Życiowa rada Simona Sineka która zmieni Twoją przyszłość

Życiowa rada Simona Sineka która zmieni Twoją przyszłość

Simon Sinek: Oto problem, z którym borykamy się dziś w Ameryce. Obecnie około 250.000 ludzi rocznie umiera w naszych szpitalach mimo tego, że ich śmierci można było zapobiec. I nie mówię tu o zaniedbaniach, mówię o drobnych wypadkach. Mówię o lekarzu z porannej zmiany, który nie przekazał w odpowiedni sposób informacji lekarzowi z wieczornej zmiany. Mówię o przypadkach, kiedy nie możemy nikogo pozwać, nie możemy dopatrzyć się niczego niewłaściwego. Jednak każdego roku występuje 250.000 zgonów, którym można było zapobiec. To około 20 samolotów 747, które ulegają katastrofie w każdym tygodniu. To jest równoważne tym zgonom.

Raport pt. Śmierć z powodu medycyny – dr Gary Null, dr Carolyn Dean, dr Martin Feldman, dr Debora Rasio i dr Dorothy Smith. [2003]
Pielęgniarka z epicentrum. Rozmowa z Erin Marie Olszewski.

Dezorientujące jest to, że mamy najlepszych lekarzy na świecie, mamy najbardziej zaawansowaną technologię na świecie, sprzęt medyczny, którym dysponujemy jest najlepszy na świecie, leki, którymi dysponujemy są najlepsze na świecie. Zatem zaczynacie zadawać sobie pytanie dlaczego dochodzi do takich rzeczy. Powodem nie jest żadna z tych rzeczy, powodem jest coś znacznie bardziej prostego i bardzo ludzkiego.

5% dyrektorów szpitali to lekarze. Większość z nich zajmuje się liczeniem. Szpitale są prowadzone jak firmy. Szpitale są zarządzane przez liczby. A problemem nie są ludzie, którzy świadczą opiekę. Choć są bardzo dobrze wyszkoleni.

Problemem jest sposób, w jaki ci ludzie są otaczani opieką, ponieważ stworzyliśmy kultury w szpitalach, w których nie dba się o ludzi, którzy świadczą opiekę. A więc dochodzi do tych możliwych do zapobiegnięcia zgonów, ponieważ nie czują się oni częścią czegokolwiek. Po prostu wykonują swoją pracę i nie dogadują się zbyt dobrze, nie ma zbyt dużego poczucia koleżeństwa. A skutkiem tego jest śmierć.

Używam tego przykładu, ponieważ jest on przesadny, ponieważ ma potężny wpływ. Mamy ten sam problem w naszych własnych firmach, a mianowicie przychodzimy do pracy i mówi się nam, że musimy dbać o swoich klientów, musimy sprawić, aby to oni byli w centrum wszystkich naszych działań.

A dlaczego ludzie, którzy zarządzają nami z góry, nie troszczą się o nas? Więc tak, w szpitalu ten wpływ jest gorszy, ale wpływ, jaki wywieramy na świat zewnętrzny, jest równie zły. Innymi słowy, nie pracujemy najlepiej jak potrafimy, nie przejmujemy się tym, co robimy, nie pomagamy sobie nawzajem, co jest najważniejsze w tym wszystkim.

Szczątkowym skutkiem tej sytuacji jest to, że jesteśmy niespełnieni w pracy, którą wykonujemy. Kiedy jesteśmy niespełnieni w pracy, którą wykonujemy, koncentrujemy się na szczegółach. Kiedy skupiamy się na szczegółach, odsuwamy się od siebie nawzajem. Kiedy odsuwamy się od siebie, czujemy się samotni.

Praca bez sensu – David Graeber
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4907502/praca-bez-sensu-teoria

A kiedy czujemy się samotni, wzrasta zachorowalność na raka, choroby serca i cukrzycę. Innymi słowy, idąc do pracy dosłownie zabijamy samych siebie. Istnieje inne badanie, które zostało opublikowane nie tak dawno temu, które mówi, że rodzice, którzy pracują do późna, negatywny wpływ, jaki ma to na ich dzieci jest niewielki lub żaden. Mogą czuć się winni jako rodzice, ale negatywny wpływ, jaki ma to na wychowanie ich dzieci jest niewielki lub żaden. Jednak rodzice, którzy wracają do domu z pracy, której nienawidzą lub nie kochają, wpływa na to, że ich dzieci są bardziej skłonne do łobuzowania w szkole.

Wywiad z dr Johnem Calhounem (NIMH, 1970-1972)
Eksperyment Johna Calhouna, Wszechświat 25 – Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego (NIMH)

A teraz pomyślcie o epidemii znęcania się nad słabszymi, która panuje w Ameryce. Mamy do czynienia z niepokojącą liczbą dzieci, które zabijają się, popełniają samobójstwa, przez tych dręczycieli. Szkoły nie są problemem. Nawet wychowanie dzieci nim nie jest. Problem stanowi praca, jaką mają rodzice. To znaczenie i moc pracy, którą wykonujemy w miejscach, do których chodzimy ją wykonywać. Większość z nas słucha statystyk dotyczących bezrobocia. Mówią, że mamy rekord wszechczasów, wysokie bezrobocie na poziomie 9 do 10%. Ludzie reagują na to słowami: „O mój Boże, to straszne!”. A ja słyszę tę liczbę i mówię: „Cóż, to znaczy, że 91% wciąż ma pracę, tak?”. Oczywiście chcemy, aby liczba zatrudnionych wzrosła, ale to oznacza, że 91% ludzi nadal będzie pracować.

Pytanie brzmi: ilu z nich wraca do domu spełnionych dzięki pracy, którą wykonują i ilu z nich budzi się zmotywowanych do powrotu do pracy następnego dnia. Jeśli nie kochamy naszej pracy, nie dbamy o siebie nawzajem. Jeśli nie troszczymy się o siebie nawzajem, czujemy się samotni. Jeśli nie czujemy się samotni, dzieją się te wszystkie negatywne rzeczy. Zatem jakim przykładem mogę się podzielić z kreatywną publicznością na temat tego, jak to zmienić? Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych.

W zeszłym tygodniu miałem wielki zaszczyt spędzić tydzień z żołnierzami piechoty morskiej. Spędziłem kilka dni w Camp Lejeune. A potem pojechałem na kilka dni do Parris Island, żeby zobaczyć, jak przechodzą przez obóz dla rekrutów. Przeprowadzają tam naprawdę niezwykły eksperyment na człowieku. I chociaż wiedzą, co działa, nie wiedzą, dlaczego to działa. Lecz nie muszą wiedzieć dlaczego, bo wiedzą, że to działa. Biorą grupę nieznajomych, ludzi, którzy się nie znają, którzy się tam pojawiają i w bardzo krótkim czasie uczą się ufać sobie nawzajem do tego stopnia, że oddaliby za siebie życie.

Każdy, kto kiedykolwiek nosił mundur, wie, że nikt nie biegnie do walki za Boga i ojczyznę. To się nie zdarza. Robię to dla faceta na lewo ode mnie i dla faceta na prawo ode mnie. To właśnie powód, dla którego robią to, co robią. I te niezwykłe historie heroizmu, gdzie ludzie wkraczają w bardzo niebezpieczne sytuacje, aby ratować innych i ludzie zawsze zadają im pytanie:

„Dlaczego to zrobiłeś, dlaczego ryzykowałeś swoje życie, dlaczego narażałeś się dla nich?”.

Odpowiedź zawsze jest taka sama: „Ponieważ oni zrobiliby to dla mnie”. Innymi słowy, tym, co daje im pewność siebie, że mogą się narazić na wielkie niebezpieczeństwo, jest świadomość, że ktoś zrobiłby to samo dla nich. Narażalibyśmy się na wielkie niebezpieczeństwo dla naszych firm, gdybyśmy wiedzieli, że nasze firmy narażałyby się na wielkie niebezpieczeństwo dla nas.

System Operacyjny Umysłu – ROZDZIAŁ IV: Cztery części naszej osobowości

Jednak oni tego nie robią, więc my też nie. Jedna z rzeczy, która jest niezwykła, jeśli chodzi o piechotę morską. Zadałem pytanie tym młodym, 21-, 22-letnim żołnierzom piechoty morskiej – mam na myśli tych stojących najniżej w hierarchii, tych, których wysyłamy do walki, na pierwszą linię frontu – „Czy w Ameryce was nie rozumieją?”. A oni odpowiedzieli twierdząco. Wszyscy jednogłośnie przytaknęli.

Zapytałem: „Co ludzie o was myślą?”. Jeden z nich wstał i powiedział: „Uważają nas za morderców dzieci”. Pytam: „Jak się z tym czujesz?”. A on na to: „To boli”. A ja mówię: „No to opowiedz mi jakąś historię, która oddaje to, co to znaczy być żołnierzem piechoty morskiej, to uczucie, jakie towarzyszy ci w byciu żołnierzem piechoty morskiej. Opowiedz mi historię, która to oddaje”.

Spodziewałem się usłyszeć historie typu: „oberwałem i ktoś mnie uratował” albo „wbiegłem w ogień i kogoś wyciągnąłem”. Spodziewałem się tych opowieści o bohaterstwie. Nie pojawiła się ani jedna taka historia. Jestem pewien, że takie historie istnieją, ale to nie są te wszystkie historie, które mi opowiedzieli, które oddają to, co to znaczy być żołnierzem piechoty morskiej.

Jedna z nich była o młodym chłopaku w Afganistanie, który codziennie rano przychodził i sprzedawał kebaby żołnierzom. Pewnego dnia pojawił się cały pobity. Nie poszedł po pomoc do rodziców, nie poszedł po pomoc do przyjaciół. Przyszedł po pomoc do żołnierzy piechoty morskiej, bo ufał im bardziej niż komukolwiek innemu.

Opowiedzieli mi historię, która oddaje ich uczucia, historię o wiosce, która została najechana przez Talibów, a jej mieszkańcy nie mogli wrócić do domu, bo zostaliby przez nich zabici, więc mieszkali nad rzeką. Problem polegał na tym, że nadchodziła zima. Jeden ze starszych przyszedł do żołnierzy, zapukał do drzwi i powiedział: „Musicie zejść nad rzekę i nas zabić”. A żołnierz na to: „O czym ty mówisz?”. „Jeśli wrócimy do domu, zabiją nas Talibowie. A jeśli tam zostaniemy, umrzemy tej zimy powolną śmiercią. Łatwiej będzie, jeśli po prostu przyjdziecie i nas zabijecie. Proszę”. Żołnierze piechoty morskiej opanowali wioskę Talibów i usunęli ich stamtąd. Rok później wrócili do tej wioski i zobaczyli, jak ludzie grali w siatkówkę.

To były historie, które mi opowiedzieli, które oddają to, co znaczy być żołnierzem piechoty morskiej. Wierzą w czynienie dobra dla innych. A spełnienie, które otrzymują, gdy narażają się na ryzyko, aby inni mogli przetrwać, jest przemożne. Nie dotyczy to tylko Korpusu Piechoty Morskiej. Dotyczy to wszystkich istot ludzkich.

Poczucie spełnienia pochodzi z robienia czegoś dla innych. Poczucie spełnienia bierze się z poświęcenia czasu i energii dla kogoś innego.

Jeśli idziesz do pracy i wrzucasz kilka groszy do kubka, przychodzisz do pracy i mówisz do swoich przyjaciół: „Hej ludzie, dałem dziś rano dolara komuś bezdomnemu”, to co powiedzą na to twoi przyjaciele? „Tak, dobrze.” „Dałem 20 dolców komuś bezdomnemu.” Powiedzieliby: „Brawo ty!”. A co w sytuacji, kiedy przychodzisz rano i mówisz: „Hej, zrezygnowałem z wolnej soboty i poszedłem pomalować szkołę w centrum miasta”? Ludzie na to: „O! To świetnie! O rany. To super!”. I nagle nie tylko zostają zainspirowani do zrobienia czegoś dobrego dla siebie, ale uczucie, które tkwi w tobie, utrzymuje się.

Niesamowitą rzeczą jest to, że kiedy robimy coś dobrego dla innych, to tak naprawdę inspiruje to innych do robienia czegoś dobrego dla innych. Jest to dla nas przewidziane pod kątem prymatologicznym, antropologicznym. To wszystko jest częścią przetrwania gatunku.

Seks jest przyjemny, więc będziemy go uprawiać, abyśmy mogli rozmnażać się i zachowywać gatunek. Jednakże jesteśmy zwierzętami społecznymi, więc musimy przewidzieć fakt, że będziemy utrzymywać silne więzi i budować kultury, ponieważ to właśnie robią ludzie. Jesteśmy zwierzętami kulturowymi. Tak więc, kiedy robimy coś dobrego dla innych i dbamy o tych w naszym plemieniu, dbamy o tych w naszej grupie, to faktycznie dobrze się z tym czujemy. Pod kątem biologicznym uwalnia to oksytocynę. To substancja chemiczna, która jest uwalniana, gdy robisz coś dobrego dla innych. Jest uwalniana i sprawia, że czujesz się dobrze.

Niesamowite jest to, że im większy poziom oksytocyny masz w swoim organizmie, tym bardziej chcesz czynić dobro dla innych. Problem polega na tym, że zastąpiliśmy to uczucie poświęcenia na coś czasu i energii, komunikacją cyfrową, zastąpiliśmy je słuchawkami, zastąpiliśmy je pieniędzmi. Pomyślcie o wynalazku pieniądza.

Kiedyś pieniądze były czymś co przypomina sytuację, w której idziesz do czyjegoś domu, gotujesz mu obiad, a umowa była taka, że on zmyje naczynia. Wymiana czasu i energii na czas i energię. I ktoś powiedział: „Wiszę ci przysługę”.

Ktoś mówi: „Nie chce mi się zmywać naczyń, więc będę ci wisiał przysługę, złożę obietnicę, że zrobię to innego dnia”. I tym właśnie jest pieniądz. Jest to obietnica przyszłych dóbr lub usług. Obietnica przyszłych dóbr i usług.

Innymi słowy, zastąpiliśmy nasz własny czas i energię obietnicami, że ktoś inny zrobi to innego dnia. Innymi słowy, nie ma tu żadnego wkładu czasu i energii. Zatem ludzie mają wrażenie typu „ja zrobiłem coś dla ciebie, a ty nie zrobiłeś nic dla mnie”.

Zastąpiłeś to kawałkiem papieru z napisem „Wiszę ci przysługę”, obietnicą przyszłych dóbr i usług. Sposób, w jaki znajdujemy spełnienie, to czynienie dobra dla innych. Jak więc nakłonić ludzi do czynienia dobra dla innych? Wszyscy to wiemy. Podświadomie wiemy, że dobrze jest czynić dobro dla innych. Zatem dlaczego tego nie robimy? Dlaczego tego nie robimy?

To, czego nauczyli się żołnierze piechoty morskiej to coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Nie mogą po prostu krzyczeć na tych ludzi, żeby sobie pomagali. Nie robią tego. Jest kilka rzeczy, które muszą zrobić w pierwszej kolejności.

Wszyscy słyszeliśmy o wojskowych torach przeszkód. Żołnierze piechoty morskiej mają coś takiego, co nazywa się wojskowym torem przeszkód. To miejsce, gdzie budują swoją wydolność oddechową i siłę mięśni. To ćwiczenia na czas, z wykorzystaniem tych wszystkich dobrych rzeczy.

Mają też inne szkolenie, zwane szkoleniem z pewności siebie. Podczas niego nigdy nie mierzy się im czasu. I większości przeszkód w tym szkoleniu nie można pokonać samemu, trzeba je pokonać w zespołach. Nie masz wyboru, jest zaprojektowane w ten sposób.

Mówią, że przez pierwsze dwa tygodnie obozu dla rekrutów, każdy jest tam po to, aby przewyższać się nawzajem i udowodnić, że jest się silnym.

Podobnie jak wtedy, gdy zaczynamy nową pracę i chcemy pokazać, jacy jesteśmy świetni. Będziemy pracować trochę ciężej, będziemy się spisywać, będziemy mówić „Patrzcie, jaki dobry jest mój projekt”. Wszystko kręci się wokół nas i tego, jacy jesteśmy dobrzy.

Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od pościelenia łóżka – admirał William McRaven

Jednak oni ciągle stawiają ich w sytuacjach, w których nie mogą sobie poradzić sami i to, co zaczyna się dziać bardzo powoli, sprowadza się do tego, że po około dwóch tygodniach zaczynają kibicować sobie nawzajem.

Wpadają w kłopoty, kiedy to robią, ale zaczynają kibicować sobie nawzajem. Potem, w niedługim czasie, zobaczysz, jak w naturalny sposób zaczynają sobie pomagać. A jeśli jest jedna osoba, która jest słaba i nie chce pomagać innym, lub nawet jeśli jest jedna osoba, która jest silna, która chwali się, że była najlepszym sportowcem na studiach i dociera do końca każdej przeszkody i po prostu stoi tam i czeka, aż wszyscy skończą, i nie pomaga innym, to w konsekwencji dochodzi do tego, że grupa zaczyna w naturalny sposób wykluczać tę osobę.

W naturalny sposób są wykluczani, dopóki nie nauczą się, że jedynym sposobem, aby przez to przejść, jedynym sposobem, aby przetrwać obóz dla rekrutów jest poproszenie o pomoc, bo nie mają innego wyjścia. Problem w tym, że nikt im nie pomoże, dopóki oni sami nie będą chcieli pomóc innym. To umowa, którą musimy zawrzeć.

Nazywa się to bezbronnością i ryzykiem. Musimy podjąć ryzyko, aby stać się bezbronnymi. Tak, możesz zrobić coś dla kogoś innego, a on może nie odwdzięczyć się tym samym. To ryzyko na jakie się narażasz. To ryzyko, na jakie się narażasz. Nie chodzi o to, aby oddać im wszystko i podjąć ogromne, przytłaczające cię ryzyko.Chodzi wyłącznie o małe rzeczy.

To jak pójście na randkę. To tak, jakbym poszedł z kimś na randkę, wrócił do domu i po jednej randce powiedział: „Żenię się z nią”. Ludzie na to: „Co? Zwariowałeś?” A ja im mówię: „Jestem zakochany”. „To jakieś szaleństwo!” „Wiem. Jestem zakochany. Ona czuje to samo. Wiemy, że to szaleństwo.” Wiesz, że będziesz chciał pójść na jeszcze kilka randek. Instynktownie wiemy, że silna więź, która musi się najpierw wytworzyć, potrzebuje więcej czasu niż tydzień. Wiemy o tym, prawda?

Lecz jeśli spotykam się z kimś od 7 lat i jeszcze się nie pobraliśmy, będę się zastanawiał: „Stary, co jest nie tak?”. Innymi słowy, wiemy, że trwa to dłużej niż 7 dni i wiemy, że trwa to krócej niż 7 lat. Problem w tym, że nie wiemy ile to trwa. Jakiś okres czasu pomiędzy. Wszystkie ludzkie więzi są takie same.

Na przykład, kiedy pojawiacie się w pracy po raz pierwszy, kiedy jesteście nowi, nie oczekujcie, że ludzie będą o was dbać i będą oczekiwać, że wy będziecie dbali o nich, że wydarzy się to w ciągu 7 dni. To się nie stanie.

Jednak jeśli pracujecie tam od kilku lat i nie macie tej absolutnej pewności co do tego, że jeśli odwrócicie się plecami, nie zostaniecie dźgnięci, że możecie polegać na kimś, że możecie im coś dać, że nic nie pójdzie źle, że podzielicie się zasługami i nikt nie poświęci was w imię własnego dobra – jeśli nie macie pewności co do tych rzeczy pracując tam kilka lat, to coś jest nie tak. Coś jest nie tak. Nie wiem jak długo to trwa, ale wiem, że więcej niż tydzień i mniej niż 7 lat.

A żołnierze piechoty morskiej doskonale rozumieją, że zanim ktokolwiek będzie skłonny poświęcić się dla innych, to najpierw musi mieć pewność siebie, prawdziwą pewność siebie. Musicie być pewni siebie i swoich możliwości, zanim będziecie skłonni pomóc innym.

Jeśli jesteście niepewni swoich własnych umiejętności, to jest to swego rodzaju paradoks. Jak mogę opanować moją pewność siebie? Przez cały czas wszyscy mamy problemy z naszym ego. Wszyscy je mamy. Lecz jeśli sami nie jesteśmy pewni siebie, to nie pomożemy innym. To paradoks, bo wtedy potrzebujemy, żeby ktoś się o nas zatroszczył, zanim będziemy skłonni pomóc naszym rówieśnikom.

Tym właśnie ma się zajmować zarząd. Instruktorzy musztry, szkoła, nasi rodzice – oni są tam z jednego i tylko jednego powodu, aby pomóc nam czuć się silnymi i dumnymi z samych siebie.

Spójrzcie na to, jak ze sobą rozmawiamy. Budżet został obcięty. I co wam mówią? „Musicie zrobić więcej za mniej.” To właśnie nam mówią. „Ludzie, musicie zrobić więcej za mniej.” Mówią nam to nasi klienci, nasi szefowie, nasi rodzice. Właśnie to nam mówią. To tak, jakby rodzice mówili wam, kiedy jesteście młodzi: „Wiem, że jesteś głupi, rozgryź to”. „Nie jesteś tak mądry jak inne dzieci, co mam z tym zrobić?” To dokładnie to samo – „Musisz zrobić więcej, mając mniej”.

Powinniśmy mówić ludziom: „Musisz robić więcej z tym, co masz”. „Masz możliwości, siłę, talent, zdolności, musisz robić więcej z tym, co masz.” Nie celebrujemy tego, co mamy. Krytykujemy za to, czego nie mamy. To odpowiedzialność zarządu, aby wziąć nas pod swoje skrzydła i pomóc nam zrozumieć naszą własną wartość dla nas samych. Zamknijcie oczy i wróćcie myślami do szkoły średniej.

Pomyślcie o tym jednym nauczycielu, który wziął was pod swoje skrzydła, opiekował się wami, dbał o was i pomógł wam zrozumieć, że jesteście zdolni do czegoś więcej niż wam się wydawało. I prawdopodobnie to jaką osobą dzisiaj jesteście jest w części zasługą właśnie tej osoby, prawda?

Macie to nazwisko? Jak brzmi? Powiedz mi jak brzmi nazwisko tej osoby. Powiedz mi jak brzmi nazwisko tego nauczyciela. Dobrze. Podaj mi jego nazwisko. Dobrze. Mogę wskazać kogokolwiek i powiecie mi jak się nazywał. Teraz powiedzcie mi jak nazywali się wszyscy inni nauczyciele, których mieliście w tamtym czasie. Nie możecie ich sobie przypomnieć, prawda? To jest moc tych, którzy uczą nas pewności siebie. Będziemy dosłownie nosić ich nazwiska w pamięci przez resztę naszego życia. Nie chcielibyście być tą osobą?

Nie chcielibyście być osobą, której nazwisko padnie, kiedy za 20 lat, 30 lat, 40 lat będę wykonywał z kimś to ćwiczenie? Właśnie to jest moc pomagania innym, uświadamiania im ich własnych mocnych stron. Właśnie tym powinien zajmować się zarząd i dowództwo. Mają się o nas troszczyć i pomagać nam uświadomić sobie naszą własną wartość.

A przy okazji, jeśli macie kogoś, kto was wyręcza w pracy, waszym obowiązkiem nie jest zmuszanie go do dotrzymywania terminów, waszym obowiązkiem nie jest upewnianie się, że robi to, co mu każecie, waszym obowiązkiem jest upewnienie się, że rozumie swoje mocne strony, swoją wartość i to, że jest o wiele bardziej utalentowany niż mu się wydaje. A nauczą się tego tylko wtedy, gdy postawicie ich w sytuacjach, w których będą mogli ponieść porażkę.

Stoicie za nimi i ich wspieracie, dajecie im zdolności, dajecie im umiejętności, dajecie im wykształcenie i osłaniacie ich. A jeśli upadną, zachęcacie ich do tego, by się podnieśli. A jeśli upadną, zachęcacie ich do tego, by się podnieśli. A jeśli upadną, zachęcacie ich do tego, by się podnieśli, dopóki sami nie zorientują się co powinni zrobić. To się nazywa pewność siebie.

Waszym zadaniem jest pomóc innym ją odnaleźć, a zadaniem innych jest pomóc wam odnaleźć swoją. Zadziwiające jest to, że gdy tylko zaczynacie czuć się pewni swoich możliwości, w naturalny sposób pomagacie sobie nawzajem. Tak właśnie się dzieje. Nazywa się to zaufaniem.

W wojsku daje się medale ludziom, którzy są gotowi poświęcić się, aby inni mogli zyskać. W biznesie jesteśmy skłonni dawać premie ludziom, którzy poświęcą innych, abyśmy my mogli zyskać. Mamy to odwrotne podejście.

A potem narzekamy na to, że nie kochamy naszej pracy, narzekamy na to, że praca to cierpienie, narzekamy na to, że obcinają nam budżety, i możemy tak narzekać i narzekać i narzekać. A pierwszą rzeczą, jaką robimy, jest obwinianie się nawzajem. Stajemy się bardziej samolubni i martwimy się o swoją pensję i swoje korzyści. Tak właśnie się dzieje.

Kiedy jesteśmy niespełnieni, patrzymy na wskaźniki i mówimy, że nie są wystarczająco dobre. Kiedy jesteśmy spełnieni, nie dbamy o wskaźniki. To dlatego, kiedy masz pracę, którą kochasz i dostajesz telefon i ktoś mówi: „Zaoferuję ci o wiele więcej pieniędzy i wspaniałe korzyści”, odpowiadasz: „Nie jestem zainteresowany, nie jestem zainteresowany, nie jestem zainteresowany, jestem tu bardzo szczęśliwy”. „Ale my damy ci więcej.” „To nie jest powód, dla którego tu jestem. Jestem tu, bo to kocham. Jestem tu, bo zależy mi na ludziach, z którymi pracuję.

I jestem tu, bo ludzie, z którymi pracuję, troszczą się o mnie.” To jest świat, który sobie wyobrażam. To jest świat, który sobie wyobrażam. Oto wspaniała rzecz. Jeśli podejmiecie małe ryzyko, nie mówię o wielkich rzeczach, ale o małych rzeczach, jeśli zaczniecie robić małe rzeczy dla siebie nawzajem, niesamowitą antropologiczną reakcją na to jest to, że inni ludzie też zaczną robić małe rzeczy dla innych.

Dwa dni temu szedłem ulicą i plecak pewnego faceta był otwarty i wypadła z niego cała masa papierów, gdy szedł ulicą. Tak się złożyło, że byłem za nim. Ja i mój przyjaciel byliśmy w trakcie rozmowy i nawet nie przestaliśmy rozmawiać, tylko schyliliśmy się i pomogliśmy mu pozbierać papiery. Potem zwróciliśmy mu uwagę, że jego plecak jest rozpięty, a on powiedział „dzięki” i poszliśmy dalej. To nie było nic wielkiego. Dochodzimy do końca ulicy, czekamy, żeby przejść przez ulicę, wciąż rozmawiamy, nie przestaliśmy rozmawiać, a facet przed nami odwraca się do nas i mówi „Widziałem, jak pomogliście temu facetowi. To było naprawdę fajne”. Oto, co jest w tym świetne.

Ten facet pójdzie i zrobić coś dla kogoś innego, tylko dlatego, że widział, jak schylamy się i podnosimy papier dla kogoś innego. On rzeczywiście pójdzie i zrobi coś dla kogoś innego z tego powodu. Nie przekaże datku na cele charytatywne, bo widzi, że wrzucam dolara do kubka, ale faktycznie komuś pomoże, bo widział, że ktoś też komuś pomaga. Małe rzeczy. Przytrzymaj drzwi dla kogoś, powiedz „dziękuję” osobie, która trzyma drzwi dla ciebie, uśmiechnij się do baristy. Małe, małe rzeczy. Postaw nogę w metrze, kiedy drzwi się zamykają, żeby ktoś, kto biegnie zdążył, naciśnij przycisk otwierania drzwi przy windzie. Nie rób tak. Nie udawaj, że nie widziałeś. To jest najlepsze. „Gdybym cię tylko widział. Tak mi przykro.”

Zrób to. Trochę czasu i trochę energii. A przekonasz się w pracy, że ludzie poświęcają ci trochę czasu i trochę energii. A ty będziesz poświęcał ludziom trochę więcej czasu i trochę więcej energii. Idziesz z kimś na kawę, potem na dwugodzinną posiadówkę przy kawie, potem na kawę i lunch, później na lunch i kolację, następnie na kolację i film, później nocujecie u siebie, na dalszym etapie nocujecie u siebie dwie noce, później jedziecie razem na wakacje, a koniec końców pobieracie się.

To powolny proces. To wymaga czasu. I nie możemy tego przyspieszać. Kiedy to przyśpieszamy, to wszystko jest sztuczne. Rób rzeczy dla innych i obserwuj, ile inni robią dla ciebie.

Zrób sobie rano filiżankę kawy z ekspresu i zrób ją dla kogoś innego. To wymaga od ciebie trochę więcej czasu, wymaga trochę więcej energii. Właśnie o to chodzi. Właśnie o to chodzi. A oto najlepsza część. Pod koniec dnia poczujecie się naprawdę dobrze. Naprawdę dobrze. Bardzo wam dziękuję. Dziękuję.

To świetne pytanie. Jeśli chodzi o wskaźnik – jak przekonać sceptyczną publiczność do tego wskaźnika zaufania? Nie robicie tego. Nie robicie tego, tak? Nie możecie wykręcić nikomu ręki, żeby zrobił coś, czego nie chce zrobić.

Prawo rozpowszechniania [dyfuzji], którego przestrzegam, tak ściśle jak tylko mogę, które oznacza, że nie potrzebujecie większości, potrzebujecie tych ludzi, którzy wierzą w to, w co wy wierzycie. Innymi słowy, kiedy zrobicie coś miłego dla ludzi, oni mogą nie odwdzięczyć się tym samym, ponieważ żyjemy w świecie, w którym robicie coś dla kogoś, a on myśli, że czegoś od niego chcecie. Niestety, takie społeczeństwo stworzyliśmy. Jednakże jest to ryzyko, które wciąż podejmujemy. Nie mówię, że powinniście ciągle robić to dla kogoś, kto nie robi nic i ciągle was poniża z tego powodu.

W pewnym momencie musisz powiedzieć: „W porządku, moja wina, moja wina” i wycofać się. Nie wierzę w pomaganie wszystkim. Nie wierzę w to. Nie mówię: „Zróbmy coś dobrego dla wszystkich na planecie”. Nie o to mi chodzi. Matka Teresa, która jest reprezentantką idei bezinteresownego dawania wszystkim potrzebującym, pod koniec swojego życia zaczęła kwestionować istnienie Boga i nawiasem mówiąc, znienawidziła swoje życie. Mówię poważnie. Innymi słowy, bezinteresowne dawanie innym jest w rzeczywistości autodestrukcyjne. To nie pomaga, tak?

To tak jak chodzenie na randki z ludźmi, których nie lubicie. To nie oznacza, że w końcu się w nich zakochacie i ich poślubicie. Istnieje tylko jedna maszyna, która naprawdę dokładnie mierzy zaufanie lepiej niż jakikolwiek inny wskaźnik. Nosi nazwę człowiek. Jest w tym naprawdę dobra. Tak więc zaufaj w ten czy inny sposób uczuciom, które dostajesz. To małe ryzyko, to motyle, to niepewność, to cofanie się, to taniec, to randki, to taniec, to nerwy. To jest to.

Zatem jeśli w waszym biurze są cyniczni dranie, którzy tego nie rozumieją, ignorujcie ich, nie przejmujcie się tym, ponieważ w końcu będziesz miał dość, a ci ludzie albo zrobią postępy, albo odejdą, albo zostaną wyrzuceni. Zostaną wykluczeni ze środowiska. Pamiętacie to? Kiedy grupa zaczyna pomagać sobie nawzajem, wyklucza tych, którzy odmawiają pomocy, nieważne, czy są silni, czy słabi. Są wykluczani, dopóki nie nauczą się, że nie mogą przetrwać bez pomocy innych i nauczą się, że jedynym sposobem na to, że inni im pomogą, jest to, że oni pomogą innym. Kolejność ma znaczenie. Kolejność ma znaczenie.

Właśnie pomyślałem o czymś, co jest wszechobecne w naszym cyfrowym świecie. Kolejność ma znaczenie. Mówcie szczerze o tym, czego chcecie. Nie róbcie rzeczy dla ludzi, kiedy czegoś od nich chcecie. Po prostu poproście ich o to, czego od nich chcecie.

I dam wam jeden przykład. To zabawny przykład. Wszyscy otrzymaliśmy maile, które brzmią tak: „Drogi Simonie – cóż, nie dostalibyście maila zaczynającego się zwrotem „Drogi Simonie”, ale ja tak.

„Drogi [wstaw swoje imię]”. „Drogi Simonie, nie widziałem Cię od lat, mam nadzieję, że masz się dobrze. Gratuluję ci wszystkiego, czym się zajmujesz. To naprawdę niesamowite. Powinniśmy kiedyś pójść na kawę. Gdybyś mógł oddać mi przysługę i zagłosować na mnie na tej stronie; mam nadzieję, że wygram nagrodę w wysokości tysiąca dolarów za mój projekt, bla, bla, bla. Mam nadzieję, że masz się dobrze. Do usłyszenia wkrótce, Kenny.”

Każdy z nas otrzymał takiego maila. Jak na niego odpowiedzieć? Pff, pff. Co się stanie, jeśli otrzymacie ten sam mail, który brzmi tak:

„Drogi Simonie, mam nadzieję, że mógłbyś zagłosować na mnie na tej stronie. Próbuję wygrać nagrodę w wysokości tysiąca dolarów za mój projekt. Nie widziałem Cię od lat, mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Gratuluję ci wszystkiego, czym się zajmujesz. Powinniśmy kiedyś pójść na kawę. Dzięki, Kenny”?

Brzmi zupełnie inaczej.

Innymi słowy, kiedy wiemy, dlaczego wysyłasz maila i ten powód zostaje wspomniany na samym początku, ma to niezwykły wpływ. Wiemy, że te wszystkie uprzejmości to tylko podlizywanie się nam w celu przejścia do tego, czego chcą. Lecz jeśli od razu mówisz, czego chcesz, jesteśmy ci bardzo wdzięczni za te uprzejmości, prawda?

To samo dzieje się w kontaktach międzyludzkich. Nie dawaj komuś filiżanki kawy, jeśli potrzebujesz przysługi w zamian. Po prostu poproś go o przysługę. To buduje zaufanie.

„Nie mogę ci zaufać za każdym razem, gdy robisz dla mnie coś miłego. Myślę, że po prostu chcesz czegoś ode mnie. Nie zaufam ci.” Właśnie to robią nam firmy, tak? „Cóż, my zrobiliśmy to dla ciebie, dlaczego ty nie zrobisz tego dla nas?”. To tak nie działa. Hojność, schylanie się, aby podnieść gazety, trzymanie otwartych drzwi dla kogoś, to nie oczekiwanie niczego w zamian. Nigdy. Nie dajesz. Tak właśnie dzieje się w nowej firmie. Nowa firma jest zbudowana w oparciu o relacje. I tak budujemy relacje, budujemy relacje, budujemy relacje, aż do momentu, kiedy czujemy się komfortowo, aby poprosić o określoną sprawę.

Innymi słowy, „zaprzyjaźniłeś się ze mną tylko do momentu, w którym poczułeś, że opuszczę gardę i będziesz mógł mnie o coś poprosić? Przez cały czas tylko czekałeś na ten moment?” To nie działa w ten sposób. Jeśli faktycznie chcecie budować relacje, budujecie je nie chcąc niczego w zamian. I w ten właśnie sposób budujecie zaufanie.

Chcecie wiedzieć, dlaczego żołnierzy piechoty morskiej dali mi ten niesamowity dostęp? To znaczy, dosłownie, powiedzieli mi: „Simon, pozwolimy ci zobaczyć wszystko co chcesz. Pozwolimy ci zrobić wszystko, co chcesz”. Przeszliśmy obok znaku, na którym napis brzmiał następująco: „Żadnych obserwatorów, żadnych cywilów poza tym punktem”, a ja pytam: „Mogę robić zdjęcia?”. A oni na to: „Śmiało”. Powinniście zobaczyć niektóre z tych zdjęć. Są niewiarygodne. Np. stoję na wprost, a żołnierze idą na mnie. Przechodziliśmy ciężką próbę, a oni czołgali się w błocie i czołgali się pod drutem kolczastym. A ja (…) Nie żartuję.

Niespotykany dostęp, którego zazdrościliby mi dziennikarze. Wiecie, dlaczego mi go dali? Bo przez cały ten czas, kiedy odwiedzałem żołnierzy piechoty morskiej i miałem z nimi spotkania, nigdy o nic nie prosiłem. Niczego nie chcę i nie mam nic do sprzedania. Po prostu pojawiam się i mówię: „Czego potrzebujecie; jak mogę pomóc?”. I w pewnym momencie, kiedy zadzwoniłem i powiedziałem „Potrzebuję małej przysługi” – wiedzą, że nie czekałem na przysługę; teraz przyszedł czas, że potrzebuję od nich drobnej przysługi – oni na to: „Oczywiście, czegokolwiek potrzebujesz”.

Nazywa się to relacje międzyludzkie. Firmy nie robią interesów z firmami. Ludzie robią interesy z ludźmi. Twoja firma nie pozyskała IBM jako klienta. Ktoś, kto lubi kogoś, powiedział, że cię zatrudni, a jeśli im się nie spodobałeś, to po prostu grają w ruletkę, podczas gdy my obstawiamy, że to się uda. To są te słabe relacje.

– Jak sobie poradzić w sytuacji, kiedy twój szef jest palantem lub tego nie rozumie?

Simon Sinek: Im więcej dajemy, tym bardziej inspiruje to innych do dawania. Lecz im bardziej samolubni jesteśmy, tym bardziej samolubni stają się inni wokół nas. A więc są to organizacje, w których całkowicie dominuje samolubne zachowanie, więc widzimy efekt szczątkowy, czyli to, że podejmują decyzje, które ostatecznie nas wykańczają. Niszczą naszą gospodarkę z powodu swojego samolubnego zachowania. Wiemy, że tak właśnie się dzieje. Wygląda to tak samo w polityce.

A odpowiedź brzmi: nie przejmuj się tym. Wiem, że to brzmi głupio. Twoje pierwsze pytanie brzmi: czy rozmawiam z nimi o tych sprawach? Będę rozmawiał z każdym, kto będzie chciał słuchać. Jednakże nie rozmawiam z ludźmi, którzy nie chcą słuchać. Dobra wiadomość jest taka, że jest kilka dobrych dusz. Niektórzy z nich, nawrócili się, a byli draniami, którzy wierzyli w zwalnianie ludzi i udupianie ludzi, by rozwinąć swoją karierę. I nagle coś się dzieje. Niedawno poznałem pewnego faceta, który był wysokiej rangi kierownikiem w bardzo dużej firmie i coś się stało, uderzył się w głowę czy coś w tym stylu, i uświadomił sobie „Jasna cholera, muszę dbać o ludzi”. Zaczął mieć obsesję na tym punkcie i zaczyna nadstawiać karku. A my po prostu potrzebujemy takich orędowników, którzy będą rozsiani po okolicy. I to jest to, co robię.

Roman Kluska: Etyka czynnikiem sukcesu w biznesie

Im bardziej rozpowszechniam to przesłanie, tym bardziej jest ono podobne do tego co widzimy w filmach animowanych, coś w rodzaju Hall of Justice, tzn. przesłanie idzie w świat, a oni wszyscy, gdziekolwiek są, podnoszą głowy. To coś tego rodzaju.

Im więcej o tym mówimy, tym więcej tego przesłania wdrażamy w naszej pracy. Bo nie zapominajcie, że pomożecie komuś, kto wraca do domu i czuje się dobrze, a jego/jej mąż lub żona pracuje w banku. Będą rozmawiać na temat tego, jak bardzo by chcieli i to może zainspirować tę osobę. To co robicie ma te wszystkie resztkowe wpływy, których tak naprawdę nie znamy.

To jest właśnie zabawna rzecz związana z Internetem – jesteśmy z niego tak dumni, bo dzięki niemu możemy wszystko zmierzyć. Nie, nie możecie. Możecie zmierzyć tylko jedną warstwę. Na przykład pytasz: „Simon, jaki masz odzew na to, co robisz?”. Odpowiedź brzmi: „Nie wiem”. Wiem, że zajmie mi to więcej niż tydzień, ale nie zajmie mi to 7 lat. Jednak nie wiem, kiedy to się stanie i nie wiem, jak do tego dojdzie. Jedyne co mogę zrobić, to robić to. Lecz nie mam pojęcia jak i kiedy.

I tak na przykład, mogę ocenić sprzedaż książki, mogę ocenić liczbę wejść na stronę, mogę ocenić ile osób obejrzało wykład na platformie TED i wszystkie te rzeczy, ale nie mogę ocenić tego, że po projekcji mojego wykładu z TED w sali z 50-cioma osobami, jedna z tych 50 osób nie kupi książki, nie obejrzy wykładu z TED, nie zrobi nic, ale wyjdzie i zrobi coś dobrego dla kogoś innego. Nie mam sposobu na to, aby to ocenić.

Tak więc jesteśmy naprawdę dumni z Internetu i jego zdolności do mierzenia wszystkiego, ale teraz mierzymy jedynie jedną warstwę, gdzie kiedyś nie mierzyliśmy żadnych warstw. To sposób w jaki działają ludzie. To pajęczyna. To tworzy sieć. A więc odpowiedź brzmi: nie przejmujcie się nimi. Nie przejmujcie się nimi.

Martwcie się o ludzi, o których możecie się troszczyć, którym możecie dać coś od siebie. A kiedy osiągniemy masę krytyczną w społeczeństwie, to się przechyli. A jeśli mi nie wierzycie, to powiem wam, że powodem, dla którego teraz wygląda to tak jak wygląda, jest to, że przechyliło się to w złą stronę. Nie było czegoś takiego jak masowe zwolnienia, jako strategia biznesowa, przed okresem lat 80. Po prostu tego nie robiono. Robiono to tu i ówdzie, ale nie była to strategia.

Pomysł wykorzystania zwolnień do zbilansowania ksiąg jest stosunkowo nowym zjawiskiem, które pojawiło się wraz ze wzrostem samolubstwa w okresie boomu lat w okresie popularności mantry Gordona Gekko, „Greed is Good [Chciwość jest Dobra]”, w latach 80., prawda?

Był to również ten sam okres, lata 80., kiedy została wysunięta teoria nt. wartości dla akcjonariuszy, ponieważ wszyscy ci ludzie kupowali duże firmy i wprowadzali do nich profesjonalnych menedżerów, by prowadzili oni firmy, które kupili, w które zainwestowali. I mieli pewien problem, a mianowicie to, że ci profesjonalni menedżerowie byli opłacani przez firmę i dbali oni o pracowników i klientów.

Tak więc inwestor zapytał: „Jak będziemy chronić nasze inwestycje?”. „Mamy pomysł. Damy im udziały w firmie i będziemy dawać im premie w oparciu o wyniki”. I tak doszło do zmiany, w której dyrektorzy generalni zaczęli bardziej dbać o inwestorów i przestali dbać o klientów i pracowników.

To były teorie wprowadzone przez pewnego profesora z Harvardu w latach 80. Możemy to przesunąć w drugą stronę. Możemy to przesunąć w drugą stronę. Niedawno – która to była firma? Jeden z dużych banków, gdzie akcjonariusze (…) Citibank! Citibank! No tak, to był Citibank. Akcjonariusze zagłosowali, większość akcjonariuszy zagłosowała przeciwko wysokiemu pakietowi wynagrodzeń. To bezprecedensowe. To się nigdy nie zdarzyło, nawet w ciężkich czasach, nawet kiedy firma robi to.

Sytuacja, w której akcjonariusze zatwierdzają premię w wysokości 15-stu milionów dolarów dla dyrektora generalnego nie jest czym nadzwyczajnym. Głosowali przeciwko! Nie jest to wiążące, ale to sygnał ostrzegawczy, który mówi, że akcjonariusze chcą teraz, abyś był premiowany, jeśli zrobisz coś dobrego dla innych, nawet jeśli ci inni to my. Chodzi o to, że to zaczyna pękać. Zatem wsadźmy palec w to pęknięcie. Upewnijmy się, że będzie pękać. To jedyny sposób, by ją odchylić.

Pytanie brzmiało: czy mogę mówić o świętowaniu osiągnięć, jednocześnie prosząc o więcej. Przeprowadzono więc badania na dzieciach, które są naprawdę bystre, np. starsze, uzdolnione klasy. Dlaczego jest tak, że jak jesteś bystry, to jesteś uzdolniony, a jak jesteś głupi, to jesteś wyjątkowy? Dlaczego tak jest? Przez całe życie mówiono mi, że jestem wyjątkowy, ale nie uzdolniony.

Zbadali uzdolnione dzieci, którym ciągle mówiono „jesteś naprawdę dobry; och dzięki, wiedziałem, że sobie poradzisz; och, jesteś naszym najlepszym pracownikiem; jesteś naszym najlepszym uczniem; jesteś niesamowity”. W późniejszym życiu ci ludzie tak naprawdę cierpią, ponieważ bardzo boją się podjąć ryzyko, ponieważ bardzo boją się stracić swoją pozycję, jeśli chodzi o obowiązki, ok?

Dzieci, które są w pewnym sensie bardziej przeciętne, które ciągle są nagradzane nie za swoje osiągnięcia, ale za swój wysiłek, wielki wysiłek – „Jestem naprawdę dumny z tego, jak bardzo się poprawiłeś” – jak odkrywają naukowcy w tym badaniu, radzą sobie bardzo dobrze w życiu, ponieważ w ich przypadku nie ma osiadania na laurach, zawsze jest więcej wysiłku.

A więc chcecie nagrodzić i docenić ich wysiłek, nawet jeśli nie osiągną celu. To program DELTA. Jednak w tym samym czasie, jeśli się cofnie, powiecie „Stary, co się z tobą dzieje”? Nie powinniśmy dawać kotylionów każdemu, kto bierze udział w zawodach, ponieważ w ten sposób uczymy ludzi, że jeśli nic nie zrobią, to dostaną medal. A najzabawniejsze jest to, że tworzymy pokolenie, które czuje się bardzo puste. I to poczucie [uprawnienia] posiadania prawa do zrobienia czegoś, to, że ludzie narzekają na gen-Y, ta roszczeniowość jest równoznaczna z twierdzeniem „Nie czuję, że cokolwiek osiągnąłem”.

Zabawny fakt na temat istot ludzkich jest taki, że czujemy się spełnieni, kiedy poświęcamy energię i czas i docieramy do celu. A im więcej energii i czasu musimy ścierpieć, zwłaszcza jeśli cierpimy razem i gdzieś dochodzimy, tym bardziej jest to dla nas przytłaczające.

Pomyślcie o najlepszych pracach, jakie kiedykolwiek wykonywaliście. Czy był to najlepszy projekt? Czy były to najlepsze wyniki, jakie firma osiągnęła dzięki twojemu projektowi? Czy może był to projekt z piekła rodem? Pracowaliście razem i wyszło wam to bokiem. Dotrzymaliście terminu i myślicie sobie „To było niesamowite”.

To były piekielne projekty, to były rzeczy, w których musieliśmy starać się bardziej, robić rzeczy dla siebie nawzajem, rzeczy, o których zrobieniu nie myśleliśmy. „Pakowałem paczki, robiłem rzeczy, które nie powinni robić projektanci.” To jest to, co to wytwarza. Tak więc chodzi o pomiar i nagrodę za dotarcie do celu. Wyobraźmy sobie, że stoimy w dużym pustym pokoju.

Stoimy w jednym rogu, a ja wydaję wam proste polecenie. Chcę, żebyście poszli do tego rogu w linii prostej. Ruszajcie! To nic wielkiego, prawda? Nie mówiąc wam, podsuwam przed was krzesło. Co robicie? Obchodzicie krzesło dookoła. Właśnie zlekceważyliście to, co kazałem wam zrobić. Kazałem wam iść do tego rogu w linii prostej. Lecz to jest właśnie niesamowita rzecz w ludziach, że kiedy mamy jasno określony cel, używamy naszej własnej kreatywności, naszego poczucia innowacyjności i naszych zdolności rozwiązywania problemów, aby pokonać przeszkody i dotrzeć do celu. Innymi słowy, cel jest ważniejszy niż trasa. Jesteśmy elastyczni w kwestii trasy, mamy obsesję na punkcie miejsca docelowego.

Startujemy ponownie.

Stoimy razem w kącie i daję wam proste polecenie: „Idźcie do jakiegoś miejsca w tej sali w linii prostej”. Pytacie: „Dokąd mamy iść?”. A ja na to: „Nie wiem. Jesteście bystrzy, wymyślcie coś”. „Idźcie w linii prostej.” Wybieracie więc punkt i zaczynacie iść. Nie mówiąc wam o tym, postawiłem przed wami krzesło. Co robicie? Zatrzymujecie się. Pytam: „Po co się zatrzymaliście?”. A wy na to: „Bo postawiłeś przede nami krzesło”. Albo zrobicie nagły zwrot i idziecie w innym kierunku. I to jest właśnie problem. To ta sama przeszkoda.

Różnica polega na tym, że kiedy macie jasny cel, jasne miejsce przeznaczenia, przeszkody stają się łatwe do pokonania. Kiedy nie macie jasnego celu, ciągle się zatrzymujecie.

W naszych firmach liczymy kroki, które stawiamy na trasie, ale nigdy nie patrzymy na cel. Firma mówi więc: „Zarobiliśmy w tym roku milion dolarów, a planowaliśmy zarobić tylko osiemset tysięcy. Zrobiliśmy 10 kroków, a planowaliśmy zrobić tylko 8″. Dokąd zmierzasz? Nie mam pojęcia. Liczymy kroki.

Chodzi więc o to, że ludzie chcą czuć, że wysiłek, który w coś wkładają, rzeczywiście dokądś zmierza. Dlatego udany pomiar, udane rozpoznanie nie dotyczy tylko kroków, które stawiacie, nie dotyczy tylko wysiłku, ale tego, że wysiłek, który w coś włożyliście, przybliżył nas do miejsca, do którego staramy się dotrzeć. I to dostanie się tam powinno być jakimś szalonym ideałem.

Moim ideałem jest życie w świecie, w którym zdecydowana większość ludzi budzi się każdego ranka zmotywowana do pójścia do pracy i spełniona dzięki pracy, którą wykonują. A kilka miar, których używam, to czy książka się sprzedaje – a tak nawiasem mówiąc, ludzie pytają mnie, ile ich sprzedałem, a ja nie mam pojęcia. Nigdy nie pytałem o to wydawcy, bo mnie to nie obchodzi.

Naprawdę nie dbam o to, ile ich sprzedałem. To, co mnie obchodzi, to rankingi Amazona i to, że są one jednostajne lub idą w górę, a nie spadają, bo to oznacza, że inni ludzie są nią zainteresowani, bo ja nie mam publicysty, nie mam strategii marketingowej, nie zatrudniłem żadnej z tych firm, żeby sprzedała książkę za mnie. A powodem jest to, że nie jestem zainteresowany sprzedażą książki, jestem zainteresowany rozpowszechnianiem idei. Zatem używam tego jako wskaźnika, który pomaga mi zrozumieć, czy maszeruję w tym kierunku. Zastanawiam się czym im więcej propaguję to przesłanie, to czy bardziej rozbrzmiewa ono echem. Zatem macie kilka takich niedoskonałych pomiarów, które pomagają ci zrozumieć, czy idziesz naprzód. Tak więc to nie tylko wielki wysiłek – „Patrzcie, co osiągnęliście” – bo to właśnie robimy w tej chwili.

„Naszym celem jest zwiększenie przychodów ze sprzedaży o 50 milionów dolarów.” Z jakiego powodu? Musimy znać cel, a potem mówimy: „Niesamowite! Tak bardzo przybliżyłeś nas do celu”. A jeśli pójdziemy w prawo, to dlatego, że pokonaliśmy przeszkodę. Gdybyśmy nie poszli w prawo, utknęlibyśmy w tym miejscu na zawsze.

Dziękuję! Nie zawsze są to linie proste. Nie zawsze są to linie proste, ale prowadzą w jednym kierunku. Bardzo, bardzo dziękuję.

 

Życiowa rada Simona Sineka która zmieni Twoją przyszłość [napisy PL]