mamy tu do czynienia z najbardziej niezwykłym i najbardziej oryginalnym skutkiem dywersji. Wiele się mówiło i nadal mówi o „milczącej większości”, to znaczy przytłaczającej większości obywateli każdego z krajów „obrabianych” przez dywersję, i dziwi się jej obojętności. Stanowi ona mityczną nadzieję rządów wystawionych na próby destabilizacji.
Tymczasem milcząca większość jest wytworem dywersji. Jednym bo­wiem z celów i działań dywersyjnych jest właśnie sparaliżowanie i spowodowa­nie zobojętnienia mas. Jeśli czytelnik uważnie zapoznał się z omówionymi przez nas koncepcjami woluntarystycznych rewolucjonistów, niewątpliwie wydedu- kuje z nich „logikę” neutralizacji przytłaczającej większości obywateli przez dywersję: w przeciwieństwie do realistycznej koncepcji rewolucji, koncepcja woluntarystyczna nie potrzebuje — jak widzieliśmy — ani powszechnego powstania, ani aktywnego udziału „ludu”. Zdobycie władzy będzie dziełem małej grupki, nielicznej mniejszości, tej, która wie, czego chce i co robi (nawiasem mówiąc — tylko ona jedna to wie). Sprawą zasadniczej wagi jest więc, żeby w momencie przejmowania władzy nie doszło do żadnej przeciwstaw­nej interwencji. Co za tym idzie, działania wywrotowe implikują narzucenie większości milczenia; milczenia; równoznacznego z apatią, a nie deza­probatą dla wywrotowców, jak się to zbyt często pochopnie sądzi.

Ale jak ubezwłasnowolnić opinię publiczną?

Powiedziałem już, że nie ma mowy o destabilizacji w ramach i w perspek­tywie rewolucji woluntarystycznej bez posiłkowania się mass mediami.
Tylko mass media bowiem są zdolne do wykreowania określonej opinii publicznej, wywoływania psychozy zbiorowej bez konieczności zgromadzenia w tym celu tłumów. Jest to właśnie jedna z cech informacji. Oddziałują one na każdego z osobna i oddzielnie, kreując jednocześnie zjawiska zbiorowe.
Należy tu z jednej strony przeanalizować „materiał” stanowiący „pożywkę” dla środków masowego przekazu, z drugiej zaś — wykorzystanie tego „materia­łu” przez mass media.
„Podstawowy materiał” pochodzi z pięciu źródeł: i — Gwałtowne działania małych grupek stosujących przemoc, bez względu na ich proweniencję (czy to będzie chodziło o sojuszników naturalnych czy przypadkowych: dzikie strajki, zamachy, demonstracje, akcje partyzantki leśnej i miejskiej) na terytorium danego kraju;
— informacje na temat gwałtownych działań zaprzyjaźnionych grup bojo­wych poza terytorium danego kraju;
— pomyłki i błędy przeciwnika oraz nieprzyjacielskiej propagandy, posu­nięcia i wypowiedzi władz, ich przedstawicieli i sojuszników.
— posunięcia i wypowiedzi władz, ich przedstawicieli i sojuszników w in­nych krajach, jeśli te kraje również są celem działań wywrotowych;
— konkretne wydarzenia i tak zwane informacje bieżące dotyczące zarów­no danego kraju jak i innych.
Środki masowego przekazu (radio, telewizja, film, prasa wielonakładowa) można podzielić na dwie tendencje: te, które stanowią wsparcie, oficjalne lub utajone, działań destabilizujących i te, które nie są nim bezpośrednio. Chodzi o to, żeby wykorzystywać obydwa te rodzaje mass mediów, oczywiście każdy inaczej, jako urządzenia nagłaśniające i rozpowszech­niające „podstawowe surowce”.
W następnym rozdziale przeanalizujemy liczne możliwości wykorzystania przeróżnych dostarczanych materiałów. Tu sprawą najważniejszą jest ukazaniefunkcjonalnej synergii obu środków (materiału i narzędzi jego wykorzystania) w manipulowaniu opinią publiczną. Innymi słowy — i to właśnie stanowi sedno naszej koncepcji dywersji — różne działania bezpośrednie z użyciem przemocy nie stanowią awangardy ruchu, który rozwijając się i rozszerzając, przerodziłby się w naprawdę masowy ruch rewolucyjny. Takie postrzeganie zjawiska jest archaiczne i już nieaktualne. Działania bezpośrednie służą jedynie zasilaniu prawdziwej operacji „rewolucyjnej”, zasadzającej się całkowicie na des­tabilizacji. Ta destablilizacja mas w celu całkowitego ich oderwania’ od zdyskredytowanej władzy, uczynienia ich biernymi i pozbawionymi inicjatywy (sterroryzowanymi lub w jakimś stopniu aprobującymi, albo i jedno i drugie)
Taka koncepcja może się wydać zaskakująca i czytelnik będzie skłonny przytoczyć przykłady zdające się przeczyć tej tezie, jak na przykład walka Organizacji Wyzwolenia Palestyny przeciw Izraelowi. Rzeczywiście, na pierw­szy rzut oka przykład ten przeczy naszej tezie, ponieważ OWP jest organizacją militarną, zaangażowaną w walkę na śmierć i życie z Izraelem; jej bojownicy atakują izraelskie statki i samoloty, dokonują sabotaży i zamachów na terytorium tego państwa. Wszystko to wygląda na prawdziwą wojnę. Dodajmy, że OWP jest oficjalnym reprezentantem „narodu” (narodu palestyńskiego) domagającego się własnego państwa i uważającego, że został wyzuty ze swych praw przez „obcego okupanta”. Tak więc na pierwszy rzut oka, problem jest bez reszty zdominowany przez działania zbrojne, działania dywersyjne za pomocą mars mediów nie odgrywają zaś większej roli. Tymczasem w rzeczywistości na tym właśnie, zdawałoby się niekorzystnym przykładzie, można łatwo wykazać, że dywersja wykorzystująca mass media góruje nad działaniami militarnymi. OWP nie dąży do osiągnięcia całkowicie niemożliwego zwycięstwa militarnego na polu bitwy lecz do ukształtowania światowej opinii publicznej nieprzychylnej Izraelowi i podrzucenia tej opinii określonego image’u ruchu tak, aby — na zasadzie sprzężenia zwrotnego — opinia ta działała jako środek nacisku na Izrael, zmuszając go do kapitulacji. Stąd te wszystkie spektakularne akcje przeciw samolotom pasażerskim, działania partyzanckie w terenie, manifestacje solidarności w różnych krajach, obszerne wypowiedzi dla dziennikarzy itd.
Podobnie absurdem jest sądzić, że gerylle w Ameryce Południowej są preludium do jakiegoś powszechnego powstania; nie będzie żadnego powszechnego powstania i organizatorzy rewolucji wcale nie potrzebują powszech­nego powstania. Gerylle istnieją po to, żeby wytworzyć określony klimat, nadający się do wykorzystania przez mass media…
Bez mass mediów żaden woluntaryzm rewolucyjny nie miałby najmniejszych szans powodzenia. Stąd też możemy skonstatować wyjątkową „chrapkę” na mass media we wszystkich grupkach stosujących bezpośrednią przemoc.
Dowodów na to dostarcza nam codziennie w sposób pośredni prasa; otóż godne jest szczególnej uwagi, że wśród żądań grup stosujących przemoc idysponujących jakimkolwiek środkiem nacisku (okupacja lokalu, prze­trzymywanie jakiejś osobistości lub zakładników) figuruje zawsze odczytanie w telewizji proklamacji albo komunikatu i opublikowanie go w prasie, bez względu na komentarze towarzyszące tej publikacji.

Patrząc na sprawę przez pryzmat działań destabilizujących, Roger Mucchielli dzieli mass media na cztery kategorie i wykazuje, że w obecnej sytuacji wszystkie cztery mogą być wykorzystane przez przeciwnika.

I.Pisma wydawane przez grupy bezpośredniego działania. Pisma te mają przed sobą trzy zadania:
— podtrzymywać jako nośnik propagandy wśród grup, które chce się przeciągnąć na swoją stronę. Na przykład nazajutrz po „sprawie Guiota” (licealista aresztowany podczas demonstracji) w marcu 1971 roku pismo „Rouge” rozkolportowało bezpłatnie wśród uczniów wychodzących z liceów 18000 egzemplarzy specjalnego numeru Zbuntowana młodzież;
— dostarczać organom prasowym docierającym do szerokiej opinii pub­licznej „informacje”, którym te nadadzą rozgłos. I tak na przykład „Le Monde” przedrukował w jednym ze swych numerów z kwietnia 1971 roku artykuł Sartre’a z „La Cause du Peuple”, wzywający do „działań bezpośrednich” przeciwko dziennikarzom ośmielającym się publikować komentarze nieprzy­chylne ideom rewolucyjnym.
Do podobnej kategorii można zaliczyć „pirackie audycje” propagandowe w radiu i telewizji oraz tzw. filmy zaangażowane.
II.Dzienniki i czasopisma przeznaczone dla masowego odbiorcy bezpośrednio 1 świadomie uczestniczące w działaniach destabilizujących.
Publikacje te, z uwagi na swą „powszechną dostępność”, stosują bardziej subtelne metody niż wymienione poprzednio. Odgrywają one w działaniach destabilizacyjnych kolosalną rolę, ponieważ zachowują wszelkie pozory dobrej woli i obiektywizmu, dzięki czemu mogą zachowywać i rozszerzać swą poczytność, a tym samym kształtować odpowiednio rozległe sektory opinii publicznej. Artykuły polityczne, reportaże kulturalne czy informacje w najszer­szym tego słowa znaczeniu są przesiąknięte dywersją ideologiczną mniej lub bardziej dosłowną, gorzej lub lepiej robioną, zależnie od pisma i umiejętności samych piszących.
Taką metodę stosowaną w artykułach i innych publikacjach o tendencjach wywrotowych można zaliczyć”do kategorii tzw. informacji tendencyjnej. Podobny charakter mają audycje w oficjalnym radiu i telewizji autorstwa dziennikarzy będących na służbie dywersji.

Przypomnijmy skrótowo metody informacji tendencyjnej.

A. Zasady ogólne. Informacja tendencyjna musi być przede wszystkim .wiarygodna”, co zapewnia się bądź przez osobę informatora, sposób zaprezen- owania go i zatarcie jego rzeczywistych intencji… bądź przez samą informację, ctóra powinna odpowiadać mentalności grupy, do której jest adresowana, ‘.awierać konkretne „dowody” (zdjęcia, listy, nagrania, itd), albo też źródło jej pochodzenia powinno być niemożliwe do wykrycia przez adresatów, albo — wreszcie — powinna ona zaspokajać potrzebę logicznego wytłumaczenia określonych faktów. Niebezpieczeństwo numer 1, to w tym wypadku „efekt bumerangu”, polegający na tym, że pr_ejaskrawienie tendencyjnego charakteru informacji może spowodować u odbiorcy skutek odwrotny do zamierzonego: rodzi się w nim przekonanie przeciwne niż usiłowano mu „zasugerować”.

B. Kilka praktycznych metod działania.
1. Wiadomość całkowicie fałszywa, ale w wypadku której odbiorca nie dysponuje żadnymi możliwościami jej weryfikacji. Można zresztą później ją zdementować, co w niczym już nie zmieni jej pierwotnego działania.
2. Dobór informacji, z których każda z oddzielna jest prawdziwa, ale są zebrane razem w określonej intencji.
3. Mieszanka informacji prawdziwych i fałszywych.
4. Po prawdziwej informacji „ukierunkowany” komentarz.
5. Umieszczenie prawdziwej informacji w kontekście wypaczającym jej sens.
6. Wtrącenie „mimochodem” tendencyjnej informacji do informacji praw­dziwej, traktującej o czymś całkiem innym.
7. Nadanie nieproporcjonalnie dużej rangi lub zniekształcenie prawdziwej informacji tak, żeby wywołać u odbiorcy gwałtowne emocje.
8. Zakłócenie równowagi zarówno pod względem objętości jak jakości „podania” między informacjami pro i contra, na korzyść aspektu mającego wpłynąć na odbiorcę (np. nadanie szerokiego rozgłosu represjom, nikłego natomiast — poprzedzającym je prowokacjom.
9. „Obleczenie” dywersyjnej informacji w szatki rzeczywistego faktu.
10. Informacja podana bez żadnych wniosków, ale tak, że odbiorca sam wyciągnie „właściwe wnioski”.
„Wiadomości, starannie wybrane i umiejętnie podane, stanowią naj­potężniejszą broń dywersyjną, jaka tylko istnieje” — powiada Sefton Delmer, który znał się na tym jak mało kto.

III. Dzienniki, czasopisma, audycje radiowe i telewizyjne przeznaczone dla masowego odbiorcy, pozornie „neutralne”.
Prezentując z ostentacyjną bezstronnością informacje pochodzące z wszelkich źródeł, nigdy nie zapominają one umieścić na jednej płaszczyźnie na przykład wywiadu z jakimś ministrem czy inną osobą oficjalną oraz wywiadu z dowódcą bandy terrorystów, wyjaś­niającym, jakie to powszechne humanistyczne wartości nadają sehs jego brutalnym działaniom, albo też — wyroku wydanego przez sąd oraz tekstu ulotki rozdawanej u wyjścia z niego przez towarzyszy skazanych.
Poświęcanie „różnorodnym nurtom opinii publicznej” „równej uwagi”, zaciera dyskretnie fakt, że jeden nurt reprezentuje 95% obywateli, podczas kiedy miły — jednego na tysiąc. Ci ostatni spotykają się we wspomnianych pismach i audycjach z gorącym przyjęciem.
Inna rzecz nie do pogardzenia — pisma te pozwalają grupom rewolucyjnym dać się poznać i rozpoznać przez inne im pokrewne.

IV. Dzienniki, czasopisma, audycje przeznaczone dla masowego od­biorcy, „przeciwne” rewolucyjnym przedsięwzięciom.
Oczywiście mamy do czynienia z różnymi stopniami tego sprzeciwu, ale pozostawmy na boku publikacje występujące przeciw rewolucji równie gwałtownie jak jej propagato­rzy — w jej obronie. Te pisma bowiem są i będą obiektem „działań bezpośrednich” (zamachy bombowe, zamachy na dziennikarzy i ich domy, itp.) ze strony grup rewolucyjnych.
Nas interesują tu pisma, które wyrażając otwarcie odczucia swych czytel­ników, oburzają się na wywrotowe i dywersyjne działania i potępiają je. I tu występuje zjawisko, które w swoim czasie dostrzegł już i przeanalizował Tchakhotine: aby wykazać jak groźne są różne działania wywrotowe i terrorys­tyczne, pisma te poświęcają im wiele miejsca, odnotowują je, komentują z odrazą i oburzeniem oraz energicznie protestują przeciw bierności, słabości czy nawet pobłażliwości władz, które powinny je zwalczać.
Otóż, postępując w ten sposób, wywołują one u swych czytelników nieprzewidzianą reakcję, a mianowicie z jednej strony przekonanie, że grupy partyzanckie czy akcji bezpośrednich dysponują wielką siłą i że nie cofają się przed niczym, z drugiej zaś, że władze i „siły porządku” są słabe i bezradne. Te dwie „klisze”, które zakorzeniają się i utrwalają w umysłach tym silniej, im więcej się o tym pisze, są tymi właśnie kliszami, które agenci dywersji pragną uwiarygodnić.
Wystarczy tu przytoczyć przykład dość mało ważny, ale znamienny. Umiarkowany, ale antylewacki tygodnik „Valeurs actuelles” w numerze 1801 z czerwca 1971 roku opublikował całostronicowy, ilustrowany zdjęciami artykuł zatytułowany Policjanci-lewacy w Grenoble, w którym czytamy między
innymi:
„Grenoble żyje w atmosferze wojny domowej(…). Miasteczko uniwersytec­kie, w którym lewacy zasłaniają się przywilejem eksterytorialności, nadanym przez króla w 1290 roku, stało się państwem w państwie. W Grenoble prefekt i policja skapitulowali wobec przemocy(…). 2 czerwca „policjanci” z Czerwonej Pomocy dokonali dwóch aresztowań w samym środku miasta!(…). Godzinę później sekcja Czerwonej Pomocy w Grenoble opublikowała komunikat”… Jedno z dwóch zamieszczonych zdjęć przedstawiało afisz lewaków, na którym znajdowały się fotografie Ceccaldiego, Lenoira, Tomasiniego i Soustelle’a, opatrzone podpisem: „Ci ludzie są niebezpieczni. Aresztujcie ich” oraz tekstem stanowiącym otwarte niemal wezwanie do przemocy i zabójstwa.
W numerze 1802 tego samego tygodnika całostronicowy artykuł dotyczący rabunków, do jakich doszło w Dzielnicy Łacińskiej, ilustrowany dwiema fotografiami (z których jedna przedstawia uczestników „strajku głodowego” leżących na materacach w hallu merostwa Grenoble), kończy się następująco: „Istnienie sztabu terrorystów nie może już budzić wątpliwości. Fakt, że w nocy z 7 na 8 czerwca dokonano dwóch absolutnie identycznych zamachów na kawiarnie w La Courneuve i w Saint-Etienne, odległych od siebie o 400 km świadczy, że jedna i ta sama grupa może obecnie działać na obszarze całej Francji.”
Łatwo zrozumieć niebezpieczeństwo takiego przedstawiania spraw, które dyskredytuje władze i przekonuje o sile ugrupowań rewolucyjnych, wywołując skutek przeciwny od zamierzonego przez dziennikarza i zasiewa w pod­świadomości czytelnika niemą panikę i paraliż, co jest właśnie celem wspom­nianych ugrupowań.
Tak więc, dokonując spektakularnych (i to jest najważniejsze) akcji, małe grupki stosujące przemoc muszą jedynie pozostawić później pole do działania środkom masowego przekazu, żeby wszystkie kategorie społeczeństwa zostały poinformowane tak, jak one sobie tego życzą i w duchu, w jakim sobie życzą. Ich propaganda jest prowadzona przy użyciu minimalnej liczby aktywis­tów (wystarczyły na przykład cztery współdziałające ze sobą osoby, aby dokonać zamachów w La Courneuve i w Saint-Etienne, podobnie jak wystar­czyło 300 studentów na 30000, których liczy Grenoble, żeby przekonać, że miasto jest „w rękach terrorystów”) i to bez specjalnego wysiłku (co prawda, trzeba zaplanować akcje tak, żeby osiągnąć zamierzone cele psychologiczne i mieć kilku agentów na eksponowanych stanowiskach w aparacie uniwersytec­kim), ponieważ ogromna machina mass mediów rozkręca się własnym rozpędem. Opinia publiczna danego kraju zaczyna się chwiać i pewnego dnia przechyli się na stronę niemej paniki, zamknięcia się w sobie i lekceważenia.
Analogicznie wpływa się na światową opinię publiczną. „Spontaniczne” manifestacje solidarności z tą czy inną akcją rewolucyjną wybuchają tysiące kilometrów jedne od drugich i mass media na całym świecie informują o tym ze zdjęciami, wywiadami przywódców, przytaczają proklamacje, tworząc w ten. sposób i nasilając „klimat” psychologiczny, o który właśnie chodziło. A tym­czasem jakiś wywrotowy agent, przerywając na chwilę homerycki śmiech, jaki ogarnął go wraz z nieliczną grupką wspólników na widok takiego powodzenia zainspirowanych przez niego działań, oświadcza w państwowej telewizji z całą głęboką powagą mędrca (na co jego oficjalny rozmówca przytakuje ze zrozumieniem): „Moim zdaniem, wkraczamy w okres rewolucyjny”.

Przedstawiając ,,techniki oddziaływania małych grup na większe”, Roger Mucchielli dokonuje przeglądu będącego bezpośrednią ilustracją współczesnych zastosowań doktryny Sun Cy.

Zapoznając się z całym kompleksem tych technik, trzeba dobrze zrozumieć trzy punkty, aby pojąć „ducha” proponowanych metod.
1. Trzeba stale pamiętać, że absolutnie nie chodzi o „mobilizację mas ludowych” lecz, przeciwnie, o ich demobilizację.
Rewolucyjnemu wolun­taryzmowi nie jest potrzebne powszechne powstanie. Jego „odwoływanie się do ludu” jest jedynie werbalną formułką propagandową, przydatną tylko wówczas, kiedy lud trzyma się na uboczu. Stąd bezwzględne odrzucanie konsultacji wyborczych.
2. Działania zmierzające do dezintegracji ukonstytuowanych grup są ab­solutnie niezbędne, bo jak wiadomo na podstawie badań w dziedzinie psycho­logii społecznej, im więcej osób przynależy do spójnych grup, tym mniej są one podatne na propagandę i destabilizację. Należy więc rozbić lub zneutralizować wspomniane grupy, żeby zindywidualizować jednostki i pojedyńczo odseparować je od ich zbiorowych wartości.
3. W każdym systemie istnieją natomiast kluczowe dla niego grupy społeczne, gospodarcze, kulturalne, polityczne itp., które należy „spenetrować” tak, żeby — kiedy zajdzie potrzeba — zneutralizować cały system, oddziaływując na te właśnie grupy.
Tak więc, to właśnie pod kątem strategii wobec wymienionych grup należy ustalać taktykę każdej konkretnej akcji, czy też działań zakrojonych na szerszą skalę.

Neutralizacja głosu wyborców. Bojkot każdej formy wolnych wyborów

Jest takie hasło, głoszone przez aktywistów wojny psychologicznej w krajach zachodnich, które budzi wielkie zdziwienie partii demokratycznych i związków zawodowych (zażartych obrońców głosowania powszechnego). To antydemo­kratyczne hasło brzmi: „Wybory, to oszustwo”.
Luis Mercier Vega w swej książce Technika anty-państwa przytacza teksty proklamacji rewolucjonistów południowoamerykańskich. Podobne teksty, „przykrojone” do języka każdego narodu, spotykamy we wszystkich pro­klamacjach i ulotkach lewaków we wszystkich krajach, w których istnieje wolność słowa.
W roku 1962 w Wenezueli Front Rewolucyjny potępia „farsę wyboczą” (przewidziane na grudzień wybory do parlamentu i wybory następcy Betancour- ta na stanowisko prezydenta kraju) i uroczyście oświadcza, że ją uniemożliwi.
Camillo Torres zapewniał w 1966 roku Kolumbijczyków: „Lud wie, że legalne drogi prowadzą do nikąd. Lud wie, że pozostała tylko droga walki zbrojnej.”
W lipcu 1966 Ruch Rewolucyjnej Lewicy oznajmiał Peruwiańczykom: „Jako ruch autentycznie rewolucyjny, odrzuciliśmy drogę kompromisu i poro­zumienia z wyzyskiwaczami, odrzuciliśmy burżuazyjny system wyborczy…”
Widzieliśmy już wyżej, że ta nieufność do głosowania powszechnego, racjonalizowana za pomocą najróżniejszych argumentów, jest logicznym następstwem woluntarystycznej koncepcji rewolucji.
Przy okazji należy rozprawić się z chybionym zarzutem, jaki opozycjne par­tie demokratyczne wysuwają pod adresem lewaków, oskarżając ich o „obiek­tywne dopomaganie rządowi, ponieważ wyborcy, zaniepokojeni ich działaniami wywrotowymi z użyciem siły, skłonni są masowo głosować na istniejące władze. Jest to zarzut chybiony z dwóch powodów:
— z jednej strony, zawarte w domyśle oskarżenie posłów większości — „zostaliście wybrani dzięki powszechnemu strachowi, a więc w nienormal­nych okolicznościach i nie jesteście reprezentatywni” — osiąga cel zamierzony przez wrogów systemu, podważając go. Reprezentanci większości mają kom­pleks winy i nie odważają się podejmować żadnych radykalnych kroków w obronie państwa. Nie przychodzi im do głowy, że ich wybór w takich właśnie warunkach był swoistym ogólnonarodowym referendum na rzecz zachowania dotychczasowego porządku;
— z drugiej strony, udział w wyborach, mimo warunków, w jakich przebiegały, świadczy wymownie, że grupki rewolucyjne stanowiące emanację przedsięwzięcia destabilizacyjnego nie zdołały zastraszyć głosujących. Organi­zując lepiej destabilizację i terror, rzeczywiście uniemożliwią wybory, jak to obiecywał Front Rewolucyjny w Wenezueli, sparaliżują masy i większość stanie się definitywnie milcząca.

Metody dezintegracji dużych grup lub grup zorganizowanych mogących oprzeć się destabilizacji

Widzieliśmy wyżej, że przynależność do spójnych grup stanowi ochronę przed propagandą (system jednostkowych opinii stawia większy opór propagandzie, kiedy jest podparty poczuciem bezpieczeństwa wynikają­cym z przynależności do grupy i stale umacniany dzięki kontaktom socjo-emocjonalnym). Otóż grupy te, zintegrowane w społeczeństwie (tym właśnie, które dywersja zamierza obalić), odgrywają rolę podpór tego społe­czeństwa.
Rozbicie tych grup staje się więc imperatywem w ogólnej strategii dezinteg­racji. Do tej kategorii można zaliczyć: wspólnoty narodowe lub regionalne, grupy wyznaniowe, partie polityczne, grupy zawodowe, ugrupowania społeczno-zawodowe, związki zawodowe, wspólnoty sąsiedzkie, przeróżne zgromadze­nia, rady i komitety rodziny.
Z samego założenia chodzi o wywołanie w tych grupach rozdźwięków i rozłamów, anarchii, po to, żeby doprowadzić do dezintegracji „muru” chroniącego jednostki i aby grupa nie mogła skutecznie pełnić swej roli podpory otaczającego ją społeczeństwa.
W ramach tej ogólnej strategii, w zależności od funkcji i rozmiarów grupy oraz jej roli społecznej, dywersja posłuży się którąś z wymienionych niżej technik działania. Jest bowiem rzeczą oczywistą, że manipulowanie grupą na kameralnych spotkaniach — technika zakładająca uprzednie wprowa­dzenie do grupy agenta destabilizacji oraz zastosowanie „dynamiki grupowej” — będzie wyglądać inaczej niż dezintegracja większych grup, takich jak Kościół katolicki, gdyż w tym wypadku trzeba stworzyć „ogniska kontestacji” i wesprzeć je ideologicznie, a jeszcze inaczej — w wypadku mani­pulowania wspólnotami lokalnymi, zajmującymi się obroną lokalnych in­teresów.

Wprowadzić w obozie nieprzyjacielskim rozróżnienie między przywódcą a jego podwładnym: atakować przywódcę, okazywać wspaniałomyślność członkom jego grupy

Jest to najprostsza forma dokonania podziału w łonie nieprzyjacielskich grup; proceder bardzo stary, mający wiele wspólnego z metodą odsądzania od czci i wiary lidera, żeby w ten sposób zdemoralizować całą grupę.
W „Le Monde” z 27 kwietnia 1971 można było przeczytać: „Premier Chin, Czou En-Lai przekazał 25 kwietnia wyrazy zdecydowanego poparcia ze strony Chin Ludowych dla narodu amerykańskiego w jego sprawiedliwej walce z polityką agresji i wojny, jak również dyskryminacji rasowej, prowadzoną przez rząd USA. Szef rządu chińskiego wygłosił to oświadczenie na bankiecie wydanym przez księcia Sihanouka.”
Dzień później, 26 kwietnia („Le Monde” z 28 kwietnia) „rzecznik delegacji rządowej Wietnamskiej Republiki Ludowej przedstawił podczas konferencji prasowej rozkaz dzienny Frontu Wyzwolenia Narodowego. W dokumencie tym zapewnia się, że FWN nie będzie atakować tych żołnierzy amerykańskich, którzy indywidualnie lub całymi oddziałami odrzucą politykę Waszyngtonu i odmówią walczenia przeciw FWN.”
„Le Monde” komentując ten „dokument” pisze, że propozycja ta „co najmniej w trzech punktach wiąże się z aktualną sytuacją: 1) została wysunięta w momencie, gdy w Stanach Zjednoczonych zaczyna narastać fala demonstracji przeciw kontynuowaniu wojny; demonstracji, które FWN popiera. Rozkaz z 26 kwietnia daje do ręki tym ruchom protestacyjnym w USA nowe argumenty: argumenty polityczne (Vietcong nie odnosi się wrogo do wszystkich Ameryka­nów, ale tylko do tych, którzy popierają Nixona), argumenty bardziej bezpo­średnie w tym sensie, że są one podchwytywane przez amerykańskie gazety przeciwne wojnie, regularnie czytane przez żołnierzy korpusu ekspedycyjnego USA; 2) FWN wziął pod uwagę niskie morale sił amerykańskich w Wietnamie, a jego rzecznik odnotował nową sytuację spowodowaną mnożącymi się incydentami między żołnierzami a oficerami; 3) w dokumencie stwierdza się, że nie będą atakowani żołnierze nie popierający kliki, która rządzi w Sajgonie.”
Z tego samego artykułu w „Le Monde” czytelnicy dowiedzieli się, że „wielu Amerykanów walczy już w szeregach FWN” i że rząd Wietnamskiej Republiki Ludowej zamierza już teraz „nawiązać stosunki między narodem wietnamskim a narodem amerykańskim” mimo, że trwa jeszcze wojna.
Ten cytat świadczy o doskonałym zgraniu działań destabilizacyjnych wymierzonych przeciw wielkiej zorganizowanej grupie. Warto byłoby, gdybyś­my mieli więcej miejsca, szczegółowo przeanalizować każde z działań i wykazać jak każde ono ma swoje określone miejsce w powodzeniu operacji dezinteg­rującej, łącznie z subtelnym dozowaniem fałszywych informacji na temat morale wojsk oraz podchwyceniem całej operacji destabilizującej przez prasę amery­kańską. Sam artykuł „Le Monde” harmonijnie mieści się w ramach tej bez­błędnie skomponowanej „propagandy operacyjnej”.

Wykorzystanie na korzyść działań rewolucyjnych niektórych oficjalnych wartości wyznawanych przez grupę będącą obiektem działań.

Ściślej, chodzi tu o utworzenie wewnątrz istniejących grup ideologicznych małych grupek, które wychodząc od pewnych wartości wyznawanych przez wielką grupę, wyprowadzają z nich zasady postępowania w praktyce tożsame z zasadami destabilizacji.
Przykłady możemy zaczerpnąć z działań zmierzających do destabilizacji środowisk katolickich we Francji. W katalogu wspólnych wartości wyznawa­nych w tych środowiskach figuruje aktywność społeczna („Czy wiara, która przejawia się w czynach, jest szczerą wiarą?” — zapytywał już Polieuktos), równość wszystkich ludzi, naprawianie niesprawiedliwości społeczeństwa świec­kiego — obok innych wartości, takich jak poszanowanie osoby ludzkiej, miłość bliźniego, nie zabijanie, ewangelizacja, itd. W tym wypadku chodzi o szczegól­ne zaakcentowanie jednych a zneutralizowanie innych wartości. Dzięki temu agenci destabilizacji doprowadzają do zajmowania przez podgrupy katolików pozycji, które znakomicie służą ich planom.
Na przykład w komunikacie wydanym po ogólnokrajowym spotkaniu Katolickiej Akcji Uniwersyteckiej w Dijon (15-18 kwietnia 1971) czytamy: „Uważamy dziś, że uniwersytet i społeczeństwo są niereformowalne; każda walka i każdy projekt nie kwestionujący globalnie systemu kapitalistycznego umacnia logikę tego systemu, z natury swojej alienującego”. Tym samym zachęca się więc członków do zaangażowania się w rewolucyjną działalność w celu obalenia kapitalizmu.
W opublikowanej niedawno książce Teologia rewolucji ojciec Joseph Comblin w podobnym duchu wyjaśnia, że „chrześcijaństwo jest z natury rewolucyjne”, a na zakończenie zapowiada następną swoją pracę dotyczącą trzech etapów działań rewolucyjnych: przygotowanie rewolucji, zdobycie władzy, budowa nowego społeczeństwa.
Wiadomo też, że wykorzystywanie animozji szeregowego kleru do hierarchii stanowi skuteczny środek wywoływania i pogłębiania osławionego „fermentu” w środowiskach katolickich.
W środowisku nauczycielskim — by uciec się do innego przykładu —agenci destabilizacji będą wykorzystywać uznane wartości, jak: swobod­ny rozwój osobowości ucznia, rozwijanie twórczej wyobraźni, wajka z represywną dyscypliną, powiązanie szkoły z życiem, aby przeciwstawić pewną podgrupę nauczycieli reszcie grupy, która tonuje wspomniane warto­ści innymi, takimi jak: potrzeba poczucia bezpieczeństwa u uczniów, potrzeba ładu, przekazanie pewnego podstawowego zasobu wiadomości, jako podstawy samodzielnego myślenia i działalności twórczej itd. W każdym środowisku idącym obiektem destabilizacji rozdzielenie wartości w celu lansowania tych tylko, które służą celom agentów destabilizacji, odbywać się będzie według innego, oryginalnego schematu.
Przydatność tej techniki polega na tym, że lojalni członkowie grupy nie mogą nie przyznawać się do lansowanych wartości, gdyż są to rzeczywiście te wartości, które oni wyznają. Rzecz w tym, że w praktyce akcentowanie jednych z nich odbywa się kosztem innych i cały spójny system ulega dezorganizacji. Grupa jako całość odczuwa „niepokój”, oznakę dezorientacji i dezintegracji.

Rozkład moralny grup przewidzianych do rozbicia

Warto zwrócić uwagę, że mass media utożsamiające się z rewolucją i goszyzmem (publikacje, filmy, audycje) regularnie i konsekwentnie prowadzą propagandę na rzecz tego, co potocznie nazywa się niemoralnością, a my moglibyśmy nazwać rozprzężeniem obyczajów.
Przedsięwzięcie to zmierza do osiągnięcia trzech celów: po pierwsze — zde­moralizowania pewnych środowisk, po drugie — rozbicia ich przez wywołanie niezgody i konfliktów związanych z demoralizacją pewnych ich elementów (chodzi tu przede wszystkim o grupy rodzinne) i wreszcie, przedstawienie w tym kontekście norm obowiązujących w tych grupach, jako ograniczających wol­ność jednostki i represyjnych, co jest tym łatwiejsze, że rzeczywiście są to bariery lub zakazy zapobiegające rozprzężeniu obyczajów ich członków.
Weźmy taki oto przykład. W „Le Monde” z 6 marca znajdujemy na­stępującą wiadomość: „We Francji zakazano rozpowszechniania Malej czer­wonej książeczki ucznia. W Dzienniku urzędowym z 5 marca opublikowano rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych zakazujące rozpowszechniania i sprzedaży tej publikacji na terenie Francji. (…) Mała czerwona książeczka została napisana w Danii przez dwóch pedagogów i jednego psychologa, a następnie przetłumaczona na francuski. W Szwajcarii książka wywołała wiele nieprzychylnych reakcji ze strony środowisk szczególnie „zaszokowanych” fragmentami dotyczącymi uświadomienia seksualnego. We Francji była ona wydana i rozpowszechniana przez lewicowego wydawcę.”
Związek, o którym tu wspomniano odnajdujemy we wszystkich formach tego przedsięwzięcia. W publikacjach, audycjach i filmach o zabarwieniu
propagandowo-politycznym (maoistowskim, trockistowskim czy castrowskim) stale mamy do czynienia z propagandą i reklamą wymierzoną przeciw temu, co nazwa się moralnością, i ten związek jest zbyt systematyczny, aby mógł być dziełem przypadku. Ponieważ jednocześnie ta sama propaganda rozprzężenia oby­czajów jest zakazana w Chinach, na Kubie czy w Albanii, łatwo wydedukować, że jest to jedna z metod destabilizacji społeczeństw zachodnich.
„Przedstawianie marihuany jako niewielkiej używki, nie groźniejszej niż tytoń, (…) targów seksu w Kopenhadze jako pochwały godnej ewolucji obyczajów, (…) porno-shopów jako świątyń współczesnej kultury,(…) zbioro­wych orgii jako najdoskonalszego wyrazu miłości fizycznej, (…)”, to — zdaniem pisma „Valeurs Actuelles” — kampania propagandowa prowadzona w ścisłym związku z gwałtownymi działaniami politycznymi ugrupowań rewolucyjnych.
Nie posuwając się nawet jednak do hipotezy jakiejś dwutorowej „operacji kombinowanej”, można sądzić, że zachęcanie pełnej realizacji form buntu przeciw temu, co stoi na przeszkodzie do pełnej realizacji wszystkich egocentrycznych potrzeb i pragnień („wyzwolenie” utożsamiane ze spontanicznością nieograniczoną swobodą twórczą i moralną), przyczynia się do dezintegracji grup i umocnienia image’u społeczeństwa jako ograniczającego wolność jednostek i represywnego.

Budzenie i podsycanie wzajemnej nieufności wewnątrz zorganizowanych grup mogących przeciwstawić się destabilizacji.

Wzajemna nieufność demoralizuje, paraliżuje i w końcu rozsadza grupy.
Jest wiele skutecznych metod osiągnięcia tego celu, a wszystkie one zostały z powodzeniem wypróbowane przez Seftona Delmera:
Zaszczepienie przekonania, że „zdrajcy są wśród nas”. Przekonanie takie można tylko zasugerować (gdyż zgodnie z zasadami psychologii powinno to być własnym „odkryciem” tych, którzy mają na tym ucierpieć). Dokona się tego za pomocą tendencyjnych informacji, „dokumentów” pochodzących od nieprzyjaciela, a świadczących, że znane mu są plany i tajemnice grupy, podwójnej gry — zorganizowanego „przecieku” i po jego ujawnieniu — zasuge­rowaniu sprawcy.
— Insynuacja (i, o ile to możliwe, „udowodnienie” za pomocą sfab­ryk

 

 

BRAKUJE

 

***********************

***********************
— Nasza doktryna, wyłożona w Vademecum, zawiera się w trzech ar­chetypach, chociaż słowa archetyp nie ma w naszym słowniku. Powiedzmy więc — w trzech elementach, w trzech obrazach. Obrazy te są zarazem tak tajne, że nie powinienem ich przed panem ujawnić, i tak wspaniałe, że nie mogę się przed tym powstrzymać. Mimo wszystkich różnic, są rzeczy, które nas łączą: Rosja, poglądy polityczne… Wiemy obaj, że to czerwona Rosja zbawi świat. A poza tym jest coś jeszcze: ten prosty fakt, że tego popołudnia stoimy tu, razem, oglądając ten sam widok, odczuwając ten sam zachwyt i to samo poczucie oddalenia od ojczyzny. Płyniemy w jednej łodzi i było to nam pisane od samego zarania dziejów.
(…)
— Od biedy mogę jeszcze dać panu pewne ogólne pojęcie o tych trzech archetypach, ale potem trzeba będzie — jestem pewien, że człowiek tak pozbawiony małostkowości jak pan to zrozumie — będzie pan musiał wyrazić zgodę, dać mi słowo… Byłby to bardzo właściwy dzień, żeby to zrobić.
Aleksander skierował spontanicznie wzrok na południe, ku Sainte Gene­viève, ku temu grobowi, tej trumnie, temu ciału…
— Trzy archetypy, to… — zaczął Pitman.
I rzecz wydala mu się tak piękna, tak ożywcza, że przymknął oczy i na sekundę zawiesił głos, tym razem nie z wyrachowanie, ale raczej przez szacunek i swoistą zmysłową rozkosz. … Dźwignia, Trójkąt i Drut.
Aleksander zdziwił się. Te trzy symbole wydały mu się bardzo pospolite.
— Wyjaśnię to panu nieco szerzej — powiedział Pitman, poruszony głęboko własną ewangelią.
W dole przelatywały gołębie. W Sekwanie odbijały się płynące w niebie obłoki. Stragany okalające plac przed katedrą szykowały się do snu.
— Pierwszy archetyp, to Dźwignia. Im większa jest odległość między punktem podparcia a punktem przyłożenia siły, tym większy ciężar można unieść przy zastosowaniu tej samej siły. Trzeba dobrze wbić sobie do głowy, że to właśnie odległość jest ramieniem dźwigni, a co za tym idzie — trzeba zawsze starać się ją zwiększyć, nigdy — zmniejszyć. Wynika z tego, że nigdy nie należy wywierać wpływu bezpośrednio samemu lecz zawsze poprzez pośrednika, albo jeszcze lepiej — cały łańcuch pośredników. Przytoczę panu przykład z historii dlatego że wielcy ludzie w przeszłości intuicyjnie stosowali czasem nasze metody, chociaż nigdy nie ujęli ich w spójną doktrynę. Filip Macedoński chce zawładnąć Atenami. Czy ucieknie się do jawnej propagandy: „Ateńczycy, będzie się wam lepiej żyło pod moim panowaniem”? Nie. Opanowuje przez swoich ludzi pacyfistyczne stronnictwo Eubulidesa i Ateny wpadają mu w ręce jak dojrzały owoc. Stronnictwo to było dźwignią Filipa. Wykorzystywanie pacyfistów należy zresztą do klasycznych środków, nauczy się pan tego, jeśli przejdzie pan u nas przeszkolenie: kiedy chce się opanować jakiś kraj, tworzy się w nim stronnictwo pokojowe, starając się uczynić je popularnym oraz stronnic­two wojownicze, które zdyskredytuje się samo przez się, bo mało kto naprawdę pragnie wojny.

— Kiedy byłem mały, wielu francuskich rodziców nie dawało swym chłopcom militarnych zabawek. Biedacy wyrastali bez karabinów, pistoletów i ołowianych żołnierzyków.
— Propaganda pacyfistyczna we Francji była operacją wpływu, prowadzo­ną przez Hitlera, który jednocześnie w Niemczech uprawiał kult wojska.

Rezultat: przesławne lanie w 1939 roku.
— A my jesteśmy w trakcie robienia tego samego na większą skalę, za pomocą Apelu Sztokholmskiego?
Pitman parsknął śmiechem.
— Widział pan ten plakat przedstawiający matkę z dzieckiem w ramionach i z napisem: „Walczmy o pokój”?
— Oczywiście.
— To pomysł naszego Wydziału. W Związku Radzieckim na poparcie akcji zbierania podpisów pod tym samym „Apelem” mamy plakat z tym samym podpisem, ale wie pan, co przedstawia? Żołnierza Armii Czerwonej z pistoletem Maszynowym.
— I ten plakat jest dźwignią?
— Nie. Dźwignią jest naiwniak, który kontempluje plakat i powtarza jego Przesłanie, na przykład dziennikarz, który w dobrej wierze, przekonany
o wartości pokoju, bezkrytycznie wierzy w dobre intencje każdego, kto się go domaga. Wie pan doskonale, że można głośno mówić jedno, a robić coś wręcz przeciwnego; wystarczy mówić dostatecznie głośno, zwłaszcza jeśli opinia publiczna została odpowiednio urobiona, żeby usłyszano tylko słowa, a czyny przeszły niezauważone. Oto dlaczego idealną dźwignią jest prasa, a wkrótce będą nią i inne środki masowego przekazu. Wystarczy przygotować teren, a potem nie trzeba już nawet ukierunkowywać informacji; wystarczy, że będzie „rezonatorem”. Przykład: postanowił pan stworzyć w określonym społeczeństwie psychozę terroru. Dokonuje więc pan pojedyńczego aktu terrorystycznego. Prasa konserwatywna natychmiast gwałtownie potępia ten czyn, ale im bardziej go potępia, tym większe nadaje mu znaczenie i rozgłos i w ten sposób, w ostatecznym rozrachunku, pracuje dla pana.
Aż do tego dnia Aleksander uważał się za przyszłego wielkiego pisarza. Nie tylko zresztą przyszłego: pisał wiersze, opowiadania, napisał dwie powieści, z których był zadowolony. Ale Pitman otworzył przed nim nowy świat, który wydał mu się bez porównania bardziej pociągający. Jakże ubogi jest teatr cieni wyimaginowanych postaci, jeśli można wyreżyserować prawdziwe morderstwa i prawdziwe namiętności! Czy jest królestwo bardziej upajające niż rząd dusz i woli? Cóż wspanialszego niż wzięcie fujarki Gildensterna, żeby zmusić do zatańczenia Hamleta i wszystkich Duńczyków?
— Krótko mówiąc — powiedział Aleksander usiłując bezskutecznie ude­rzyć w ironiczny ton — szczurołap z Hamelin był z pańskiego Wydziału.
— Tyle, że my mamy większe ambicje niż uwolnienie świata od szczurów. Niech pan tylko pomyśli, jakie to szczęście, że tę melodię na czarodziejski flet odkryliśmy my, a nie kapitaliści. Wie pan, Aleksandrze, nie myślę, żeby to był przypadek. W gruncie rzeczy, czy determinizm historyczny i Opatrzność, to nie jest w jakimś sensie to samo?
— Powiedział mi pan, że aby podobne posunięcia się powiodły, trzeba urobić opinię publiczną. Jak urabiacie opinię, Jakowie Mojsiejewiczu?
Pitman westchnął. Uznał, że może uchylić jeszcze trochę rąbka tajemnicy.
— Za pomocą tendencyjnych informacji. W tym celu trzeba zdobyć kontrolę nad jakimś pismem cieszącym się zaufaniem społecznym. Jeśli tylko nie skompromituje się go w sposób oczywisty, cała prasa pójdzie za nim i powieli podsunięte przez pana informacje w nieskończoność.
— A na czym polega ta tendencyjna informacja?
Aleksander starał się mówić obojętnie. Wydawało się, że Pitman wpadł w pułapkę.
— Vademecum podaje dziesiąć przepisów na sporządzenie tendencyjnych informacji. Chce pan poznać te dziesięć przepisów?
— To by mnie interesowało.
— Nieprawda nie do stwierdzenia, mieszanina prawdy z kłamstwem, zniekształcenie prawdy, modyfikacja kontekstu, rozmycie, z jego warian­tem — selekcjonowaniem faktów, tendencyjny komentarz, ilustracja, uogólnienie, zachowane proporcje, równe proporcje.
— Może mi pan podać kilka przykładów?
— Spróbuję panu powtórzyć to, co mówił mój instruktor na szkoleniu. ,,Wyobraźcie sobie — mówił — niepodważalny fakt: Iwanow znajduje swoją żonę w łóżku Piętrowa.”
Aleksander zesztywniał; nie lubił pieprznych anegdotek. Francuzi nie potrafią się bez nich obejść, zgoda, ale miał nadzieję, że w rozmowie z Rosjaninem ich uniknie; najwyraźniej jednak się mylił — Pitman uśmiechnął się lubieżnie.
..Pokażę wam teraz co możecie zrobić z tym faktem, jeśli z określonych przyczyn chcecie go przedstawić w sposób tendencyjny.
Pierwszy przypadek: nie ma świadków.

Nikt nie wie, jak było i nic ma żadnego sposobu, żeby się dowiedzieć. Ogłaszacie więc wszem i wobec, że to Pietrow znalazł swoją żonę w łóżku Iwanowa. To właśnie nazywamy nieprawdą nie do stwierdzenia.
Drugi przypadek: są świadkowie. Piszecie, że w małżeństwie Iwanowów już od pewnego czasu coś się popsuło i przyznajecie, iż w ostatnią sobotę Iwanow zaskoczył swą żonę z Pietrowem. Co prawda, dodajecie, tydzień wcześniej Iwanowa zaskoczyła swego męża z Piętrową. Jest to metoda mieszania prawdy z kłamstwem. Proporcje mogą być oczywiście różne. Faceci z intoksykacji, kiedy chcą „wrobić” przeciwnika, podsuwają mu aż do 80% prawdy i 20% — kłamstwa, bo z ich punktu widzeniu najważniejsze jest, żeby ściśle określony, nieprawdziwy fakt uznano za prawdziwy. My natomiast, agenci dezinformacji i wpływu, idziemy na ilość i, przeciwnie, uważamy, że za pomocą jednego prawdziwego i sprawdzalnego faktu możemy przemycić wiele, które nie są ani jednym ani drugim.”

— Analogicznie jak ludwisarze, których niedawno oglądaliśmy, odlewając wielki dzwon domieszali trochę złota do brązu.
— Właśnie. Trzeci sposób. Przyznajecie, że obywatelka Iwanowa znajdowała się ubiegłej soboty w mieszkaniu Piętrowa, ale ironizujecie na temat łóżka. Meble, mówicie, nie mają tu nic do rzeczy. Najprawdopodobniej Iwanowa siedziała po prostu na krześle, albo w fotelu, ale to bardzo w stylu tego pijaka Iwanowa, oszkalować swą nieszczęsną żonę. A co miała robić? Dać się pokornie bić przez pijanego męża? Gdzie się miała schronić, jak nie u Pietrowów, i najprawdopodobniej uciekła tam razem ze swoimi małymi dziećmi, dlatego że trudno sobie wyobrazić, by pozostawiła ic na pastwę tego brutala. Nic zresztą nie wskazuje na to, że nie było przy tym obywatelki Pietrowej. Przeciwnie, wydaje się to wielce prawdopodobne, gdyż rzecz działa się w pokoju, jaki Pietrowowie zajmują we wspólnym mieszkaniu, które dzielą z Iwanowymi. Jest to metoda zniekształcenia prawdy.
Czwarty sposób — Pitman liczył na palcach Uciekacie się do modyfikacji kontekstu. To prawda, powiadacie, że Iwanow znalazł swoją żonę w łóżku Piętrowa, ale któż nie zna Piętrowa. To prawdziwy potwór seksualny. Już z tuzin razy był sądzony o gwałt. Tego dnia spotkał Iwanową na korytarzu, rzucił się na nią, zaciągnął do siebie i miał właśnie ją zgwałcić, kiedy czcigodny obywatel Iwanow, wracając z fabryki, gdzie jak zwykle przekroczył normę wkręcania śrub, wyłamał drzwi i uratował swą cnotliwą małżonkę przed losem gorszym od śmierci. A dowodem tego może być — i na to połóżcie nacisk — że w pierwszych informacjach na ten temat nic się nie wspomina, żeby Iwanow miał jakieś pretensje do Iwanowej.
Piąty sposób: rozmycie. Rozmywacie istotny fakt w całej masie innych informacji. Pietrow — mówicie — jest stachanowcem, wybornym graczem na organkach i w warcaby, urodził się w Niżnym Nowogrodzie, podczas wojny był w artylerii, ofiarował swojej matce na 60 urodziny kanarka, ma kochanki, między innymi niejaką Iwanową, lubi kiełbasę czosnkową, świetnie pływa stylem grzbietowym, umie robić pielmienie itp.
Stosujemy też metodę będącą odwrotnością rozmycia: selekcja faktów.
Wybieracie z wydarzenia, które macie zrelacjonować, szczegóły prawdziwe, ale niekompletne. Opowiadacie na przykład, że Iwanow wszedł do Piętrowa bez pukania, że Iwanowa zerwała się na to, bo jest nerwowa, że Pietrow był zgorszony brakiem manier Iwanowa i że po wymianie uwag na temat rozwiązłości obyczajów jako pozostałości starego reżimu, małżonkowie Iwa­now poszli do siebie.
Szósta metoda: tendencyjny komentarz. W niczym nie modyfikujecie samego faktu, ale na jego podstawie dokonujecie krytyki wspólnych mieszkań, w których dochodzi do spotkań między mężami a kochankami znacznie częściej niż to przewiduje plan pięcioletni. Opisujecie następnie nowoczesne osiedle, gdzie każda parka ma swój własny pokój z kuchnią i może robić, co się jej żywnie podoba, i rysujecie idylliczny obraz godnego pozazdroszczenia losu, jaki czeka tam Iwanowów.
Siódmy sposób jest wariantem szóstego, to ilustracja, polegająca na zobrazowaniu uogólnień jednostkowym przykładem, a nie — jak poprzednio — uogólnieniu jednostkowego faktu.
Możecie rozwijać ten sam temat: szczęś­liwe życie rodzinne w nowych osiedlach zbudowanych dzięki ustrojowi sowiec­kiemu, ale zakończycie takim oto zdaniem: Co za postęp w porównaniu z dawnymi wspólnymi mieszkaniami, gdzie dochodziło do dramatycznych zajść, jak na przykład kiedy to Iwanow znalazł swoją żonę u sąsiada!
Ósma metoda, to uogólnienie. Wyciągacie na przykład z zachowania Iwanowej kategoryczne wnioski na temat niewierności, niewdzięczności i lubieżności kobiet, nie wspominając ani słowem o współwinie Piętrowa. Albo, przeciwnie, obciążacie całą winą Piętrowa, podłego uwodziciela, i uwal­niacie od winy i kary nieszczęsną przedstawicielkę tak haniebnie uciskanej płci.
Dziewiąta metoda nosi nazwę „nierówne proporcje”. Zwracacie się do czytelników o skomentowanie incydentu, po czym publikujecie jeden list potępiający Iwanową, nawet jeśli przyszło takich listów sto i dziesięć popierają­cych ją, nawet jeśli otrzymaliście takich listów właśnie tylko te dziesięć.
I wreszcie, dziesiąta metoda — równych proporcji. Zamawiacie u profesora uniwersytetu, fachowego polemisty, cieszącego się uznaniem czytelników, dwustronicową wypowiedź w obronie kochanków oraz u pierwszego z brzegu idioty ich potępienie, także na dwóch stronach, co dobitnie świadczy o waszej bezstronności.”Oto, co powinno dać panu Aleksandrze Dmitrijewiczu, pewne pojęcie, czym jest tendencyjna informacja oraz o tym jakie ćwiczenia będzie pan odbywać podczas szkolenia, oczywiście na nieco poważniejsze tematy.
(…)
Przytoczyłem tylko panu przykładowo dziesięć dziecinnie prostych sposobów. Wypracowaliśmy setki metod, które możemy stosować kompleksowo lub oddzielnie, całą interpretację historii, cały okreś­lony światopogląd wpływu, rzekłbym niemal — kosmogonię…
— Czy mógłby więc pan wytłumaczyć mi na czym polega Trójkąt? Nic więcej.
— A więc krótko. I w tym wypadku chodzi o stosowanie podstawowej zasady: nic bezpośrednio, zawsze przekaźniki, nigdy nie walczyć na własnym terenie ani na terenie przeciwnika lecz rozprawiać się z nim gdzie indziej, w innym kraju, w innym kontekście społecznym, na innej płaszczyźnie intektualnej niż ta, na której rzeczywiście istnieje konflikt. Koncepcja taka zakłada istnienie trzech uczestników rozgrywki: my, przeciwnik i przekaźnik, czyli element odbijający nasz manewr. Powiedzmy, że chcę osłabić wielkie imperium: nie zaatakuję go bezpośrednio, lecz zdyskredytuję wśród sojusz­ników, klientów, tych wszystkich, na których opiera się jego światowa potęga. Zobaczy pan, że już wkrótce samo istnienie krajów nierozwiniętych stworzy nam okazję do wywierania bardzo skutecznych wpływów antyamerykańskich. Załóżmy teraz, że chcę zniszczyć jakiś kraj: będę mu demonstracyjnie okazywał swoją przyjaźń, a jednocześnie rozkładał od środka aż do chwili, kiedy jego szkielet zostanie tak osłabiony, że sam się zawali.

— W jaki sposób rozłoży go pan od środka?
— Za pomocą metod, których można się nauczyć, Aleksandrze Dmit­rijewiczu. Przede wszystkim trzeba doskonale znać społeczeństwo, będące przedmiotem naszych działań. Oto dlaczego metody, które odkryliśmy i które nasi wrogowie odkryją po nas, na nic się im nie przydadzą; kapitaliści są zbyt leniwi intelektualnie i zadufani w sobie, żeby nauczyć się „czuć się jak ryba w wodzie” w obcym środowisku. Trzeba bowiem zdobyć się na wysiłek poznania społeczeństwa-celu lepiej niż znają je jego właśni członkowie. Dys­ponujemy w tym celu technikami, których dzisiaj nie będę panu wyjaśniać, a które obejmujemy wspólną nazwą infiltracji.
Załóżmy, że postanowiłem rozciągnąć mój wpływ na pewien kraj. Trójkąt będzie się składać ze mnie, władz tego kraju i jego społeczeństwa. Nie będę traktował tego społeczeństwa jako przeciwnika lecz jako przekaźnik. Postawię sobie trzy cele: po pierwsze — dezintegracja tradycyjnych grup odniesienia,
które mogłyby chronić społeczeństwo przed moimi działaniami; po drugie
— zdyskredytowanie mojego przeciwnika, władz, opierając się na przekaźniku, społeczeństwie; po trzecie, zneutralizowanie samego społeczeństwa. W każdym z tych trzech etapów mojego działania zastosuję inne metody. Aby zdezintegrować tradycyjne grupy, postaram się podważać ich rację bytu od wewnątrz i z zewnątrz; z jednej strony postaram się wmówić reszcie społeczeństwa i najsłabszym członkom tych grup, że odegrały one w przeszłości szkodliwą rolę i nadal ją odgrywają: z drugiej — nie przejmując się sprzecznością — będę dowodził, że są one niepotrzebne, pasożytnicze, że to iluzje, nie realia. W ten sposób wykopię przepaść między rodzicami a dziećmi, pracodawcami a pracow­nikami, masami a przywódcami.
Moi agenci będą działać w dobrej “wierze, w imię słusznej sprawy! zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Z tych właśnie pozycji będą atakować władze, obarczając je odpowiedzialnością za wszystkie rzeczywi­ste bolączki występujące w społeczeństwie-celu, nie mówiąc o wyimaginowa­nych. Społeczeństwo naprawdę autorytarne znajdzie środki represjonowania takich działań, które dostarczą mi męczenników i pozwolą odwołać się do światowej opinii publicznej. Społeczeństwo liberalne wpadnie w pułapkę jeszcze szybciej, gdyż wykazawszy, że można je bezkarnie atakować — co jest zasadniczym celem inteligentnie rozumianego terroryzmu — przejdę do trzecie­go etapu moich działań. Po drodze zrobię trochę propagandy projekcyjnej, to znaczy oskarżę przeciwnika o stosowanie metod, do których sam zamierzam się uciec; w ten sposób będzie wyglądało, że działam w sytuacji obrony koniecznej. Niech pan nie zapomina, Aleksandrze, że w przeciwieństwie do rewolucji w przeszłości, współczesne rewolucje są dokonywane przeciw większości, a nie mniejszości. Otóż zapanujemy nad tą większością, kiedy ją sparaliżujemy.
Można tego dokonać na różne sposoby. Czasem udaje się przekształcić
większość w gigantyczne towarzystwo gimnastyczne: „unieść lewą nogę” i wszyscy unoszą; „unieść obie” i wszyscy lądują na tyłku. Czasem, przeciwnie, trzeba rozbić ludność na miliony jednostek, bo każdy obywatel stając w pojedy­nkę wobec maski Gorgony, którą mu się podsuwa, czuje się bezbronny i gotów do kapitulacji. Tworzy się tę milczącą panikę poprzez legendę o wyższości przeciwnika, trochę terroryzmu, przez tę fascynację, jaką odczuwa żaba na widok węża. Czasem dorzuca się do tego cały pseudonadprzyrodzony sztafaż: proroctwa, wizje czy inne horoskopy. W każdym razie kiedy mówi się o „mobilizacji” mas, robi się to w jednym tylko celu — zdemobilizować je.
Kiedy to już się powiedzie, to znaczy kiedy przekaźnik jest sparaliżowany, rzeczywisty przeciwnik wpada wam w ręce jak dojrzała śliwka. Oto, w skrócie, teoria Trójkąta.
— Macie też doktrynę Drutu.

Tym razem Pitman zawahał się na dobre. Zrobił kilka kroków tam i z powrotem. Przewodnik patrzył na zegarek. Autokary, wchłonąwszy na nowo Barbarzyńców, oddalały się w kierunku Opery. Światło zmieniało barwę w miarę, jak słońce chyliło się ku zachodowi. Nie było już białe, ale jeszcze nie złote; wydawało się, że pada na potężną bryłę Notre Dame przez jakąś niewidzialną lekko zabarwioną szybę.
Trzy zasady z Vademecum. wyłożone bez metod praktycznego ich za­stosowania. nie stanowiły żadnego wtajemniczenia, najwyżej jego zalążek. Ale zawsze zalążek. Aleksander Psar, chociaż obywatel sowiecki, pochodził z reak­cyjnej rodziny, został wychowany we Francji, mógł więc mieć ukryte powiązania z wrogiem, których nie ujawniło żadne śledztwo. Któregoś dnia doktryna wpływania stanie się znana całemu światu, ale na razie była to jedna z największych tajemnic reżimu. Od Jakowa Mojsiejewicza Pitmana zależało, czy ujawni ostatni jej aspekt, ryzykując że może on zostać zdradzony, czy też zatai go, ryzykując że jego rozmówca wycofa się, być może definitywnie.
—Niech pan posłucha — powiedział, opierając się znowu o balustradę obok Aleksandra. — Naprawdę mogę tylko musnąć ten temat, porównanie z drutem bierze się stąd, że aby przerwać drut, trzeba go wyginać w przeciwne strony. Dotykamy tu samego sedna naszej sztuki, przy czym świadomie używam słowa — sztuka. Agent wpływu jest przeciwieństwem propagandysty, a raczej — to propagandysta absolutny; ten, który uprawia propagandę w stanie czystym — nigdy za, nigdy przeciw — tylko po to, żeby wszystko poluzować, rozdzielić., rozbić., zdemontować. Jeśli nadal interesuje pana to, co robimy, pożyczę panu książkę chińskiego myśliciela Sun Tsu, który żył 25 wieków temu. Był to ówczesny Clausewitz. Między innymi uderzającymi celnością myślami wypowiedział też taką. która dotyczy uszykowania wojsk w obliczu nie­przyjaciela, ale doskonale nas charakteryzuje:.

„Szczytem doskonałości jest sformowanie szyku, którego nie da się wyraźnie określić. W takim wypadku bowiem zabezpieczycie się przed wścibstwem najbardziej nawet przenikliwych szpiegów i najtęższe umysły nie zdołają wypracować żadnego planu przeciw wam.”

Przykład: sowiecki agent wpływu nigdy nie będzie występował jako komunista. Raz z lewa, raz z prawa, będzie systematycznie podkopywały istniejący porządek. To wszystko, czego się od niego wymaga, i w tej roli cieszy , się całkowitą bezkarnością. Żadne prawo, Aleksandrze Dmitnjewiczu, chciałem , powiedzieć — żadne prawo zachodnie nie zabrania destabilizowania społeczeń­stwa, w którym się żyje. Wystarczy stawiać raz na czerwone, raz na czarne; raz na parzyste, raz na nieparzyste.